,,Dziwna rzecz - tęsknić do czegoś, czego się nigdy nie posmakowało, nie doświadczyło [...]". No, dziwna. Ale po lekturze ,,Czardasza z mangalicą" tęsknię do Węgier, ale nie tych znanych z pocztówek i kurortów turystycznych ale takich jakimi widzi je Krzysztof Varga. Ten pół-Polak i pół-Węgier chyba najlepiej umie zrozumieć i pokazać nam mentalność swoich rodaków.
Jego Węgry to kraj niesamowitego jedzenia, malutkich barów, knajp, tysięcy pomników, ogromnym, pustych przestrzeni, wspaniałej literatury, sztuki ale też kraj, który do dziś nie pogodził się z kolejami dziejów, który o wiele bardziej przeżywa swoje narodowe traumy niż Polska (tak, mnie też wydawało się to niesamowite - cóż, nasza martyrologia przy węgierskiej jest malutka). Naród dumny i odtworzyć swoje prakorzenie. Dziwne miejsce, tak nieodległe od nas ale jakże tajemnicze - wiele nazw, których nie potrafię wypowiedzieć tylko to potęguje. Ma się wrażenie, że za nimi musi kryć się jakiś sekret.
Książka ta to sentymentalna ballada od której nie sposób się oderwać. Krzysztof Varga przemierza Węgry a jego opowieść płynie razem z nim. Swobodny potok myśli trafnie i uniwersalnie opisujący ludzi i czasy. Wszystko napisane pięknym ale za razem prostym językiem, który dosadnie dociera do świadomości zmuszając do refleksji.
p.s. WYZWANIE 2015 - 52 książki w 2015
Uwielbiam takie myśli zmuszające do refleksji. A same Węgry to już odrębna historia!
OdpowiedzUsuńNa pewno w takim razie spodoba Ci się ta książka:) Sama byłam zdziwiona, że aż tak bardzo mnie wciągnęła.
Usuń