czwartek, 19 stycznia 2017

,,Route 66 nie istnieje" Wojciech Orliński


Należę do tych osób, które na siedzeniu pasażera w samochodzie mogłyby przejechać cały świat. Uwielbiam patrzeć i obserwować śmigający za oknem krajobraz. Chyba nie będzie zaskoczeniem, że nie mogłam przepuścić okazji przejechania jako pasażer legendarną Route 66, nawet jeśli siedziałam wygodnie na fotelu w Polsce.

Moim kierowcą był Wojciech Orliński, na co dzień dziennikarz Gazety Wyborczej. Przyznaję, że początkowo podróż była trudna. Orliński to gaduła denerwujący, chwalący się tym, że jemu podróż sponsorował pracodawca a ja muszę się zadowolić ,,tanią" wersją, trochę arogancki, przeświadczony o swojej wyjątkowości i tym, że on wie lepiej. Start z Chicago, nie obył się bez falstartu. Miałam ochotę zrezygnować ale myśl, że w końcu to TA droga, biegnąca przez całe Stany, więc może jednak warto dać szansę.

Potem było już lepiej. Piękne widoki, ciekawe historie, niesamowite miejsca i trochę nawiązań do muzyki i filmów. Ale liczyłam na więcej. Chciałam pędzić szosą po horyzont, wsłuchana w klasyczny amerykański rock. Nie wiele z tego wyszło, bo gdy już robiło się ciekawie i pasjonująco, gdy zaczynało liczyć się na więcej, wszystko nagle się ucinało. Narracja przypominała samą drogę, pocięta, zrujnowana i czasem zagubiona w przestrzeni. Ni to przewodnik z cenami i listą noclegów, ni to opowieść podróżnika, ni zbiór luźnych myśli. Czasem prozaiczność zabijała legendę i niszczyła to co pociągało najbardziej.

Czy warto się wybrać z Orliński na szlak? Można, da lekki przedsmak ale pozostawi z dużym niedosytem. Chyba tylko sprawi, że samemu postanowi się odkryć to do czego on nie dotarł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz