czwartek, 31 grudnia 2020

,,Sapere Aude II. cz.1" Małgorzata Sambor-Cao

Trochę minęło od momentu, kiedy czytałam pierwszą część serii ,,Sapere Aude" więc trochę z niepokojem sięgałam po leżącą od dawna na półce książkę. I chociaż ,,Sapere Aude II" jest bezpośrednią kontynuacją to bez problemu nawet po pięciu latach (!!!) można odnaleźć się w świecie wykreowanym przez Małgorzatę Sambor-Cao.

 Główny bohater, Michael van Horn zostaje odnaleziony. Jest zmaltretowany, wycieńczony, ledwie żyje. Jego ciało to jedna wielka rana, jedno wielkie złamanie. Zaczyna się nierówna walka o przywrócenie, albo raczej utrzymanie go przy życiu. Rodzina i przyjaciele dwoją się i troją by zapewnić mu opiekę jak i bezpieczeństwo. Ich wysiłki zdają się iść na marne bo wydaje się, że doszło do najgorszego - Michael van Horn został złamany psychicznie i poddał się, nie próbując nawet walczyć o własne życie.

Generalnie powieść koncentruje się na wychodzeniu Michaela z kryzysu w jakim się znalazł. Nie jest to w tym momencie powieść sensacyjna czy thriller, to raczej mocna powieść psychologiczna, skupiająca się na walce z samym sobą i traumą jakiej doświadczono. Głównym wrogiem Michaela nie są czający się i nadal obecni przestępcy ale on sam. Po traumatycznych doświadczeniach musi znaleźć siłę i motywację by w pierwszej kolejności zawalczyć o siebie a przez to o dalsze losy azyli, które zbudował. Tworzenie planu, co zrobić z ludźmi odpowiedzialnymi za porwanie i tortury, schodzi na dal ale nie zostaje całkowicie pominięty. Najpierw musi zostać stoczony dużo ważniejszy bój.

,,Sapere Aude II cz.1" stanowi pewnego rodzaju ważne interludium przed tym co dopiero ma nadejść. Pewne jest, że akcja potrzebowała zatrzymania, uspokojenia, nabrania dystansu oraz głębszego wniknięcia w przeszłość i teraźniejszość Michaela aby móc na nowo wystartować. Jestem ciekawa co będzie dalej więc nie pozostaje mi nic innego jak sięgnąć po kolejne części. Może tym razem szybciej niż po pięciu latach ;) 

 p.s. WYZWANIE 2020 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 54,5 cm - 2,1  cm = 52,4 cm.

 

,,Lunatycy. Jak Europa poszła na wojnę w roku 1914" Christopher Clark


Tytuł oryginału: The Sleepwalkers. How Europe Went to War  in 1914

 Pewne uproszczone spojrzenie na I wojnę światową i jej przyczyny pokazuje jednoznaczny podział na Trójprzymierze i Trójporozumienie (Ententę). Ci pierwsi czyli Austro-Węgry, Niemcy i Włochy są jednoznacznie źli a ci drudzy, Wielka Brytania, Francja i Rosja określani są jako strona broniąca się. Nic bardziej mylnego.

,,Lunatycy" to monumentalne opracowania koncentrujące się na przyczynach wybuchu I wojny światowej. I chociaż zaczyna się od Serbii i Gavrilo Princapa to sięga dużo głębiej. Stara się omijać utarte poglądy i pokazuje jak bardzo skomplikowana była polityka międzynarodowa na przełomie XIX i XX wieku a szczególnie w pierwszej dekadzie XX wieku. Autor po kolei analizuje kolejne państwa należące do dwóch przeciwstawnych sojuszy, które wcale nie są tak jednolite i spójne jak chciałyby to pokazywać szkolne podręczniki. Europa początku XX wieku była kotłem, tykającą bombą w której interesy poszczególnych państw kłóciły się między sobą. Budowanie sojuszy nie miało wcale na celu budowania bloku przeciwko wrogowi, było raczej zgodne z utartym powiedzeniem , że ,,przyjaciół trzyma się blisko a wrogów jeszcze bliżej". Tak naprawdę nie można tutaj wskazać jednoznacznego agresora i prowodyra wybuchu wojny. Każde państwo miało swoje cele, które w ten sposób chciało zrealizować. Każde szukało sposoby jak wzmocnić i zabezpieczyć swoje strefy wpływów. Realnie każde było w jakiś sposób winne a dopiero po wojnie zwycięscy mogli na nowo, w ładniejszej i bielszej wersji pokazać przyczyny i wskazać kogoś jako winnego.

Praca Christophera Clarka jest niezwykła. Obfituje w mnóstwo szczegółów ale jednocześnie czyta się ją jak powieść. Zagłębiamy się w meandry polityki, krążymy wokół układów i układzików, wnikamy w formujące się spiskowe struktury. Dowiadujemy się więcej i więcej ale jednocześnie mamy poczucie, że nadal nic nie wiemy. Przyczyny wybuchu I wojny światowej to ogrom faktów, danych, depesz i not. Teraz, z perspektywy ponad 100 lat jeszcze bardziej zacierające się przez wspomnienia tych, którzy sami chcieliby się wybielić lub zrzucić winę na innych. Dlatego tym bardziej docenia się pracę Clarka, próbującego dotrzeć do źródła i obiektywnie spojrzeć na przyczyny konfliktu. Nie wskazuje on jednoznacznego winnego bo takiego tam nie ma. Jest szereg kroków, decyzji i działań, po części błędnych i impulsywnych ale sprawiających, że w sierpniu 1914 Europa zapłonęła.

środa, 30 grudnia 2020

,,Rozgrywka z sąsiadem" R.L.Mathewson


 Tytuł oryginału: Playing for Keeps

Haley i Jason od trzech lat mieszkają po sąsiedzku i raczej za sobą nie przepadają. Ona szuka spokoju, on rozrywki. Nawzajem tylko sobie działają na nerwy. Wszystko zmienia się w jednej chwili za sprawą ... pszczół. On odkrywa, że za zasłoną zahukanej okularnicy w sąsiadce można znaleźć wygadaną, dowcipną babkę, nadającą się idealnie na kumpla. Ona także odkryje, że podrywacz z sąsiedztwa jest rozsądnym, odpowiedzialnym przyjacielem. Zaczyna się przyjaźń, która jednoznacznie zmierza w zupełnie innym kierunku. Trochę zajmie jednak bohaterom uświadomienie sobie, że to co ich połączyło to zdecydowanie coś mocniejszego i dużo bardziej gorącego.

,,Rozgrywka z sąsiadem" pozytywnie mnie zaskoczyła. Oczekiwałam kolejnej głupiutkiej, skoncentrowanej tylko na seksie opowieści. Dostałam całkiem zabawnie i lekko napisaną komedię romantyczną. Chociaż od pierwszych stron dokładnie wiadomo jak potoczą się losy Haley i Jasona to przyjemnie, z uśmiechem na ustach obserwowało się kolejne ich perypetie. Oboje mają w sobie coś, co sprawia, że te postacie da się lubić i ciężko jest odłożyć książkę chociaż na moment zanim się ją ukończy. Idealna odskocznia: lekka, zabawna, romantyczna i nie pozbawiona ,,momentów". Ja potrzebowałam dokładnie czegoś takiego, żeby się zrelaksować więc z czystym sumieniem mogę polecić.

poniedziałek, 28 grudnia 2020

,,Gdzie śpiewają raki" Delia Owens

Tytuł oryginału:Where the Crawdads Sing 
 
Kya Clark już jako kilkuletnia dziewczynka dowiedziała się, że życie jest trudne i jeśli chce przetrwać nie może oczekiwać pomocy od ludzi. Porzucona najpierw przez matkę, potem rodzeństwo, zostaje sama z ojcem, który także po pewnym czasie zostawia ją na pastwę mokradeł. Dziewczynka obserwuje naturę i uczy się życia. Społeczność miasteczka traktuje ją jak dziwadło i ciekawostkę, nie próbując nawet wyciągnąć do niej pomocnej ręki. Zostają jej tylko mewy i otaczający ją świat mokradeł, który staje się jej domem, nauczycielem, schronieniem i jedynym oparciem. Świat samotności Kyi burzą dwaj mężczyźni. Jeden chce jej pomóc, drugi realizuje własne cele. Gdy ten drugi ginie w tajemniczych okolicznościach, w miasteczku zaczyna się przysłowiowe polowanie na czarownice, a jedyną podejrzaną jest Kya, Dziewczyna z Bagien.

,,Gdzie śpiewają raki" to powieść wyjątkowa. Bardzo nastrojowa, melancholijna, której rytm nadaje obserwowana natura. Wszystko tam przebiega w swoim rytmie, ma swoje przypływy i odpływy. Bohaterowie także wpasowują się w narzucone ramy. Jedni lepiej odnajdują się w świecie, gdzie panuje natura, inni próbują zakłócić ten porządek. Chyba najbardziej wyczuwalnym uczuciem, przebijającym się przez całą opowieść jest cisza samotności. Czasem jest ona przytłaczająca ale częściej otulająca, pokrzepiająca, zapewniająca spokój i przyjmująca z powrotem po wszelkich życiowych perturbacjach. Ludzkie sprawy, reguły narzucone przez społeczeństwo nie mają wstępu w ciszę bagien. Współczesność staje w opozycji do tego co dzieje się na bagnach. Wyraźnie widać ten dualistycznie przedstawiony świat. Jeden - ten współczesny jest mroczny, zły, paradoksalnie bezduszny i pozbawiony ludzkich odruchów, a ten drugi - świat natury, mokradeł, jest domem, schronieniem, bezpiecznym azylem.

Powieść Delii Owens zachwyca na wielu płaszczyznach: językowej, klimatycznej, fabularnej. Snuje się leniwie, ale jednocześnie cały czas buduje napięcie i trzyma w niepewności do ostatnich chwil. Jest piękną epopeją o samotności i dojrzewaniu, rodzących się uczuciach i starciu z bolesną rzeczywistością. To opowieść, poruszająca najbardziej skryte struny w duszy i zapadająca na długo w pamięć.

wtorek, 15 grudnia 2020

,,Żywoty diabłów polskich" Witold Bunikiewicz

 

Wydawnictwo Replika robi świetną robotę przygotowując i wydając książki, poświęcone szeroko pojętej demonologii polskiej. Odświeża wydania dzieł zajmujących się tym tematem. ,,Żywoty diabłów polskich" po raz pierwszy ukazały się przed II wojną światową, w 1930 roku, ale fakt ten nie nic nie zmienia, nadal czyta się to świetnie. Z zachwytem i zainteresowaniem wkracza się w świat ludowych podań, wiejskich bajań, których bohaterami są diabły - przebiegłe, sprytne, wiecznie knujące jak pozyskać dusze dla piekieł ale równocześnie co rusz przeganiane przez kropidło, znak krzyża czy wystrychnięte na dudka przez co sprytniejszego chłopa.

Zbiór legend i podań Witolda Bunikiewicza to nie lada gratka, dla wszystkich zainteresowanych tradycja polską. Ze swadą i lekkością przywołuje już trochę zapomniane legendy o najważniejszych polskich diabłach. Karty zbioru nie zamieszkują tylko, te najsłynniejsze jak Boruta czy Rokita, ale przewija się cały kalejdoskop diabelski: żarłoczny Fugus, uczony Merdasiński, pułkownik Rogaliński czy Niemiec Mefisto. Nie mają one łatwego żywota w Polsce. Nie tak łatwo wieść na pokuszenie polskie dusze i diabły muszą się trochę namęczyć, wymyślając kolejne podstępy i szukając sposobów na zwodzenie ludzi.

,,Żywoty diabłów polskich" to barwny, napisany z humorem i lekkością zbiór. Czyta się to wręcz jednym tchem. Opowieści wywołują śmiech ale równocześnie w tle skrywają wiele uniwersalnych prawd i idealnie pokazują niezmienialną  naturę ludzką. To idealne opowieści do czytania zarówno dla dorosłych jak i młodzieży. Z pewnością, każdy czytelnik będzie zachwycony odkrywaniem jak bogaty jest polski ,,diabelski krajobraz."

 p.s. WYZWANIE 2020 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 56,3 cm - 1,8  cm = 54,5 cm.

 

niedziela, 13 grudnia 2020

,,Król" Szczepan Twardoch

 

Warszawa 1937 roku to tak naprawdę dwa zupełnie oddzielne miasta. Jest to szanowana, elegancka, polska ale obok niej istnieje zupełnie inna: szemrana, mroczna, żydowska. Żyją obok siebie wcale o siebie nie dbając, rywalizując i zagrażając sobie. Tą żydowską rządzi Kum Kaplica, którego prawą ręką jest Jakub Szapiro.

Przyznam, że ,,Król" jest powieścią szokującą, brutalną i mroczną. Daleko tam do idealnego świata i romantycznego wyobrażenia jakie mamy czasem o latach Dwudziestolecia. Świat jaki stworzył Twardoch jest zły, zdemoralizowany, pazerny, wyzuty z patriotyzmu czy głębszych uczuć. Wszystko jest walką o przetrwanie. Silniejszy może przetrwać a dla pobitych nie ma litości. Zło przesiąkło każdego, jest namacalnym elementem istnienia. Czytanie ,,Króla" to w pewien sposób taplanie się w brudzie, zgniliźnie, odzieranie z narodowych mitów świata, który nie był idealny. Był taki sam jak obecnie: miał jasne i ciemne strony a Twardoch jest mistrzem pokazywania tego co jest pod powierzchnią. Jego bohaterowie, nawet jeśli po trochu są idealistami, to idealistami przegranymi, podporządkowanymi złu świata, takimi, w których już zatarła się granica pomiędzy tym co dobre a co złe.

Chociaż mrok, brud, zepsucie jakie pokazuje Twardoch jest fascynujące to najlepszym uczuciem jest moment gdy zamyka się książkę i czuje się ulgę. Już można otrzepać się z wulgaryzmów, przemocy, mocnej erotyki, gwałtów, zbrodni, moralnego zepsucia. Można to zostawić za sobą. Ten świat zamknąć między okładkami i odłożyć na półkę. Tak, można to zrobić.

 

 p.s. WYZWANIE 2020 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 59,4 cm - 3,1  cm = 51,3 cm.

piątek, 11 grudnia 2020

,,Kryjówka" Nora Roberts

 
Tytuł oryginału: Hideaway
 
Wydawać by się mogło, że życie dziesięcioletniej Cate Sullivan jest jak sen. Kochająca rodzina, radosne dzieciństwo, obiecująca przyszłość. Baśniowy sen zostaje przerwany, gdy dziewczynka zostaje porwana a jednym z organizatorów porwania okazuje się być jej własna matka. I chociaż wszystko szybko dobrze się kończy, uraz psychiczny i trauma zostają z Cate na zawsze. Po latach, jako dorosła osoba, próbuje znaleźć swoje miejsce na świecie gdy echa przeszłości zaczynają dochodzić do głosu. Nieprzyjemne, anonimowe telefony, tajemnicze morderstwa, ktoś zdecydowanie nie chce by Cate zapomniała o tym co wydarzyło się w przeszłości.

Nora Roberts to Nora Roberts. Nie wierzę, że jeszcze na świecie istnieje czytelnik (szczególnie taki stary wyjadacz jak ja), który nigdy nie spotkał się z tym nazwiskiem. A jak już się spotkał, raz sięgnął po jedną z setek (tak, tak!) książek to następnym razem wie na co może się pisać. Ja z pewnością wiedziałam. Bo książki Roberts to trochę takie baśnie dla dorosłych pełne miłości, słodyczy, idealnego życia, wręcz perfekcyjnych mężczyzn i bohaterek, z którymi przeciętna kobieta może się identyfikować. Nawet gdy pojawia się w tle mroczny, kryminalny wątek to tylko na chwilę zasłania idealnie słoneczne niebo. Brzmi cudownie, prawda? Tylko są baśnie, z których się nie wyrasta i są takie, które w pewnym momencie zamiast uczucie przyjemności wywołują znudzenie i zniechęcenie. Ja po lekturze ,,Kryjówki" jestem gdzieś po środku. Z jednej strony nadal miło zanurzyć się w znajomą magię książek Nory Roberts ale z drugiej strony widzę powtarzające się wątki, schematy i powierzchowne budowanie postaci. W sumie nie ma tam nic zaskakującego, nic nowego ale przecież czasem dobrze jest wrócić tam gdzie byłam :)

środa, 9 grudnia 2020

,,Pierwsza osoba liczby pojedynczej" Haruki Murakami

 

Tytuł oryginału: 一人称単数

Zacznę nietypowo bo od tego, że kilka dni temu miałam urodziny. Żadne okrągłe ale i tak znaczące - trzydzieste trzecie. Chrystusowy wiek. Niedzielę wcześniej byłam na Mszy i kazanie było o śmierci, o tym, że nie ważne ile żyjemy, ważna jest jego jakość. Bo przecież Chrystus zmarł w wieku 33 lat, św. Faustyna też. No i zaczęłam się zastanawiać jakie jest moje życie. Co udało mi się osiągnąć. I wiecie co? Nasuwały mi się na myśl pozornie błahe wydarzenia, takie niby nic nie znaczące ale w pewien sposób zapadające w pamięć i w jakiś sposób kierunkujące bieg życia.

Czemu o tym mówię? Bo zbiór opowiadań Haruki Murakamiego doskonale wpasował się w mój refleksyjno-urodzinowy nastrój. To trochę podsumowanie życia ale nie to patetyczne, pełne podniosłych i znaczących sukcesów, nie to oficjalne i nadające się do zapisania w oficjalnej biografii. To podsumowanie bardzo subiektywne, intymne, pełne migawek losu i pozornie zwyczajnych wydarzeń. Bo co się niezwykłego we wspomnieniu przygodnej kochanki czy dziewczyny, którą widziało się kiedyś w czasach szkolnych, co w przypadkowej rozmowie. Czasem to wszystko odpływa w mrok pamięci, ukrywa się tam by powrócić nagle wywołane. Czasem nie ma to żadnego znaczenia a czasem staje się ,,creme de la creme" - śmietanką życia.

Murakami jak nikt nadaje znaczenie tym wszystkim błahym zdarzeniom, unieśmiertelnia ludzi, wyzwala pamięć i pokazuje w czym tkwi sedno. Chyba najbardziej w tym zbiorze uderza spokojne zainteresowanie każdym drobiazgiem. Znika zabieganie tak charakterystyczne dla współczesności, przestają na chwilę być ważne praca, pieniądze, technologia - nagle w jakiś magiczny sposób pojawia się celebrowanie momentów. Jest czas na zastanowienie i refleksje a zwyczajność nabiera wartości.

Tak, ,,Pierwsza osoba liczby pojedynczej" trafiła w idealnym momencie w moje ręce. Stała się dla mnie mocnym punktem pozwalającym zdecydować jak chce wejść w kolejny etap życia. Chcę cieszyć się z momentów, obserwować je trochę ironicznie, trochę z uśmiechem, brać trochę na poważnie i odnajdywać w nich ukryte sensy. Bo chociaż wiele będzie bez znaczenia, będą do mnie wracać ,,I zdumiewająco mną wstrząsają. Podrywają w lesie opadłe liście, kładą wysokie trawy na łące, pukają do drzwi wszystkich domów, jak wiatr pod koniec jesieni."

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu MUZA!
 

 p.s. WYZWANIE 2020 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 60,6 cm - 1,2  cm = 59,4 cm.

 

 

poniedziałek, 7 grudnia 2020

,,Saturnin" Jakub Małecki

 
,,Saturnin" to powieść hipnotyzująca. Zaczyna się tak zwyczajnie, tytułowy bohater to zwyczajny trzydziestolatek, pracujący jako sprzedawca w Warszawie, podkochuje się w farmaceutce z pobliskiej apteki ale nie ma odwagi zrobić tego pierwszego kroku. Jego życie to praca i samotne wieczory. Bolesna zwyczajność pomieszana z samotnością i wyobcowaniem. Tę życiową rutynę przerywa telefon od matki, że zaginął jego ponad dziewięćdziesięcioletni dziadek. Saturnin wyrusza w podróż do domu. Nie wie jeszcze jak wiele ta wyprawa zmieni w jego życiu, jak wiele się dowie i jak wiele odkryje.

Myślę, że ,,Saturnina" można czytać i odkrywać na wielu poziomach. Pozornie prosta historia, w której zagoniona współczesność konfrontuje się z tragicznymi czasami II wojny światowej. Ale to także, a może przede wszystkim opowieść o ludziach. Trzy pokolenia Markiewiczów stają się lustrem, w którym odbijają się wszystkie obawy, lęki, błędy, czasem głupota i wstyd a czasem mądrość i spokój. I nie ważne czy patrzymy na wojenne dzieje Tadeusza, skomplikowane, nieudane małżeństwo Hanny czy samotność Saturnina. Każde z nich niesie w sobie te same problemy ale nie umie się nimi dzielić, nie umie o nich mówić przez co tylko potęguje ten cichy rodzinny dramat.

,,Saturnin" to powieść pięknie opowiedziana, z ogromną delikatnością i czułością w stosunku do wszystkich bohaterów. Narrator widzi ich błędy i porażki ale cały czas w nich wierzy, nie pastwi się nad nimi, z łagodnością pozwala trwać i zapadać się w milczenie oraz codzienną rutynę. Dzięki temu opowieść porusza, dotyka najskrytszych strun w duszy ale nie przytłacza. Ból skryty w tajemnicy wyzwala, przychodzi jako katharsis, jest uleczeniem a nie obciążeniem. Paradoksalnie daje nadzieję i wyzwala siłę nadającą życiu pęd. I chyba to jest najważniejsze przesłanie tej powieści. Polecam!