Tessa Dare zdobyła moją sympatię już kilka książek temu i póki co nie
zawiodła jeszcze zaufania. W jej książkach zawsze znajduję to czego
szukam, czyli lekkości, humoru, romantycznej opowieści ubranej w płaszcz
romansu historycznego. ,,Ich gwiazdy" takie dokładnie jest.
Aleksandrze Moutbatten wystarczyła sekunda by cenny sprzęt
zegarmistrzowski, dzięki któremu zarabiała na życie, utonął w Tamizie.
Rozwiązaniem idealnym na nagły kryzys zarobkowy ma być przyjęcie posady
guwernantki dwóch rozbrykanych młodych panien. Dziewczęta są pełne
energii, zafascynowane pogrzebami (codziennie rano organizują kolejny
pochówek laski) i zupełnie nie zainteresowane zdobywaniem
konwencjonalnej wiedzy i umiejętności potrzebnych każdej odpowiednio
urodzonej młodej damie. Ale dziewczynki to tylko jeden problem, dużo
większym i poważniejszym wyzwaniem jest pracodawca - spadkobierca tytułu
książęcego, który ma problem z zaufaniem i okazywaniem uczuć. Cóż, w
tym specyficznym domu Alexandra znajdzie nie jedno wyzwanie i będzie
musiała znaleźć sposób jak przebić się przez mury, którymi otoczył się
każdy z domowników.
Romanse Tessy Dare są trochę absurdalne, mijające się z rzeczywistością i dzięki temu czyta się je cudownie. Bohaterka nie jest zahukaną szarą myszką, biernie czekającą na to co ześle los i bezmyślnie wzdychającą do swojego księcia (w prawdzie Alex przez chwilę tak wzdycha, ale to na szczęście tylko moment). Jest aktywna, zdecydowana, pomysłowa i nieobliczalna. Szuka własnej drogi i to samo próbuje przekazać swoim podopiecznym. Te przemycane w tle wątki feministyczne może nie wpisują się w schemat romansu historycznego ale są plusem. Jednak przede wszystkim jest to lekka, momentami zabawna opowieść o dwojgu zupełnie różnych ludzi, skrywających swoje sekrety, których nieoczekiwanie połączyło uczucie. Jest typowo i przewidywalnie ale i tak miło. Więc, jeśli wieczór z romansem to obowiązkowo Tessa Dare.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz