niedziela, 27 lutego 2022

,,Pańszczyzna" Kamil Janicki

 

Ostatnio dowiedziałam się, że jestem stuprocentową potomkinią chłopów z małopolskiej wsi. Niby nic zaskakującego bo na wsi się urodziłam i wychowałam. Zaskakujące jednak było zobaczenie wyciągu z XVIII wiecznego galicyjskiego rejestru i zobaczenie własnego nazwiska dokładnie w tym samym miejscu na mapie co obecnie. To tylko potwierdziło, że przynajmniej od 250 lat, moja rodzina mieszka i uprawia dokładnie tą samą ziemię. Niby nic, ale szokujące  i zaskakujące odkrycie. I pewnie nie jestem jedyna, wielu Polaków znajdzie, w zakamarkach przeszłości swoich rodzin dokładnie tą samą sytuację. Niektórzy będą musieli się trochę namęczyć żeby zlokalizować miejsce skąd pochodzą, jeśli różne koleje losu rzuciły ich w inne miejsca. Jednak jedno jest pewne - zdecydowana większość Polaków wywodzi się nie z szlachty ale z chłopstwa.

Chyba podświadomie, obecnie, mamy pewną romantyczną wizję wsi. Szczęśliwi chłopi, piękne zagony, zadbane zwierzęta i radosny, kolorowy folklor. Piękny obraz ale fałszywy. Polska wieś na przestrzeni wieków wcale nie była miejscem radosnym, szczęśliwym czy nawet bezpiecznym. Chyba więcej wiemy o sytuacji ludności pochodzącej z Afryki w XVIII i XIX wieku w Stanach Zjednoczonych niż o własnych przodkach a tak naprawdę te dwie historie są bardzo podobne. Chłopi w Rzeczpospolitej nigdy nie byli traktowani na równych, czy chociaż podobnych prawach do szlachty. Ba., oni nawet nie byli uznawani za ludzi. Byli bezwzględną własnością pana a stan ten pogłębił się po potopie szwedzkim. Do tego momentu panowała pewna autonomia na wsi, potem było tylko gorzej. Chłopi byli bezwzględnie wykorzystywanym narzędziem, okrutnie wykorzystywany, obdzieranym ze wszystkiego co posiadał, zmuszanym do pracy ponad siły i bezczelnie manipulowanym aby nie był w stanie się przeciwstawić. Chłopi nie mieli żadnych praw, nie przysługiwała im żadna opieka, oprócz ,,litościwej" ręki pana.  Chyba nie będzie zaskoczeniem, że takie postępowanie prowadziło do tego, że mieszkańcy wsi nie czuli się Polakami, nie czuli się związani z Polską i to co działo się z krajem niewiele ich obchodziło. W niektórych miejscach upadek Rzeczpospolitej nawet był im na korzyść bo złagodził wyzysk i wpłynął na poprawę ich stanu.

,,Pańszczyzna" szokuje i przeraża. To bardzo czarny element naszej historii. Historii, która dotknęła zdecydowaną większość społeczeństwa. Janicki stawia tezę, że to właśnie wielowiekowe wykorzystywanie ludności chłopskiej wpłynęło na wykształcenie się wielu postaw, które są nadal obecne w społeczeństwie. Nieświadomie ciągniemy i powielamy to co, zostało nam, jako społeczeństwu, wpojone w trakcie czterystuletniego okresu, kiedy obowiązywał system pańszczyźniany. Czy tak jest rzeczywiście? Chyba każdy indywidualnie powinien przeczytać, przemyśleć i zrozumieć czym właściwie było polskie niewolnictwo, z jakim okrucieństwem, wręcz bestialstwem było związane, na czym Polska przez wiele wieków próbowała budować swoje bogactwo. Nie jest to łatwa i przyjemna lektura. Nie snuje wizji ,,wsi spokojne, wsi szczęśliwej". Wręcz przeciwnie, z każdej strony wieje strachem, niepewnością, zgrozą i na koniec oburzeniem, że coś takiego było możliwe i to tak długo a obecnie, zupełnie odeszło w niepamięć. Polecam gorąco!

  p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  133,9  cm - 2,8  cm =  131,1 cm.

 

czwartek, 24 lutego 2022

,,Zaginione miasta, prastare grobowce" praca zbiorowa

 Tytuł oryginału: Lost Cities, Ancient Tombs. 100 Discoveries That Changed the World

Chyba nikogo nie trzeba przekonywać o tym, że Ziemia i historia ludzkości potrafią zaskakiwać. Im więcej wiemy, im więcej wydaje nam się, że rozumiemy, pojawia się coś co zupełnie zmienia nasze pojmowanie. I chociaż cała przyroda jest niezwykła, to zdecydowanie najbardziej niezwykły i najbardziej tajemniczy jest człowiek i jego wytwory.

,,Zaginione miasta, prastare grobowce" to zestawienie 100 znaczących odkryć, które mówią wiele o rozwoju cywilizacji i społeczeństw. Zaczyna się od prehistorii, pierwszych malunków naskalnych, pierwszych śladów działalności człowieka. Krok po kroku śledzimy dokonania, śledzimy kolejne stopnie jakie pokonywała ludzkość jako społeczność. Im dalej tym robi się bardziej fascynująco i bardziej tajemniczo. Bo chociaż cały czas odnajdywane są budowle, grobowce, ślady działalności to wcale nie są one finalną odpowiedzią. Ba, są dopiero wstępem. Oglądamy osiągnięcia ale nie rozumiemy jak powstały, dlaczego powstały, jakie kryją się za nimi historie. Dopiero zestawienie wielu odkryć pokazuje jak ogromna, benedyktyńska praca archeologów za tym stoi. Drobiazgowe zbieranie śladów, łączenie w jedną całość pozornie niezwiązanych elementów, budowanie spójnego obrazu. I najczęściej, im więcej wiemy, tym więcej pojawia się pytań.

,,Zaginione miasta..." porwał mnie w niezwykły świat odkryć archeologicznych. Mimo, że o większości słyszałam to ogromne wrażenie sprawia ich zestawienie obok siebie i uporządkowanie ich w porządku chronologicznym. Szok wywołuje m.in porównanie cywilizacji Ameryki Południowej gdy uświadomi się jak wtedy wyglądała Europa. Zupełne inne obrazy, mimo to w pewien sposób porażające. Zaskakujące jest także to jak wiele, mimo wszystko nie wiemy. Mimo całej wiedzy, technologii nadal nie dotarliśmy do wielu, pozornie, podstawowych odpowiedzi. Nadal otaczający świat nas może zaskoczyć. I myli się ten kto myśli, że złota epoka odkryć archeologicznych przeminęła. Fakt, może nie otworzymy już nic na miarę grobowca Tutenhamona czy nie znajdziemy miasta jak Machu Picchu ale to nie znaczy, że odkrycia się skończyły. Nadal odkrywa się miejsca, stanowiska, przedmioty, które elektryzują naukowców i może za kilka lat podobna książka będzie zawierać już zupełnie inne zestawienie.  Polecam gorąco!

poniedziałek, 21 lutego 2022

,,Cmętarz zwieżąt" Stephen King

 Tytuł oryginału: Pet Sematary

,,Cmętarz zwieżąt" to jedna z najsłynniejszych i najbardziej zakorzenionych w popkulturze powieści Stephena Kinga. Chyba każdy wymienia ją na jednym oddechu obok ,,Lśnienia", ,,Zielonej Mili", ,,Carrie" czy ,,To". Kilkukrotnie ekranizowana i najczęściej polecana jako ta, od której można zacząć przygodę z ,,Królem Horroru". Dla mnie to drugie podejście, po raz pierwszy próbowałam przeczytać jako nastolatka, chyba w okresie licealnym ale wtedy w ogóle nie trafiła do mnie i po zaledwie kilku stronach została odłożona. Jak było dzisiaj? Znacznie lepiej.

,,Cmętarz zwiężąt" otwiera klasyczny motyw. Młoda rodzina przeprowadza się w nowe miejsce. Nieopodal ich domu znajduje się mały cmentarz, na którym dzieciaki od lat grzebią swoich pupili. Pozornie wydaje się to być lokalną ciekawostką, jednak jak wkrótce  można będzie się przekonać, nie jest tak do końca. Gdzieś w głębi czai się mroczna siła, która tylko czeka na okazję aby wyrwać się na wolność. A okazja trafia się szybciej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.

Chyba najlepsze w tej powieści jest narastające napięcie i kumulująca się mroczna energia wokół pozornie błahych i codziennych zdarzeń. Nie ma tam szokujących zwrotów akcji, zbyt wielu dramatów, jest ciągłe oczekiwanie i przeczucie, że coś MUSI się zdarzyć. To coś krąży, jest obecne, z pewnością zaatakuje i ujawni swoją siłę ale jeszcze nie wiadomo, kiedy i z której strony. King po mistrzowsku żongluje wydarzeniami, codzienności nadając nowe znaczenia, zaopatrując je w mroczną głębie i zmieniając postrzeganie tego co jest oczywiste. Wnika do wnętrza ludzkiej psychiki i z niej wyciąga irracjonalne pragnienia, które w sytuacjach stresowych muszą się spełnić. Jednak żadne życzenie nie obejdzie się bez zapłaty a ta musi być sowita.

Przyznam, że rewelacyjnie się czytało ,,Cmętarz...", mimo, że mniej więcej wiedziałam czego mogę się spodziewać. Ma on w sobie coś co przykuło uwagę, wciągnęło i sprawiało, że ciężko było się oderwać. Z niecierpliwością czeka się na finał a gdy on już nadchodzi... tak naprawdę zamiast odpowiedzi pojawiają się tylko nowe pytania. Przez całą książkę czuć, może nie ciary, ale lekki dreszczyk oczekiwania. Ma wrażenie się, że King specjalnie się nie wysila ale właśnie zastosowanie tych najprostszych środków daje najlepszy efekt. Polecam!

  p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  136,5  cm - 2,6  cm =  133,9 cm.

 

niedziela, 20 lutego 2022

,,On" Zośka Papużanka

 

,,On" to książka dziwna, niepokojąca, niewygodna ale bliska. Opowiada o świecie tuż obok, o epoce, która minęła zaledwie chwilę.

Kraków, prawdopodobnie Nowa Huta,  lata 80-te i wczesne 90-te. Rodzi się Śpik. Chłopiec nieprzystosowany, inny, oderwany od szarej rzeczywistości, wręcz w niej się rozpływający i przez nią się prześlizgujący. Nie jest bystry, inteligentny, przebojowy. Nie rozumie do dookoła niego się dzieje. Szkolne, klasowe popychadło, wieczny kozioł ofiarny, ktoś kogo większość za wszelką cenę stara się unikać. Taki jest i taki musi funkcjonować w zmieniającej się rzeczywistości.

,,On" to nie tylko opowieść o niedostosowaniu i wyalienowaniu. To także opowieść o samotności i niezrozumieniu. Śpik nie jest bohaterem, którego się lubi, którym się inspiruje. On jest wyrzutem sumienia. Bolesną świadomością, że obok są ludzie, których z premedytacją ignorujemy, wypieramy ich ze swojej świadomości, nie pozwalamy aby weszli w naszą codzienność. Oni jednak cały czas są obok.

Ale ,,On" to każde trochę smutna, trochę nostalgiczna podróż w czasie do lat 80-tych i 90-tych. Na karku znowu czuć oddech szkoły tamtego okresu. Surowość nauczycieli, ich wymagania ale przede wszystkim wewnętrzne międzyuczniowskie podziały i na stałe przypisane role. Ktoś musi być przywódcą, klasowym błaznem, kujonem, klasową pięknością. W tej przypadkowej grupie każdy dostał raz na zawsze swoje miejsce, z którego nie ma ucieczki. Każdy działa w ramach, w których został umieszczony. Śpik jest na końcu tego łańcucha, podąża za innymi, ponosi za nich ofiary, jest wykorzystywany. Właśnie z jego perspektywy najlepiej widać jak bezwzględne i okrutne są to podziały.

Powieści Zośki Papużanki nie da się przeczytać lekko i szybko o niej zapomnieć. Jest bolesna, burzy spokój, wywołuje niechciane uczucie dyskomfortu. Ale paradoksalnie przez to też uwrażliwia, uczy empatii, otwiera oczy na tych, których już perfekcyjnie nauczyliśmy się ignorować. Jest powieściowym wyrzutem sumienia i nawet jeśli nie czujemy sympatii to bohaterów, to nie umiemy wobec nich przejść obojętnie. 

  p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  138,8  cm - 2,3  cm =  136,5 cm.

sobota, 12 lutego 2022

,,Płomień pod lodem" Luz Gabás

 Tytuł oryginału: Como fuego en el hielo

Właściwie nie umiem powiedzieć co dokładnie jest w tej książce, że czyta się ją szybko i trudno ją odłożyć. Nie ma jakichś spektakularnych zwrotów akcji, nie ma bohaterów targanych dramatami. Jest rzeczywistość, trochę bardziej dramatyczna, zmienna niż zazwyczaj. Są trochę większe dylematy. Są problemy i chwile załamań ale świat widział większe. Nieważne co dokładnie kryje się w historii Attui i Cristeli, ważne jest, że chce się ją poznać od początku do końca.

Połowa XIX wieku to niespokojny czas. Gwałtowne zmiany polityczne, podziały, wojny i spiski. To na tle takich właśnie wydarzeń dwudziestokilkuletni Attua będzie musiał szybko dorosnąć i przejąć zarządzanie rodzinnego biznesu po nagłej śmierci ojca. Chłopak planował skończyć studia w Madrycie i ostatnim o czym marzył było zajęcie się ,,łazienkami" (pewna forma term). Los jednak jest przewrotny. Wraca do rodzinnej wioski i zdaje sobie sprawę, że nie jest w stanie zapewnić warunków by poślubić ukochaną Cristelę. Ta, splotem nieszczęśliwych okoliczności, ucieka do Francji i zostaje na jakiś czas uznana za zmarłą. Dla ukochanych zaczyna się okres rozłąki, który nie wiadomo czy kiedykolwiek się zakończy.

,,Płomień pod lodem" to bardzo stonowana, spokojna opowieść, w którą dopiero trzeba się mocno zagłębić aby zobaczyć co skrywa pod powierzchnią. A tam kryją się ludzkie dramaty, zaplątane w trudną historycznie rzeczywistość. To opowieść o rozłące, stracie, poświęceniu, lojalności i trudnych wyborach. Mimo pozornego spokoju z jakich bohaterowie podchodzą do kolejnych zwrotów w ich życiu, gdzieś pod skórą czuć pulsujące w nich emocje. Obserwujemy ich smagania. Jednych los bardziej doświadcza, zmusza do poświęceń i pełnej wyrzeczeń pracy, z innymi się obchodzi bardzo łagodnie. Ich koleje losu nie raz przetną się w wielką polityką i problemami z jakimi borykała się XIX-wieczna Hiszpania. To każde ciekawe spojrzenie na rodzący się ruch turystyczny, to początki rekreacyjnej wędrówki po górach, odrywanie zdrowotnych właściwości wód termalnych.

,,Płomień pod lodem" nie jest może powieścią, która zapadnie w pamięć na lata ale ma w sobie dużo uroku, dużo ciepła i przenosi w zupełnie nowe miejsce i czas. Pozwala na chwilę uwierzyć, że przeszkody da się pokonać a ci, którzy są sobie pisani, zawsze się odnajdą. Polecam!

  p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  142,9  cm - 4,1 cm =  138,8 cm.     

piątek, 11 lutego 2022

,,Małe życie" Hanya Yanagihara

Tytuł oryginału: A Little Life

 To chyba jedna z tych książek, obok których nie da się przejść obojętnie. Na pewno po skończonej lekturze, nikt nie powie, że jest dokładnie taki sam jak przed. Ta historia zmasakruje, wkurzy, zachwyci, zasmuci, wywoła uśmiech a na koniec roztrzaska na drobne kawałki. Sprawi, że zupełnie inaczej spojrzy się na życie, dorastania, otaczającą rzeczywistość i ludzi, którzy się w niej znajdują.

