sobota, 30 grudnia 2017

,,Księżyc z peweksu" Aleksandra Boćkowska


Na zajęciach z angielskiego, na które uczęszczałam, lektor stwierdził, że polskim słowem, którego nie da się wytłumaczyć cudzoziemcowi jest ,,skombinować". Bo co to znaczy? Pożyczyć? Ukraść? Wziąć? Znaleźć? Mieć? Kupić? Niby wszystko po trochu ale nie do końca. Dla Polaka oczywistym jest, że czasem coś trzeba skombinować. Nikt nie pyta dokładnie skąd i jak, ważne by było. I chociaż obecnie mniej działamy w ten sposób bo prawie wszystko jest w sklepie lub internecie, to ważne jest aby uświadomić sobie jak właściwie to wszystko się zaczęło i gdzie miało swoje początki. Razem z Aleksandrą Boćkowską trzeba się więc wybrać w podróż w czasie do czasów PRL.

Autorka reportażu skupia się na luksusie. Ale ten luksus PRL-owski jest zupełnie różny od współczesnego. Trochę szary, przykurzony, wymęczony, skombinowany. Luksus to większe (lub chociaż samodzielne) mieszkanie, pomarańcze, zegarek, mięso spod lady i nadzieja na samochód w przyszłości. Patrząc z współczesnej perspektywy, przeciętny nastolatek ma więcej ale nie o to chodzi. Ważne było oderwanie się od szarej, socjalistycznej, odgórnie sterowanej rzeczywistości by poczuć coś innego lub zachować poczucie tego co było (jak to jest w przypadku dawnego, ograbionego ziemiaństwa).

Autorka próbuje przeprowadzić czytelnika przez najważniejsze wyznaczniki luksusu. Zaczyna od nadmorskiego ,,Zegarkowa", by zawędrować do Krakowa, Piły, odsłonić luksusy działaczy politycznych, pokazać bananową młodzież Saskiej Kępy, przywileje górników czy wyjaśnić na czym polegał fenomen hoteli Kasprowy, Cracovia, Forum. To zaledwie migawki, drobne wspomnienia wygrzebane spośród wielu ale w pewien sposób określają światopogląd okresu, to jak bardzo tęskniono do inności, wyróżniania się w momencie gdy wszystko chciano zrównać.

,,Księżyc z peweksu" to interesująca pozycja dla wszystkich, którzy chcą dowiedzieć się trochę więcej o tym okresie. Młodsze pokolenie znajdzie w niej obraz tego jak było, starsze - może przywołać wspomnienia. Może styl tekstu nie jest specjalnie udany, dużo lepsza byłaby tutaj lekka gawęda, bardziej urozmaicona anegdotami niż styl naukowego referatu ale i tak można wyciągnąć z niej dużo ciekawych faktów. Polecam.

piątek, 29 grudnia 2017

,,Pieśń Maorysów" Sarah Lark

 Tytuł oryginału: Das Lied der Maori

Drugi tom sagi nowozelandzkiej w niczym nie ustępuje pierwszemu. W ,,Pieśni Maorysów" ponownie wracamy na jeszcze nie całkiem ucywilizowane tereny Nowej Zelandii końca XIX wieku gdzie mieszają się wpływy kultur maoryskiej i europejskiej. Kolejne kobiety staną się bohaterkami pasjonującej opowieści.

Tym razem historia skupia się na wnuczkach osadniczek z pierwszego tomu: Lainie i Kurze. Pierwsza jest delikatna i bardzo wrażliwa, druga ma w sobie krew maoryską i europejską. Obie zakochają się, poznają czym jest bolesne rozczarowanie oraz będę musiały podjąć radykalne decyzje by zawalczyć o swoje dobro oraz możliwość kierowania własnym życiem. Obie przekonają się, że o marzenia trzeba walczyć a pierwsze wrażenie bywa mylące. Mimo, że dziewczęta ogromnie różnią się między sobą, ich koleje losu są w podobne. Pozwala to im dorosnąć, dojrzeć i zrozumieć co naprawdę liczy się w życiu.

Z owczej farmy i wioski Maorysów tym razem akcja przenosi się do górniczych miasteczek. W tle opowieści, można obserwować rozwój tych osad i lepiej poznać problemy jakie nimi targały. Autorka świetnie kreśli obraz problemów: osamotnienia, słabego wyszkolenia górników, chciwości, głupoty właścicieli oraz ich niechęci do nowości, które mogłyby ułatwić pracę. Wyraźnie przedstawiony jest też obraz kobiet, które pozbawione opieki męża czy ojca zmuszone są do wybrania tylko jednej ścieżki zawodowej - prostytucji. Autorka próbuje delikatnie zmieniać ten pesymistyczny obraz umieszczając w tym środowisku bohaterki i dając im ważne role do odegrania.

,,Pieśń Maorysów" jest czytadłem ale pasjonującym i wciągającym, kipiącym od emocji i wzruszającym. Czasem przeraża, czasem fascynuje, budzi niedowierzanie i lęk ale też wywołuje uśmiech na twarzy. Oburzamy się postępowaniem niektórych bohaterów by za chwilę wytrwale trzymać kciuki za innych. Czasem jest przewidywalnie by za chwilę zaskoczyć. Wszystko to sprawia, że trudno się oderwać i z niecierpliwością czeka się na kolejną część. Chyba jedyny minus to kreacja mężczyzn - w poprzednim tomie był James a tutaj chyba najbardziej wyrazisty był Tim, choć autorka nie obeszła się z nim łagodnie. Brakowało mi bohatera, który byłby skałą, drogowskazem - takiego stereotypowego herosa. Ale może przez ten zabieg lepiej widać siłę kobiet.

  p.s. WYZWANIE 2017 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  9,4 cm - 3,7 cm = 5,7  cm                  ,

czwartek, 21 grudnia 2017

,,Rdza" Jakub Małecki


Po raz pierwszy sięgam po Jakuba Małeckiego i od razu trafiam na coś co przykuwa uwagę. Pozornie prosta, wręcz banalna historia osieroconego chłopca i jego zdziwaczałej babki. Każde z nich ma swój świat, tak bardzo osobny ale splatający się z innymi w wielu miejscach. Gorzkie wspomnienia splatają się w nim z trudną ale tak bardzo zwykłą codziennością. Nie ma tutaj na miejsca na wielkie słowa ale one same, bardzo naturalnie wchodzą. Zwyczajność nabiera mocniejszego, bardziej wyraźnego wydźwięku. Wszystko jest tak bardzo znane, że może dotknąć i oddziaływać na każdego.

Małecki nie bawi się w górnolotne metafory czy bogate obrazy. Pokazuje życie takie jakie jest: przelotnym mgnieniem, ciągiem błahych zdarzeń, z których pamiętamy tylko kilka, rdzą. I nie ważne czy coś wydarzyło się siedemdziesiąt lat temu czy dziesięć. Wszystko nabiera właściwego znaczenia gdy spojrzeć na to pod odpowiednim kątem i właściwie zrozumieć. Wszystko ma swój cel.

,,Rdza" to także opowieść o przyjaźni - początkowo dziecięcej, prostej potem nastoletniej skomplikowanej by na koniec okazać się męską, prawdziwą. To opowieść o dojrzewaniu, odkrywaniu i zrozumieniu samego siebie, wychodzeniu poza siebie oraz poszukiwaniu. To opowieść, w której każdy znajdzie tyle kontekstów i wątków ile chce. Ta historia żyje tak jej bohaterowie: prości, zwyczajni, szarzy, jedni z wielu ale mocno zakotwiczeni w ich własnych rzeczywistościach, przez co bardzo wiarygodni.

środa, 20 grudnia 2017

,,Bramy raju" Virginia C. Andrews

Tytuł oryginału:  Gates of Paradise

Czwarty raz przyszło mi mierzyć się z tym co czai się po kątach. Gdy już wydawało się, że w życiu Heaven i Logana zapanował spokój. Wreszcie mogą cieszyć się swoją rodziną, jednak licho nie śpi. Okazuje się, że wszystko co dobre ma swój termin ważności - rodzinne szczęście burzy wypadek samochodowy, w którym giną Heaven i Logan. Ich nastoletnia córka Annie zostaje ciężko ranna i trafia pod opiekę Tony'ego Tarlettona.

