piątek, 11 grudnia 2020

,,Kryjówka" Nora Roberts

 
Tytuł oryginału: Hideaway
 
Wydawać by się mogło, że życie dziesięcioletniej Cate Sullivan jest jak sen. Kochająca rodzina, radosne dzieciństwo, obiecująca przyszłość. Baśniowy sen zostaje przerwany, gdy dziewczynka zostaje porwana a jednym z organizatorów porwania okazuje się być jej własna matka. I chociaż wszystko szybko dobrze się kończy, uraz psychiczny i trauma zostają z Cate na zawsze. Po latach, jako dorosła osoba, próbuje znaleźć swoje miejsce na świecie gdy echa przeszłości zaczynają dochodzić do głosu. Nieprzyjemne, anonimowe telefony, tajemnicze morderstwa, ktoś zdecydowanie nie chce by Cate zapomniała o tym co wydarzyło się w przeszłości.

Nora Roberts to Nora Roberts. Nie wierzę, że jeszcze na świecie istnieje czytelnik (szczególnie taki stary wyjadacz jak ja), który nigdy nie spotkał się z tym nazwiskiem. A jak już się spotkał, raz sięgnął po jedną z setek (tak, tak!) książek to następnym razem wie na co może się pisać. Ja z pewnością wiedziałam. Bo książki Roberts to trochę takie baśnie dla dorosłych pełne miłości, słodyczy, idealnego życia, wręcz perfekcyjnych mężczyzn i bohaterek, z którymi przeciętna kobieta może się identyfikować. Nawet gdy pojawia się w tle mroczny, kryminalny wątek to tylko na chwilę zasłania idealnie słoneczne niebo. Brzmi cudownie, prawda? Tylko są baśnie, z których się nie wyrasta i są takie, które w pewnym momencie zamiast uczucie przyjemności wywołują znudzenie i zniechęcenie. Ja po lekturze ,,Kryjówki" jestem gdzieś po środku. Z jednej strony nadal miło zanurzyć się w znajomą magię książek Nory Roberts ale z drugiej strony widzę powtarzające się wątki, schematy i powierzchowne budowanie postaci. W sumie nie ma tam nic zaskakującego, nic nowego ale przecież czasem dobrze jest wrócić tam gdzie byłam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz