sobota, 31 grudnia 2022

,,Oko snajperki" Kate Quinn

Tytuł oryginału: The Diamond Eye

 ,,Oko snajperki" to kolejna porywająca książka Kate Quinn, której bohaterką jest kobieta postawiona naprzeciw straszliwym wydarzeniom i pokazująca swoją siłę i hart ducha. Tym razem jest to radziecka studentka historii, bibliotekarka Mila Pawliczenko, która w obliczu ataku III Rzeszy na Związek Radziecki na bok odkłada książki i karierę naukową, zamiast tego bierze do ręki karabin i zostaje jedną z najbardziej skutecznych snajperek. Jej sukcesy i osiągnięcia zostają wykorzystane do działań propagandowych. Razem ze specjalną delegacją zostaje wysłana na tournee do Stanów Zjednoczonych by tam zabiegać o poparcie Amerykanów i przekonać ich do otwarcia drugiego frontu w Europie.

Zaskakujące jest to, że Mila Pawliczenko jest postacią historyczną. Z pewnością żyła, z pewnością cieszyła się sławą skutecznej snajperki, która miała na koncie ponad 300 trafień. Co jednak było prawdą a co radziecką propagandą? Dziś już tego chyba nie rozstrzygniemy. Jednak na podstawie faktów historycznych postała fascynująca, napisana z rozmachem powieść o miłości i przyjaźni w trakcie najkrwawszej z wojen. Po raz kolejny Quinn wyciągnęła na pierwszy plan kobiety, pokazując ich rolę i doceniając odwagę. Mila nie jest także typową bohaterką, nie zabiega o sławę, nie dąży do zaszczytów. Swoje działania podporządkowuje obowiązkowi względem kraju, rodziny oraz towarzyszy broni. Niezwykłe jest, że nawet w obliczu krwawych starć, dramatycznych wydarzeń nadal pozostaje przede wszystkim matką, przyjaciółką czy kochanką. Bycie najskuteczniejszą snajperką nagle odchodzi w cień.

Czytając ,,Oko snajperki" miałam spory dylemat moralny. Powieść koncentruje się na okresie II wojny światowej gdy podziały polityczne były zupełnie inne niż obecnie. Świat miał innych wrogów i gdzie indziej przebiegała granica związków i układów. Jednak pewne rzeczy się nie zmieniły. Stany Zjednoczone stoją gdzieś z boku i przyglądają się wykrwawiającej się Europie. Zaatakowane kraje ruszają w trasę by zdobyć poparcie i wołać o pomoc. Czy nie dokładnie to samo obserwujemy dzisiaj? Czy nie to samo robi Ukraina zaatakowana przez Rosję? Mimo, że pewne rzeczy się zmieniły, doszło do znaczących przetasowań, to nadal są rzeczy stałe i niezmienne. I mimo, że ,,Oko snajperki" to porywająca powieść, napisana z ogromną dbałością o szczegóły, posiadająca bohaterów zapadających w pamięć to jednak kontekst może przytłoczyć. Z pewnością nie da się przejść obok niej obojętnie! Polecam!

piątek, 30 grudnia 2022

,,A song for you. Moje życie z Whitney Houston" Robin Crawford

Tytuł oryginału: A Song For You. My Life With Whitney Houston

 Muzyka Whitney Houston to moje dzieciństwo i wczesne lata nastoletnie. Tylko, że ja i moi rówieśnicy poznawaliśmy Whitney nie tylko dzięki genialnym piosenkom ale także przez pryzmat jej burzliwego związku z Bobbym Brownem. Kolejne doniesienia o awanturach, pobiciach, uzależnieniach odsuwały w cień wszystko inne. Gdzieś coraz bardziej umykała dziewczyna z promiennym uśmiechem, która w latach osiemdziesiątych zawładnęła sercami słuchaczy i osiągnęła coś o czym inni mogli tylko marzyć i która przetarła szlaki dla wielu czarnoskórych artystek.

Robin Crawford to nazwisko, którego zupełnie nie kojarzyłam w kontekście Houston. Ale przełom lat 90 i dwutysięcznych, gdy zasłuchiwałam się w jej piosenkach to chyba jeden z bardziej burzliwszych okresów. Brown i Houston pojawiali się na nagłówkach tylko w kontekście kolejnych zerwań, powrotów, awantur i narkotyków. Crawford, najstarsza i najwierniejsza przyjaciółka, zeszła na dalszy plan a plotki o ich homoseksualnej relacji, zeszły wreszcie na dalszy plan.

 Crawford chce opowiedzieć o swoim życiu ale tym prowadzonym równolegle do życia Whitney i dlatego zaczyna swoją opowieść mniej więcej w tym samym okresie gdy się poznały jako nastolatki. I praktycznie na samym początku rozwiewa wszelkie plotki, domysły i niedopowiedzenia. Tak, ona i Whitney miały romans. Były sobie bliskie nie tylko jako przyjaciółki ale także jako partnerki i kochanki. Czy to było tylko nastoletnie poszukiwanie siebie? Okres eksperymentów? Chyba nigdy nie poznamy jednoznacznej odpowiedzi bo Houston wkrótce po tym zaczęła swoją wielką drogę do świetlanej kariery i musiała wyprzeć się samej siebie.

Nie chcę tutaj streszczać czy opisywać o czym jest to opowieść. Bo właściwie to dwie równoległe historie: Robin i Whitney. Dopóki biegły razem i się przeplatały można mówić o pewnej równowadze i szczęściu. Gdy zaczęły się rozdzielać (a nastąpiło to bardzo szybko) to o ile jedna była wyboista, pełna wzlotów i upadków to jednak biegła w jakimś kierunku; to druga okazała się dramatycznym spadaniem w dół. Przejmujące i przerażające jest to jak bardzo Whitney była okradana z siebie, swoich pieniędzy, swojego czasu, energii i talentu. Pasożytowano na niej, karmiono ją narkotykami i zmuszono do rezygnacji z siebie i swoich marzeń, właściwie od samego początku jej kariery. Nie była traktowana jak osoba ale rzecz, narzędzie do produkcji pieniędzy. Jej ogromny talent został zniszczony i zmarnowany. A najstraszliwsze i wywołujące ciarki na plecach jest to, że nie znalazła się ani jedna osoba, która by próbowała to radykalnie powstrzymać. Robin próbowała ale została skutecznie odsunięta.

Crawford nie opowiada tylko o Whitney ale także o sobie i swojej drodze. To opowieść o zmianach jakie zaszły  w społeczeństwie na przestrzeni lat. To opowieść o rasizmie, poszukiwaniu samej siebie, o zmianach jakie zaszły w stosunku do osób chorych na AIDS czy homoseksualnych, o uzależnieniach. Właściwie wszystkiego tego musiała doświadczyć na swojej skórze. Po kolei traciła bliskich, przyjaciół i uczyła się co jest w życiu najważniejsze.

,,A song for you" to nie jest typowa biografia. Nie jest to także pośmiertna laurka. To książka smutna, poruszająca i dająca wiele do myślenia. Chyba inaczej teraz będę patrzeć na Whitney. Już nie będzie tylko genialną piosenkarką ale przede wszystkim strasznie skrzywdzoną kobietą. Jest to także książka o przyjaźni, która nie uzdrawia, nie zwycięża wszystkiego, nie przenosi gór. Czasem nawet największa, najszczersza przyjaźń musi się poddać i przyznać, że nie zło jest silniejsze. Pozostaje wtedy tylko smutek i garść dobrych wspomnień. 

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Agora SA!

środa, 28 grudnia 2022

,,Mój książę" Julia Quinn

 


,,Mój książę" to rozpoczęcie serii romansów historycznych, w których kolejno bohaterami są członkowie licznego rodzeństwa Bridgertonów. Chyba dawno żadne romanse historyczne nie zyskały takiej popularności jak tak, dzięki serialowi na platformie streamingowej. Przyznaję, że sama dawno temu wpadłam na kilka tomów tej serii ale nigdy nie czytałam jej we właściwej kolejności i ze świadomością jakie są powiązania pomiędzy poszczególnymi postaciami. Teraz postanowiłam to nadrobić i zacząć jak trzeba od pierwszego tomu.

Serię rozpoczyna opowieść o Daphne. Sympatycznej, dobrze wychowanej pannie, czwartej w kolejności z rodzeństwa, która notuje kolejny sezon w Londynie i nadal nie może znaleźć właściwego męża. Nie to, że nie jest popularna czy za bardzo wybrzydza. Potencjalni kandydaci traktują ją bardziej jak koleżankę, miłą towarzyszkę rozmów niż realną kandydatkę na żonę. Wszystko się zmienia gdy do miasta wraca po kilkuletniej podróży nowy książę Hastings. Simon nie chce żony i nie chce być atakowany przez zdesperowane córki i ambitne matki. Razem z Daphne zawierają układ, który ma przynieść korzyści im obojgu. Jednak jak to w romansach bywa, ich własna intryga obraca się przeciwko nim i znajdują coś czego żadne z nich się nie spodziewało.

,,Mój książę" właściwie w niczym nie odbiega od schematów, do których przyzwyczaił nas ten gatunek literacki. Główna para jest oparta na sprzecznościach i to właśnie ona będą magnesem, który przyciąga bohaterów do siebie. Muszą pokonać kilka przeciwności losu, zmierzyć się z własnymi lękami i demonami przeszłości by na koniec z mocą móc pokazać, że miłość zwyciężyła. Zdecydowanym plusem tego wydania jest epilog, który pokazuje losy głównych bohaterów za kilkanaście lat. Bardzo przyjemne ponowne spojrzenie za zasłonę i zobaczenie, że nadal tam jest miło i kochająco.