,,Małe życie" zaczyna się stosunkowo niewinnie. Jako opowieść o czwórce przyjaciół, którzy dopiero co skończyli studia i wkraczają w dorosłe życie. Architekt, aktor, malarz i prawnik. Próbują znaleźć swoje miejsce w świecie. Trzech z nich dopiero poznaje co to znaczy dostać kopniaka od życia. Ostatni nosi w sobie traumy z dzieciństwa i mniej lub bardziej udanie próbuje je tuszować. Żaden z nich nie wie jeszcze, że dorosłość boli. Dorosłość to wieczne zmaganie. A od okrucieństwa, które doświadczyło się w przeszłości nie ma ucieczki.

,,Małego życia" nie da się czytać spokojnie. Jest jak ogromna, stale kotłująca się maszyna losująca, w której zdecydowanie mniej jest pozytywów a cierpienie, ból i dramat są na porządku dziennym. Jednak bohaterowie próbują je zminimalizować dzięki przyjaźni, wparciu, miłości i ciągłej obecności. To jednak wcale nie gwarantuje sukcesu.

Yanagihara z ogromnym wyczucie porusza tematy obciążone ogromnym ciężarem psychicznym jak: próby samobójcze, samookaleczenia, wykorzystywanie nieletnich, przemoc czy dziecięca prostytucja. Ogrom bólu i cierpienia jakie za tym idzie, może każdego przytłoczyć i zmiażdżyć, zrujnować psychicznie. Dlatego tak ważna jest druga strona medalu: bardzo czuła i delikatna opowieść o męskiej przyjaźni, która niepostrzeżenie przeradza się w miłość i prawdziwy, wspierający związek, o nieoczekiwanym rodzicielstwie, o rodzinie z wyboru. Chyba tylko dzięki temu czytelnik ma wystarczająco sił by dotrwać do końca.

Chyba dawno nie czytałam książki, która tak bardzo wywróciłaby do góry nogami mój światopogląd i tam bardzo mnie zasmuciła. To nie jest opowieść do kawy. To opowieść, na którą trzeba się przygotować. Trzeba pozwolić sobie ją odłożyć na bok. Jednak mimo wszystko do niej się wraca bo nie daje spokoju, nie daje o sobie zapomnieć. Jest jak wyrzut sumienia, chcemy się go pozbyć, zapomnieć ale on cały czas jest obecny. Dopiero dotarcie do finału zapewni pozorny spokój. Jednak wszystko co wydarzyło się, ogrom emocji jaki został uwolniony, niepokój jaki się pojawił, tak łatwo nie odpuszczą i trzeba dać sobie czas na przetrawienie i ułożenie się wszystkich kotłujących się myśli. Chyba w tym właśnie tkwi fenomen prawdziwej literatury. Ma nie pozwolić o sobie zapomnieć i ,,Małe życie" dokładnie takie jest. Polecam!

  p.s. WYZWANIE 2022 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu:  148,1  cm - 5,2 cm =  142,9 cm.    

 

czwartek, 10 lutego 2022

,,Twój Carter" Whitney G.

 Tytuł oryginału: Sincerly Carter

Carter i Arizona znają się od podstawówki. Wiedzą o sobie wszystko, dzielą się każdym doświadczeniem, wspierają w porażkach i wspólnie świętują sukcesy. Wydają się być nierozłączni. Wszyscy są przekonani, że są parą. Oni jednak uparcie twierdzą, że są tylko przyjaciółmi. Gdy kolejne ich związki rozpadają się, przez myśl im nie przechodzi, że może za tym stać coś poważniejszego. Dopiero jedna impreza pod koniec studiów wszystko wywróci do góry nogami. Carter i Arizona dodadzą do przyjaźni jeden czynnik i będą musieli sprawdzić na ile silna jest ich przyjaźń. A może jest to coś zdecydowanie innego?

Równocześnie z ,,Twój Carter" czytałam ,,Małe życie" i przyznam, że ta książka była idealną odskocznią od kumulacji emocji i wrażeń w tej drugiej. Dała zdrowy balans i nie pozwoli aby zestaw lektur jakie wybrałam zbytnio mnie przytłoczył. Bo to jest zdecydowanie lekka, pozytywna, przewidywalna, okraszona szczyptą pikanterii i momentami zabawna opowieść o dwojgu osób, które dopiero wkraczają w dorosłe życie. Mogą bawić się, korzystać z życia, szukać miłości i znajdować ją w miejscu, którego absolutnie się nie spodziewali. Pewnie, że ta opowieść jest przesłodzona do bólu. Carter to ideał z dziewczęcych marzeń, tak perfekcyjny, że raczej nie ma szans żeby istniał. Ale o to tutaj chodzi. Ma być obrzydliwie romantycznie, żeby móc się oderwać od szarej rzeczywistości i problemów.

Tak, zdecydowanie dobrze się bawiłam czytając. Na szczęście poziom erotyki jest na idealnie wyśrodkowanym poziomie, bohaterowie są sympatyczni, ich dylematy i problemy zwyczajne. Nie ma wielkich tragedii, moralnych dylematów. Nadal jest słonecznie, radośnie i kolorowo, czyli dokładnie tak jak powinno być gdy ma się dwadzieścia lat.

czwartek, 3 lutego 2022

,,Dom nad rozlewiskiem" Małgorzata Kalicińska


 ,,Dom nad rozlewiskiem" to zdecydowanie książka, która ni trafiła do mnie. Opowieść o czterdziestoletniej Małgorzacie, która po utracie pracy w agencji reklamowej, rozstaniu z mężem wyrusza do matki na wieś by szukać szczęścia i celu życia to absolutnie nie to czego chciałam aby się zrelaksować. I nie wynika to wcale z tematu, raczej z tego jak ten motyw został wykorzystany.

Już pierwszą denerwującą rzeczą jest spojrzenie na wieś i jej mieszkańców. To jakaś odrealniona wizja i nieważne jak Małgorzata chciałaby się integrować cały czas czuć i widać jej poczucie wyższości, bycia lepszą, bardziej doświadczoną. Nieważne co by się działo, jakie by postaci drugoplanowe nie było cały czas czuć taki ,,szlachecki, pański" snobizm. Mieszkańcy wsi, nawet inteligentni, kulturalni to tylko ,,dobrzy ludzie", na których patrzy się z góry, którym się współczuje, poucza i co najwyżej korzysta z ich pracy. Chyba nie ma momentu w całej powieści, żeby te dwa światy: miejski i wiejski, były traktowane jako równorzędne. Chyba w najbardziej naiwny sposób powielana jest kalka ,,wiejskich szczęśliwych prostaczków" zestawionych z miastem. A jeśli już nie szczęśliwi prostaczkowie to plotkary spod sklepu, pijacy, przemocowcy. Tak jakby na wsi nie mieszkali normalni, inteligentni ludzie. Bycie tymi drugimi koniecznie musi być zarezerwowane dla przyjezdnych i uciekinierów z miasta.

Także sama Małgorzata, jako główna bohaterka i narratorka jest denerwująca a jej zachowanie ociera się o hipokryzję i głupotę. Z pełną świadomością pcha się w kłopoty a gdy się pojawiają ucieka z płaczem. Poucza innych i moralizuje, sama za chwilę robiąc gorsze rzeczy. Narzeka na problemy w związku, skacząc co chwilę z kwiatka na kwiatek. Niezdecydowana, rozchwiana, przekonana o własnej wyższości. Próbuje być nowoczesna i przebojowa ale czegoś w niej brakuje.

,,Dom nad rozlewiskiem" ma być chyba w zamiarze takim kalejdoskopem, pochwałą prostego życia. Ma pokazywać przemianę i próbę poszukiwania nowej drogi życia. I coś nie zagrało bo jest chaotyczny zlepek zdarzeń, romansów, mniejszych i większych dramatów. Wszystko to przyprawione naiwnością, poczuciem wyższości, irracjonalnością i bezwładnym miotaniem się Małgorzaty. Doczytałam do końca, z nadzieją że znajdę coś, co wyjaśni fenomen ale nie doczekałam się. Poza kilkoma śmiesznymi anegdotami i wzruszającą historią Kaśki jakoś nie widzę tutaj nic oprócz szalonych pomysłów kobiety, która nagle nie wie co zrobić ze sobą i swoim życiem. Raczej nie sięgnę po kolejne części!