wtorek, 26 stycznia 2021

,,Oto człowiek" Adam Szustak OP


I chociaż do Wielkiego Postu jeszcze pozostało trochę czasu, to wydaje mi się, że w moim życiu to był idealny moment, na książkę taką jak ta. Nie jest to powieść, nie jest to komentarz czy reportaż. To rozważania Drogi Krzyżowej w postaci zupełnie innej, niż ta do której jesteśmy tradycyjnie przyzwyczajeni.

Ojciec Adam Szustak nie prowadzi czytelnika wzdłuż standardowych, tradycyjnych stacji, on idzie z Chrystusem tak jak przedstawia to Pismo Święte. Zaczyna od Ogrodu Oliwnego, pokazując, że ogród jest dla chrześcijan zawsze początkiem jakiejś drogi. W ogrodzie Eden zaczęło się życie, w ogrodzie Oliwnym zaczęło się zbawienie. I każdy z nas ma swój ogród, z którego trzeba wyjść aby móc iść dalej, czasem po bardzo trudnej, kamienistej, pełnej cierpienia drodze.

Ojciec Szustak potem kolejne analizuje kolejne momenty składające się na Pasję Chrystusa. Daje im formę stacji, które zmuszają do refleksji, do zastanowienia się. Doskonale umie połączyć współczesność z wiarą i Biblią. Kolejne zdarzenia pojawiające się na tej niezwykłej Drodze Krzyżowej nie są tylko symbolami i martwymi obrazami, one znajdują realne odzwierciedlenie w rzeczywistości, przekładają się na codzienność i nadają tej codzienności zupełnie nowy wymiar. Droga Krzyżowa nagle staje się bliska, obecna w życiu, każdy jej etap ma i może mieć wpływ na to jacy jesteśmy i jacy możemy być.

Przyznam, że potrzebowałam takiej chwili refleksji i duchowego wsparcia dokładnie teraz, w moim życiu. Nie wiem jak to jest ale ojciec Szustak w prostych słowach, potrafi trafić w to co gdzieś nie daje spokoju, to jest chwilowo cięższe. On pokazuje, że istnieje ktoś kto pomoże, kto jest wsparciem, kto daje nadzieję. A wtedy nawet największy strach, niepokój, problem staje jest możliwym do sprostania. Zdecydowanie jest to książka, do której warto wracać i szukać w niej siły, inspiracji. Warto z nią czasem siąść i pozwolić myślom swobodnie płynąć.

 p.s. WYZWANIE 2021 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 152,2 cm - 1,5  cm = 150,7  cm.

 

czwartek, 21 stycznia 2021

,,Żniwa zła" Robert Galbraith

 Tytuł oryginału: Career of Evil

 ,,Żniwa zła" to trzeci tom serii pisanej przez J.K.Rowling pod pseudonimem. Tom mroczny, pełen niepokoju, przesiąknięty złem i bezpośrednio dotykający głównych bohaterów detektywa Cormorana Strike'a i jego asystentkę Robin Elacott.

Agencja detektywistyczna Strike'a przeżywa chwilowe trudności. Pomimo głośnych sukcesów, klienci wcale nie walą tak oknami i drzwiami. Dodatkowym ciosem jest makabryczna paczka adresowana do Robin. Dziewczyna, od tajemniczego nadawcy dostaje odciętą kobiecą nogę. Strike i Robin zamiast walczyć o klientów, muszą rozpocząć śledztwo w poszukiwaniu mordercy, który zdaje się wiedzieć wiele o życiu osobistym oraz jego działania wymierzone są ewidentnie przeciw Cormoranowi.

Ja nie przeczytałam ,,Żniw zła", ja je pochłonęłam. Rowling tak skonstruowała całą intrygę, że prawie do samego końca nie ma szans odgadnąć kto stoi za morderstwami. Żongluje poszlakami sprawiając, że gubimy się w domysłach, przerzuca podejrzenia z jednego podejrzanego na drugiego, manipuluje dowodami, sprawiając, że to co jest ewidentne za chwilę przestaje być już tak oczywiste.

Dodatkowo skupienie się na śledztwie utrudnia wszystko to co dzieje się w życiu prywatnym bohaterów. Robin, przygotowującą się do ślubu z ukochanym Matthew zaczynają łapać wątpliwości oraz na jaw wychodzą bolesne wydarzenia z przeszłości. Natomiast do Strike'a niczym bumerang wraca przeszłość i to nie tylko ta związana ze służbą w armii ale także ta wcześniejsza dotycząca jego matki. Życiorysy głównych postaci zaczynają nabierać kształtów, po tak wnikliwym wejrzeniu w ich przeszłość, ich motywacje i działania zyskują nową perspektywę. Inaczej na nich można spojrzeć, stają się bardziej ludzcy, skomplikowani a przez to ciekawsi. Nie są już papierowymi marionetkami ale osobami targanymi wątpliwościami, ulegającymi pokusom i impulsom, dającym się zwieść i przeżywającymi tak normalne emocje jak złość, gniew, strach.

Chociaż zagadka się rozwiązała, wszystkie karty zostały odsłonięte to autorka zostawiła czytelnika z milionem pytań o to jak potoczą się dalsze losy Strike'a i Robin. Z pewnością nie jednym jeszcze zaskoczą ale jedno jest pewne, wspólnymi siłami dadzą radę pokonać przeciwności i rozwikłać kolejne zagadki kryminalne jakie przed nimi staną. 

 p.s. WYZWANIE 2021 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 156 cm - 3,8  cm = 152,2 cm.

 

,,Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety" Jacek Piekara


Wieki minęły od momentu, kiedy po raz ostatni miałam do czynienia z cyklem inkwizytorskim Jacka Piekary. Wspomnienia miałam dobre, więc byłam pełna nadziei na przyzwoitą rozrywkę w mrocznym, alternatywnym świecie, gdzie Chrystus nie zmartwychwstał ale zszedł z krzyża i wyrżnął w pień wrogów. Liczyłam na mroczną, przewrotną, pełną czarnego humoru intrygę a dostałam zaledwie cień tego z czym cykl mi się kojarzył.

Inkwizytor Mortimer Medderin zostaje wysłany na Ruś, krainę przeklętą, pełną lokalnych konfliktów i pierwotnej, nieujarzmionej magii. Na razie brzmi nieźle, prawda? Takie tło kryje w sobie niesamowity potencjał do wykorzystania w opowieści ze świata fantasy. Cóż, niestety tylko to takie sprawia wrażenie. Tom ,,Przeklęte kobiety" koncentruje się na intrygach w jakie zostaje wplątany Mortimer a których inicjatorkami są otaczające go kobiety: księżna Ludmiła, kochanka Natasza, była towarzyszka podróży na Ruś, czarownica Nondle a na koniec wiedźma Mateczka Olga. Inkwizytor sprytnie między nimi lawiruje ale tak naprawdę nic to nie wnosi ciekawego.

Tom jest rozwleczony, przegadany, brakuje w nim typowego dla Piekary cynizmu, czarnego humoru ocierającego się o bluźnierstwo. Mortimer sprawia wrażenie ciepłych kluch, łatwo poddających się pod naciskiem otoczenia i sam sobie jeszcze tłumaczący, że jednam ma (przepraszam za sformułowanie) jaja. A i intrygi jakieś słabe, zupełnie nie wciągające, typowe gonienie w piętkę i łapania wiatru w środku pola.

Może już wyrosłam z Piekary i literatury jaką reprezentuje? Może sam cykl inkwizytorski się zestarzał i skończyły się pomysły żeby tak długo prowadzoną serię odświeżyć i tchnąć w nią nowego ducha? Może ten tom to tylko wypadek przy pracy? Nie wiem. Z pewnością nie było w nim nic co zachęcałoby mnie do kontynuowania i nadrabiania pominiętych tomów.

poniedziałek, 18 stycznia 2021

,,W zmowie z mordercą" Bartłomiej Kowaliński

Piętnaście lat temu Zakopanem wstrząsnęła straszliwa tragedia - jedenastoletnia dziewczynka została porwana w trakcie wędrówki po górach wraz z ojcem. Rozpoczęta natychmiast poszukiwania nie przyniosły efektu. Dopiero po kilku dniach zostaje odnalezione bestialsko zamordowane ciało dziecka. Zostaje wytypowany podejrzany ale on tuż po policyjnym przesłuchaniu popełnia samobójstwo. Ta tajemnicza i pełna niedopowiedzeń sprawa nie daje spokoju dziennikarzowi śledczemu Pawłowi Wolskiemu. Po piętnastu latach zaczyna własne śledztwo. Tropy i nowe dowody prowadzą go do zaskakujących wniosków, które sprawią, że stanie oko w oko z prawdziwym mordercą, który nadal pozostaje na wolności.

,,W zmowie z mordercą" to debiut Bartłomieja Kowalińskiego. Debiut całkiem udany co muszę przyznać. Autor sprawnie konstruuje intrygę, co rusz podrzucając nowe tropy i kilka razy udało mu się mnie zmylić i skierować podejrzenia w zupełnie inną stronę. Bo aż do ostatnich stron powieści trzeba czekać na rozwiązanie i wszystkie odpowiedzi. Dzięki temu nie można się nudzić czytając powieść. Cały czas trwamy w niepewności, gubiąc się w domysłach, czując czającą się w mroku grozę. Dodatkowo autor sprytnie wykorzystuje tło, jakim jest Zakopane i okolice, by jeszcze podkreślić mroczny, zagadkowy, groźny klimat powieści. Nic tak nie jest takie jak powinno być. Zło czai się wszędzie, skryte w mgle otaczającej szczyty gór, i tak jak w górach można zgubić orientację jeśli zejdzie się ze szlaku tak w opowieści można łatwo zgubić wątek jeśli utonie się w gęstwinie błędnych poszlak.

Z pewnością Kowaliński to ktoś na kogo warto zwrócić uwagę. Już debiut elektryzuje i zapewnia wiele emocji. Mam nadzieję, że z każdą kolejną powieścią będzie tylko lepiej bo jestem ogromnie ich ciekawa. Oby tak dalej bo czekam na kolejne historie rozgrywające się w górach i wykorzystujące ich mroczne, niebezpieczne piękno.

,,Dama ze szmaragdami" Paulina Kuzawińska

 

Minęły dwa lata od dramatycznych wydarzeń jakie rozegrały się w ,,Damie z wahadełkiem". Jednak spokojne życie, przynajmniej na razie, nie jest pisane Madeline Hyde. Na prośbę przyjaciółki z dzieciństwa wyrusza ona w podróż, do domu gdzie Claire przygotowuje się by zostać żoną. Dziewczyna czuje się niepewnie w otoczeniu rodziny przyszłego męża, towarzyszy jej ciągłe poczucie zagrożenia, potęgowane jeszcze opowieścią o klątwie, która ciąży na naszyjniku ze szmaragdami, które ubiera by pozować do rodowego portretu. Tuż przed planowanym ślubem dochodzi do tragedii, przyszła panna młoda umiera w dziwnych, dramatycznych okolicznościach. Wszyscy są podejrzani a Madeline ponownie znajdzie się w samym centrum wydarzeń.

Pierwszą i chyba najważniejszą rzeczą, jaka zachwyca mnie w powieściach Pauliny Kuzawińskiej, a szczególnie to widać tutaj, w ,,Damie ze szmaragdami" jest nastrój. Czytałam otulona kocem, leżąc na wygodnej kanapie a prawie czułam klimat nastrojowej grozy angielskich wrzosowisk. Mrok, ciemność, wyjący wiatr, migoczące płomienie kominka, szalejącą burzę - to wszystko tak namacalnie budowało nastrój, że byłam skłonna uwierzyć w każdą klątwę, a zło dostrzec w każdym zakamarku. Autorka bazuje na schematach, typowych motywach, klasycznych zachowaniach ale robi to umiejętnie i tak sprawnie, że w jej powieści się tonie. Ona pochłania. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przewidzieć bieg zdarzeń ale to nie ma znaczenia bo zanurzamy się w gotyckim, nastrojowym thrillerze pełnym sekretów rodzinnych, dramatycznych zwrotów akcji, zbrodni, niedopowiedzeń. Dodatkowo opowiedziane jest to w tak piękny, pełen liryki a zarazem plastyczny sposób, że wręcz można poczuć się jak jeden z bohaterów.

Nie wiem, czy istnieje idealna książka na zimowy wieczór pod kocem ale ta z pewnością może tam aspirować. Polecam.
 

 p.s. WYZWANIE 2020 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 158,5 cm - 2,5  cm = 156,0 cm.

 

czwartek, 7 stycznia 2021

,,Księgi zapomnianych żyć" Bridget Collins

 Tytuł oryginału: The Binding
 
Jeśli gdzieś pojawia się wątek książek to pewne jest, że muszę to przeczytać. ,,Książki o książkach" fascynują mnie, zachwycają i w każdej szukam kolejnego, godnego następcy ,,Cienia wiatru". Cóż, tutaj go nie znalazłam, chociaż początkowo wszystko zapowiadało się intrygująco.

,,Księgi zapomnianych żyć" to opowieść rozgrywająca się w fantastycznym świecie, gdzie książki nie są pisane, drukowane i wydawane. Stanowią one dzieło tajemniczej grupy ludzi zwanych oprawiaczami i są wspomnieniami wydartymi autentycznym ludziom. Kiedy ktoś zostaje oprawiony, jego wspomnienia znikają z głowy, przelane na papier. Można w ten sposób pozbyć się bólu, wyrzutów sumienia, niechcianych myśli. Dobry sumienny oprawiacz powinien schować i zabezpieczyć taką książkę, przynajmniej póki jej przedmiot żyje. Niestety sztuka ta doczekała się wielu wynaturzeń i przez wielu wykorzystywana jest w innych, złych celach.

I to był ten wątek, który przekonał mnie do lektury. Czyż to ne brzmi fantastycznie - świat, gdzie ludzie boją się tego co skrywają książki. Ileż tutaj rodzi się pytań. Ileż pomysłów, wątków przelatuje przez głowę. Tak, zapomnijcie o tym wszystkim bo autorka po rozbudzeniu ciekawości,skierowała opowieść na zupełnie inne tory. Zamiast fascynującego fantasy z książkami w tle wszystko sprowadza się do zakazanej historii miłosnej. Ciekawej, momentami porywającej, trochę zaskakującej i od pewnego momentu absolutnie dominującej w całej akcji. I wszystko byłoby może dobrze, gdyby nie przyćmiła zupełnie tła, sama będą w pewnym momencie już bardzo przewidywalną. Zaciekawienie, fascynacja, świeżość pomysłu, które były siłą napędową na początku w okolicach finiszu zupełnie się wypaliły i zostało tylko słabiutkie, przewidywalne zakończenie.

Nie mogę powieść, że ,,Księgi zapomnianych żyć" jest słabą książką. Nie jest. Ma w sobie duże pokłady świeżości, oryginalności, nowego spojrzenia na wiele tematów ale nie jest tym czego oczekiwałam i co można wycisnąć z tak genialnego pomysłu. Przyjemnie i szybko się czyta ale oczekiwania były postawione bardzo wysoko, dlatego czuję pewien niedosyt i lekkie rozczarowanie.

wtorek, 5 stycznia 2021

,,Instytut" Stephen King


Tytuł oryginału: The Institute

Pewnie zostanę zakrzyczana ale lubię tego Kinga, dojrzałego, stonowanego, budującego historię, tak od niechcenia, trochę rozgadanego i nienastawionego na przerażanie za wszelką cenę. Będąc nastolatką i w trochę późniejszym okresie życia, próbowałam podchodzić do jego najbardziej znanych horrorów i zawsze mnie odrzucały. Teraz ja jestem dojrzalsza, King też i idealnie się wspólnie odnajdujemy.

,,Instytut" to opowieść o dwunastoletnim Luke'u, który pewnego dnia zostaje porwany z rodzinnego domu i umieszczony w tajemniczym Instytucie. Chociaż chłopak jest chodzącym geniuszem, to porywaczy interesuje coś zupełnie innego. Są zainteresowani jego lekkim potencjałem telekinetycznym. Oprócz Luke'a w dziwnym ośrodku znajdują się także inne dzieci wykazujące uzdolnienia zarówno w dziedzinie telekinezy jak i telepatii. Wszystkie poddawane są całemu szeregowi testów i badań, które prowadzą do przerażających i zadziwiających efektów.

Przyznam, że King tutaj specjalnie się nie wysilał. Nie straszył, nie przerażał, raczej zaciekawiał w mroczny, niepokojący sposób. Na podstawie zupełnie zwyczajnych zdarzeń oparł opowieść, która zaczyna się jak kryminał, potem staje się historią zawierania przyjaźni i pospiesznego dojrzewania, by za chwile stać się opowieścią drogi a zakończyć się wystrzałami i hukiem. Jest mroczna i budząca niepokój ale w taki bardzo podświadomy sposób, wręcz unikający dosłowności. Bazuje na popularnych lękach, że KTOŚ (rząd, instytucje, organizacje, przedsiębiorstwa itp..) manipuluje społeczeństwem, chce nim sterować i wykorzystuje w tym celu zwykłych ludzi. Tytułowy instytut przypomina czarną wołgę, popularną miejską legendę PRL-u - wiemy, że zło czai się gdzieś blisko, obserwuje, porywa kolejne osoby ale czym dokładnie jest, można tylko snuć domysły. Ale ten King to nie tylko dreszcze niepokoju. To także piękna, poruszająca opowieść o sile przyjaźni, pomiędzy dziećmi, które normalnie nie wpasowują się w schematy. Dopiero znalezienie się pomiędzy tak samo ,,innymi" sprawia, że odnajdują w sobie niezwykłą siłę i jedność, której podstawą jest prawdziwa i wyjątkowa przyjaźń.

Tak, ,,Instytut" mnie wciągnął. Cały czas czekałam na finalne rozwiązanie i poznanie odpowiedzi na kłębiące się w mojej głowie pytania. Tak, byłam zaciekawiona ale i zaniepokojona. Byłam zachwycona i zniecierpliwiona, że jeszcze tyle zostało do końca. Ale przede wszystkim to opowieść, w której się zanurza i które może nie jest typowym horrorem czy thrillerem ale jest emocjonującą opowieścią. Tylko tyle i aż tyle.

 

 p.s. WYZWANIE 2020 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 163 cm - 4,5  cm = 158,5 cm.