sobota, 29 kwietnia 2023

,,Oslo. Miasto, które oddycha" Marta Hopfer-Gilles

 


Nie da się nie zauważyć, że uwielbiam literaturę podróżniczą i często po nią sięgam. Moja lista miejsc do odwiedzenia w przyszłości się wydłuża a póki urlop i finanse na tyle podróży nie pozwalają to chociaż podglądam równe miejsca z perspektywy innych. Oslo może nie jest moim oczywistym celem ale z pewnością jest destynacją ciekawą, inną i tajemniczą. Mimo, że Norwegia jest jednym z krajów gdzie dosyć często można spotkać Polaków, to jakoś o samej stolicy mało można usłyszeć. Jakie właściwie jest Oslo i czy może zachwycić?

Autorka reportażu od siedmiu lat mieszka w stolicy Norwegii. Przypadkowo trafiła przed kilku laty razem z partnerem i postanowiła się osiedlić. Przetrwała tam pandemię i lockdown a teraz próbuje opowiadać o mieście, które stało się jej domem. Jest to opowieść spacerowo- biegowa, pokazująca specyficzne oblicze tego miasta.

Opowieść o Oslo jest bardzo intymna i personalna. Autorka pokazuje miejsca jej bliskie ale równocześnie chce ująć całość. Przechodzi od dzielnicy do dzielnicy prezentując według niej najciekawsze miejsca, równocześnie próbując opowiadać o historii i społeczności. Jest to opowieść ciekawa, barwna, okraszona szczegółami i zilustrowana pięknymi fotografiami. Z każdej strony czuć zachwyt autorki. Tylko jakoś ten zachwyt nie przenosi się na czytelnika. Czegoś zabrakło w narracji powodującego, że chcemy się spakować już, teraz i wsiadać w samolot by na własne oczy zobaczyć, by dotknąć lub posmakować. Już trochę o Skandynawach czytałam i zawsze dowiadywałam się, że za tą ich maską spokoju, równowagi i porządku coś więcej się kryje. Tutaj autorka tylko potęguje nudę. Norwegia - poprawna polityczne, nowoczesna, ekologiczna. Niby coś się wspomina, że jednak nie jest tak idealnie ale w sumie wątek szybko umiera. Jest ładnie, świeżo ale nudno.

Jestem lekko rozczarowana. Wierzę, że Oslo jest miastem, które ma zdecydowanie więcej do zaoferowania. Miastem, które może zachwycić. Jednak po tej książce zostałam z poczuciem ,,ładnie tam, ale lepiej pojadę gdzie indziej". Autorka mimo, że sama zachwycona miastem zupełnie nie umiała przekazać tego zachwytu, nie oddała ducha. Pokazała zwyczajne, nudne miasto, które nie wiele różni się od tego co znamy na co dzień. Szkoda bo liczyłam na zdecydowanie więcej. 

p.s. WYZWANIE 2023 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 111,4 cm - 2,1 cm = 109,3 cm.    

wtorek, 25 kwietnia 2023

,,Północ i południe" John Jakes

Tytuł oryginału: North and South

 Oczywiście najpopularniejszą, najbardziej znaną i zapadającą w pamięć opowieścią o wojnie secesyjnej jest ,,Przeminęło z wiatrem". Epicka opowieść o zmierzchu świata, przełomie i targanych emocjami ludziach nie jest oczywiście jedyną. Z dzieciństwa pamiętam urywki serialu z Patrickiem Swayze toczącego się również podczas wojny secesyjnej. ,,Północ i Południe" bo o tym serialu mówię był ekranizacją trylogii Johna Jakesa. Przez wiele lat chciałam ją przeczytać ale bardzo długo była niedostępna. Poprzednie wydanie pochodzi z wczesnych lat 90tych i w wielu bibliotekach już właściwie zaginęło. Dlatego gdy zobaczyłam, że wydawnictwo Albatros planuje wznowienie, wiedziałam jedno, to jest moje must-read na najbliższy czas.

,,Północ i południe" znacznie różni się od ,,Przeminęło z wiatrem" chociaż w obu przypadkach początkowo miałam podobne błędne założenia. W zeszłym roku ponownie czytałam dzieło Mitchell i byłam zdziwiona, że to nie romans między Scarlett i Rhettem jest na pierwszym planie a dużo głębsza opowieść o zmierzchu legendy Południa. Dokładnie to samo założyłam w przypadku powieści Jakesa. Po głowie kołatał mi Orry i jego ukochana i byłam pewna, że to ten wątek dominuje, oczywiście razem z opowieścią o przyjaźni z pochodzącym z Północy George'm. Jak łatwo się domyślić, znowu trafiłam jak kulą w płot. Tak, ten wątek istnieje ale coś zupełnie innego wysuwa się na pierwszy plan.

,,Północ i południe" to monumentalna opowieść rozgrywająca się na przestrzeni prawie dwudziestu lat opowiadająca o przyjaźni, miłości, sile przekonań i rodzącym się fanatyzmie. O honorze, prawości ale także i zemście, nienawiści i walce o władzę. Dwóch kadetów, którzy zawiązali przyjaźń w akademii wojskowej West Point na początku lat 40tych XIX nie zdawało sobie sprawy, że tak na prawdę łączą na zawsze dwie rodziny, którym przyjdzie stanąć po dwóch stronach barykady. Pierwszy tom trylogii koncentruje się na okresie przed wojną. Radykalne poglądy zaczynają się nasilać i oddziaływać. Niby kraj nadal jest jednością ale coraz silniej czuć tarcia. W tym świecie żyją dwie rodziny, które na pierwszym miejscu stawiają przyjaźń.

Może z perspektywy Europejczyka bardziej przemawia ,,Przeminęło z wiatrem" bo jest bardziej romantyczne, pokazuje rozpad złudzeń i koniec świata gdzie panował stary klasowy porządek. ,,Północ i południe" jest bardziej konkretne, rzeczowe. Mniej tutaj romantyzowania Południa czy demonizowania Północy. Narrator stoi gdzieś po środku i pokazuje rozłam kraju. W ciągu dwudziestu lat w trakcie, których toczy się akcja narasta poczucie zgorzknienia, rozczarowania, nawet na Południu rodzi się poczucie, że niewolnictwo nie może wiecznie trwać a ustalone zasady nie są korzystne. Jednak polityka i żądza władzy daje o sobie znać. Głosy dążące do kompromisu są zagłuszane, zamiast tego uwypukla się różnice i dążenia do siłowego rozwiązania. W tym świecie muszą lawirować bohaterowie próbują odnaleźć własną drogę. A Jakes stworzył barwną galerię postaci od tych idealnych, dobrych, słodkich aż po iście demoniczne kreatury. Dzięki temu za pomocą dwóch rodzin pokazał praktycznie cały przekrój społeczeństwa.

W pierwszym tomie wojna secesyjna jeszcze nie wybuchła. Jeszcze to z czym najbardziej kojarzyłam powieść się nie wydarzyło ale i tak jest wciągająco. Bo ,,Północ i południe" to epicka, porywająca i zachwycająca opowieść o kraju stojącym u wrót wojny, o społeczeństwie dążącym do zagłady i ruiny. To opowieść o ludziach targanych emocjami i namiętnościami. To opowieść o podziałach i próbie łączenia tego co za wszelką cenę chcę się podzielić. I przede wszystkim to piękna opowieść o przyjaźni i miłości. Polecam gorąco!

p.s. WYZWANIE 2023 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 117,0 cm - 5,6 cm = 111,4 cm.    

