wtorek, 30 października 2018

,,Szwajcaria i naziści" Stephen P. Halbrook

 Tytuł oryginał: The Swiss and the Nazis: How the Alpine Republic Survived in the Shadow of the Third Reich
 
,,Szwajcaria i naziści" stanowi próbę spojrzenia na sytuację oraz postawę Konfederacji Szwajcarskiej w trakcie II wojny światowej. Zawsze fascynowało i ciekawiło mnie to jak możliwe było aby państwo znajdujące się w centrum ogarniętej wojenną zawieruchą Europy pozostało neutralne oraz nie zostało wciągnięte w konflikt. Obiegowa legenda mówi o współpracy Szwajcarii z nazistami i przechowywaniu tam zrabowanego złota, przez co ten alpejski kraj stał się nazistowskim bankiem. Przystępując do lektury przede wszystkim kierowała mną ciekawość by właśnie ten mit zweryfikować. Niestety, co to tej - chyba najciekawszej i owianej tajemnicą kwestii - nie znajdziemy odpowiedzi bo autor nie porusza takiego tematu w swoim opracowaniu ale na pewno trochę zmienia moje negatywne (wynikające z kwestii prywatnych) spojrzenie na Szwajcarów.

Utrzymanie neutralności przez Szwajcarów w trakcie II wojny światowej nie było łatwym zadaniem. I chociaż nie musieli na co dzień ryzykować życia ani przelewać krwi za ojczyznę to i tak wszyscy mężczyźni prawie od pierwszego dnia zostali zmobilizowani oraz skierowani do służby wojskowej. Mili stać w pogotowiu na wypadek przekroczenia granicy przez któregokolwiek z zaangażowanych konflikt państw (wersja oficjalna), choć tak naprawdę wszyscy wiedzieli, że wszystkie działania skierowane są w stronę III Rzeszy.

Autor dużo miejsca poświęca by codzienności wojennej - życiu zwykłych Szwajcarów, ich trudach oraz nieustannemu poczuciu niepewności oraz zagrożenia. Opisuje cały skomplikowany system obronny oraz szwajcarską gotowość do największych poświęceń, wskazuje jak pełna niuansów i balansowania na linie była polityka dzięki której udało się zachować neutralność oraz nie dopuścić do wkroczenia obcych wojsk na teren kraju. Próbuje też zaprezentować nazistowskie plany w stosunku do Szwajcarii oraz plany podboju jakie były przygotowywane. Pokazuje też tą heroiczną stronę nieoficjalnej działalności Szwajcarów takiej jak pomoc humanitarna, ratowanie Żydów, internowanie wojsk, zwalczanie piątej kolumny oraz walkę z nazizmem poprzez humor i wolność słowa.

Opracowanie mocno oparte jest na źródłach historycznych ale w moim odczuciu jest to prezentacja Szwajcarii w bardzo pozytywny sposób. Dużo mówi się o pozytywnych aspektach, prześlizgując się lub pomijając trudne kwestie. A osobiście bardzo mnie irytowało wychwalanie heroizmu i waleczności Szwajcarów tylko przez pryzmat GOTOWOŚCI do walki. Doceniam sam szwajcarski system przygotowania i opracowania systemu bojowego ale jest on czysto teoretyczny. Patrząc z polskiej perspektywy (i większości państw europejskich) wręcz śmieszne czy niestosowne. Naziści zagrażali Konfederacji ale nigdy jej nie zaatakowali i nie można było się przekonać czy to co świetnie sprawdza się w teorii ma rację bytu w praktyce.

Opracowanie dało mi punkt wyjścia do dalszych poszukiwań oraz rozwijanie mojej wiedzy. Teraz chciałabym coś prezentującego bardziej kontrowersyjny punkt widzenia by móc wyrobić sobie zdanie i wreszcie dowiedzieć się jak to możliwe, że Szwajcaria nie została zaatakowana.

piątek, 26 października 2018

,,Zielona Mila" Stephen King

 Tytuł oryginału: The Green Mile

Tak, Stephen King potrafi budować nostalgiczne, zapadające w pamięć i chyba wręcz stające się kultowymi powieści. Jedną z takich na pewno jest ,,Zielona Mila". Książkę polecało i zachwycało się nią wiele osób. A jak nie książkę to z całą pewnością film (którego nie widziałam, bardzo rzadko oglądam cokolwiek ale postaram się to nadrobić przy najbliższej okazji).

Akcja powieści rozgrywa się w 1932 roku w jednym z więzień gdzieś na amerykańskim południu. Narrator, szef bloku śmierci opowiada o jednym, wyjątkowym skazańcu oraz całym ciągu wydarzeń jakie wywołało jego pojawienie się na tytułowej Zielonej Mili, czyli odcinku bloku, który pokonuje skazaniec w drodze na egzekucję.

King, jak na mistrza przystało, maluje całościowy obraz skupiając się na wszelkich aspektach dzięki czemu jego opowieść nabiera głębi i niezwykłej wymowy. Historia łagodnego olbrzyma porusza i wzrusza. King bazuje na znanych motywach, umiejętnie w nie wplatając wątki znane z horroru, daje poczuć mocy cudu oraz oplatając wszystko otoczką niezwykłości i magiczności. Jego opowieść to historia zwyczajnych, przeciętnych facetów, którzy nagle stają twarzą w twarz z czymś co przekracza ich pojmowanie świata, dotykają czegoś niezwykłego, co na nich wpływa i ich zmienia. Jednak konfrontacja z realnym światach jest brutalna i stawia ich w obliczu wręcz niemożliwego.

Cieszę się, że w końcu przeczytałam ,,Zieloną Milę" i chociaż nie wzruszyłam się tak jak myślałam gdy czytałam i słuchałam opinii ale opowieść na pewno chwyciła mnie za serce i zapadła w pamięć. Jest niezwykła, niecodzienna i pobudzająca całą gamę emocji. Wzruszenie miesza się w niej z smutkiem, śmiech ze złością, pogarda z zachwytem, niepokój z radosnym oczekiwaniem, zgroza z podekscytowaniem. Nie każdy autor umie wymieszać tak ten chaos by powstało coś dobrego. King to zrobił. I dlatego warto spędzić kilka wieczorów z powieścią.

 p.s. WYZWANIE 2018 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 15,6 cm - 2,7 cm = 12,9 cm.

wtorek, 23 października 2018

,,Urobieni" Marek Szymaniak


Nie jestem zbyt obiektywna jeśli chodzi o taki tym reportaży. Sama miałam trochę szczęścia w życiu i nie narzekam na swoją pracę czy zarobki. Nie znaczy to, że zarabiam tyle, że nie mam żadnych zmartwień. Jest ok ale wiem, że jakiekolwiek wahnięcie gospodarki czy załamanie mojego zdrowia czy jakikolwiek inny przypadek może sprawić, że wylecę z hukiem z mojej bańki pozornego spokoju. Mam też mnóstwo znajomych i krewnych, którzy pracują w różnych innych branżach i doskonale zdaję sobie sprawę, że to że mam punktualnie wypłatę, urlop oraz spokojnie mogę wyjść po ośmiu godzinach jest sporym sukcesem, który choć powinien być czymś oczywistym dla wielu ludzi nie jest.

Zdaję sobie sprawę, że nasz rynek sprawy jest niesprawiedliwy, wykorzystuje słabszych - i nie chodzi mi tu wcale o ludzi mniej zaradnych czy w jakiś sposób ograniczonych. Słabszym jest każdy kto zaczyna pracę i nie ma za sobą jakichś unikalnych umiejętności. A to chyba większość. Pracodawca wykorzystuje pracownika bo przecież na jego miejsce stoi 20 innych, zdolnych pracować więcej za mniej. To zawsze przypomina mi o mocnych scenach z ,,Gron Gniewu" Steinbecka, którzy opisał sytuację z czasu Wielkiego Kryzysu w Stanach Zjednoczonych.

Gdy czytałam w reportażu o sytuacji pań sprzątających, ochroniarzy, serwisów call center, pracowników hipermarketów to szlag mnie trafiał. Chyba dla każdego polityka, który w kampanii wyborczej rzuci hasło ,,Taniego państwa" lektura reportażu M.Szymaniaka  oraz ,,Gron Gniewu" powinna być lekturą obowiązkową. Dopiero gdy się uwypukli i naświetli całość to widać, że nie jest dobrze. Widać, że każde oszczędności zawsze w pierwszej kolejności zaczynają się do ludzi. Pierwszy pomysł - obciąć pensje i dać umowę na zlecenie. I nikt nie zastanowi się jak ten hipotetyczny Kowalski ma za to przeżyć, opłacić rachunki.

I mimo, że ogólnie wydźwięk reportażu jest pesymistyczny to sama gdzieś powoli w swoim środowisku obserwuje niewielki zmiany. W wielu sektorach zaczyna brakować pracowników i to oni zaczynają mieć głos. Czasem niewielkie doświadczenie i chęć do pracy stają się pierwszym krokiem do poprawy. Wiem, że jest to zaledwie promyk i może jeszcze dla wielu niewidoczny ale daje nadzieję, że kiedyś i w Polsce będzie normalnie i większość będzie w stanie żyć spokojnie nie martwiąc się o przyszłość. Co nie oznacza, że reportaż Szymaniaka nie jest potrzebny. Jest ważnym i dobitnym głosem w ogólnokrajowej dyskusji, którą trzeba zacząć. Ważne, że ktoś zobaczył człowieka w całym procesie pracy a nie tylko wynik finansowy. 

 p.s. WYZWANIE 2018 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 17,4 cm - 1,8 cm = 15,6 cm.

niedziela, 21 października 2018

,,Wystrzałowa dziewiątka" Janet Evanovich

 Tytuł oryginału: To The Nines

Uwaga! Nie wybuchł ani jeden samochód! Poważnie! Wszystkie całe! Ale za to czterech współpracowników zostało poturbowanych! Ależ gdzie tam?! 

Stephanie Plum nie miała z tym nic wspólnego. Ona tylko realizowała swoje cele zawodowe. Tym razem o dziwo nie miała odnaleźć niestawiającego się NSA ale Hindusa, któremu kończy się wiza pracownicza i który rozpływa się nagle w powietrzu. Standardem jest, że nawet proste zadanie w przypadku panny Plum staje się skomplikowane a gdy dodamy jeszcze do tego psychopatycznego adoratora wysyłającego kwiaty, szaloną wyprawę do Las Vegas, Lulę na diecie, skomplikowaną sytuację domową rodziny Plum oraz pełne napięcia orbitowanie w przestrzeni Morelli - Komandos to możemy być pewni, że nuda nam nie grozi.

Evanovich rozwaliła system tym tomem. Idealnie wymierzyła dawkę humoru (ogromna!), sensacji (sporo!), romantycznych sytuacji z Morellim w roli głównej (idealnie!) oraz zmysłowego magnetyzmu w relacji z Komandosem (więcej!). Dzięki temu postała szałowa, zabawna, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji i nie podobna do niczego powieść, która zapewnia przyjemne i odprężające spędzenie czasu w niedzielne popołudnie. Autorka prezentuje najwyższą formę i nie jestem pewna czy można utrzymać tak wysoki poziom na dłużej. Ja jestem usatysfakcjonowana i wszystko mnie boli od śmiechu. Polecam!

 p.s. WYZWANIE 2018 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 20,2 cm - 2,8 cm = 17,4 cm.

,,Ostatnia noc jej życia" Maureen Jennings

Tytuł oryginału: Except The Dying

Nie będzie chyba dużym zaskoczeniem, że uwielbiam wszelkiego typu kryminały retro. Dlatego z tym większą przyjemnością dokładam do listy przeczytanych pierwszy tom serii przygód kanadyjskiego detektywa Williama Murdocha.

Zimowe Toronto końca XIX wieku. Na ulicy zostają znalezione zwłoki młodej kobiety, jak się szybko okazuje służącej z zamożnego domu. Nikt nie wie dlaczego młoda kobieta opuściła rezydencje i dokąd chciała się udać. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że każda osoba z którą rozmawia detektyw Murdoch, stara się jak najbardziej zaciemnić śledztwo i ukryć jak najwięcej szczegółów. Zaczyna się mozolne, bardzo dokładne zbieranie poszlak, wskazówek oraz przedzieranie się przez niedopowiedzenia by dotrzeć do prawdy.

,,Ostatnia noc jej życia" to bardzo klimatyczny kryminał. Autorka umiejętnie odmalowuje tło, kreśli bardzo realistyczny obraz miasta, przepełnionego biedą, gdzie ludzie chwytają się każdych możliwych sposobów by przeżyć. Pośród całej gamy barwnych indywiduów lawiruje Murdoch - bardzo nieszablonowy śledczy, z jednej strony oddany swojej pracy ale równocześnie potrafiący przymknąć oko, by nie krzywdzić już i tak tych pokrzywdzonych. Cechuje go drobiazgowość oraz upór w dążeniu do poznania odpowiedzi. Sprawa, która mu obecnie przypadła także nie jest oczywista. Pozwala mieszać się środowiskom, wywleka na światło dzienne wiele mrocznych, skandalicznych szczegółów, może zranić postronnych. Murdoch jednak tak ją prowadzi aby zapewnić jak największy szacunek i ochroną tym, którzy jej potrzebują.

Zatonęłam w klimacie, nastroju oraz samej zagadce. Z pewnością jeszcze nie raz wrócę do detektywa Murdocha. Polecam!

 p.s. WYZWANIE 2018 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 22,6 cm - 2,4 cm = 20,2 cm.

czwartek, 18 października 2018

,,Lissy" Luca D'Andrea

 Tytuł oryginału: Lissy

Marlene, młoda kobieta, nagle i bez uprzedzenia porzuca bogatego męża i dostatni dom. Zamiast tego decyduje się na szaloną wyprawę przez Alpy w nieznane. W krok za nią rusza nasłany przez męża zabójca. Ma ją wytropić i zabić. Marlene jednak nie dociera tam gdzie chciała, rozbija samochód, tylko przypadek sprawia, że nie ponosi śmierci. Zostaje ocalona przez tajemniczego, zamieszkującego góry starca. Trafia to gospodarstwa, w którym wydaje się, że czas stanął. Wszystko jest tam takie jak przed wiekami - jego mieszkańcy od zawsze przepisują Biblie oraz hodują świnie.

,,Lissy" to powieść, w której baśniowość miesza się z makabrą i horrorem. Niczym w klasycznej baśni pojawiają odwieczne motywy. Jest bezbronna księżniczka, dzielny ale prosty obrońca, złowieszczy władca oraz bezwzględny myśliwy. Do głosu zaczyna dochodzić odwieczna walka dobra ze złem, w której wydaje się, że wszystkie ruchy są już zaplanowane i wszystko wiemy. Czekamy tylko najważniejszą rozgrywkę, mającą za zadanie uwypuklić najważniejsze zachowania, wyraźnie oddzielić dobro od zła oraz zapewnić poczucie odwiecznej równowagi.