Chyba nie mogę powiedzieć, że ta powieść czymkolwiek się wyróżnia na tle innych (oprócz hitowej ekranizacji). Jest schematyczna ale przyjemna, przewidywalna ale urocza, romantyczna i banalna. Czyli ma właściwie wszystko czego się od niej oczekuje by uprzyjemnić grudniowy wieczór.

piątek, 16 grudnia 2022

,,Emma i ja" Elizabeth Flock

 

Tytuł oryginału: Me & Emma

Temat przemocy w stosunku do dzieci jest chyba najgorszym z możliwych. I wcale nie mam tutaj na myśli jakości pisarstwa. Bo nie ważne czy książka jest dobra czy zła, czy lepiej czy gorzej napisana. Zawsze przypomina, że gdzieś tam na świecie dzieje się krzywda jakiemuś dziecku i ktoś na to nie reaguje. Nie da się do tego podejść na spokojnie, trudno jest powiedzieć sobie, że to tylko fikcja literacka i spokojnie odłożyć książkę na stolik. Zawsze pojawia się niepokój.

I właśnie przemoc wobec dzieci jest głównym tematem powieści ,,Emma i ja". Główna bohaterka, Carrie, to nad wiek dorosła ośmiolatka, która mieszka z mamą i ojczymem oraz młodszą siostrą Emmą. Ojciec dziewczynek zginął kilka lat wcześniej, jako ofiara napadu. Po jego śmierci, niezaradna życiowo matka związała się z człowiekiem, który miał jej i dziewczynkom zapewnić środki do życia. Ojczym okazał się jednak człowiekiem leniwym, okrutnym, skorym do przekrętów, niebędącym w stanie utrzymać żadnej pracy i o swoje niepowodzenia obwiniającym innych. Własne frustracje, niepowodzenia i gniew wyładowuje na tych, których ma najbliżej. Przemoc narasta by w końcu doprowadzić do tragedii oraz zaskakującego finału.

Obserwacja tragedii rodzinnej z perspektywy dziecka jest szczególnie bolesne i trudne. Carrie próbuje łagodzić to co się wokół niej dzieje ale działa efekt przeciwny i wszystko napiera mocniejszego efektu. Przez czytelnika przetacza się cała gama emocji: bezradność, że tylko może być biernym obserwatorem, gniew na niezaradność, oziębłość i bezradność dorosłych, niedowierzanie, że nikt nic nie widział i nie zareagował. Carrie próbuje sobie radzić na tyle, na ile umie. Chce znaleźć trochę spokoju i radości z dzieciństwa dla siebie i siostry. Ale jest bezustannie odzierana nawet z tej namiastki. To sprawia, że już od pierwszych stron czujemy jej bezradność i nienawiść do ojczyma i wiemy, że to musi zakończyć się źle. Jak na szpilkach czeka, niestety, się na dramat, którym musi się rozegrać.

Trudno ocenić powieść. Może i jest w pewien sposób schematyczna i przewidywalna ale równocześnie uwalnia całe morze przemyśleń i emocji. Burzy spokój i pokazuje świat, o którym najchętniej byśmy zapomnieli. Mimo, wszystko jest bardzo mocna i dobitna. I dlatego warto po nią sięgnąć. Polecam!

środa, 14 grudnia 2022

,,Wiara skazanych" Katarzyna Borowska


Więzienie to chyba ostatnie miejsce, które może kojarzyć się z wiarą. Przemoc, nienawiść, zło, poczucie beznadziei, kara czy w ostateczności sprawiedliwość. To zdecydowanie bardziej są pierwsze skojarzenia. Zupełnie nie bierze się pod uwagę, że w więzieniu może być też miejsce na wiarę i Boga.

,,Wiara skazanych" to druga część tryptyku Katarzyny Borowskiej. Zamysł całości odnosi się do trzech cnót boskich: wiary, nadziei i miłości. Miłości poświęcona była pierwsza część, a druga, którą właśnie miałam przyjemność przeczytać, odnosiła się do wiary. Trzecia o nadziei jest w przygotowaniu.

Autorka próbuje pokazać więzienie, skazanych i ludzi tam pracujących z zupełnie innej strony niż ta, którą znamy z utartych stereotypów. Chce je przełamać. Przybliża historie kilku osób (zarówno więźniów jak i pracowników więzienia jak i osób, które podjęły się posługi). Dla nich uwięzienie stało się okazją by się nawrócić, znaleźć Boga a nawet spróbować zmienić swoje życie. Są to historie trudne ale zarazem poruszające. Dotykają wielu bardzo delikatnych aspektów życia. Więźniowie bardzo otwarcie mówią o tym co doprowadziło ich za kraty, o wszystkich co zrobili złego. Szokujące w porównaniu z tym jest wyznanie co doprowadziło do nawrócenia. Najczęściej wcale nie było to żadne spektakularne wydarzenia. Raczej (posługując się metaforą) była to kropla tocząca skałę. Otwarcie, bez niepotrzebnego patetyzmu, bardzo prosto i zwyczajnie mówią też o tym co zmieniło się w ich życiu i dlaczego wiara jest dla nich ważna.

Chyba najbardziej zaskoczyło mnie to jakie nastawienie ma  otoczenie do osób przyznających się do wiary w Boga w więzieniu. To zaskakujące ale jest to bardzo oczywiste i akceptowane. Środowisko, które kojarzy się ze złem, przemocą czy bezprawiem przyjmuje ze zrozumieniem Boga i pozwala mu być tam gdzieś pomiędzy. Jest to szokujące i zastanawiające bo czasem na wolności nie czuć aż takiej swobody.

Wszystkie rozmowy i historie, które się z nich wyłaniają zapadają w pamięć bo bardzo odbiegają od tego co (niestety) znamy z codziennej, często powierzchownej religijności. To wywiady bardzo autentyczne i pełne żarliwości, udowadniające, że Bóg działa nawet tam gdzie człowiekowi jest trudno dotrzeć. Dlatego tym większy jest mój podziw dla ludzi, który decydują się iść do więzienia i głosić wiarę skazanym. A z takimi ludźmi także rozmawia autorka i pokazuje jak wielka siła drzemie w niepozornych osobach. Polecam!

niedziela, 11 grudnia 2022

,,La Santa Muerte" Tomás Prower

 

Kilka lat temu czytałam książkę ,,Santa Muerte. Święta Śmierć" R.Andrew Chesnut. I przyznaję, że wtedy zaintrygował mnie kult Santa Muerte i cała ideologia, którą jest otoczony. Tajemnica, mistyka, tradycja katolicka pomieszana z pierwotnymi wierzeniami. Z punktu widzenia antropologicznego czy socjologicznego jest to niezwykle ciekawe zjawisko. Więc chyba nie dziwi, że gdy dowiedziałam się, że na rynku polskim pojawia się kolejna pozycja poświęcona właśnie temu tematowi to MUSIAŁAM ją przeczytać. Kupiłam, przeczytałam i jestem bardzo rozczarowana. Spodziewałam się rozwinięcia tematu, który rozpoczął R.Andrew Chesnut. Chciałam ciekawego spojrzenia na folklor latynoski (bo tylko tym jest dla mnie ideologia Santa Muerte) a dostałam jakiś specyficzny katechizm i poradnik magiczny(?).

,,La santa muerte" autortwa Tomasa Prowera nie jest niczym innym niż pewną formą agitacji i wprowadzenia nowych członków w ruch. Bardzo mało tutaj jakiegokolwiek kontekstu czy zanurzenia społecznego. Autor jest wyznawcą ruchu i w swojej publikacji chce stworzyć swoisty katechizm ruchu. Opisuje zachowania, modlitwy, rytuały ale nie robi tego obiektywnie i z boku. On w to wierzy, to robi i to próbuje przekazać czytelnikowi.

Wydaje mi się, że mogę czytać wszystko. Jestem otwarta na wiele i lubię czytać o rzeczach nawet odległych mi poglądowo. Jednak nie lubię gdy ktoś na siłę przekazać mi swoje zdanie a dokładnie tak się czułam czytając tę książkę. Może nie jestem docelowym czytelnikiem, bo santa muerte interesuje mnie tylko jako pewna idea czy zjawisko a nie czynnik jaki chciałabym wprowadzić do swojego życia. Odbierałam tę książkę jako bardzo sekciarską, bardzo mocno starającą się wciągnąć czytelnika w obrzędy. Autorowi zabrakło dystansy, zaprezentował swoje poglądy i próbował wciągnąć w nie czytelnika. Większa część książki to rytuały, magia, modlitwy i próby rzucania czarów. Ja jestem zdecydowanie na nie. Chyba pierwszy raz od dawna tak bardzo pomyliłam się co do książki. Nie polecam a nawet odradzam!

czwartek, 8 grudnia 2022

,,Zew nocnego ptaka" Robert McCammon

 Tytuł oryginału: Speaks the Nightbird

Och, co to była za opowieść! Tak wiem, na pierwszy rzut oka przeraża. Cegła na ponad 900 stron. I pierwsza myśl, że będziemy z tym walczyć długo. Jednak gdy już się zacznie to właściwie nie wiadomo kiedy uciekają strony i koniec przychodzi zdecydowanie za szybko.

,,Zew nocnego ptaka" to powieść, która przypomniała mi dlaczego tak kocham czytać. Potężna, wielowątkowa intryga, nasycona szczegółami, które skąpo udzielane dopiero w finale schodzą się w jedną oczywistą całość. Bohater, młody trochę zarozumiały, ciekawski i niesamowicie bystry chłopak, który nie daje się zwieść pozorom i zadaje mnóstwo niewygodnych pytań, nie raz przy tym pakując się w tarapaty. Dodatkowo zagadki, tajemnice, zabójstwa, nocne wyprawy i przede wszystkim ONA. Kobieta podejrzewana o bycie czarownicą i rzucanie czarów na sąsiadów. Małe miasteczko, zagubione gdzieś na amerykańskim wybrzeżu staje się areną, na której zmierzą się wcale nie nadprzyrodzone siły. To będzie walka na spryt i inteligencję i ... niech wygra lepszy.

,,Zew nocnego ptaka" to Powieść. Historia, która tętni życiem, która pochłania i wciąga. Przygoda, niespodzianka, zwrot akcji czy niebezpieczeństwo wyskakują prawie co stronę. I może w innych przypadkach, szczególnie przy takiej objętości, można by czuć przesyt czy znużenie. Tutaj jednak już w pierwszym rozdziale autor intryguje czytelnika, łapie go w sidła jego własnej ciekawości i trzyma w napięciu aż do ostatniej strony. Powieść umiejętnie łączy w sobie elementy horroru, kryminału, powieści historycznej, powieści przygodowej czy lekkiego romansu. Z każdego gatunku wyciąga to co najlepsze i tylko sprawia, że każdy w niej może znaleźć coś dla siebie. Umiejętnie rozłożone wątki podgrzewają atmosferę i intrygują. Dodatkową zaletą są bohaterowie, prawdziwi z krwi i kości ale równocześnie niejednoznaczni, nie dający się wpisać w żadne schematy, skryci i obciążeni przeszłością, która dochodzi do głosu w najmniej spodziewanym momencie, próbując zaciemnić już i tak bardzo zagmatwany obraz. Przez bohaterów przemawiają też emocje. Zaczynając od tych najbardziej pierwotnych jak zawiść, zazdrość, nienawiść, zemsta, pożądanie aż po te dużo bardziej skomplikowane jak miłość, poświęcenie czy sprawiedliwość. Małe miasteczko i jego mieszkańcy stają się uniwersalnym przykładem społeczeństwa z jego wszelkimi zaletami i wadami.

O tej powieści można by dużo mówić, dużo opowiadać. Ale najważniejsze jest to, że to opowieść, która potrafi porwać i rozpalić wyobraźnię. Oderwać od rzeczywistości. Więc jeśli ktoś dokładnie tego szuka to pozostaje mi tylko powiedzieć: polecam gorąco!

środa, 7 grudnia 2022

,,Misery" Stephen King

Tytuł oryginału: Misery

 ,,Misery" to chyba jedna z bardziej znanych powieści Stephena Kinga. Na pewno ogromną rolę w jej rozpowszechnieniu miała ekranizacja z Kathy Bates. Ja już kilka lat zbierałam się do przeczytania i teraz, gdy w końcu mi się to udało, jestem trochę zaskoczona.

,,Misery" nie jest typowym horrorem. Straszy, przeraża, wywołuje ciarki na plecach ale robi to w bardzo specyficzny sposób. King mocno ograniczył scenę, na której rozgrywa się akcja. Jedno pomieszczenie, dwie postacie i właściwie to w nich ogniskuje się całość. To nie tylko walka na linii Annie Wilkes-Paul Sheldon, to także walka Paul Sheldon- uzależnienia. King nie próbuje straszyć korzystając po elementy z zewnątrz. Nie, on sięga mocno do wnętrza człowieka i wywleka z niego wszystko co to najgorsze i najbardziej przerażające. Demoniczna, była pielęgniarka Annie jest tylko katalizatorem, dzięki któremu w Paulu przełamuje się pewna granica i sięga on tam gdzie nigdy by nie podejrzewał. To bardzo dobrze skonstruowany thriller wyciągający na światło dzienne to co najgorsze, najmroczniejsze, najbardziej zdegenerowane.

,,Misery" jest oszczędna w środki i chyba to najbardziej działa na jej korzyść. Przeraża świadomością, że dokładnie to samo może drzemać w każdym człowieku i tylko czekać na sygnał by się uwolnić. Mówi o pierwotnym czystym złu które wcale nie jest czymś nadprzyrodzonym. To opowieść o brutalności, walce i czystej psychozie. Skontrastowana i uwypuklona dodatkowo przez powieść, którą pisze Sheldon w niewoli. Naiwny i ckliwy ,,Powrót Misery" tylko podkreśla szaleństwo i okrucieństwo rzeczywistości, w której jest pisany.

Zdecydowanie wolę Kinga w takiej wersji. Nie sili się na szokowanie formą, wystarczy, że szokuje i straszy przekazem. Powoli się rozkręca by zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie. Łączy sprzeczności i wyciąga na wierzch to co chciałoby się ukryć. Wywołuje ciarki na plecach, praktycznie z niczego. Jak dla mniej, jest bardzo dobrze. 

p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 0,6 cm - 1,9 cm = 0 cm.     

wtorek, 6 grudnia 2022

,,Jego krwawe zamiary" Graeme Macrae Burnet

 Tytuł oryginału: His Bloody Project

Ta książka zaskakuje już od pierwszych stron. We wstępie autor sugeruje, że są to autentyczne zapiski oskarżonego o morderstwo kilkunastoletniego wiejskiego chłopaka prowadzone w więzieniu, przez autora tylko zebrane i opracowane. I aż do ostatniej strony autor trzyma się tej konwencji. We wstępie, także zdradza finał. Czytelnik nie czeka na zaskakujące rozwiązanie, nie spodziewa się cudu. Wie, że oskarżony został skazany i poniósł karę. Czytelnik w tej powieści ma inne zadanie. Ma obserwować narastające emocje, które finalnie doprowadzają do zbrodni.

Główny bohater to zwykły wiejskich chłopak, syn małorolnego farmera. Inteligentniejszy i bardziej wrażliwy niż sąsiedzi gorzej znosi upokorzenia i dręczenie, którego ofiarami pada cała jego rodzina. Dodatkowe niepowodzenia na gruncie uczuciowym powodują, że narasta w nim gniew, frustracja i nienawiść. Krok po kroku obserwujemy ciąg zdarzeń, mniejszych i większych ataków, upadków, upokorzeń, które zbierają się w większy i znacznie bardziej tragiczny obraz szkockiej wsi w XIX wieku. Obserwujemy bezradność ofiar. Bezradność w obliczu siły, prawa, niezrozumienia, wyobcowania. To wszystko prowadzi do kumulacji emocji, które muszą wybuchnąć.

Druga część powieści to proces sądowy. Prowadzony tendencyjnie, traktujący oskarżonego jak bezmózgie, bezwolne zwierze. Pozbawiony jakiejkolwiek analizy psychologicznej i próby rzeczywistego dotarcia do źródła prawdy. Szokuje w zestawieniu w pierwszą częścią. Jest odarciem bohatera z godności, uczuć i finalnie także z człowieczeństwa. Zostaje mu odebrane każde prawo a on został sprowadzony do roli kukły. Morderczej, krwawej namiastki człowieka.

,,Jego krwawe zamiary" to interesujące studium człowieka zdesperowanego, okradzionego z praw, upodlonego i dręczonego, który zostaje doprowadzony do momentu, w którym nie obowiązują żadne zasady moralne a gniew zasłania wszelki rozsądek. To smutny, bardzo realistyczny, wręcz naturalistyczny obraz nędzy i rozpaczy. Szokują niektóre sceny, poraża brutalność i bezpośredniość. Ale równocześnie rodzi się litość i smutek. Mimo, że wszystko okazuje się fikcją literacką ma w sobie siłę, która wywołuje cały szereg emocji, przemyśleń i refleksji o istocie zła, jego konsekwencjach i gdzie przebiega granica pomiędzy ofiarą a katem. I z pewnością przez dłuższy czas nie da się wyrzucić jej z pamięci.

piątek, 2 grudnia 2022

,,Niedoręczony list" Sarah Blake

Tytuł oryginału: The Postmistress

 II wojna światowa widziana z zupełnie innej perspektywy. Trzy kobiety rozdzielone oceanem i jeden list, który nigdy nie znalazł swojej adresatki. 1940. Frankie jest młodą, ambitną, amerykańską dziennikarką, której głos miliony rodaków słyszą w domach gdy opowiada o sytuacji w wojennym Londynie. To ona pokazuje im świat tak drastycznie różny od tego co znają. Iris - zostaje naczelniczką poczty w małej nadmorskiej miejscowości. To w jej ręce składa list Will - miejscowy lekarz, który po dramatycznych przeżyciach decyduje się zostawić młodą żonę i wyruszyć do Europy by nieść tam pomoc. I wreszcie Emma - żona, przyszła matka, która czeka na powrót męża. Trzy kobiety, trzy różne spojrzenia i wojna, która zmienia bieg wydarzeń.

,,Niedoręczony list" to taka opowieść bez morału i bez składu. Autorka ma pomysł, całkiem niezły ale za dużo próbuje przekazać i w ten sposób wszystko staje się powierzchowne i miałkie. Jest i bombardowany Londyn, ludzie, którzy giną w bezsensowny sposób, wypędzenia i eksodus przez ogarniętą wojnę Europę, tragedie i ,,głosy cieni". I wszystkie te dramaty zestawione są z zwyczajnym, spokojnym życiem gdzieś po drugiej stronie Atlantyku. Tak myśl o zbrodniach nazistów, ich napadzie jest brana za fantazję i szaleństwo.

Lubię powieści gdzie zarysowane są silne postaci kobiece albo chociaż takie, które niosą z sobą jakich ładunek emocji. Tutaj właściwie oprócz Frankie pozostałe bohaterki są bierne, podporządkowane narzuconym z góry rolom, nie umiejące przełamać impasu, który same sobie stworzyły. Mimo,że Frankie najbardziej się wyróżnia, ona też nie jest idealna. Miota się, szuka czegoś nieuchwytnego, popełnia błędy i jest przepełniona niepewnościami. Dzięki temu można z pewną ciekawością podążać jej śladem. Na początku zupełnie nie rozumie świata, w który chce wejść. Bombardowany Londyn jest straszny ale to zaledwie namiastka okrucieństwa i tragedii, z którymi się zderzy gdy wyruszy na kontynent.

Niestety ,,Niedoręczony list" jest tylko czytadłem na wieczór. Chaotycznym, momentami niespójnym, powierzchownie traktującym wiele tematów i próbującym w najbardziej melodramatyczny sposób grać na emocjach. Ma kilka naprawdę niezłych wątków i gdyby to na nich skupiła się autorka i je pogłębiła mogłaby z tego być opowieść, która wbiła by w fotel i zapadła w pamięć. 

p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 2,4 m - 1,8 cm = 0,6 cm.     

środa, 30 listopada 2022

,,Wymarzony narzeczony" Tessa Dare

Tytuł oryginału: When a Scot Ties the Knot

 Każdej dziewczynie chyba zdarzyło się trochę naciągnąć rzeczywistość opowiadając o adoratorach, chłopakach, sympatiach. Jednak Maddie Gracechurch zdecydowania wysuwa się na prowadzenie. Nieśmiała dziewczyna aby uniknąć sezonu w Londynie opowiada wszystkim o narzeczonym, którego poznała w Bath. Staje się on idealnym pretekstem aby pozostać w domu. Narzeczony jest przystojny, męski, jest żołnierzem i został wysłany na kontynent. ,,Zakochana" dziewczyna przez lata pisze do niego listy i wszystko byłoby idealne gdyby nie fakt ... że jest on tylko jej wymysłem zrodzonym pod wpływem strachu. Jakież jest zaskoczenie gdy kilka lat później narzeczony staje na progu jej domu i oświadcza, że przybył się z nią ożenić.

Lubię romanse Tessy Dare chyba najbardziej za to, że nawet nie próbuje udawać jakiejkolwiek prawdy historycznej. Tło historyczne jest tylko sceną, na której toczy się bardzo współczesna komedia romantyczna ubrana w pewne baśniowe elementy. Jest zabawnie, irracjonalnie i lekko. Humor przeplata się z problemami, które nie są aż tak wielkie, łatwo da się jej przezwyciężyć a na koniec miłość wszystko załatwia. To idealna baśń dla dorosłych czytelniczek, taka przy której można się zrelaksować a potem bez wyrzutów sumienia o niej zapomnieć.

Czytałam zdecydowanie lepsze romanse historyczne. Tego nie ratują nawet bohaterowie, który momentami są trochę .. dziwni i czasem mamy ochotę walnąć się w czoło z zażenowania ale mimo wszystko składa się to wszystko na absurdalny humor. Jeśli ktoś tak jak ja, od czasu do czasu ma ochotę na odrealnione, słodkie opowieści ubrane w kostium historyczny, to jest to pozycja obowiązkowa. Wszyscy pozostali mogą sobie odpuścić :)

poniedziałek, 28 listopada 2022

,,Miłość i wojna" Max Czornyj

 

Franciszek Brilke wchodzi w dorosłość w trudnym momencie historii. Jest 1938 rok, w Łodzi nadal panuje spokój. Interesy się kręcą, bogaci nadal są bogaci a sztuką, którą handluje Brilke i jego ojciec nadal jest w cenie. Mimo pozorów normalności, w powietrzu czuć, że coś wkrótce musi się zmienić. Póki co zmienia się życie chłopaka gdy w drzwiach ich galerii sztuki staje tajemnicza kobieta, przedstawiająca się jako Ewa. Pojawienie się Ewy to dopiero pierwsza z szeregu zmian, które dokonają się w życiu Franciszka. Zobaczy zupełnie inny świat, będzie musiał dokonać ważnych decyzji i nawet nie zauważy kiedy rzeczywistość, w której się wychował przejdzie do historii.

,,Miłość i wojna" Maxa Czornyja to opowieść, której nie umiem sklasyfikować, ocenić ani nawet streścić. Z jednej strony przegadana, rozwleczona i właściwie o niczym ale równocześnie nie można powiedzieć, że nudna bo ponad 500 stron tekstu znika w oka mgnieniu. Musiałam ją przetrawić i przemyśleć nie dlatego, że jest szokująca czy poruszająca ale głównie dlatego, że jest nijaka i bezsensowna. I może to jest najlepsze podsumowanie zarówno wojny jak i powieści Czornyja. Pokazuje, że II wojna światowa to nie zawsze bohaterskie działania, poświęcenie czy zuchwałe czyny. Czasem bo przypadkowe spotkania, niezrozumienie i szare, nijakie życie, które pozwala przetrwać. To co się dzieje nie ma żadnego sensu i trzeba sobie z tym poradzić. Franz właściwie przemyka przez II wojnę światową nie angażując się w nic, nie rozumie dramatyzmu świata w którym przyszło mu żyć, jest nijakim pionkiem, który poddaje się działaniom innych. Jest bezwolną marionetką, która nic nie odczuwa i nic nie robi.

Przyzwyczailiśmy się do heroizmu w opowieściach o II wojnie światowej. A jeśli już nie heroizm to chociaż czyste zło. W każdym razie oczekujemy silnych emocji, silnych przeżyć, możliwości opowiedzenia się, po którejś ze stron. Pokochania lub znienawidzenia kogoś. Tutaj nie ma nic. Jest nijakość, letniość, byle jakie przetrwania. I to szokuje ale przecież takie oblicze też miała wojna. I to też trzeba zaakceptować.

sobota, 26 listopada 2022

,,Rowerem po Amazonce" Piotr Chmieliński


Książki podróżnicze, szczególnie te dotyczące Ameryki Południowej, zajmują szczególne miejsce w moim czytelniczym serduchu. Uwielbiam wszystko co łączy się z pasją, pomysłem i nieszablonowym podejściem do wędrówki. W tym roku czytelniczo wędrowałam już po Boliwii, Peru i Brazylii razem z dwoma innymi Polakami, który wyruszyli w szalone podróże przez ten kontynent.(tutaj 1 oraz tutaj 2). Wydawałoby się, że ta trzecia, obecna podróż, będzie najbardziej ekscytująca i rozbudzająca wyobraźnie. Sam pomysł już jest szalony - podróżowanie od źródeł Amazonki do jej ujścia na rowerze. Pomysł szalony, wykonanie jeszcze bardziej wariackie a jednak po odłożeniu książki pozostaje ogromny niedosyt.

Dwóch braci, dwa rowery i jedna potężna, wręcz mistyczna rzeka - Amazonka. Czy w tej opowieści, w tej przygodzie może być coś nie tak? Chyba wiele Nawet najlepiej przygotowana, zaplanowana i przeprowadzona wyprawa może zderzyć się z problemami, które nadadzą jej charakteru, wyróżnią i zapadną w pamięć. Bo Amazonki nie da się przepłynąć czy przejechać ot tak. Nie na darmo nazywana jest królową. I jak królowa stawia wyzwania i sprawdza śmiałków. Dwóch braci w 2015 podjęło rękawice i z ułańską fantazją zdecydowali się pokonać trasę od źródła do ujście na rowerach. Początkowo klasycznie a potem już na rzecze na specjalnie przez siebie zaprojektowanych i zbudowanych ,,rowerach amazońskich". I jak każda wyprawa, także i ta była pełna wyzwań, wzlotów, upadków, niebezpiecznych sytuacji czy zaskakujących spotkań. Dla chłopaków była to także okazja do poznania samych siebie i próba uporządkowania swoich prywatnych spraw.

,,Rowerem  po Amazonce" byłoby reportażem idealnym. Fascynującym, rozbudzającym wyobraźnię, budzącym żądzę przygód gdyby opowiadali to sami bracia. Przymykam oko na niedostatki językowe czy prostotę przekazu jeśli z treści bije autentyczność i prawdziwe emocje. Tutaj tak nie ma. jest suche podsumowanie przygotowane i napisane przez Piotra Chmielińskiego, który był koordynatorem i opiekunem wyprawy. Siedząc spokojnie i bezpiecznie w Stanach Zjednoczonych czuwał na bohaterami reportażu przedzierającymi przez amazońską dżunglę. I to niestety jego myśli, spostrzeżenia i emocje widać w reportażu. Adrenalina, która musiała buzować w chłopakach, energia, która ich napędzała, wszystko to trafia do czytelnika przez filtr Chmielińskiego już zaledwie letnie. Rozmywają się emocje, gubi autentyczność przeżyć. Wszystko jest tak bardzo z drugiej ręki. Ucieka poczucie, że to właśnie im towarzyszymy w wyprawie.

Nie chcę oceniać wyprawy. Z pewnością była jedyna, wyjątkowa i niezapomniana oraz zmieniła ogrom w życiu chłopaków. Przeszkadzała mi forma książki, która spychała ich na drugi plan, filtrowała im przeżycia i tłumiła to co powinno być największym atutem - autentyczność. Dlatego tylko 5/10. 

p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  4,6 m - 2,2 cm = 2,4 cm.     

czwartek, 24 listopada 2022

,,Wymazana granica" Tomasz Grzywaczewski


Nie ukrywam tego, że okres Dwudziestolecia Międzywojennego i II Rzeczpospolitej mnie fascynuje. Lubię czytać o tym okresie i często takie właśnie książki wybieram. Jednak dopiero ta uświadomiła mi coś ważnego. Zazwyczaj to po co sięgam koncentruje się wokół centrów takich jak Kraków, Warszawa, Lwów. I w przypadków tych dwóch pierwszych raczej zmiana granic nie wiele zmieniła w społeczeństwie oprócz pewnych społecznych przesunięć. O Lwowie raczej pisze się w duchu nostalgii i poczucia oderwania czegoś co było ważne. Jednak wybuch II wojny światowej a potem radykalne zmiany granic nie były tylko korektą na mapie. Przyniosły ogromne zmiany, o których obecnie zapominamy, szczególnie gdy na Polskę patrzy się z perspektywy miejsc, które ,,zawsze" były polskie, jak np. ja z perspektywy Krakowa i okolic.

Tomasz Grzywaczewski zabiera nas w fascynująca, nostalgiczną i bardzo poruszającą podróż wzdłuż granic II Rzeczpospolitej. Zaczyna na Zachodzie, nad morzem w Dąbkach by posuwać się w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara i poszukiwać śladów świata, który znika w drastycznym tempie. Ostatni świadkowie odchodzą a razem z nimi wspomnienia o zupełnie innej rzeczywistości. Wystarczyło osiemdziesiąt lat by zatrzeć ślady materialne ale podskórne animozje, różnice nadal trwają.

Chyba pierwszym skojarzeniem o granicy i II Rzeczpospolitej są Kresy. Odebrane, odcięte, utracone. Jednak autor nie idzie tylko tym tropem. On pokazuje też tereny dodane do Polski. Pokazuje ludzi, którzy tam żyli. Pokazuje także tych co przyszli i tych co odeszli. Jego opowieść to nie tylko Ukraina, Białoruś i Litwa ale także Śląsk, Czechy i Rumunia. Miejsca gdzie przenikały się społeczności, kultury, religie. Miejsca, gdzie ludzie nie byli Polakami, Czechami, Niemcami ale byli ,,stąd". Nowy ład po wojnie nagle ich rozdzielił, dorobił etykiety, kazał się przeprowadzać, emigrować. To opowieść o ranach w społeczeństwach i miejscach, które dopiero teraz powoli się zabliźniają. Jednak to nie jest opowieść smutna czy depresyjna. Ma też momenty gdy z uśmiechem patrzy się na fantazję i kreatywność tych, którzy próbowali jak najlepiej wykorzystać moment dziejowej zawieruchy np. powołując do życia efemeryczne państwo.

,,Wymazana granica" to fascynujący reportaż. Pełen nostalgii i szacunku dla świata, który zniknął. Poszukuje odpowiedzi i wskazówek aby zachować pamięć o ludziach, miejscach, zdarzeniach. Pokazuje świat, który się zmieniał, dostosowywał i nadal próbuje dopasować się do współczesności. To świat gdzie niekoniecznie da się prosto określić przynależność narodową. I chyba, najbardziej poruszające i chwytające za serce są głosy tych, który widzieli, doświadczyli, pamiętają a których może już osobiście nie ma a ta publikacja zachowała ich pamięć na zawsze. Polecam!

p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  7,5 m - 2,9 cm =4,6 cm.     

 

niedziela, 20 listopada 2022

,,Zaświaty. Historie prawdziwe" Ed i Lorraine Warren, Cheryl A, Wicks

Tytuł oryginału: Ghost tracks

 Ludzkości od zawsze towarzyszy świat niewytłumaczalny. Wiele z tego nauka wyjaśniła, wytłumaczyła i zracjonalizowała. Została jednak przestrzeń, która wymyka się racjonalnym wyjaśnieniom. Często łączy się ze śmiercią, przeszłością i gwałtownymi, złymi wypadkami. Czy demony, duchy i zło istnieją? Wiele religii, w tym i katolicyzm, mówią jednoznacznie tak. Istnieje coś więcej niż to co możemy zmierzyć, zważyć, dotknąć. Jest uniwersum, zamieszkałe przez istoty niematerialne, także te złe.

Ed i Lorraine Warren byli doświadczonymi demonologami i badaczami zdarzeń nadprzyrodzonych. W trakcie swojej ponad pięćdziesięcioletniej kariery spotkali się z wieloma zdarzeniami, które nie udało się inaczej wytłumaczyć, niż tylko działaniem istot nadprzyrodzonych. ,,Zaświaty. Historie prawdziwe" to swoiste podsumowanie ich pracy i zarazem ostrzeżenie. Odnoszą się do swoich najbardziej znanych spraw jak rozsławiona przez filmy sprawa domu w Amityville by pokazać, że złe duchy i demony to nie tylko wymysł przemysłu filmowego ale to realne zagrożenie. Opętania, nawiedzenia zdarzają się i mogą stać się źródłem zagrożenia i cierpienia. Warrenowie zdają sobie sprawę, że współczesność wiele z tych kwestii bagatelizuje, spycha w obszary fikcji i zupełnie wypiera ze świadomości, równocześnie stając się słabszą i bardziej podatną na ataki.

Trudno mi oceniać ,,Zaświaty" to właściwie produkt finalny, podsumowanie pewnej długoletniej kariery i próba postawienia kropki nad i. I o ile pewne aspekty i wskazówki mogę, jako osoba wierząca, przyjąć i zaakceptować to pojawiają się też wątki (jak sprawa Wielkiej Stopy), które zahaczają o absurd. Z pewnością działalność Warrenów była czymś niezwykłym i budzącym emocje u postronnych. Jednak czy wszystko rzeczywiście było dziełem istot nadprzyrodzonych? A może działała fizyka, wyobraźnia, przypadek, choroba psychiczna? Myślę, że na wiele z tych pytań nie poznamy odpowiedzi a może wystarczy sobie uświadomić, że nasza rzeczywistość jest znacznie szersza i bardziej zatłoczona niż nam się wydaje. Warto sięgnąć i samemu spróbować wyrobić sobie swoje własne zdanie.

środa, 16 listopada 2022

,,Ogień i lód" Joanna Wtulich


Sięgnęłam po ,,Ogień i lód" zachęcona bardzo entuzjastycznymi opiniami. Szczególnie, że wszelkiego rodzaju powieści historyczne czy romanse historyczne to jeden z gatunków, po który sięgam najczęściej. Początek był obiecujący. Lwów, początek XX wieku. Młoda szlachcianka z charakterkiem wpada w oko zdecydowanemu pułkownikowi. Ona ma silny, zadziorny charakter on nie pozostaje jej dłużny a gdy jeszcze na horyzoncie pojawi się ten trzeci a w tle zaczyna się dziać Wielka Historia ... No jasne, że powinny iskry lecieć, pioruny walić a strony same przeskakiwać. I tak jest do mniej więcej dwóch trzecich powieści.

Zaczęło się bardzo dobrze. Było wszystko żeby usatysfakcjonować każdego. Malownicze tło Lwowa, bale, podwieczorki, przestawienie teatralne przepełnione wizjami niepodległościowymi ale także, a może przede wszystkim młodymi ludźmi w których żyłach kipi krew i pulsują emocje. Czuło się klimat innego świata, świata który odszedł i żyje tylko we wspomnieniach. I w to tło idealnie wpasowali się bohaterowie - przepełnieni ideami, silni, zdecydowani i uparcie stawiający na swoim. Każde spotkanie Anny i Michała było pełne energii i z ciekawością obserwowało się co jeszcze może się wydarzyć i jak potoczy się ich relacja. Jednak przed końcem wszystko się urwało. Autorka poszła trochę po linii najmniejszego oporu, uprościła i spłyciła to co budowała i zostawiła nas z niedosytem i wrażeniem, że coś poszło nie tak.

,,Ogień i lód" otwiera trylogię lwowską. Nie jest to złe otwarcie. Dużo obiecuje, nieźle wprowadza w klimat, ma swój wyjątkowy nastrój i pozostawił dużo otwartych pytań. Ma swoje niedociągnięcia, które mam nadzieję zostaną naprawione w dalszych częściach bo mimo wszystko jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów, szczególnie, że zazębiają się z coraz ciekawszymi dziejami Polski.

niedziela, 13 listopada 2022

,,Czas zapłaty" John Grisham

Tytuł oryginału: Sycamore Row

 Wydawać by się mogło, że po spektakularnym sukcesie jakim był proces oskarżonego o morderstwo ojca, drzwi do kancelarii Jacka Brigance'a nie będą się zamykać a on nie będzie wstanie opędzić się od klientów. Jednak to były tylko złudzenia. Rzeczywistość okazała się dużo bardziej prozaiczna. Jednak trzy lata później Jack znowu znajdzie się na ustach wszystkich a sprawa, którą dostanie, zupełnie przypadkiem, stanie się sensacją.

Ciężko chory Seth Hubbard postanawia sam odebrać sobie życie. Zanim jednak to zrobi, zmienia testament i wysyła kilka listów. Jeden z nich po jego śmierci trafia właśnie w ręce Jacka. Zza grobu dostaje zlecenie od Setha by obronić i doprowadzić do wykonania testament, w którym mężczyzna zapisuje cały majątek, prawdziwą fortunę, czarnoskórej gosposi. Zaczyna się batalia, w której wszystkie chwyty są dozwolone a wysokość spadku tylko jeszcze bardziej podgrzewa emocje.

,,Czas zapłaty" to zupełnie inna opowieść niż wcześniejszy ,,Czas zabijania". Zupełnie inny typ procesu, bardziej biurokratyczny i pozornie nudniejszy. Jednak Grisham wyciąga z tego wszystko co najlepsze. Ani przez chwile nie czuć biurokracji czy papierologii, która powinna towarzyszyć tego typu sprawą. Tutaj, nawet zwykłe składanie wniosków staje się wyścigiem, wyzwanie i okazją do pognębienia strony przeciwnej. Przedzieranie się przez przepisy, tony akt i dokumentów dostarcza zupełnie nowych tropów, ujawnia kolejne sekrety i rodzi pytania, na które pozornie nie ma odpowiedzi, bo ten kto je zna, zabrał je do grobu. Cały proces to gra, próba prześcignięcia przeciwnika, wystrychnięcia go na dudka i takiego lawirowania by jak najwięcej zyskać. Grisham bawi się przepisami, zachowaniami prawników, ośmiesza ich i pokazuje ich pazerne oblicze i jest w tym mistrzem.