Annie nic nie o tym co wcześniej spotkało jej matkę, babkę i prababkę. Z młodzieńczą naiwnością podchodzi do nanowoodzyskanego dziadka. Niestety, boleśnie przekona się co znany zbytnia ufność. Po raz kolejny dojdzie do głosu szaleństwo jakie czai się w Farthy. Annie będzie musiała zmierzyć się z okrucieństwem, szaleństwem i odcięciem od świata zewnętrznego. Wydaje się, że cykl zatoczył koło i ponownie muszą wydarzyć się tragedie jakie były udziałem jej przodkiń. Annie, ma jednak coś czego były pozbawione Leigh i Heaven - przyjaciół i rodzinę. Ale zło postępuje szybciej - czy obrończy dziewczyny zdążą na czas?

,,Bramy raju" powtarzają wiele z wcześniejszych schematów. Znów jest mocno uwypuklona mroczna strona psychiki, to przede wszystkim z nią musi się zmierzyć sierota, pokonać własne lęki, przebić się przez mury niedopowiedzeń i tajemnic by rozerwać krępujące ją łańcuchy. Autorka ponownie sięgnęła także po schemat zakazanej miłości, która musi pokonać przeszkody by się zrealizować. Jest to jednak część bardziej skondensowana, bardziej naładowana wydarzeniami i mocniej przesiąknięta  mrocznym, dusznym klimatem strasznego domu. Wręcz czuje się, że musi się coś wydarzyć, co przełamie schemat - przyznam, że liczyłam na spektakularny efekt w finale.

,,Bramy raju" są lepsze od trzeciego tomu. Szybciej się czytało, mniej irytowali bohaterowie a nawet powtarzalność fabuły nabrała jakiegoś sensu. Cieszę się jednak, że powoli zmierzam do finału opowieści o rodzinie Casteel.

  p.s. WYZWANIE 2017 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  13,0 cm - 3,6 cm = 9,4  cm                  ,

czwartek, 14 grudnia 2017

,,Kanada. Ulubiony kraj świata" Katarzyna Wężyk


Na słowo ,,Kanada" mam chyba same pozytywne skojarzenia: w końcu to Ania z Zielonego Wzgórza, hokej, lasy, spokój i ... Ryan Gosling. I chyba większość ludzi, tak jak ja, nie zbyt wiele wie o tym kraju ale go lubi i budzi on w nich same pozytywne skojarzenia a gdyby przyszło emigrować nie mieli nic przeciwko. Ten hiperpozytywny PR jest wręcz zaskakujący. Bo przecież nie może być tak, że wszyscy lubimy Kanadę.

Autorka, Katarzyna Wężyk postanowiła na własne oczy zweryfikować ten idealny obraz. Bo przecież nie może istnieć kraj z młodym, przystojnym premierem, który zawsze mówi to co wszyscy chcą usłyszeć, który promuje wielokulturowość, wspiera prawa kobiet; kraj, który z otwartymi ramionami przyjmuje imigrantów; kraj gdzie wszyscy są mili, życzliwi i chętni do pomocy. Tak jak w przypadku budynku, który zachwyca z oddali a gdy podejdzie się bliżej zauważa się odpadający tynk, tak samo Kanada pod idealnym zewnętrznym wizerunkiem skrywa wiele trudnych i do końca nie załatwionych kwestii: trudna i bolesna interakcja z Pierwszymi Narodami (czyli rdzennymi mieszkańcami Kanady), budzące wątpliwości działania wokół eksploatacji piastów bitumicznych, zawoalowany rasizm, problemy ekonomiczne. To zaledwie liźnięcie skomplikowanych i trudnych relacji jakie targają tym krajem. Autorka ledwie wspomniała o wielu zagadnieniach próbując kreślić opowieść o przeszłości ale i współczesności. O dumie ale i problemach. O poczuciu wspólnoty ale i o osamotnieniu. O różnorodności, inności, wyjątkowości. Bo Kanada to nie jest jedno państwo, które łatwo da się określić - to cały wór historii, doświadczeń, przeżyć, z którego wyciągnięto i zaprezentowano tylko kilka.

Reportaż ,,Kanada. Ulubiony kraj świata" pozwolił zobaczyć inny, bardziej skomplikowany i bardziej różnorodny obraz tego ogromnego kraju. Obraz, w którym dobre rzeczy wymieszane są ze złymi. Sprawił, że Kanada nabrała realnych cech i pozbawiono ją trochę otoczki raju. Jednak jest to tylko powierzchowny szkic, który wymaga pogłębienia i doprecyzowania. Cóż, może kiedyś sama osobiście zobaczę i przeżyję to o czym autorka tak ciekawie opowiada.