Nawet jeśli ktoś, tak jak ja, nie do końca przepada za Stephenem
Kingiem, musi przyznać, że opowiadać klimatyczne historie to on umie jak
nikt. ,,Joyland" nie jest tym do czego przyzwyczailiśmy się. King nie
próbuje za wszelką cenę wystraszyć czytelnika. Raczej snuje opowieść z
rodzaju tych, które każdy zna. Opowiada o nawiedzonym wesołym
miasteczku, gdzie kiedyś została popełniona brutalna zbrodnia i do dziś
ktoś ,,kolega kolegi koleżanki" widział ducha ofiary. Czy to prawda?
Nikt nie wie ale każdy lubi snuć przypuszczenia i straszyć naiwnych.
Mamy tu i trochę kryminału. Główny bohater, postanawia rozwiązać zagadkę
Joylandu i znaleźć mordercę. Wątek jednak jakby sam z siebie się
rozwiązuje, tajemnice przestają być tajemnicami.
Po troszę jest też to opowieść o dorastaniu, pierwszej miłości, prawdziwej przyjaźni i godzeniu się z nieuniknionym.
Całość tworzy nostalgiczną opowieść 60-letniego faceta, który postanawia
jeszcze raz wrócić do czasów młodości. Jak każda prawdziwa gawęda ma
ona swój klimat, który wciąga tak że nie wiedzieć kiedy nadchodzi
koniec.
p.s. WYZWANIE 2015 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 161,8 - 2,7 cm = 159,1 cm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz