Muzyka Whitney Houston to moje dzieciństwo i wczesne lata nastoletnie. Tylko, że ja i moi rówieśnicy poznawaliśmy Whitney nie tylko dzięki genialnym piosenkom ale także przez pryzmat jej burzliwego związku z Bobbym Brownem. Kolejne doniesienia o awanturach, pobiciach, uzależnieniach odsuwały w cień wszystko inne. Gdzieś coraz bardziej umykała dziewczyna z promiennym uśmiechem, która w latach osiemdziesiątych zawładnęła sercami słuchaczy i osiągnęła coś o czym inni mogli tylko marzyć i która przetarła szlaki dla wielu czarnoskórych artystek.
Robin Crawford to nazwisko, którego zupełnie nie kojarzyłam w kontekście Houston. Ale przełom lat 90 i dwutysięcznych, gdy zasłuchiwałam się w jej piosenkach to chyba jeden z bardziej burzliwszych okresów. Brown i Houston pojawiali się na nagłówkach tylko w kontekście kolejnych zerwań, powrotów, awantur i narkotyków. Crawford, najstarsza i najwierniejsza przyjaciółka, zeszła na dalszy plan a plotki o ich homoseksualnej relacji, zeszły wreszcie na dalszy plan.
Crawford chce opowiedzieć o swoim życiu ale tym prowadzonym równolegle do życia Whitney i dlatego zaczyna swoją opowieść mniej więcej w tym samym okresie gdy się poznały jako nastolatki. I praktycznie na samym początku rozwiewa wszelkie plotki, domysły i niedopowiedzenia. Tak, ona i Whitney miały romans. Były sobie bliskie nie tylko jako przyjaciółki ale także jako partnerki i kochanki. Czy to było tylko nastoletnie poszukiwanie siebie? Okres eksperymentów? Chyba nigdy nie poznamy jednoznacznej odpowiedzi bo Houston wkrótce po tym zaczęła swoją wielką drogę do świetlanej kariery i musiała wyprzeć się samej siebie.
Nie chcę tutaj streszczać czy opisywać o czym jest to opowieść. Bo właściwie to dwie równoległe historie: Robin i Whitney. Dopóki biegły razem i się przeplatały można mówić o pewnej równowadze i szczęściu. Gdy zaczęły się rozdzielać (a nastąpiło to bardzo szybko) to o ile jedna była wyboista, pełna wzlotów i upadków to jednak biegła w jakimś kierunku; to druga okazała się dramatycznym spadaniem w dół. Przejmujące i przerażające jest to jak bardzo Whitney była okradana z siebie, swoich pieniędzy, swojego czasu, energii i talentu. Pasożytowano na niej, karmiono ją narkotykami i zmuszono do rezygnacji z siebie i swoich marzeń, właściwie od samego początku jej kariery. Nie była traktowana jak osoba ale rzecz, narzędzie do produkcji pieniędzy. Jej ogromny talent został zniszczony i zmarnowany. A najstraszliwsze i wywołujące ciarki na plecach jest to, że nie znalazła się ani jedna osoba, która by próbowała to radykalnie powstrzymać. Robin próbowała ale została skutecznie odsunięta.
Crawford nie opowiada tylko o Whitney ale także o sobie i swojej drodze. To opowieść o zmianach jakie zaszły w społeczeństwie na przestrzeni lat. To opowieść o rasizmie, poszukiwaniu samej siebie, o zmianach jakie zaszły w stosunku do osób chorych na AIDS czy homoseksualnych, o uzależnieniach. Właściwie wszystkiego tego musiała doświadczyć na swojej skórze. Po kolei traciła bliskich, przyjaciół i uczyła się co jest w życiu najważniejsze.
,,A song for you" to nie jest typowa biografia. Nie jest to także pośmiertna laurka. To książka smutna, poruszająca i dająca wiele do myślenia. Chyba inaczej teraz będę patrzeć na Whitney. Już nie będzie tylko genialną piosenkarką ale przede wszystkim strasznie skrzywdzoną kobietą. Jest to także książka o przyjaźni, która nie uzdrawia, nie zwycięża wszystkiego, nie przenosi gór. Czasem nawet największa, najszczersza przyjaźń musi się poddać i przyznać, że nie zło jest silniejsze. Pozostaje wtedy tylko smutek i garść dobrych wspomnień.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Agora SA!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz