poniedziałek, 31 stycznia 2022

,,Błękitny zamek" L.M.Montgomery

 

Tytuł oryginału: The Blue Castle

Od ponad 20 lat, dokładnie od stycznia 2001 prowadzę zapiski dotyczące tego co czytam. (Pokazałam je tutaj) Każda przeczytana przeze mnie książka tam się znalazła. I dopiero w tym roku wpadłam na pomysł (z rocznym opóźnieniem), że co miesiąc mogę robić sobie przypomnienie niektórych. Mam nadzieję, że to mi się uda. Na pierwszy ogień poszła powtórka ze stycznia 2002, ,,Błękitny zamek" L.M.Montgomery.

,,Błękitny zamek" to jednak książek, które L.M.Montgomery napisała z myślą o dorosłym czytelniku. Jego bohaterką jest dwudziestodziewięcioletnia Joanna (albo Valancy wg nowszego tłumaczenia), zahukana dziewczyna, przez rodzinę uważana już za starą pannę. Jej życie zmienia się radykalnie gdy dostaje diagnozę, że został jej rok życia. Wtedy postanawia wyrwać się spod nadoopiekuńczych skrzydeł rodziny, złamać utarte zwyczaje, przekroczyć miejscowe tabu i wreszcie zacząć żyć.

Chociaż ,,Błękitny zamek" powstał prawie sto lat temu i trąci trochę naiwnym romantyzmem to jednak ma w sobie pewien urok i uniwersalność. To opowieść o buncie, poszukiwaniu samej siebie i braniu odpowiedzialności za swoje życie. Tak - raczej nie ma szans, na to, że lokalna czarna owca okaże się zaginionym synem milionera ale nadopiekuńczy rodzice, na siłę sterujący życiem dzieci i rodziny wtrącające się w każdy aspekt, to wcale nie taka rzadkość. Joanna jest skrajnością ale skrajnością uświadamiającą jak wiele taka ,,troska" może wyrządzić krzywdy i jak wiele siły, odwagi i motywacji trzeba by się wyrwać z zaklętego kręgu przyzwyczajenia, marazmu i beznadziei. Okazje wcale same się nie pojawiają, trzeba je sobie tworzyć i z nich korzystać.

Teraz, gdy jako dorosła kobieta, czytałam ,,Błękitny zamek" nadal mnie on czarował, chociaż nie tak jak wtedy gdy byłam wczesną nastolatką. Widzę jego naiwność, schematyczność, odrealnienie ale siła tej opowieści tkwi gdzie indziej. To przede wszystkim baśń dla dorosłych, trochę senne marzenie ale bardzo przyjemne i poruszające dawno zapomniane emocje i wspomnienia. Nadal można przyjemnie spędzić czas. Polecam!

  p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  148,8  cm - 0,7 cm =  148,1 cm.     

  p.s. WYZWANIE 2022 - Czytam po 20 latach - poniżej lista moich lektur ze stycznia 2002. Bez oceniania. Miałam wtedy 14 lat, gust się kształtuje :)


   

 

wtorek, 25 stycznia 2022

,,Tornado" Sandra Brown

 

Tytuł oryginału: Low pressure

Był taki czas, kilkanaście lat temu, gdy na zmianę zaczytywałam się powieściami Sandry Brown i Nory Roberts. I o ile do tej drugiej z sentymentu raz na jakiś czas wracam, to Brown jakoś naturalnie zniknęła z mojej listy czytelniczej.Teraz, gdy ponownie, po nią sięgnęłam, uczciwie muszę przyznać, że to całkiem niezłe guilty pleasure na weekendowe czytanie.

Bellamy zupełnie nieoczekiwanie stała się bestsellerową pisarką. Jej powieść, która napisała aby poradzić sobie z traumą, jaką było zabójstwo siostry, ląduje na szczytach list przebojów i zapewnia jej niesłychany rozgłos. Nie jest to jednak sława, której kobieta pragnie czy oczekuje. Bo oprócz rzesz fanów uaktywnia się także ktoś, komu bardzo zależy aby wydarzenia sprzed 18 lat pozostały owiane mgłą tajemnicy.

Sandra Brown buduje swoją opowieść wokół klasycznego motywu ,,damy w opałach." Jest ona - prześladowana, zastraszana ale próbująca rozwikłać tajemnicę z przeszłości więc i musi pojawić się on - klasyczny macho, trochę szorstki, bezczelny, nieoglądający się na innych ale mięknący na widok kobiety. Typowo, bohaterowie to swoje przeciwieństwa, obarczone wieloma problemami, zadawnionymi żalami, nieporozumieniami więc zanim nastąpi upragniony happy end dojdzie do kilku tarć pomiędzy nimi. Sprzeczki i nieporozumienia pomiędzy bohaterami schodzą na drugi plan w obliczu realnego zagrożenia. Bo oboje staną się celem, żądnego krwi i zdeterminowanego psychopaty.

Powieści Sandry Brown nie są złe i ta też taka nie jest ale gdy patrzy się na nią z perspektywy innych przedstawicielek gatunku jakim jest thriller obyczajowo to ta wypada trochę groteskowo, szczególnie jeśli spojrzymy na ,,ciemną stronę". Przeciwnicy pary głównych bohaterów są przerysowani, trochę karykaturalni. Raczej budzą uśmiech niż przerażenie. Wiem, że ma to na celu wyolbrzymienie protagonistów ale sprawia to tylko, że oni też robią się bardziej naiwni i przewidywalni.

,,Tornado" nie powali na łopatki, nie rozłoży. Nawet nie specjalnie zaskoczy. To po prostu szybkie czytadło do autobusu, pociągu, na leniwe popołudnie. Krótka odskocznia od rzeczywistości, nie wymagająca zbytniego zaangażowania ale i też nie denerwująca. Jeśli ktoś dokładnie tego potrzebuje to polecam!

  p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  151,5  cm - 2,7 cm =  148,8 cm.     

 

czwartek, 20 stycznia 2022

,,Szepty kamieni" Berenika Lenard, Piotr Mikołajczak


Jeśli czytaliście już coś na temat Islandii i pierwsze co Wam się nasuwa to gejzery, robienie swetrów na drutach i miłość do Eurowizji to odłóżcie tę książkę na z powrotem na półkę. Nie znajdziecie tutaj Islandii z folderu turystycznego, reklamowanej jako ostatnie dziewicze miejsce w Europie. Jest surowe piękno ale trochę w tle. Na pierwszym planie wysuwa się trochę inny obraz, bardziej realny, namacalny, trudniejszy do zaakceptowania i mniej idealny.

Z opowieściami Piotra Mikołajczaka zetknęłam się niedawno czytając jego reportaż o zarobkowym pobycie w Norwegii. Gdy dostałam propozycję przeczytania wznowienia relacji z Islandii wiedziałam, że to będzie COŚ. I takie jest. Razem z Bereniką Lenard snują opowieść o Islandii, takiej jaka jest z dala od turystycznych szlaków. O Islandii pięknej, trudnej, surowej, bezlitośnie sprawdzającej ludzi. Wyspie przepełnionej samotnością, spokojem, opuszczonej. Pierwotny plan autorów zakłada, że odnajdę opuszczone domy, budynki, miejsca i spróbują opisać je w opowiadaniach. Jednak okazuje się, że historia tych miejsc jest zdecydowanie ciekawsza i dużo mówi o wyspie i jej mieszkańcach.

To właśnie z perspektywy opuszczonych miejsc widać najlepiej jak ogromne zmiany zaszły na Islandii. Kraj, który był symbolem surowego życia, któremu podołać mogą tylko najsilniejsi, w XX wieku przeszedł ogromną drogę. Odzyskał niepodległość, był bazą dla obcych wojsk, zmieniał się pod wpływem ,,przygód śledziowych". Na początku XXI wieku dotknął go kryzys finansowy oraz dosięgła klątwa ,,wymarzonej urlopowej destynacji". Dużo jak na jedną, małą wyspę. I właśnie o tym opowiadają Mikołajczak i Lenard. Pokazują prawdziwe historie - czasem trudne, bolesne, okraszone samotnością, zmaganiami z losem i warunkami środowiskowymi w jakich przyszło im żyć ale zawsze pełne jedynego w swoim rodzaju zachwytu.

Wyprawa przez Islandię za sprawą ,,Szeptów kamieni" to przeżycie inne niż dotychczasowe. To zaglądnięcie w szczelinę i odkrycie zupełnie inny świat. To możliwość dotarcia do starej przetwórni rybnej zamienionej na hotel, zerknięcia do świata polskich imigrantów zarobkowych, poznania historii wraków amerykańskich samolotów ale przede wszystkim to niezwykła możliwość zrozumienia trochę lepiej Islandczyków i docenienia piękna ich świata, który jak wszystkie inne, stał się ofiarą masowej turystyki.

,,Szepty kamieni" to bardzo osobiste spojrzenie na Islandię przeplatana obiektywnymi opowieściami, wnikające bardzo głęboko w istotę kraju. Jest tak jak ta wyspa piękne i niebezpieczne, surowe i zachwycające, zależne od nieokiełznanej przyrody ale pełne ludzkiej serdeczności i otwartości. Po skończonej lekturze trudno się dziwić autorem, że po krótkim pobycie w Polsce zdecydowali się na powrót. W takiej Islandii zrozumiałe jest, że się zakochali.

środa, 19 stycznia 2022

,,Wiatr" Jozef Karika

Tytuł oryginału:  Smršť

Jozef Karika znowu straszy, może nie tak intensywnie jak w ,,Szczelinie" ale na pewno nie pozwala aby jego książki czytano bez choćby najmniejszego dreszczyku.

Na parkingu zostaje znaleziona porzucona kamerka samochodowa. Zaciekawiony główny bohater zabiera ją ze sobą. Ma nadzieję, że w ten sposób odnajdzie właściciela. Jego oczom pokazuje się jednak szaleńczy rajd dwójki wędkarzy. Sprawiają oni wrażenie oszalałych ze strachu, uciekających przed czymś. Wkrótce przy pomocy znajomych udaje się ustalić, że wędkarze zginęli w wypadku tuż po wyrzuceniu kamerki. Kolejne wnioski są przerażające - zbyt dużo wypadków na prostym odcinku i często świadkowie mówią o tajemniczej staruszce. Bohaterowie sami postanawiają sprawdzić co pojawia się gdy zaczyna wiać wiatr. Jednak czy z zagrożeniem naprawdę można igrać? Co gdy niebezpieczeństwo wcale nie jest powierzchowne i sięga znacznie głębiej?

Josep Karika nie zawodzi. Może nie jest dosadny i bezpośredni jednak w jego opowieściach niebezpieczeństwo i groza czają się gdzieś pod skórą. Są bliskie, znane i czające się w tym, z czym na co dzień mamy do czynienia. Tak samo jest i tutaj. Karika bazuje na dziwnej i niebezpiecznej cesze wiatru, szczególnie tego silnego, porywistego, budzącego grozę szczególnie na Podhalu gdy staje się halnym. Górale mówią, że wtedy budzi się szaleństwo, wzrasta przemoc, liczba samobójstw. Karika idzie dalej on z tego wiatru wyciąga śmierć. Jednak zanim ona dopadnie sięgnie głęboko do psychiki i wyciągnie z niej wszystkie złości, pretensje, żale. ,,Wiatr" nagle przestaje być horrorem bazującym na gołej, pierwotnej grozie i nietypowych zjawiskach staje się powieścią psychologiczną sięgającą głęboko w ludzką psychikę i rozkładającą na czynniki pierwsze emocje, uczucia, podświadome lęki i niepewności. Nagle okazuje się, że to co najbardziej niebezpieczne wcale nie pochodzi z zewnątrz ale siedzi uśpione w człowieku, trzeba jednak katalizatora, który to uwolni.

Przyznam, że gdy czytałam ,,Szczelinę", szczególnie pierwszą połowę, byłam lekko wystraszona. Obudziła ona we mnie dawno zapomniane lęki i sprawiła, że znowu czułam strach w trakcie lektury. Z ,,Wiatrem" jest inaczej. On raczej nie straszy, bardziej budzi niepokój, trochę burzy ustalony porządek świata. Jest trochę bardziej chaotyczny, szybciej przebiega akcja od rozpoczęcia do punktu kulminacyjnego. Ktoś jeśli nastawia się na straszenie będzie rozczarowany, ale jeśli sięgniemy głębiej to powieść dotyka czegoś znacznie groźniejszego i bliższego.

niedziela, 16 stycznia 2022

,,Przeminęło z wiatrem" Margaret Mitchell

 

Tytuł oryginału: Gone with the Wind

Pierwszy raz czytałam ,,Przeminęło z wiatrem" gdy miałam 18 lat. Byłam świeżo po maturze, tuż przed rozpoczęciem studiów. Naiwna, romantyczna dziewczynka, która w opowieści dostrzegła tylko wzruszającą opowieść o miłości. Przez wiele lat tak właśnie patrzyłam na tę powieść - dramatyczny trójkąt miłosny - Scarlett kocha Ashleya, Rhett kocha Scarlett a jeszcze gdzieś na boku kręci się biedna Melania. I oczywiście to wszystko rozgrywa się w trakcie szalejącej wojny secesyjnej. O jakże byłam naiwna i jak bardzo spłyciłam całą historię.

Gdy czytałam dziś ,,Przeminęło z wiatrem" (16 lat później) to uderzyło mnie już od pierwszych stron jak uniwersalna i bogata w szczegóły jest historia, a wątek romansowy można by pominąć. To opowieść o różnej sile kobiet, o ich determinacji. O różnych postawach i reakcjach na szalejące dookoła zło i pożogę. Nie można mówić tylko o Scarlett. Ona sama byłaby samolubną, upartą kombinatorką. Dopiero zestawienie jest z innymi kobietami pokazuje jak bardzo skomplikowana i złożona jest to postać. Najlepiej jednak wypada w kontraście do Melanii. Bo to one dwie wyznaczają drogę i sterują wszystkimi pozostałymi bohaterami. Spokojna Melania i dynamiczna Scarlett - przeciwieństwa, które wzajemnie się uzupełniają i dopełniają. Zupełnie dwie różne postacie, które łączy jedno - umieją się dostosować do zmieniającego się świata. Podczas gdy Scarlett wydziera to co chce, bezczelnie i zdecydowanie, Melania zachowuje spokój i z dostojeństwem Madonny, sama sobie tego nie uświadamia, że także manipuluje otoczeniem by zapewnić rodzinie to co najlepsze.

Powieść Margaret Mitchell to także opowieść o przemijaniu i zmianach. I tego symbolami są mężczyźni. Przegrany Ashley i bogaty Rhett. Ich paradoksem jest to, że obaj zdają sobie sprawę z końca świata, w którym się wychowali i który znają. Rhett widzi korzyści i wyciska życie jak cytrynę. Spekuluje, manewruje pomiędzy zwaśnionymi stronami najwięcej jednak zyskując sam dla siebie. Ashley się poddaje. Nie umie znaleźć sobie miejsca. Jest tylko cieniem dawnej świetlności i duchem krążącym po świecie, którego nie zna, nie rozumie i na którym nawet nie chce pozostać.

Chyba nie da się pominąć wątków rasistowskich. Spojrzenie na Afroamerykanów w powieści jest dokładnie takie jakie było społeczeństwo w tamtym okresie. Mitchell pięknie punktuje hipokryzję mieszkańców Północy jak również poczucie wyższości Południa. Dużo mówi o Stanach zarówno w XIX wieku, podziałach społecznych, dumie, głupocie. Jak w lustrze odbijają się ludzkie wady i zalety.

Cieszę się, że przeczytałam ,,Przeminęło  wiatrem" teraz, gdy mam wrażenie, że do niego dorosłam. Nie zachwycam się już Scarlett, chyba bliższa jest mi Melania. Scarlett jest mi raczej szkoda. Bo to tragiczna postać, która umiała upaść, po ty powstać i wdrapać się na szczyt ale nie dostrzegła ile ofiar ją to kosztowało, tak że zwycięstwo ma tak naprawdę smak goryczy. Zostawiła za sobą pas spalonej ziemi, odtrąciła to co najważniejsze i dopiero gdy została sama na placu boju zrozumiała, kto był jej wsparciem, sojusznikiem, siła. Ale wtedy jest już za późno. 


  p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  158,6  cm - 7,1 cm =  151,5 cm.     

sobota, 15 stycznia 2022

,,Cafe Museum" Robert Makłowicz

 

Roberta Makłowicza chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Kucharz, gawędziarz, podróżnik, znawca historii Austro-Węgier, smakosz, hedonista, wielbiciel Bałkanów, osobowość telewizyjna i internetowa. Cokolwiek by o nim nie powiedzieć to zawsze będzie za mało. Jego programy cieszą się taką popularnością a on taką sympatią prawie wszystkich, że inni celebryci mogą tylko zazdrościć. Z pewnością ogromną rolę odgrywa w tym styl w jakim Makłowicz dzieli się swoją wiedzą i pasją. Sprawia wrażenie człowieka trochę nie pasującego do współczesności ale jednocześnie idealnie z nią zintegrowanego. Jego opowieści nawet o najbardziej prozaicznych czynnościach to mistrzostwo w kategorii opowiadania anegdot. Ma ono w sobie barokową formę, klasyczny styl oraz sarmacką rubaszność. Taki zestaw powinien razić ale chyba Makłowicz jest jedynym któremu to idealnie wychodzi.

,,Cafe Museum" to zbiór anegdot z życia prywatnego i zawodowego Roberta Makłowicza. Przeplatają się w nich te elementy, które nieodłącznie się z nim łączą jedzenie i picie oraz podróże. Chyba nikt tak jak on nie potrafi za pomocą słów przekazać smak wina, zapach potraw, ich aromat, konsystencję, kolor i smak. Po mistrzowsku opowiada o kolejnych kulinarnych uniesieniach prowadząc czytelnika od knajpy do restauracji, od gospody do prywatnej kuchni. To on najlepiej wyciąga i prezentuje lokalne, mało znane specjały, zachwyca się pozorną prostotą ale i wielbi wyrafinowane smaki. Dla niego jedzenie i picie jest sztuką, wysoką kulturą, maestrią i właśnie w taki sposób o tym opowiada. Jednocześnie wplata ogrom wiedzy historycznej o cesarstwie Austro-Węgierskim, o Bałkanach. Z jego opowieści wyłania się też kontrast pomiędzy trochę siermiężnym okresem polskich lat 90-tych a tym czego poszukiwał i do czego dążył Makłowicz poprzez swoje podróże .

,,Cafe Museum" po zbiór anegdot napisanych w dokładnie w tym samym stylu jaki znamy z programów. Ten sam styl wypowiedzi, rozbudowane metafory, barokowe porównania, rozmach i przesada. Jak dla mnie świetnie się tego słucha, trochę gorzej czyta ale i tak w głowie miałam cały czas głos pana Roberta i miałam wrażenie, że to on sam opowiada o swoich przygodach. Chyba nieosiągalne w przypadku żadnego, innego autora. To zbiór anegdot lekkich, łatwych i przyjemnych. Pokazuje zupełnie inny, bogatszy, bardziej intensywny świat smaków i aromatów. Rozbudzający tęsknotę za czymś nieuchwytnym ale przy odrobinie wysiłku znajdującym się w zasięgu ręki. To opowieści przepełnione pasją ale także takie zwyczajne, znane każdemu z rodzinnych spotkań. To tutaj miesza się w jedno jedzenie, podróże i historia i staje się czymś co pochłonie każdego. Polecam!

czwartek, 6 stycznia 2022

,,Kobiety Maorysów" Sarah Lark


 Tytuł oryginału: Im Schatten des Kauribaums

 Minęło kilka lat od wydarzeń, które rozegrały się w poprzedniej części ,,Złocie Maorysów". Bohaterowie znaleźli swoje miejsce na ziemi, zapanował spokój i równowaga w ich życiu. Cóż.. jak widać tylko chwilowa bo na pierwszy plan wysuwa się kolejne pokolenie, które chce zasmakować życia w jego najbardziej dramatycznej, pierwotnej formie. Do dzieci Lizzie, Michaela, Kathleen i Clare dołącza nowa bohaterka - młoda Irlandka - Violet, która tak jak jej poprzedniczki musi zapłacić okup krwi i cierpienia aby znaleźć swoją spokojną przystań w Nowej Zelandii.

Wszystkie dotychczasowe książki Sarah Lark jakie czytałam były przesycone cierpieniem kobiet. Czasy pionierów, budowania cywilizacji najgorzej obchodzą się właśnie z kobietami. I tak jest także tutaj - to właśnie Violet jest tą, która musi ponownie przecierać szlaki i borykać się z męską brutalnością. To z jej perspektywy obserwujemy obóz górników czy rodzące się osadnictwo. Ale także ona, podobnie jak inne bohaterki sagi, nie poddaje się. W szarym, brutalnym, bolesnym świecie szuka iskierki nadziei pozwalającej jej trwać. Ona zwraca się w stronę rodzącego się ruchu feministycznego i tam właśnie widzi swoją nadzieję.

,,Kobiety Maorysów" to właściwie powieść o bardzo silnym wydźwięku feministycznym i wolnościowym. Jednym z głównym wątków, towarzyszącym wszystkim bohaterom jest walka a swoje prawa. O prawo do głosowania i równego traktowania walczą rdzenni mieszkańcy Nowej Zelandii - Maorysi, o swoją wolność i prawa walczą kobiety. Właściwie każdy z bohaterów pragnie i dąży do wolności, do tego by móc samemu o sobie decydować oraz mieć możliwość dowolnego wybierania kim się jest i kogo się kocha. Wszyscy bohaterowie idą trochę pod prąd szukając swojej drogi, popełniając błędy i często boleśnie za nie płacąc. Jest dramatycznie, przerażająco ale cały czas jest szansa, że może wreszcie nadejdzie czas na zmiany.

Chyba jeśli ktoś polubił sagę nowozelandzką to nie trzeba go przekonywać do kolejnych powieści Lark. Tutaj także znajdzie to co lubi - wzruszenia, upadki i wzloty, ogrom emocji dobrych i złych oraz historię, która porywa ale równocześnie jest mocno zakorzeniona w autentycznych wydarzeniach. To powieść pełna pasji o silnych, zdecydowanych, zdeterminowanych i odważnie walczących o swoje kobietach. Polecam! 

  p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  163,0  cm - 4,4 cm =  158,6 cm.     

niedziela, 2 stycznia 2022

,,Sobremesa" Mikołaj Buczak


Pierwsze skojarzenia na temat Hiszpanii to oczywiście słońce, plaża, Barcelona, corrida. I poprawnie. Bo przez wiele lat poprzez takie hasła sama Hiszpania budowała swoją popularność jako celu turystycznego. Próbowała przyciągnąć turystów  uwypuklając to co z ich perspektywy jest najatrakcyjniejsze. Cel został osiągnięty ale teraz, paradoksalnie, ten kraj padł ofiarą swoich własnych działań. Bo większość osób wybierających Półwysep Iberyjski na cel swoich wakacyjnych podróży jest zaskoczone, że można tam znaleźć coś zupełnie innego. Bo Hiszpania nie jest tak jednorodna jak mogłoby się wydawać. Jest zbitkiem kultur, narodowości, języków i tradycji. I właśnie to Mikołaj Buczak próbuje wydobyć i pokazać.

,,Sobremesa" - ,,dookoła stołu" to tam w mniejszym lub większym stopniu kręci się opowieść Buczaka o Hiszpanii. Ale to nie jest tylko jedzenie i picie, chociaż zajmują ważne miejsce w tej opowieści. Przy stole przecież nie tylko biesiadujemy ale także rozmawiamy, poznajemy ludzi, ich zwyczaje, nawyki, tradycje. I właśnie taka jest ta opowieść. Niczym historie opowiadane przy stole - raz pełne śmiechu, zabarwione żartami, przesycone sympatią i luzem, innym razem poważne, odsłaniające problemy z jakimi boryka się na co dzień, lekko narzekające czy zaniepokojone. To historie różnych ludzi, pokazujących swoje codzienne nawyki, zaskakujące tradycje czy zwyczaje, odsłaniających swoją mentalność. A okazuje się, że w Hiszpanii nic nie jest takie proste i oczywiste jak mogłoby się wydawać. Bo chociaż siesta, corrida nasuwają się od razu, to jednak hiszpańska tradycja jest dużo bogatsza i dużo bardziej różnorodna. Przejawia się to w każdym aspekcie a przede wszystkim w jedzeniu, któremu poświęcone jest całkiem sporo miejsca.

,,Sobremesa" to opowieść wyzwalająca tęsknotę za podróżami, spotkaniami z innymi ludźmi, odwiedzaniem nowych miejsc i próbowaniem nowych smaków. Autor stara się unikać stereotypów i banałów,  próbując pokazać jak najbardziej różnorodne oblicze Hiszpanii. Mimo, że stara się pozostać obiektywny to przebija jego zachwyt i uwielbienie dla tego kraju. Chyba dzięki temu czytelnik może chociaż przez chwilę poczuć się jak przy hiszpańskim stole, wśród przyjaciół. Polecam!

 

  p.s. WYZWANIE 2021 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:   2,9 cm - 2,0 cm = 0,9  cm.     

 ,