 

piątek, 21 kwietnia 2023

,,Z nieba spadły trzy jabłka" Narine Abgarjan

Tytuł oryginału: C неба упали три яблока

 Lubię opowieści nieoczywiste, takie o których nic nie wiem, niczego się po nich nie spodziewam, a one i tak mnie zaskakują. Lubię też gdy opowieść jest prosta, naturalna ale ma w sobie to coś. I właśnie ,,Z nieba spadły trzy jabłka" idealnie łączy te elementy.

Mimo, że Armenia nie jest krajem egzotycznym i dalekim to nosi w sobie ogrom tajemniczości. Chyba niewiele osób może o tym kraju powiedzieć coś pewnego.  Gdzieś pojawia się przebłysk o wojnie, o rzezi Ormian, jednak to nie jest temat, który zajmował by wiele miejsca w społecznej świadomości. Spychane na margines, wypierane ze światowej pamięci. Dlatego cieszę się, że trafiłam na książkę, która zmusiła mnie do poszukiwań i otworzyła na zupełnie nową kulturę.

,,Z nieba spadły trzy jabłka" to historia fikcyjnego miasteczka Maran. Obecnie wyludnione, zapomniane, zamieszkałe przez grupę staruszków, którzy właściwie już na niewiele liczą. W swoim życiu doświadczyli wiele. Wojna, głód, kolejne tragedie, śmierci zahartowały ich i zmusiły do surowego patrzenia na rzeczywistość. Jednak bolesne doświadczenia i surowy los nie zabrał im iskierki humoru i zdrowego rozsądku. I właśnie to będzie zaczynkiem do zupełnie nieoczekiwanych wydarzeń, które rozbudzą nadzieję, pokażą, że nigdy nie jest za późno na drugą szansę a los to jednak bywa przewrotny.

Czytając opowieść Narine Abgarjan miałam bardzo silne skojarzenie z opowiadaniami o don Camillo. Czułam tę samą wrażliwość, delikatność w opowiadaniu o najboleśniejszych wydarzeniach w życiu człowieka bez popadania w patos czy przesadny dramatyzm. Tak życie jest trudne, bolesna, odbiera to co najcenniejsze ale równocześnie otwiera drzwi do czegoś nowego. Trzeba tylko dać temu szansę, zaakceptować to i świadomie to przyjąć. ,,Z nieba spadły trzy jabłka" to piękna, uniwersalna, trochę baśniowa opowieść, która przemyca w swojej treści znacznie więcej niż historyczne rozprawy. Mówi o trudnych historiach zwyczajnie, naturalnie, zachowując miejsce na emocje, które trzeba przeżyć aby móc iść dalej. To opowieść, która w nieoczekiwany sposób porusza duszę. Wzrusza ale także daje ukojenie i napełnia optymizmem. Nie chcę się wymądrzać bo nie znam historii Ormian ale ta książka zmusiła mnie do poszukiwań, pokazała, że obok nas żyją ludzie z niesamowitą kulturą, bogatą tradycją, trudną historią, o których właściwie nic nie wiem. Trochę o nich zapomnieliśmy a ta książka przywróciła im głos.

Gdyby to było możliwe, chciałabym jeszcze raz, po raz pierwszy ją przeczytać. Aby po raz kolejny mnie zaskoczyła, otuliła, wywołała uśmiech na twarzy i żeby znowu pociekła mi z oka łza wzruszenia i smutku. Polecam gorąco!

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Glowbook!

p.s. WYZWANIE 2023 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 118,2 cm - 1,2 cm = 117,0 cm.    

 

sobota, 15 kwietnia 2023

,,Siedem opadłych piór" Tanya Talaga

Tytuł oryginału: Seven Fallen Feathers. Racism, Death, and Hard Truths in a Northern City

 Myślę, że nie jestem wyjątkiem gdy mówię, że Kanada to mój kraj marzeń. Gdybym miała wybierać miejsce gdzie chciałabym żyć to nie wątpliwie byłaby w czołówce. Duża zasługa takiego a nie innego wyboru leży po stronie L.M. Montgomery, seriali i ogólnej opinii prezentującej Kanadę jako kraj spokoju, syropu klonowego, pięknych, naturalnych krajobrazów i sympatycznych, pomocnych ludzi. I może taki obraz jest częściowo prawdziwy. Jednak tylko w odniesieniu do części społeczeństwa. Kanada skrywa również drugie, mroczne, brutalne i porażające oblicze. Nie jest już taka miła, sympatyczna i pomocna jeśli chodzi o społeczności Pierwszych Narodów.

,,Siedem opadłych piór" to opowieść, która powinna stać się wyrzutem sumienia dla całego świata, a przede wszystkim Kanady. To opowieść o rasizmie, nienawiści i dyskryminacji. Tytułowe siedem opadłych piór to siedmioro nastolatków pochodzących z Pierwszych Narodów (czyli ludności pierwotnie zamieszkującej Kanadę, przed nadejściem europejskich osadników), które zginęły w tajemniczych okolicznościach po tym jak musiały się przenieść do szkół rezydencjalnych. Ich śmierć i śledztwa po nich prowadzone pokazują wszystkie braki i błędy oraz uwidaczniają jak głęboko zakorzenione w społeczeństwie są podziały. Jest świat białych i świat ,,Indian", w domyśle tych gorszych, brudnych, głupszych, którym nie warto pomagać i w nich inwestować. Ogromna przepaść leży pomiędzy tymi światami. Narody Pierwotne są wyobcowane, zepchnięte na margines, pozbawione możliwości rozwijania swoich kultur ale równocześnie nie mają też dostępu do współczesnych osiągnięć. Pozbawieni celu, szans i nadziei. To sprawia, że pomiędzy nimi rozwija się depresja, uzależnienia, które prowadzą do plag samobójstw.

Śmierć siedmiorga w Thunder Bay stała się katalizatorem do dyskusji i drogą do zauważenia problemu. Bolesna, szokująca terapia wstrząsowa. Cierń w boku. Skaza na idealnym obrazie. Jednak może okazać się szansą pozwalającą wreszcie dostrzec problem by potem móc go rozwiązać.

,,Siedem opadłych piór" nie jest opowieścią łatwą ani przyjemną. To historia bólu, poniżenia, systemowego wyrzucania poza margines społeczeństwa oraz udawania, że problem nie istnieje. Wydaje się, że wiek XXI to czas gdy zacieramy granice, każdemu dajemy równe szanse, szczególnie w tzw. kulturze zachodniej. Jednak ten reportaż udowadnia, że nasze postrzeganie świata to mrzonka. Można głosić hasła równouprawnienia opatrzone gwiazdką pod którą chowają się ci o których chcemy zapomnieć, lub którzy wymagają więcej wysiłku. Kanada nie jest idealna, nie ma idealnego społeczeństwa, a naprawienie szkód których w ciągu wieków się dopuściła zajmie wiele pokoleń. Polecam!

środa, 12 kwietnia 2023

,,Niezwykłe kobiety w nauce" Iwona Kienzler

 

Na hasło ,,kobiety" i ,,Nauka" chyba każdy bez namysłu wykrzyknie Maria Skłodowska-Curie i zadowolony z siebie siądzie. Tak, Polka jest z pewnością najlepszym i najwybitniejszym przykładem. Jednak nie jedynym. Kobiety od zawsze miały dłuższą, bardziej skomplikowaną drogę do świata nauki. Przez wieki narzucano im rolę matki, żony, kochanki, opiekunki domowego ogniska. Nauka, odkrycia czy nawet medycyna i opieka nad chorymi (które przecież w domyśle łączące się z żeńską rolą) miały być zbyt wielkim wysiłkiem i rzeczami zbyt skomplikowanymi dla damskiego rozumu. Mężczyźni w imię źle pojętej troski i opieki nad kobietami odmawiali im prawa do wiedzy. Jednak to nie zniechęcało wszystkich. Znalazły się kobiety, które sprzeciwiały się męskiemu panowaniu, miały otwarty umysł i niewątpliwie dar, który pozwalał im się rozwijać i zapisać na kartach historii.

Mimo, że świat nauki zdominowany jest przez mężczyzn, kobiety od zawsze w nim istniały. Już w starożytności dokonywały przełomowych odkryć w dziedzinach takich jak astronomia, medycyna, biologia. Nieliczne miały szczęście i mogły się uczyć, prowadzić badania czy korespondencję z najtęższymi umysłami epoki przy wsparciu najbliższych, męża czy rodziny. Dzięki ich pracą nauka mogła posuwać się do przodu i poszerzać swoją przestrzeń. Jednak nie zawsze było tak kolorowo. Kobiece wejście w świat wiedzy często było okupione osobistymi poświęceniami i niezrozumieniem ze strony otoczenia. Wiele kobiet zostało okradzione ze swoich badań czy okryć a ich wyniki przypisali sobie mężczyźni, a one same zostały zepchnięte w cień.

Iwona Kienzler kolejny raz zabiera czytelnika w świat historii, prezentując ją w łatwy i przystępny sposób. Jej praca to zaledwie bardzo ogólne zapoznanie z tematem. W ciekawy sposób opowiada o wyjątkowych, niezwykłych kobietach, które nie bały się stawić czoła z góry narzuconemu porządkowi świata. To opowieść o tym, że inteligencja i talent nie mają płci. Wystarczą chęci i nawet niewielka szansa a będą się rozwijać. Mimo, że Kienzler ciekawie opowiada, to jest bardziej gawędziarką i opowiada pasjonujące anegdoty. Jej książka to zaledwie wstęp, który pozwoli następnie samemu zgłębiać historie, o których nawet nie zdawaliśmy sobie sprawę. Polecam!

czwartek, 6 kwietnia 2023

,,Ludzie Putina" Catherine Belton

Tytuł oryginału: Putin's People. How the KGB Took Back Russia and Then Turned on the West

 Chyba nikogo nie zdziwi jak powiem, że Putin to jedna z najważniejszych postaci współczesnego świata. I nie jest to podziw ani zachwyt. To raczej przerażenie i smutne stwierdzenie faktu. Człowiek znikąd. Szary urzędnik. Niewidoczny agent KGB. Tak zaczynał. I wręcz nieprawdopodobny jest sposób w jaki doszedł do władzy, w jaki sposób ją utrzymał i to co zrobił w świecie. Prawdopodobnie współczesny świat wyglądał by inaczej. Może byłoby spokojniej, nie wydarzyłoby się wiele zbrodni. Cóż, teraz to tylko gdybania. Jednak możemy prześledzić fakty i spróbować

Catherine Belton stworzyła monumentalną pracę. Prześledziła ponad trzydzieści lat układów, układzików, powiązań, dziwnych transakcji i finansowych zależności istniejących pomiędzy najważniejszymi ludźmi w Rosji oraz umożliwiających wyniesienie Putina do władzy. To nie stało się w ciągu jednego dnia czy roku. To był z chirurgiczną precyzją zaplanowany ciąg zdarzeń, który prowadził to tego co obecnie obserwujemy. Zupełnej dyktatury. Zamachy na bloki w Moskwie, Kursk, zamach na teatr na Dubrowce, Biesłan, proces Chodorkowskiego. Przecież to wszystko obserwowaliśmy przez lata. Zachód patrzył i nie widział. Pozwalał na coraz więcej bo w tle płynęły rzeki czarnych pieniędzy z Rosji, budujące fortuny i kupujące sojusze. To jest wręcz niesamowite jak wszystko w iście mistrzowskim stylu było przeprowadzane na oczach świata. Agenturalne macki sięgały wszędzie i wszystkim sterowały.Autorka rozpracowuje to krok po kroku i pokazuje jak mozolnie ale równocześnie metodycznie była budowana potęga Putina jak i KGB. Aż do szokującego ostatniego rozdziału gdzie sugeruje się, że także Donald Trump był pionkiem rozgrywanym przez siły z Kremla. Budzi to zastanowienie i niepokój.

,,Ludzie Putina" nie są łatwą książką. Widać benedyktyńską pracę i trud włożony w jej powstanie. Przedzieranie się przez miliony poszlak, łączenie wątków i próby dotarcia do właściwych ludzi aby potwierdzili podejrzenia. Odkrywa ogrom intryg i wzajemnych zależności ale możemy podejrzewać, że to zaledwie kropla w morzu tego co działo się w murzach Kremla. Jednak jedno jest pewne. To nie było jednorazowe działanie, to nie akcja pod wpływem impulsu. To przemyślana, długofalowa strategia, chroniąca wielu zbrodniarzy i zapewniająca im władzę. Dlatego nie dadzą sobie łatwo odebrać tego co z takę precyzją budowali. Polecam!

niedziela, 2 kwietnia 2023

,,Pocałunek kobiety pająka" Manuel Puig

 

Tytuł oryginału: El beso de la mujer araña

Lata 70-te, Argentyna. Do jednej więziennej celi trafiają Molita i Valentin. Pierwszy, jako homoseksualista zostaje oskarżony i skazany za deprawację nieletnich, drugi jest działaczem rewolucyjnym i więźniem politycznym. Już na pierwszy rzut oka widać, że bardziej różnić się nie mogą. Początkową niechęć przełamują filmy, które Molita opowiada współwięźniowi. Głównie są to horrory i filmy klasy B, jednak stają się ona impulsem do rozmowy, do snucia refleksji i narodzin wzajemnej sympatii i szacunku a nawet czegoś więcej.

,,Pocałunek kobiety pająka" to opowieść niepokojąca i zaskakująca. Pozornie toczy się bardzo leniwie, fabuły kolejnych filmów mieszają się z codzienną nudną więzienną rzeczywistością. Jednak to tylko złudzenie bo opowieści Molity oplatają zarówno Valentina jak i czytelnika coraz bardziej uzależniając go i budując relację. Banalne dreszczowce i trochę kiczowate horrory stają się punktem wyjścia do rozmowy o samych bohaterach,  o ich relacja i świecie na zewnątrz więzienia. Molita jako homoseksualista odkrywa przed Valentinem swoje ja, opowiada o swoich związkach oraz swojej w nich roli. W Valentinie także zachodzi zmiana, z początkowego macho, silnego zdecydowanego rewolucjonisty wyzwala się delikatniejsza, bardziej uczuciowa strona. Jednak wszystko to co dzieje się w celi jest pewną iluzją, siecią intryg, która bardzo mocno odbije się na bohaterach i zdecyduje o ich życiu.

,,Pocałunek kobiety pająka" to nie tylko opowieść o Molicie i Valentinie. To także szokująca konfrontacja z wizją świata jaką prezentują przypisy. Zebrane są tam i cytowane artykuły i prace naukowe odnoszą się do homoseksualizmu i próbujące go wyjaśniać. Jest to szokujące zarówno w kontekście opowieści jak i współczesnej wiedzy i współczesnego postrzegania świata. Przypisy stanowią narzucona tezę do postępowania bohaterów i ona mają odgórnie determinować ich decyzje i czyny.

Manuel Puig stworzył powieść bardzo aktualną, poruszającą temat relacji i zgody na bycie samym sobą. Z pozoru prosta opowieść, która stopniowo odkrywa swoje drugie dno i zmusza do refleksji. To opowieść o tolerancji, dużo więcej mówiąca niż jakiekolwiek inne manifesty. 

p.s. WYZWANIE 2023 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 120,1 cm - 1,9 cm = 118,2 cm.