Aneta
Jadowska to nazwisko, które dosyć często przewija się przez polski,
czytelniczy światek. Dotychczas jednak ja i ona skutecznie się
rozmijałyśmy ale tylko do czasu. Potem, całkiem przypadkowo, wpadł w
moje ręce ,,Szamański blues" i przepadłam z kretesem. Jako, że nie
czytałam wcześniej cyklu o Dorze Wilk, nie znałam całego universum do
lektury podeszłam bez żadnych oczekiwań. Miała to być kolejna lektura do
autobusu. Muszę przyznać z pewnym zdziwieniem, że po raz pierwszy odkąd
mieszkam w Krakowie, cieszyłam się, że to tak zakorkowane miasto a gdy
już nadeszła pora wysiadania bardzo ciężko było mi zamknąć książkę i
zostawić bohaterów.
Głównym bohaterem i narratorem powieści jest Witkac, świeżo upieczony
szaman. Dopiero poznaje swój fach, przy okazji uparcie wzbraniając się
przed pełnym wtajemniczeniem. Trudno się więc dziwić, że gdy na progu
jego mieszkania staje dawna ukochana z prośbą o pomoc, zdaje sobie
sprawę, że łatwo nie będzie i w którymś momencie nieźle oberwie.
Mam dziwną słabość do bohaterów, takich jak nasz Witkacy. Lubie gdy są
mrukliwi, trochę nieprzystosowani, niepasujący do świata a pod
płaszczykiem szorstkości, noszący ogromną empatię i głupie poczucie
misji. A jeszcze, gdy w to wszystko wmieszane są zjawiska paranormalne i
duża dawka świetnego humoru - to coś w sam raz dla mnie. Z pewnością
będę próbować nadrobić zaległości i lepiej poznać tę szaloną ferajnę, bo
zakończenie tego tomu dało przedsmak tego co dalej będzie się dziać i
na pewno będzie to epickie :)
Nie znam jeszcze prozy tej autorki, ale na pewno się z nią zapoznam :)
OdpowiedzUsuń