niedziela, 13 grudnia 2020

,,Król" Szczepan Twardoch

 

Warszawa 1937 roku to tak naprawdę dwa zupełnie oddzielne miasta. Jest to szanowana, elegancka, polska ale obok niej istnieje zupełnie inna: szemrana, mroczna, żydowska. Żyją obok siebie wcale o siebie nie dbając, rywalizując i zagrażając sobie. Tą żydowską rządzi Kum Kaplica, którego prawą ręką jest Jakub Szapiro.

Przyznam, że ,,Król" jest powieścią szokującą, brutalną i mroczną. Daleko tam do idealnego świata i romantycznego wyobrażenia jakie mamy czasem o latach Dwudziestolecia. Świat jaki stworzył Twardoch jest zły, zdemoralizowany, pazerny, wyzuty z patriotyzmu czy głębszych uczuć. Wszystko jest walką o przetrwanie. Silniejszy może przetrwać a dla pobitych nie ma litości. Zło przesiąkło każdego, jest namacalnym elementem istnienia. Czytanie ,,Króla" to w pewien sposób taplanie się w brudzie, zgniliźnie, odzieranie z narodowych mitów świata, który nie był idealny. Był taki sam jak obecnie: miał jasne i ciemne strony a Twardoch jest mistrzem pokazywania tego co jest pod powierzchnią. Jego bohaterowie, nawet jeśli po trochu są idealistami, to idealistami przegranymi, podporządkowanymi złu świata, takimi, w których już zatarła się granica pomiędzy tym co dobre a co złe.

Chociaż mrok, brud, zepsucie jakie pokazuje Twardoch jest fascynujące to najlepszym uczuciem jest moment gdy zamyka się książkę i czuje się ulgę. Już można otrzepać się z wulgaryzmów, przemocy, mocnej erotyki, gwałtów, zbrodni, moralnego zepsucia. Można to zostawić za sobą. Ten świat zamknąć między okładkami i odłożyć na półkę. Tak, można to zrobić.

 

 p.s. WYZWANIE 2020 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 59,4 cm - 3,1  cm = 51,3 cm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz