sobota, 27 marca 2021

,,Elżbieta, Filip, Diana i Meghan" Marek Rybarczyk


Ostatnie tygodnie są niewątpliwie bardzo gorące dla wszystkich wielbicieli i obserwatorów życia brytyjskiej rodziny królewskiej. Meghan Markle i książę Harry przemówili. Udzielili Ophrze Winfrey wywiadu, który zelektryzował świat i miał na celu pokazanie jak naprawdę funkcjonuje ,,Firma", którą od bez mała 70 lat niepodzielnie kieruje Elżbieta II. Jaki właściwie jest to świat? Idealny, uporządkowany, obowiązkowy i nakierowany na służbę poddanym jak chciałaby to widzieć sama królowa? A może inny, pełen poświęcej, zdrad, mniejszych i większych skandali, niezrozumienia i chłodu? 

Marek Rybarczyk od wielu lat przygląda się brytyjskiej rodzinie królewskiej. Śledzi ich sukcesy i upadki, okazje kiedy świętują i te momenty, kiedy muszą zmierzyć się z dramatami. Z jego obserwacji zrodziła się ta książka. Jest to całościowe spojrzenie na najważniejsze postacie historii najnowszej Windsorów. Skupia się na tych najbardziej charakterystycznych, mocnych punktach rodu: królowej Elżbiecie II, księciu Filipie, Dianie Spencer i na najnowszej, ale już zmieniającej oblicze monarchii Meghan Markle.  

Rybarczyk  próbuje wskazać te momenty i te cechy bohaterów, które najbardziej zadecydowały o tym, że współczesny obraz monarchii jest taki a nie inny. Czy było to wychowanie Elżbiety na poważną, oddaną obowiązkom i poświęcającą swoje życie prywatne i swoich najbliższych, kobietę? Czy może to fakt, że silny, niezależny charakter księcia Filipa musiał się (pozornie i pod publikę) podporządkować temu, że zawsze będzie na drugim planie? A może na obraz monarchii wpłynęła Diana Spencer - młoda, ładna, niepasująca na żonę następcy tronu a przynajmniej nie tego następcy tronu? Czy wreszcie jak zmieniło monarchię wejście i wyjście do niej Meghan Markle - amerykańskiej aktorki, feministki i aktywistki? Każda z tych osób dokładała coś do obrazu, który próbował zachwycać pięknem i perfecją ale po bliższym przyjrzeniu się ukazuje skandale, problemy, ludzkie dramaty. 

Rybarczyk opowiada ciekawie o Windsorach. Przytacza ciekawostki i fakty, które potwierdzają początkową tezę, że monarchia, którą znamy dobiega do kresu. Wraz z coraz bardziej i nieuchronnie zbliżającą się śmiercią Elżbiety, wszystko to co uosabiała odejdzie w przeszłość. Nadejdzie nowa epoka. Czy będzie tak samo burzliwa i rozpalająca umysły zwykłych obywateli jak to co przeżywali w trakcie długiego panowania królowej? Tego nie wiemy. Ale zanim to nastąpi, niewątpliwie dobrze jest spojrzeć jeszcze raz na to panowanie, jako całość. A Rybarczyk dokłdanie to dostarcza. Jest rzeczowy, merytoryczny, stara się unikać bazowania na plotkach czy nie potrzebnej sensacji. Tej, już ich sama historia dostarcza wystarczająco dużo. On snuje opowieść o początku aż po prawie koniec. 


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu MUZA!
 

  p.s. WYZWANIE 2021 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 127,1 cm - 2,6 cm = 124,5  cm.


piątek, 26 marca 2021

,,Belle Epoque" Elizabeth Ross

Tytuł oryginału: Belle Epoque 

Chyba nie od dziś wiadomo, że piękno potrzebuje oprawy, tła, na którym będzie świecić. Nie ma lepszego tła dla piękna niż zestawienie go w kontraście z brzydotą, albo w ostateczności z przeciętnością. Piękno wtedy najbardziej lśni, zachwyca, jest uwypuklone. Drugą oczywistą prawdą jest stwierdzenie, że wszystko można sprzedać pod warunkiem, że wie się komu i za ile.

Końcówka XIX wieku, Paryż. Funkcjonuje tak niezwykła agencja pracy. Wynajmuje ona kobiety na damy do kontrastu. Brzydkie, przeciętnej urody ale takie, które przeszły odpowiednie towarzyskie szkolenie kobiety mają być tłem dla zamożnych arystokratek i nowobogackich. Mają swoją brzydotą uwypuklać zalety tych drugi i ściągać na nie uwagę odpowiednich kandydatów na mężów. Działalność agencji jest swego rodzaju tajemnicą Poliszynela, czymś o czym się wie ale nikt otwarcie o tym nie mówi. Młodziutka Maud, ucieka z rodzinnej wioska i po pierwszych niepowodzeniach w Paryżu, właśnie tam znajduje zatrudnienie. Jej przypadek jest jednak specyficzny bo staje się damą do kontrastu dla młodziutkiej arystokratki, która nie zdaje sobie sprawy, że ma do czynienia z wynajętą ,,towarzyszką". Zamiast tego między dziewczynami rodzi się przyjaźń.

,,Belle Epoque" to nie jest kolejny romans historyczny ale fascynująca podróż w czasie, do okresu gdy pozory odgrywały ogromną rolę a bezwzględne matki sięgały po wszelkie możliwe środki by zdobyć odpowiedniego męża dla swoich córek. To także opowieść przenosząca do czasów, gdy kobiety dopiero powoli zaczynały sobie uświadamiać swoje prawa i zaczynały powoli i nieśmiało myśleć, że nie muszą iść drogą jaką obrali dla nich inni. Takie właśnie są Maud i Isabell. Nie chcą się poddać utartym zasadom, próbują znaleźć własne ścieżki w świecie konwenansów i tradycji, chcą być samodzielne i niezależne by móc zgłębiać swoje pasje i realizować cele. Epoka jaka stała się tłem powieści jest dynamiczna, ulega nieustannym transformacjom i dzięki temu niemożliwe staje się możliwe. Wyraźnie czuć powiew nowoczesności i postępu rozganiający skostniałe tradycje i pokazujący, że zupełnie nowy świat rodzi się właśnie teraz.

 

  p.s. WYZWANIE 2021 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 129,3 cm - 2,2 cm = 127,1  cm.

 

czwartek, 25 marca 2021

,,Czas Herkulesów" Marcin Wroński


Trudno uwierzyć, że to już koniec historii Zygi Maciejewskiego. Paradoksalnie koniec (bo autor tym właśnie tomem zakończył serię powieściową) ale taki nie-koniec, bo historia rozgrywa się w 1938 roku. Zyga nie jest już komisarzem, do jakiego się przyzwyczailiśmy. Awansował, trafił za biurko i teraz jeździ do innych jednostek na inspekcje. Zaskakujący psikus losu sprawia, że trafia do Chełma gdzie dane mu będzie się kontrolować swojego pierwszego przełożonego, natknie się na kolegę ze szkolnej ławy i spotka zapaśniczego idola ze szczenięcych lat. Wszyscy oni w dziwny, niewyjaśniony sposób będą łączyć się ze sprawą, która od jakiegoś czasu figuruje w aktach jako niewyjaśniona. Gdy po raz kolejny, w trakcie obecności Maciejewskiego w mieście, dochodzi do podobnej zbrodni, nasz buntowniczy komisarz nie potrafi się przyglądać bezczynnie z boku. Sam zaczyna śledztwo, które zaczyna zataczać coraz szersze kręgi.

,,Czas Herkulesów" to idealne podsumowanie serii. Wolta czasowa i powrót do czasów sprzed wojny pozwalają z pewną nostalgią spojrzeć na jeden z lepszych okresów w życiu i karierze Maciejewskiego. Nie jest on wymęczonym wrakiem człowieka, jest przebojowy, buńczuczny, przekonany o swojej racji i w pełni oddany temu co robi. Takiego chcemy go pamiętać i z takim obrazem zostawia nas Wroński. Prawie do końca utrzymuje to poczucie. Tytuł jak i cała akcja jest pewną alegorią tego co działo się we wcześniejszych (szczególnie tych powojennych) tomach. Tutaj Maciejewski jest jak jego podejrzani nadal Herkulesem, zwycięzcą, bezwzględny w dążeniu do prawdy, nieustępliwy. Ale tak jak w śledztwie, które prowadzi, zawsze znajdzie się ktoś mocniejszy. Ale to jeszcze nie ważne. Przegrana przyjdzie później. Teraz świeci triumfy i takiego zostawiamy go w ostatnim tomie.

Jak zawsze, także i tu oprócz świetnie poprowadzonego wątku kryminalnego dostajemy bogate tło historyczne, pełne niuansów i smaczków typowych dla XX-lecia Międzywojennego. Wręcz namacalnie czuć klimat tego okresu, jego zaduch mroczne, niebezpieczne odcienie oraz pełne podziałów i uprzedzeń relacje. Nic nie jest jednoznaczne. Nic nie jest proste. Nie wszystko jest takie jak mogłoby się wydawać. Jest bagno, przez które trzeba przebić się do prawdy.

,,Czas Herkulesów" dał mi wszystko na co liczyłam i co chciałam. Wciągającą zagadkę kryminalną, klimat i mroczny nastrój okresu tuż przed wybuchem II wojny światowej oraz przede wszystkim satysfakcjonujące pożegnanie z Zygą Maciejewskim.

  p.s. WYZWANIE 2021 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 131,5 cm - 2,2 cm = 129,3  cm.

 

wtorek, 16 marca 2021

,,Paląc za sobą mosty" Tatiana Polakowa

Tytuł oryginału:  Ϲжигая за собой мосты

Żanna mieszka i studiuje we Włoszech. Niespodziewanie odwiedza ją ojciec, który zachowuje się dziwnie. Jest tajemniczy, kontaktuje się z dziwnymi ludźmi a w finale zostaje zamordowany w samym centrum Wenecji. Przed śmiercią udaje mu się jeszcze ostrzec dziewczynę, przed wrogiem, który ma czyhać na jej życie. Ten punkt jest przełomowym w życiu młodej kobiety, nagle znajdzie się w centrum wydarzeń, które w jakiś sposób łączą się z historią jej rodziny a korzeniami sięgają czasów II wojny światowej. Dziewczyna by poznać co dokładnie ojciec miał na myśli musi wrócić do Rosji i tam prześledzić nie tylko jego kroki ale także poznać zaskakującą historię swojej babki.

,,Paląc za sobą mosty" to historia, która ma potencjał ale ten potencjał nie do końca zostaje zrealizowany. Z jednej strony tajemnica, niebezpieczeństwo i skrawki historii, które rozpalają wyobraźnie i zmuszają do snucia naprawdę fascynujących przypuszczeń na temat tego co dokładnie mogło się rozegrać. Jest i sprawa kryminalna, w której trup ściele się gęsto ale podejrzanych łatwo jest odgadnąć. Tyle na plus. Na minus zdecydowanie sposób przedstawienia i prowadzenia postaci, szczególnie kobiet. Są one histeryczne, płytkie, rozhuśtane emocjonalnie i wręcz głupie, główna bohaterka ma na ich tle prezentować się jako głos rozsądku i mądrości, przebiegłości i spostrzegawczości. Trochę taka jest ale przez przybieraną postawę, są momenty kiedy staje się irytująca i przemądrzała. Przez to rodzi się w czytelniku zniecierpliwienie i zniechęcenie.

Po zapowiedziach na okładce liczyłam na coś, co przykuje moją uwagę. Niby są momenty kiedy jest ciekawie i intrygująco ale zdecydowana większość to przeciętność. Średni kryminał, pozbawiony humoru (chyba, że humor ma się przejawiać w przerysowaniu postaci) a romansu tam też jak na lekarstwo. Typowe czytadło, do przeczytania i zapomnienia.

,,Pięć Stawów. Dom bez adresu" Beata Sabała-Zielińska

 

Pięć Stawów to obok Morskiego Oka dwa miejsca tam mocno wpisujące się w ogólną świadomość, że nie trzeba być zapalonym górskim turystom, żeby je kojarzyć. Szczególnie schronisko w Pięciu Stawach, od pokoleń związane z rodziną Krzeptowskich, znana jest ze swojej specyfiki i wyjątkowej atmosfery. Ale czym właściwie jest to schronisko? Co decyduje o jego wyjątkowości? To tylko miejsce wytchnienia w trakcie górskiej wędrówki czy może coś więcej?

Beata Sabała-Zielińska pokusiła się o wejście za zasłonę niedostępną dla przeciętnego turysty. Poprzez to chciała przybliżyć historię miejsca i wyjątkowych ludzi, który je tworzą. Rozmawiała z przedstawicielami rodziny Krzeptowskich, którzy od wielu lat odpowiadają za zarządzanie schroniskiem i dla których Pięć Stawów to właściwie drugi (albo pierwszy) dom ale także ich pracownikami i zaprzyjaźnionymi turystami. Ba, sięgnęła nawet do źródła, czyli pamiętników nestorki rodu, założycielki schroniska Marii Krzeptowskiej. Opowieść jaka wyłania się z tych rozmów to przede wszystkim opowieść o pasji i miłości. Trzeba być trochę szalonym, trochę upartym, ale przede wszystkim pełnym pasji i miłości do gór aby wykonywać tak trudną i pozbawioną udogodnień pracę. I dokładnie wszystkie te elementy widać w ludziach, którzy decydują się tam pracować. Kreatywni, uparci, zdecydowani ale oddani temu co robią. Nie przejmują się przeciwnościami, szukają plusów i dobrych stron, zachwycają się górami i wolnością, przestrzenią jakie ona dają. Doceniają ich piękna ale czują pełen respekt przed nich niebezpieczeństwem. I chociaż w tej pracy każdy dzień jest wyzwaniem, każdy dzień jest trudem, walką z żywiołem aby zapewnić serwis i bezpieczeństwo turystom to oni z tego umieją wyciągnąć całe mnóstwo anegdot - zarówno tych do śmiechu, jak i tych ku przestrodze.

Książka jest fascynująca i uświadamia coś co obecnie nie zauważamy - żeby ktoś mógł odpocząć i zjeść, ktoś inny musi pracować i to ciężko. Niby oczywista oczywistość ale obecnie gdy wszystko jest na wyciągnięcie ręki, jakoś tak spychana na drugi tor. Ale mimo, że dobrze się czyta i z każdej strony bije niesamowita energia mam jakiś lekki zgrzyt. Gdzieś ten świat jest trochę za idealny, zbyt cukierkowa a Krzeptowscy to prawie mitologiczni bogowie. Nie kwestionuje, że coś w tym jest z prawdy bo trzeba mieć w sobie krzepę, zapał i hart ducha aby podołać takiej pracy i to przez tyle lat. Jednak czegoś mi brakło, czegoś co jeszcze mocniej zakotwiczyłoby opowieść w rzeczywistości. A może skoro Pięć Stawów to miejsce wyjątkowe, magiczne to nie ma co oczekiwać odzwierciedlenie w tym co znamy i rozumiemy?

  p.s. WYZWANIE 2021 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 133,9 cm - 2,4 cm = 131,5  cm.

 

czwartek, 11 marca 2021

,,Niedokończone opowieści" Charlotte Bronte


Charlotte Bronte to autorka kultowej powieści, wpisującej się w kanony lireratury, ,,Jane Eyre". Jej życiorys zawiera wiele znaków zapytania. Czy inne powieści, przypisywane pozostałym siostrom Bronte, to także jej dzieło? Literaturoznawcy nie umieją jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Jedno jest pewne, oprócz ,,Jane Eyre", ,,Shirley" oraz ,,Vilette" Charlotte Bronte pozostawiła cztery zaledwie rozpoczęte opowieści i to one właśnie wchodzą w zbiór tego niewielkiego tomiku.

,,Ashworth", ,,Emma", ,,Państwo Moore" oraz ,,Historia Williego Ellina" to zaledwie początki historii. Dwa - trzy początkowe rozdziały, zaledwie dające pobieżne zapoznanie się z bohaterami i bardzo ogólnikowo budujące tło dla akcji. Ledwie można wyczuć, co będzie głównym wątkiem gdy opowieści urywają się, porzucone z braku pomysłu lub odłożone do późniejszego dokończenia. Co kierowało autorką, że odłożyła je na bok i nigdy do nich nie wróciła? Chyba nigdy nie poznamy odpowiedzi na te pytania.

Mówi się, że powinno się przeczytać około trzydziestu stron książki by rozpoznać, czy historia jest warta dalszej lektury czy bez żalu można odłożyć na bok. Zalążki opowieści nakreślone przez Charlotte Bronte z pewnością są tymi, które, gdyby powstały, koniecznie trzeba było kontynuować. Już w pierwszych zdaniach widać kunszt autorki, dokładne budowanie fundamentów psychologicznych postaci, na których można wykreować zapadającą w pamięć opowieść oraz skomplikowanych, nie jednoznacznych, wyrazistych bohaterów. Nawet w tak krótkich fragmentach, widać siłę pióra Bronte. Dokładnie opisuje świat jaki znała - jego zasady, obłudę, groteskowość i fasadowość obowiązujących zasad. Jest to z pewnością ogromna strata dla całej literatury światowej, że opowieści te nigdy nie zostały dokończone i nie mogą w pełnej krasie zachwycać swoim rozmachem i pięknem. 

  p.s. WYZWANIE 2021 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 136,1  cm - 2,2 cm = 133,9  cm.

 

,,Ich gwiazdy" Tessa Dare

Tytuł oryginału: The Governess Game

Tessa Dare zdobyła moją sympatię już kilka książek temu i póki co nie zawiodła jeszcze zaufania. W jej książkach zawsze znajduję to czego szukam, czyli lekkości, humoru, romantycznej opowieści ubranej w płaszcz romansu historycznego. ,,Ich gwiazdy" takie dokładnie jest.

Aleksandrze Moutbatten wystarczyła sekunda by cenny sprzęt zegarmistrzowski, dzięki któremu zarabiała na życie, utonął w Tamizie. Rozwiązaniem idealnym na nagły kryzys zarobkowy ma być przyjęcie posady guwernantki dwóch rozbrykanych młodych panien. Dziewczęta są pełne energii, zafascynowane pogrzebami (codziennie rano organizują kolejny pochówek laski) i zupełnie nie zainteresowane zdobywaniem konwencjonalnej wiedzy i umiejętności potrzebnych każdej odpowiednio urodzonej młodej damie. Ale dziewczynki to tylko jeden problem, dużo większym i poważniejszym wyzwaniem jest pracodawca - spadkobierca tytułu książęcego, który ma problem z zaufaniem i okazywaniem uczuć. Cóż, w tym specyficznym domu Alexandra znajdzie nie jedno wyzwanie i będzie musiała znaleźć sposób jak przebić się przez mury, którymi otoczył się każdy z domowników.

Romanse Tessy Dare są trochę absurdalne, mijające się z rzeczywistością i dzięki temu czyta się je cudownie. Bohaterka nie jest zahukaną szarą myszką, biernie czekającą na to co ześle los i bezmyślnie wzdychającą do swojego księcia (w prawdzie Alex przez chwilę tak wzdycha, ale to na szczęście tylko moment). Jest aktywna, zdecydowana, pomysłowa i nieobliczalna. Szuka własnej drogi i to samo próbuje przekazać swoim podopiecznym. Te przemycane w tle wątki feministyczne może nie wpisują się w schemat romansu historycznego ale są plusem. Jednak przede wszystkim jest to lekka, momentami zabawna opowieść o dwojgu zupełnie różnych ludzi, skrywających swoje sekrety, których nieoczekiwanie połączyło uczucie. Jest typowo i przewidywalnie ale i tak miło. Więc, jeśli wieczór z romansem to obowiązkowo Tessa Dare.

wtorek, 9 marca 2021

,,Ostatnia piosenka" Nicholas Sparks

Tytuł oryginału: The Last Song

Na wstępie ustalmy sobie jedno - Nicholas Sparks to grafoman i pisze tandetne melodramaty. Pierwsza miłość - muszą być dramaty i śmierć, dojrzała miłość - muszą być dramaty i śmierć. Jakby po prostu nie można było się zakochać, stworzyć sobie kilka problemów, pokonać je, a potem żyć długo i szczęśliwie. Niestety, w większości książek Sparksa to tak nie działa. U niego musi być dramatycznie, tragicznie i łzy muszą lecieć strumieniami. Tyle tytułem wstępu.

Miałam nadzieję, że ,,Ostatnia piosenka" będzie inna i w końcu przełamiemy jakieś schematy. W końcu bohaterowie dużo młodsi (dobra w ,,Jesiennej miłości" mamy podobnych ale tam inna historia). Początek zapowiadał lekką opowieść o nastoletniej, letniej miłości. Ona - zbuntowana nastolatka, obrażona na cały świat a przede wszystkim na ojca, który kilka lat wcześniej zostawił rodzinę. On - typowy amerykański ,,golden boy". Ideał, przystojny, wysportowany, dobrze wychowany, zdolny, troskliwy, inteligentny. Czy muszę dodawać, że także bogaty? Tak, dokładnie macie tutaj główną parę. Ona w trakcie lata jak za jakimś magicznym dotykiem odobrazi się na ojca. On okaże się skrywa mroczny sekret, który wcale nie jest taki mroczny. Będzie dramatycznie, wzruszająco a na koniec typowo jak u Sparksa pociągałam nosem i zastanawiałam się jakim cudem temu ,,tandetnemu grafomanowi" udało się mnie wzruszyć.

,,Ostatnia piosenka" nie jest powieścią wybitną, nie jest nawet powieścią dobrą. Jest schematyczna i dokładnie wpisująca się nurt, tak charakterystyczny dla Sparksa. Jest ewidentnym guilty pleasure, które czytam raz do roku i zawsze najpierw mam poczucie, że banał, głupotka, powierzchowność a potem mnie to wciąga i siedzę okręcona kocem i wzdycham i pociągam nosem. Takie coroczne katharsis. Bo Sparks mimo wszystko jest dobry w tym co robi. Nie szokuje, nie zaskakuje ale bazuje na wypracowanych schematach i doskonale wie gdzie nacisnąć żeby zrobiło się łzawo i melodramatycznie. Więc jeśli tak jak ja, raz do roku potrzebujecie książkowego katharsis to czytajcie. Ale ostrzegam częściej może stać się niestrawne.

  p.s. WYZWANIE 2021 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 139,0  cm - 2,9 cm = 136,1  cm.

 

,,Przełęcz Diatłowa. Tajemnica dziewięciorga" Anna Matwiejewa

Tytuł oryginału: Перевал Дятлова, или Тайна девяти

Niedawno czytałam artykuł, że w końcu po ponad 60 latach, w sumie dosyć przypadkowo, udało się ustalić i racjonalnie wyjaśnić, co dokładnie wydarzyło się 1 lutego 1959 roku i w jaki sposób zginęła grupa turystów prowadzona przez Igora Diatłowa. Jak zawsze jest w przypadku tajemnic rozpalających wyobraźnię i rodzących wiele teorii spiskowych, prawdziwe wytłumaczenie jest zwyczajne, prozaiczne i pod długim okresie, w trakcie którego budziło emocje, zwyczajnie nudne. Pewnie wiele osób się z nim nie zgodzi i nadal na własną rękę będą szukać ,,prawdy".

Przykładem takich poszukiwań jest powieść Anny Matwiejewy. Ubrana w płaszcz fikcji literackiej opowieść umiejętnie łączy w sobie zarówno autentyczne, dostępne materiały źródłowe z historią poplątanego życia uczuciowego żyjącej współcześnie pisarki. Trochę absurdalne perypetie osobiste bohaterki stają się bardzo kontrastującym tłem dla wydarzeń, które rozegrały się w 1959 roku w górach Uralu Północnego. Czytanie raportów, dzienników, not, przytaczanych prawie bez zmian redaktorskich jest wstrząsające. Tragedia jaka rozegrała się na przełęczy staje się bliższa, bardziej rzeczywista, namacalna. To już nie jest tylko górska anegdota, fantastyczna legenda, rodząca mnóstwo domysłów i absurdalnych rozwiązań. To dramat dziewięciorga ludzi i ich rodzin. Wyszli wędrować przez góry, fascynowała ich turystyka, pociągało piękno gór. Nie spodziewali się, że właśnie tam spotka ich śmierć i to jeszcze w tak dziwny, niejednoznaczny sposób.

Myślę, że w kontekście ostatnich doniesień naukowców i przedstawionych przez nich hipotez, mających na celu wyjaśnienie zdarzeń, większość teorii przedstawionych w książce (nawet tych, które autorka przedstawia jako te najbardziej prawdopodobne) można spokojnie włożyć między bajki. Fakt, teorie o napromieniowaniu, próbach wojskowych, szwadronach śmierci czy zaczystce wywołują emocje i są bardziej niepokojące niż to, że prawdziwą przyczyną mogą być zjawiska naturalne. Dużo łatwiej snuć teorie gdy podejrzewa się tajną działalność państwa i wszędzie wietrzy teorie spiskowe. Bardziej działają one na wyobraźnie, udowadniając, że to co nieprzewidywalne jest jednak przewidywalne i z góry zaplanowaną działalnością człowieka. Autorka wykorzystuje to doskonale. Bazuje na ograniczonym zaufaniu do państwa, korzysta z miejskich legend ale także misternie wplata prawdę w fikcję. Pozwalając sobie na dowolną interpretację zgromadzonego materiału źródłowego. Nie jest naukowce, jest powieściopisarką i ma do tego prawo. Jej zaletą jest, że przechowuje pamięć o ofiarach ale to czy robi to we właściwy sposób to już zupełnie inna kwestia. Bazując na społecznych lękach i nieufnościach, raczej tworzy emocjonujący thriller niż rzeczowe i merytoryczne przedstawienie faktów. Dzięki temu powieść czyta się ekspresowo a najbardziej prawdopodobne rozwiązanie tajemnicy później spokojnie można sobie znaleźć w Internecie.

  p.s. WYZWANIE 2021 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 141,3  cm - 2,3 cm = 139,0  cm.