Tutaj także jak w ,,Czasie zabijania" pojawia się wątek rasizmu i segregacji rasowej. Ma on dużo słabszy wydźwięk, jest znacznie złagodzony ale mimo wszystko przypomina, że ten problem w Stanach Zjednoczonych istniał bardzo długo i nigdy na dobre nie pozwolił się wykorzenić. Nadal społeczeństwo jest podzielone uprzedzeniami i pogardą a wyznacznikiem jest tylko kolor skóry.

,,Czas zapłaty" to wszystko to za co uwielbia się Grishama zebrane w jedną spójną, pełną emocji i napięcia całość. Jeszcze raz udowadnia, że nie bez kozery jest mistrzem thrillera prawniczego. Nie ważne jaki proces, jedno jest pewne - sala sądowa będzie płonąć. Polecam!

p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  12,1 m - 4,6 cm = 7,5 cm.     

 

czwartek, 10 listopada 2022

,,Suka" Pilar Quintana

 Tytuł oryginału: La Perra

Miłość nie jedno ma imię, pragnienie nie jedno ma imię, tęsknota nie jedno ma imię, i macierzyństwo nie jedno ma imię.

Damaris mieszka w małej wioske, zagubionej gdzieś w Ameryce Południowej. Jej życie to praca i telenowele. Chociaż wyszła za mąż bardzo młodo, pomimo wszelkich podjętych starań, wypełnienia wszystkich zabobonów i przesądów nigdy nie została matką. Teraz po przekroczeniu trzydziestki jest już za stara. Jednak wygaszona tęsknota nadal w niej tkwi. Skrzętnie skrywane uczucia dochodzą do głosu gdy przygarnia suczkę. Traktuje ją jak córkę, której nigdy nie miała. Uczucia jednak ulegają zmianie gdy okazuje się, że suczka będzie miała szczenięta. Paradoksalnie kobieta zaczyna czuć zazdrość do zwierzęcia, z któremu z łatwością przychodzi to czego ona jest pozbawiona.

W ,,Suce" pulsują emocje. Zarówno te widoczne na pierwszy rzut oka jak i te skrywane głęboko, przygaszone, ukryte przed światem. Wręcz każda strona jest nimi nasiąknięta. Pojawienie się zwierzęcia, suczki, burzy świat pozorów, który wybudowała wokół siebie bohaterka. To w zwierzęciu skumulowało się to przed czym zawsze uciekała - poczucie wstydu, że nie ma dzieci, bycie inną niż wszyscy naokoło i ogrom uczuć, których wcześniej nie miała na kogo przelać. Jednak jej miłość, tak samo jak pojawiła się nagle i gwałtownie tak samo gwałtownie zmieniła się w nienawiść i zawiść. Jest to tak mocne, że doprowadza do tragedii.

Króciutka powieść. Kilkadziesiąt minut czytania a ciężar treści przytłacza. Budzi niepokój, zaburza równowagę, uwalnia emocje i kotłuje myśli. Nie, nie jest to lektura przyjemna. To opowieść, którą trzeba przetrawić, przemyśleć. Musi zaboleć. Polecam!

poniedziałek, 7 listopada 2022

,,Grek Zorba" Nikos Kazantzakis

 

Tytuł oryginału: Βίος και πολιτεία του Αλέξη Ζορμπά

To kolejna książka, którą czytam w tym roku, która przeleżała lata u mnie na półce zanim ją przeczytałam. Kiedyś podjęłam próbę, dotarłam nawet to jednej trzeciej treści i odłożyłam na bok. Wtedy zupełnie nie trafił do mniej jej przekaz, jej forma. Nie rozumiałam fabuły i nie mogłam zrozumieć o co w niej chodzi. Teraz, po latach, podjęłam kolejną próbę i tym razem zaskoczyło praktycznie od początku.

,,Grek Zorba" to opowieść jakiej już się nie pisze. Nie ma tutaj za wielu zwrotów akcji. Jest raczej zwyczajne życie takie jakim je postrzegano jeszcze na początku XX wieku. Śmierć przeplata się z życiem, radość ze smutkiem, chwile sukcesów z dramatami. Wszystko to stanowi jedną integralną całość, z której trzeba wyciskać jak z cytryny to co najważniejsze. Tego wcieleniem jest prawie siedemdziesięcioletni prosty robotnik Aleksis Zorba, który staje się mentorem i przewodnikiem swojego pracodawcy. Ten wykształcony, zatopiony w książkach mężczyzna dopiero obserwując Zorbę uczy się czym jest prawdziwe życie, prawdziwe piękno, miłość, pożądanie kobiety. Dla Zorby życie jest proste - sprowadza się do czerpania z życia pełnymi garściami. Adoruje kobiety, je, tańczy, gra na santuri i śpiewa. Jego świat to wszystko to co da się zmieścić w rękach. To co mówi i robi jest zgodne ze sobą, bardzo uniwersalne i przejmujące do głębi.

,,Grek Zorba" to przejmująca i poruszająca opowieść o wolności i prostym życiu w zgodzie z sobą. Jej uniwersalnizm i piękno wynikają głównie z tego, że nie sili się na wielkie metafory, doniosłe czyny czy dążenie do podziwu u innych. Mówi, że najważniejsze jest życie w zgodzie z samym sobą i korzystanie z tego co w danym momencie daje los. Miłość, piękno, sukces przychodzą i odchodzą. Można rozpamiętywać i żyć przeszłością a można wykorzystać swoją chwilę a potem bez żalu ruszyć na poszukiwanie kolejnej szansy. To piękna opowieść o prostocie życia, prostocie miłości, męskości przepełniona hedonizmem. Polecam i przyznaję, że nie da się jej czytać o tak z marszy, trzeba do niej doróść, musi na nią przyjść czas i moment aby móc w pełni zrozumieć jej przesłanie. 

p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  14,1 m - 2,0 cm = 12,1 cm.     

niedziela, 6 listopada 2022

,,Nigdy nie zapomnisz" Kathryn Croft

 Tytuł oryginału: The Girl with No Past

Leah prowadzi samotnicze życie. W ciągu dnia pracuje w bibliotece, czasem pomaga starszym osobą i poza książkami, które gromadzi w ilościach hurtowych nie ma nic więcej w jej życiu. Kilkanaście lat temu razem ze znajomymi brali udział w zdarzeniu, które skończyło się tragedią. Teraz młoda kobieta nadal żyje z poczuciem winy i ucieka od wszelkich relacji. Wszystko zmienia się gdy spontanicznie pod wpływem koleżanki z pracy zakłada konto na portalu randkowym. Poznaje kogoś i powoli między nimi zaczyna rodzić się relacja. Jednak przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Prawie równocześnie otrzymuje tajemniczą kartkę - ktoś wie co zdarzyło się przed laty i chce zemsty. Wiadomości zaczynają się powtarzać, coraz bardziej ingerują w życie Leahi. Osaczona młoda kobieta podejmuje próbę by dowiedzieć się kto jest jej prześladowcą i odzyskać chociaż namiastkę swojego życia.

,,Nigdy nie zapomnisz" to dobrze skonstruowany thriller psychologiczny. Rozwija się początkowo powoli. Raczej jest w nim więcej sekretów, niedopowiedzeń, przemilczanych tragedii niż faktów ale dzięki temu narasta poczucie paniki, zagrożenia, osaczenia, które prawie od początku towarzyszy bohaterce. Jest zagubiona i walczy właściwie na dwóch frontach. Musi poradzić sobie sama ze sobą, przełamać poczucie winy i strach, które od lat trzyma ją zamkniętą w klatce oraz skonfrontować się z kimś, kto chce odebrać jej wszystko zaczynając od nikłego poczucia bezpieczeństwa. Tak, Leah jest trochę jak zdesperowane, osaczone zwierzątko i początkowo właśnie w ten sposób reaguje ale potem podejmuje walkę i próbuje wyjaśnić kto stoi za jej prześladowaniem. Równocześnie opowieść powoli odsłania wydarzenia z przed lat. Domysły są szokujące ale dopiero ostatnie strony ujawniają pełnię dramatu, który się rozegrał i z którym Leah nie umie sobie poradzić.

,,Nigdy nie zapomnisz" to z pewnością thriller, który mocno bazuje na emocjach. Opiera się na strachu, wyrzutach sumieniu, kruchym poczuciu bezpieczeństwa. Autorka zaskakuje czytelnika i trzyma go w niepewności do samego końca. Nic tutaj nie jest przewidywalne i proste. To opowieść, którą ciężko odłożyć przed końcem. Polecam!

p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  16,2 m - 2,1 cm = 14,1 cm.     

 

sobota, 5 listopada 2022

,,Dewocje" Anna Ciarkowska

 

To nie jest łatwa, prosta czy przyjemna książka. Jest skomplikowana, bolesna, budząca całą gamę uczuć i emocji od wstydu zaczynając. Ale taka też jest polska, katolicka religijność. Z jednej strony zaangażowana, wystawna, przepełniona adoracją i czcią ale gdy spojrzeć bliżej widać jak bardzo puste to może być. Ludzi dzieli się na tych, którzy pasują do obrazka. Razem ze wszystkimi powtarzają formułki, powtarzają te same ruchy i nie ważne, że nie wiedzą co robią ani czemu dokładnie ma to służyć. Każdy kto się wyłamuje jest inny, obcy, budzi strach a tuż za nim idzie ciekawość by na koniec poprowadzić nienawiść.

Anna Ciarkowska ubrała swoją opowieść w formę spowiedzi. Narratorka spowiada się ze swojego życia. Z jednej strony zwyczajnego, trochę pustego, które zmienia się gdy dochodzi do cudu. Wtedy z osoby, której się nie zauważa, przeciętnej dziewczyny staje się sensacją. Jedni ciągną by doświadczyć cudu, wykorzystać dla własnych celów, drudzy widzą w niej zło i starają się wyrwać niczym chwast ze społeczności. Bohaterka nie rozumie tego co się dzieje wokół niej. Może tylko opowiadać po swojemu o Bogu, rodzicach, bliskich, środowisku w którym wyrosła.

,,Dewocje" przypominały mi trochę ,,Kult" Łukasza Orbitowskiego. To kolejna próba zrozumienia i rozłożenia na czynniki pierwsze polskiej powierzchownej religijności. Tym razem patrzymy z perspektywy zagubionej dziewczyny, która nie rozumie co się dzieje i dlaczego jest tak jak jest. Zagubiona, odsunięta od wszystkich ma do wyboru tylko dwa spojrzenia na wiarę: zmarłego ojca - dla którego religijność i pobożność były czymś oczywistym, mechanicznym, na zawsze splecione z jego życiem i jednoznacznie go określające; oraz matki - wiara połączona ze strachem przed śmiercią i życiem. Ani w jednym ani w drugim przypadku nie ma mowy o zrozumieniu. Jest za to małomiasteczkowe społeczeństwo: fałszywe, rozplotkowane, obłudne i głupie.

,,Dewocje" to opowieść, obok której ciężko przejść obojętnie. Jest trochę wyrzutem sumienia. Soczewką w której skupiają się grzechy powierzchownej pobożności. To opowieść, która mogła zdarzyć się wszędzie bo wszędzie ludzie są tacy sami i wszędzie grupa szuka tego najsłabszego aby go upokorzyć, napiętnować i wyrzucić poza nawias po to tylko aby reszta mogła poczuć się lepsza, ważniejsza, by mogła wzrosnąć ich samoocena. 

p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  18,0 m - 1,8 cm = 16,2 cm.     

niedziela, 30 października 2022

,,Słowa są jak ptaki, które uczymy śpiewać" Daniel Tammett

Tytuł oryginału: Every Word Is a Bird We Teach to Sing: Encounters with the Mysteries and Meanings of Language

 Język i mowa to coś co towarzyszy nam nieustannie. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że nie ma chwili, gdy jesteśmy od nich oderwani. Bo nawet gdy nie mówimy to jednak się komunikujemy, czytamy nawet gdy nie siedzimy nad książką lub czasopismem - odczytujemy znaki, gesty, zachowania, mimikę twarzy. Wszystko to składa się na język. Tylko czy sobie to uświadamiamy? Czy zastanawiamy się co właściwie składa się na nasz własny, indywidualny język? Czy wiemy jakie znaczenia mają słowa? Ja i moim znajomi mamy czasem przebłyski :) Przypominam sobie nasze sensacyjne odkryci, że przecież platfus to z niemieckiego ,,platt fuss" czyli dosłownie płaska stopa. Nie ukrywam, że to banalne odkrycie kiedyś zrobiło nam dzień.

Są jednak ludzie, który zdecydowanie więcej czasu poświęcili na analizowanie języka i znacznie głębiej weszli w świat słów, znaczeń i niuansów językoznawczych. Ta książka to właściwie zbiór kilku reportaży, felietonów, rozważań o języku i ludziach. Patrzymy na zupełnie nowy aspekt tego to normalnie traktujemy jako oczywistość. Ale tak nie jest. Jest o australijskim poecie, który bardzo fantazyjnie podchodził do słów jako formy, którą dowolnie można kształtować, jest o głuchych i ich języku i tym jak bardzo niejednolity jest to język, o Angliku, który czuwa nad czystością języka francuskiego, o ludziach, dla których pierwszym językiem jest esperanto. Ale to nie wszystko. Każda historia skrywa wiele sekretów i otwiera na język. Pokazuje, że to co przyjmujemy jako oczywistość wcale takie nie jest. Język ewoluuje zmienia się i staje się barometrem społeczeństwa. Jedne języki umierają i dopiero upór i determinacja nielicznych mogą doprowadzić to ich zachowania i kontynuacji.

Języki były determinantem mówiącym o odrębności tych, którzy się nimi posługiwali. Teraz trwa proces globalizacji, ujednolicania, dążenia do tego by komunikacja była możliwa zawsze i wszędzie dlatego świadomość własnego języka nabiera większego znaczenia. Dopiero zerknięcie głębiej, próba dotarcia do wnętrza słowa, rozłożenie go na czynniki pierwsze może sprawić, że docenimy ich piękno i zapragniemy przechować do przyszłych pokoleń. Bo język, mowa, słowa to moc, potęga, o którą trzeba dbać i którą trzeba rozumieć. Polecam!

środa, 19 października 2022

,,Najlepsza jedenastka" Stephanie Plum


 Tytuł oryginału: Eleven on Top

 O jak mi tego szaleństwa brakowało! I aż nieprawdopodobne jest, że po przedni tom czytałam w 2019 roku. Trzy lata bez Stephani Plum - potem bierzesz książkę z półki i bum... przepadłeś. Ja przepadłam!

Stephanie Plum ma dość pracy jako łowca nagród. Po kolejnym upokarzającym pościgu za NS dziewczyna rzuca odznakę, kajdanki i postanawia ubiegać się o pracę w fabryce. Tylko, że to nadal jest Stephanie, tutaj nic nie idzie prosto, łatwo i bez wybuchów. Stary wróg wraca do miasta i postanawia wyrównać rachunki a przy okazji, każda kolejna praca jaką podejmie bohaterka będzie ... hmm.. nie dokładnie tym czego szuka. Dodatkowo instynkt łowcy nagród nie da się tak łatwo uśpić a jak jeszcze dodamy typowe rozterki sercowe ala Stephanie Plum to jedno jest pewne. Nie ma nudy.

Przecież ten tom to złoto i nie wiem czy to dlatego, że miałam długą przerwę czy dlatego, że autentycznie skrzy się od bezpretensjonalnego humoru. Babcia Mazurowa w najlepszej formie (jeśli nie popłaczecie się ze śmiechu przy kłótni Babci z Bellą, to proszę idźcie stąd i nic do mnie nie mówcie), Lula jako świeżo upieczony łowca - mistrzostwo. Oczywiście wylatywać w powietrze będą samochody, garaże i nawet pewne złośliwe staruszki. Oczywiście muszą być też Joe i Komandos bo przecież bez nich nie ma zabawy. Przygotujcie sobie dużo popcornu, ułóżcie się wygodnie na kanapie i uprzedźcie współlokatorów/rodzinę/małżonków/partnerów, że wszystko z wami dobrze gdy będziecie się chichrać jak fretki. Potwierdzam, inaczej się nie da :) 

p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  20,8 m - 2,8 cm = 18,0 cm.     

wtorek, 18 października 2022

,,Baśń o wężowym sercu" Radek Rak


 Właściwie nie do końca wiem jak ująć w słowa wszystkie myśli i emocje, które kłębią się w głowie po skończonej lekturze. To nie jest powieść, która prowadzi nas od punktu a do punktu b, odhaczając po drodze wszystkie niezbędne zakręty, zawijasy i przystanki. To baśń - nie taka jak znamy z disneyowskiego uniwersum, raczej zakorzeniona w pierwotnych opowieściach braci Grimm. To baśń przepełniona mrokiem, złem, niebezpieczeństwem ale także pierwotną ludową sprawiedliwością i miłością. To baśń, w której to co realne splata się z tym co magiczne.

Zaczyna się spokojnie. Jest parobek służący u Żyda, który zakochuje się w pięknej dziewczynie. Ona jednak wybiera pana - okrutnego, złego, zdeprawowanego ale bogatego. Porzucony chłopak, który oddał swoje serce dziewczynie, rusza w świat na poszukiwanie nowego serca, które może odmienić świat. Jest ono skryte gdzieś w górach. To serce śpiącego od wieków Żmijowego Króla.

Ta baśń ma w sobie coś takiego, że od początku wiemy, że nie skończy się magicznym ,,i żyli długo i szczęśliwie". Zresztą autentyczne tło historyczne na to nie pozwala. Bo to alegoryczna opowieść o Jakubie Szeli, przywódcy chłopskiej rabacji w Galicji. Krwawe wydarzenia z połowy XIX wieku stają się jednak  tylko pretekstem do snucia dużo bardziej uniwersalnej opowieści o ludzkich pragnieniach i żądzach. To one determinują losy bohaterów i narzucają ton akcji. Zło przeplata się z dobrem. Właściwie nie można znaleźć między nimi jednoznacznej granicy. Cała powieść przepełniona jest ludowym folklorem, bajaniami i ludową magią. To wszystko ma przykryć szarą rzeczywistość - biedną, okrutną i bezwzględną dla słabych. Czuć pulsujący gniew, który rośnie ale nie ma sił by przebić się przez lata upokorzeń i tresury ze strony panów. Potrzeba impulsu z zewnątrz. Czegoś radykalnego co zerwie narzucone kajdany i porwie lud do krwawego rozrachunku. Baśniowe Żmijowe Serce staje się tym katalizatorem.

,,Baśń o Żmijowym Sercu" nie jest opowieścią łatwą i chyba nie miała taką być. Z jednej strony to mistyczna, baśniowa opowieść o odwiecznym starciu dobra ze złem, poszukiwaniu ukrytego skarbu i własnej drogi ale ubrana w ludową moralność i sprawiedliwość. Na świecie musi być równowaga. Dobro musi równać się złu. I dlatego z kart powieści wyłania się szerszy obraz, niezwykłe spojrzenie nie tylko na ludzkie pragnienia ale także na historię Polski. To pewien szorstki rozrachunek z latami pańszczyzny, wiekami wykorzystywania i znęcania się na chłopami, czasem zacofania i ciemnoty. To mroczna opowieść, która jest trochę odbija się wyrzutem sumienia ale równocześnie zachwyca precyzją warsztatu pisarskiego i bogactwem detali. Dlatego bardzo gorąco polecam!

p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  23,5 m - 2,7 cm = 20,8 cm.     

 

poniedziałek, 17 października 2022

,,Sprawa 1569" Jørn Lier Horst

 

Tytuł oryginału: Sak 1569

Seria o Williamie Wistingu to chyba jedna z najlepszych rzeczy, na które trafiłam w ciągu ostatnich paru lat. Jedno jest zawsze pewne. Nieważne czy sprawa jest stara czy nowa, pozornie banalna czy już na wstępie sprawia trudności - to Wisting z jednakową precyzją, odpowiedzialnością i zaangażowaniem do niej podejdzie. I tak dokładnie jest w tym przypadku.

Wisting korzysta z zasłużonego urlopu, jednak gdy w skrzynce na listy znajduje tajemniczą kopertę z dziwnym kodem, który okazuje się oznaczeniem starej sprawy, budzi się w nim instynkt śledczy. Wkrótce pojawiają się kolejne wiadomości. Komuś bardzo zależy aby na tapecie znalazła się stara sprawa zabójstwa nastolatki. Po prawie dwudziestu latach zaczynają się pojawiać nowe tropy i wszystko wskazuje, że doszło do błędu i niewłaściwa osoba została skazana. Wisting łączy siły z sekcją ,,cold cases" i zaczyna działać. Próbuje uniknąć zastawionych pułapek, które mają zmanipulować jego ogląd. Jednak instynkt starego śledczego jest niezawodny.

,,Sprawa 1569" to dokładnie to za co uwielbiam całą serię i jej głównego bohatera. Dokładność, precyzja, spokojne i racjonalne badanie kolejnych tropów i staranie się unikać niepotrzebnych zagrożeń. Tym razem Wisting jest sam w swoich działaniach. On im przewodzi i on je przeprowadza. Rola pozostałych osób jest bardzo marginalna. W tym teatrze jednego bohatera jednak obserwujemy zwycięzcę, trochę utrudzonego, zmęczonego, przytłoczonego codziennością ale mimo wszystko uparcie dążącego do celu i próbującego udowodnić, że sprawiedliwość może zatriumfować a prawdy nie da się ukryć. Wisting jak zawsze działa solidnie i nie pozwala się zwieść pozorom. Dlatego nawet po najbardziej skomplikowanym śledztwie może spokojnie usiąść z poczuciem dobre wykonanego zadania. A my razem z nim. Polecam!

czwartek, 13 października 2022

,,Wiosna zaginionych" Anna Kańtoch

 


,,Wiosna zaginionych" to kryminał, który od pierwszych stron przykuwa uwagę. Tajemnicze zaginięcie i śmierć grupy studentów, z których tylko jeden ocalał i nigdy nie powiedział co dokładnie stało się wtedy, w 1963 w trakcie wyprawy w Tatry. I teraz nagle po ponad pół wieku siostra jednego z zaginionych, emerytowana policjantka, właśnie jego spotyka w lokalnym sklepiku. W jej głowie zaczyna się rodzić myśl, że to jest właśnie ta okazja, na którą czekała całe życie by rozwikłać rodzinną zagadkę i wreszcie dotrzeć do prawdy. Gdy już jest zdecydowana by siłą wydobyć prawdę okazuje się, że ktoś ją ubiegł. Jej cel nie żyje. A ona przez przypadek może być jedną z podejrzanych.

W tym momencie ciężko znaleźć mi w pamięci jakikolwiek inny polski kryminał, w którym akcja byłaby tak misternie rozłożona. Tutaj nie ma momentów nudy, nie ma niepotrzebnego gadania i rozwlekania fabuły. Wszystkie akcenty, detale są perfekcyjnie rozmieszczone i dopiero finał spina je w jedną całość nadając formę, która nagle staje się oczywista. Autorka od początku do końca kontroluje to co się dzieje i co chce ujawnić czytelnikowi. Podsuwa mnóstwo tropów, które ani raz nie są zbędne ale równocześnie nie wyjawiają zbyt wiele. Dowiadujemy się coraz więcej. Obraz nabiera szczegółów ale cały czas jest poczucie, że brakuje tego ostatniego, najważniejszego elementu, który wszystko uporządkuje i nada całości sens.

Całość wciąga i elektryzuje, kipi od nagromadzonych emocji, które w przypadku każdej z postaci, sprawiają, że zachowuje się inaczej. Zaglądamy pod poszewkę ich życia i widzimy bardzo dużo, przez co budzą się podejrzenia i wątpliwości. To jednak nie wyjaśnia wszystkiego. Zagadka z przed lat, która otwiera powieść nadal pozostaje zagadką. I trzeba będzie sięgnąć po kolejne tomy trylogii by dowiedzieć się co wydarzyło się w Tatrach w 1963. Ale jeśli tak mocno i dobitnie otwiera się cała trylogia to już zacieram łapki i pędzę po kolejne tomy. Polecam!

p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  26,4 m - 2,9 cm = 23,5 cm.     

 

sobota, 8 października 2022

,,Klątwa" Shannon Drake

 

Tytuł oryginału: Wicked

Uczciwie przyznaje, że kiedyś dawno temu, zaczytywałam się w tego typu powieściach i chłonęłam je jak gąbka. Trochę podrosłam, gust się zmienił ale to nie zmienia faktu, że raz na jakiś czas lubię powrócić. Trochę to sentyment, trochę rozluźnienie co nie zmienia faktu, że te powieści traktuje z dużym przymrużeniem oka, chociaż czasem trafiam na perełki. Tutaj jednak zaznaczam, że ta do nich nie należy.

Koniec XIX wieku. Dwoje bohaterów wywodzących się z dwóch zupełnie innych światów. Ona - córka prostytutki, znalazła pracę w dziale tłumaczeń muzeum archeologicznego. On - angielski lord, który odciął się od świata po dramatycznych wydarzeniach w jakich zginęli jego rodzice. Wszyscy są przekonani, że był to nieszczęśliwy wypadek ale on jest przekonany, że było to celowe działanie. Brakuje mu tylko dowodów. Wszystko się zmienia gdy się spotykają. On wie, że wreszcie zyskał coś co umożliwi mu uporządkować przeszłość. I to ona jest kluczem do całej zagadki. Odrobina szantażu, trochę perswazji i wszystko jest możliwe. Nie wziął jednak pod uwagę, że pomiędzy nimi pojawi się coś jeszcze - chemia i przyciąganie, wokół którego nie można przejść obojętnie.

,,Klątwa" to właściwie romans historyczny niczym się nie wyróżniający. Znajdziemy tutaj wszystkie doskonale znane i często stosowane zabiegi. Początkowo jest nudno i chaotycznie a w miarę rozwoju akcja się stabilizuje, zagęszcza i robi się nawet ciekawie. Co nie zmienia fakty, że jest stereotypowo i przewidywalnie. Można przyjemnie spędzić popołudnie lub wieczór i czuć satysfakcję ale również gdy mamy coś innego do czytania, to bez żalu akurat ,,Klątwę" można ominąć.

środa, 5 października 2022

,,Sam w dolinie" Hanna Greń

 

W krótkich odstępach czasu w okolicach Bielska-Białej dochodzi do trzech zabójstw. Pierwsze - rolnika jest najbardziej tajemnicze i zaskakujące bo w żaden sposób nie można znaleźć żadnego punktu zaczepienia by rozpocząć prawdziwe śledztwo. Nie ma rodziny, sąsiedzi milczą jak zaklęci a morderca tylko nieznacznie ubiegł chorobę, która i tak nieubłaganie by uśmierciła mężczyznę. Jednak kolejne, byłej kochanki mężczyzny, zaczyna podsuwać śledczym pewne tropy. Co z tego gdy dochodzi do trzeciego zabójstwa, które jest wstrząsające i zupełnie rujnuje nagromadzone teorie. Kostek i spółka jednak nie ustają w wysiłkach. Drążą, szukają, łączą fakty i nieubłaganie zmierzają drogą do poznania prawdy.

Po raz trzeci spotykam się z policjantami z Bielska-Białej. Żadne z ich poprzednich śledztw nie należało do łatwych. Odbijało się na ich życiu prywatnym i dużo mieszało we wzajemnych relacjach. Tutaj też tak jest. Oprócz podążania za tajemniczym mordercą, policjanci muszą uporządkować swoje życie prywatne. Mala musi ustalić jak właściwie ma wyglądać jej związek z Sokołem a Kostek ogarnąć relacje na linii rodzice-przyrodni brat. Nie ma łatwo. Szczególnie gdy dodatkowo ich przełożony chce jak najszybszych wyników.

,,Sam w dolinie" ma lepsze i gorsze momenty. Zaczyna się nieźle. Jest tajemniczo i zagadkowo. Mało poszlak, dużo domysłów i niedomówień, potem atmosfera trochę się rozpływa przez zbytnie rozbudowanie wątków romansowo-obyczajowych z życia policjantów. Zaczyna się swoista telenowela a śledztwo zupełnie schodzi na dalszy plan. Musi minąć chwila aby znowu zaczęło się coś dziać i znowu wróciło zainteresowanie. Bo Hanna Greń miała pomysł na zaskakujący twist i nieźle go rozłożyła ale trochę nieproporcjonalnie rozłożyła wątki przez co pojawił się moment znużenia, przeładowania trochę bzdurnymi zachowaniami i rozważaniami policjantów, zupełnie wytrącając ze skupienia na śledztwie. Mimo to warto się trochę pomęczyć i po przewracać oczami bo finał zaskakuje i myślę, że nikogo nie rozczaruje.