Gdy już zaczynamy czuć się pewnie do baśniowego świata zaczyna przenikać horror. Początkowo nieśmiało, delikatnie, budząc nienazwany, niewypowiedziany niepokój. Wszystko zaczynają przenikać cienie, zostaje powoli odsłaniana, nowa, mroczniejsza strona. Autor cały czas stopniuje napięcie, co rusz to mocniej burzy ustalony porządek, potęguje poczucie zaniepokojenia, niepewności, nierealności wymieszanej z przebłyskami szaleństwa. Z każdą stroną coraz bardziej zaciernia się obraz, staje się mroczniejszy, bardziej gęsty coraz bardziej wnikający w stylistykę horroru. Jedno jednak pozostaje niezmienne - musi dojść do ostatecznej rozgrywki, tylko teraz już nie wiadomo kto wyjdzie z niej cały i gdzie przebiega linia oddzielająca dobro od zła.

,,Lissy" to elektryzujący, wciągający thriller. W odizolowanym górskim środowisku, autor pokazał trzymającą w napięciu aż do ostatniej strony rozgrywkę. Używając bardzo prostych środków oraz baśniowej, magicznej stylizacji zbudował opowieść, która bazuje na pierwotnych ludzkich instynktach. Pozwala dojść do głosu, temu co czai się w podświadomości oraz zagłuszane jest przez gwar społeczeństwa. Dopiero cisza i odosobnienie pozwalają się tym instynktom wyrwać na wolność.

Nie da się odłożyć ,,Lissy" wcześniej niż dotarłszy do ostatniej strony. Polecam!

środa, 17 października 2018

,,Przed zmierzchem" Nora Roberts

 Tytuł oryginału: Come Sundown

Już chyba kiedyś mówiłam, że rok bez Nory Roberts to rok stracony. Lubię jej styl, lubię to w jaki sposób buduje kreacje bohaterów i ich związki z otoczeniem. Często czytając mam wrażenie, że sama przeniosłam się do świata jej powieści i sama krzątam się w gdzieś w tle: gotując, przekomarzając się, obserwując. I chyba dlatego, że lubię autorkę i przeczytałam sporo jej powieści lepiej i wyraźniej widzę, że powoli staje się takim wężem zjadającym swój ogon. Na potęgę kopiuje swoje wcześniejsze pomysły, miesza dobrze znane wątki i zamiast nowej, lekkiej opowieści otrzymujemy trochę nużący zbitek wszystkiego.

Jedna z ostatnich jej powieści jakie się ukazały ,,Przed zmierzchem" jest opowieścią o młodej kobiecie Bodine, która odpowiada za prowadzenie rodzinnej firmy. Po latach nieobecności na jej drodze staje młodzieńcza miłość, kowboj Callen. Bohaterowie dosyć szybko dostrzegają łączącą ich nić uczucia i zaczyna rozwijać się ich związek, który bardzo szybko przeskakuje fazę zauroczenia a wręcz ekstremalnie szybko staje się dojrzałym, poważnym związkiem. Jedyną perturbacją jaka w niewielkim stopniu zakłóca sielankę jest odnalezienie zaginionej przed wielu laty ciotki Bodine, która była przetrzymana przez psychopatę. W tym samym czasie również ktoś zabija dwie młode kobiety.

Nora Roberts przedobrzyła. W standardowej długości powieści upchnęła całe może wątków, problemów i bohaterów. Spłyciła i potraktowała po łebkach to co zawsze było największym atutem jej powieści. Zmieściła całe morze bzdurnych niepotrzebnych i nic nie wnoszących dialogów, za bardzo skupiła się na detalach tła zapominając o tym co ma być kwintesencją powieści (przykład: doskonale wiemy czym zajmują się bohaterowie w sensie zawodowym, znamy ich plan dnia ale pary rodzą się od pstryknięcia palcem i totalnie niezrozumiałe jest czemu za kilka stron są już oświadczyny). Nie wspomnę już, że stworzyła trzy pary ale każdą historię zupełnie przeskoczyła, ledwie tylko sygnalizując początek i koniec. I może przeżyłabym jeszcze bardzo, bardzo słaby wątek obyczajowy gdyby chociaż kryminalno-sensacyjny był lepszy. Każdy kto choć trochę ma wyczucia od razu domyśli się co się stanie a finał jest po prostu żenująco słaby.

Jest mi smutno bo lubię Norę. Jej książki towarzyszą mi od wielu lat i zawsze sprawiały, że gubiłam przy nich poczucie czasu oraz były relaksem idealnym. Ta jest jednak totalnym niewypałem. Słaba, przegadana, nudna i bez pomysłu.

wtorek, 9 października 2018

,,Złodziej cieni" Elizabeth Hoyt

 Tytuł oryginału: Thief of Shadows

,,Złodziej cieni" to czwarty tom serii romansów historycznych autorstwa Elizabeth Hoyt. Ta część poświęcona jest jednej z najbardziej tajemniczych postaci, przewijającej się nieustannie w tle poprzednich części - Duchowi St.Giles. Za maską tajemniczego obrońcy i mściciela okazuje się kryć spokojny i zrównoważony wychowawca w przytułku - Winter Makapeace.

Winter jest wcielenie stoicyzmy, rozsądku, spokoju. Poświęcił wiele by zapewnić byt i w miarę bezpieczny dom osieroconym i porzuconym dzieciom. Teraz to wszystko może runąć przez kaprysy pań z towarzystwa. Jedyną nadzieją są ...lekcje dobrych manier, udzielane przez lady Isabel, która nieoczekiwanie działa mu na nerwy i wyzwala w nim emocje jakich sam po sobie by się nie spodziewał. Zadanie Wintera jeszcze bardziej się komplikuje gdy również jego potajemne działania dużo bardziej się skomplikują.

Polubiłam romanse Hoyt bo oprócz stereotypowego wątku uczuciowego - bardzo szczegółowo opisanego oraz okraszonego całą masą szczegółów - buduje ona także bardzo rozbudowane tło, zapełniając je żywiołowymi bohaterami oraz banalne schematy uzupełnia o wątki obyczajowe i społeczne. Szczególnie widoczne jest to w tym tomie. Jej okryta złą sławą dzielnica Maiden Lane staje się jeszcze bardziej mroczna i niebezpieczna szczególnie dla najmłodszych jej mieszkańców. Ważnym tematem jest wykorzystywanie dzieci do niewolniczej pracy ale także w życiu głównych bohaterów rozterki znacznie wykraczają poza standardowe miłosne nieporozumienia. Wszystkie te zabiegi budują trochę bardziej mroczny i ciężki klimat niż w klasycznym romansie.

Hoyt brutalnie i bez przeciągania ujawniła tajemnicę, która intrygowała w pierwszych trzech tomach a teraz na jej podstawie tworzy kolejne opowieści. Czekam na czwarty tom, który ma dodać kolejny element do tego obrazu.

 p.s. WYZWANIE 2018 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 25,5 cm - 2,9 cm = 22,6 cm.

poniedziałek, 8 października 2018

,,Miasto Świętych Mężów" Luis Montero Manglano

 Tytuł oryginału: La ciudad de los hombres santos

Nie lubię się żegnać z bohaterami, a szczególnie takimi, którzy tak jak Tirso angażują mnie całą w swoje przygody. Gdzie co krok czeka nowa tajemnica do odkrycia a każdy krok jest krokiem na nieustającym szlaku poszukiwań.

Trzeci, finalny tom trylogii ,,Poszukiwacze" bo szalona, pełna niesamowitych zwrotów akcji jedna wielka Przygoda. Zaczyna się spokojnie. Tirso uczy się żyć jako agent Interpolu, ale niezawodny instynkt Poszukiwacza bardzo szybko daje o sobie znać i mężczyzna po raz kolejny ruszy na ratunek cennym artefaktom, chociaż tym razem już nie pod skrzydłami Narodowego Korpusu Poszukiwaczy. Przyjdzie mu jeszcze raz zmierzyć się, tym razem już w bezpośrednim starciu, z bezwzględną korporacją Voynich oraz spróbować jeszcze raz zagadki, z którymi mierzył się w poprzednich dwóch tomach.

,,Miasto Świętych Mężów" to rasowa, pobudzająca wyobraźnię i sprawiająca, że krew w żyłach szybciej pędzi, powieść przygodowa. Łączy w sobie to co najlepsze: wartką akcję, zagadki historyczne, mnóstwo odniesień kulturowych, trochę zmyśleń i przeinaczeń oraz niepewność tego co zdarzy się na kolejnej stronie. Bo każda strona przynosi odpowiedź na jedno pytanie oraz pięć nowych tajemnic, po rozwiązanie których trzeba dopiero wyruszyć. Jak przystało na gatunek to co prawdziwe miesza się z tym co wymyślone, tworząc misterny kolaż, pełen różnorodnych cieni i niuansów. Całość dopełniają pełnokrwiści, wielowymiarowi bohaterowie oraz niewymuszone ale bardzo dobrze rozłożone akcenty humorystyczne.

Jak już mówiłam ciężko mi się rozstać. Mam nadzieję, że jednak Tirso jeszcze kiedyś powróci chociaż z krótką opowieścią i znów spróbuje odkryć coś co dawno ukryto.
 
 p.s. WYZWANIE 2018 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 29,8 cm - 4,3 cm = 25,5 cm.

czwartek, 4 października 2018

,,Dobre dziecko" Roma Ligocka


,,Dobre dziecko" to kolejna powieść Romy Ligockiej oparta na wątkach autobiograficznych, która jednak przekracza granice pamiętnikarstwa i wspomnień by stać się uniwersalną opowieścią o dorastaniu, dojrzewaniu oraz trudnych relacjach na linii matka-córka, szczególnie gdy dodatkowo na tę linię wejdzie ktoś trzeci.

Historycznie, akcja powieści obejmuje lata 50-te. Młodziutka Roma stawia swoje pierwsze kroki jako nastolatka. Już nie jest dzieckiem , jeszcze długo nie będzie dorosła. Jednak zaczyna patrzeć na otaczający ją powojenny świat z zupełnie nowej perspektywy. Widzi starania matki, próbującej zorganizować życie oraz wypełnić luki jakie stworzyła II wojna światowa. Cały świat dziewczyny stanie na głowie gdy odkryje, że matka ma kochanka - żonatego mężczyznę.

Można by wiele mówić o tej powieści. Każdy wątek ma znaczenie i można go interpretować na wiele sposobów. Ligocka pisze przejmująco i szczerze. Mówi o bólu, nigdy nie wyzbyte traumie, miesza całą gamę uczuć, emocji, wrażeń. Jej obraz jest pełen gniewu, zachłanności, dziecięcego głupiego uporu i dorosłej bezsilności. Wszystko się zazębia, wymienia, czasem potęguje, wybucha by potem się uspokoić i na chwilę przycichnąć. Poczucie straty miesza się z młodzieńczym odkrywaniem siebie, zastanawianiem się nad obraniem własnej drogi.

Ligicka jest jedną z tych pisarek, która mówi szczerze i bez ogródek. Nie koloryzuje, nie upiększa - szuka prostych słów, dzięki którym emocje jaki chce przekazać wibrują, dzwonią, krzyczą. Są dobitne i zrozumiałe dla każdego a przez to stają się tak bardzo uniwersalne.

środa, 3 października 2018

,,Magia powrotu" Lisa Kleypas

 Tytuł oryginału: Again The Magic

,,Magia powrotu" to Lisa Kleypas w najlepszym wydaniu. Powieść stanowiąca wstęp do cyklu Wallflowers skupia się na siostrach Marcusa Marsdena, znanego z drugiego cyklu ,,Jesienne zauroczenie".

Główną, zdecydowanie wysuwającą się na pierwszy plan, bohaterką jest lady Aline Marsden. Dziewczyna od najmłodszych lat zakochana w chłopcu stajennym McKennie. Ich uczucie zostaje okryte przez starego hrabiego i by ustrzec chłopaka przed jego gniewem, dziewczyna wyrzeka się go. Mijają lata, pełne bólu, samotności i tragicznych. Dopiero po dwunastu latach przyjdzie im się ponownie spotkać i przekonać się, że młodzieńcze uczucie nie wygasło a wręcz weszło na nowy wymiar. Zanim jednak dotrą do szczęśliwego finału muszą pokonać niepewność, gniew, fałszywą dumę i zranione uczucia.

Drugą, trochę szaloną i beztroską parą są Livia Marsden i Gideon Shaw. Oboje mają za sobą trudną przeszłość oraz całkiem spory bagaż doświadczeń ale gdy się po raz pierwszy spotkają wszystko traci na znaczeniu. Najważniejsi są oni oraz lekka, wręcz przypominająca nastoletnią, miłość. Jednak, także tutaj, zanim zdecydują się na spędzenie życia wspólnie muszą wykazać się dojrzałością a do głosu musi dojść rozsądek.

,,Magia powrotu" czaruje i zachwyca. To wręcz idealny i modelowy przykład romansu historycznego gdzie wszystkie elementy wymierzone są w idealnych proporcjach. Jest coś by powzdychać, powzruszać, by pozgrzytać zębami nad bezmyślnością bohaterów, znajdzie się coś by się uśmiechnąć. No i bohaterowie - pełni życia, emocji i uczuć. Popełniający błędy i przyznający się do nich, kochający i kochani. Z taką powieścią warto rozpocząć jesień.

 p.s. WYZWANIE 2018 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 32,6 cm - 2,8 cm = 29,8 cm.

wtorek, 2 października 2018

,,Rzeź na Tarlabasi. Opowieść o nowej Turcji" Thomas Orchowski


 Mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony jest to co lubię: nieszablonowe, poszukiwanie nowego, wnikliwego spojrzenia na kraj, o którym każdy wyrobił sobie powierzchowną i często błędną opinię, jest opowieść o przeszłości i teraźniejszości, jest i o ludziach i o miejscach. Ale z drugiej strony jest i chaos - takie wszystko upchnięte w jedną całość, gdzie wszystko przepycha się między sobą i próbuje grać pierwsze skrzypce.  Trzeba jednak zacząć od tego, że Thomas Orchowski wybrać na swój reportaż temat ciekawy i bardzo na czasie.

Autor próbuje poznać i zrozumieć współczesną Turcję. Kraj leżący od zarania dziejów na styku kultur europejskiej i azjatyckiej był miejscem gdzie zawsze kipiało i kotłowało się. Miejscem, które było domem dla wielu zupełnie różnych ludzi: Lewantańczyków, Ormian, Żydów, Greków, Kurdów i przede wszystkich Turków. Mieszały się tam religie, poglądy, spojrzenia na władzę. Nic tam nie było proste i oczywiste. Orchowski próbuje nakreślić tło by pokazać co kryje się za fasadą. Mówi o rzeczach trudnych, o wyniszczających prześladowaniach na tle rasowym, o zabójstwach, porusza też problemy grup genderowskich i ludzi transseksualnych, mówi głośno o problemach kobiet oraz zagadnieniach związanych z wolnością słowa. Próbuje także nakreślić obraz albo raczej szkic związany z życiem imigrantów tureckich w Niemczech. Chce zobaczyć coś więcej niż radykalnych Turków. Nie unika też tematu polityki i zamachu stanu z nocy 15 na 16 lipca 2016 roku. Ważną i we wszystkich aspektach pojawiającą się postacią jest Prezydent Erdogan.

Z pewnością warto sięgnąć po reportaż i poprzez jego pryzmat spróbować na nowo spojrzeć na współczesną Turcję. Kraj ogromnych przemian, który w zastraszającym tempie się radykalizuje ale jest na tyle ważnym partnerem dla Europy, że nie można całkowicie zepchnąć go na margines. Wiele zjawisk społecznych i geopolitycznych można z tej perspektywy lepiej zrozumieć.