Czasem
gdy jestem w domu u rodziców, mój szesnastoletni brat stwierdza, że
powinien uświadomić mnie co w internetach się dzieje i serwuje mi całą
serię filmików. Większość z nich jest tak absurdalna, bezsensowna,
kiczowata i zahaczająca o głupotę, że w którymś momencie stają się
śmieszne. Dlaczego o tym piszę? Bo to jest akurat moje pierwsze
skojarzenie bo skończeniu ,,Trzewiczków Matki Boskiej".
Dorota jednego dnia dostaje ofertę pracy marzeń i dowiaduje się, że jest
w ciąży - zagrożonej. Wracając od lekarza jest świadkiem potrącenia
starszej pani. To nakręca fantazję naszej bohaterki, która uziemiona w
domu nagle staje się domorosłym detektywem. A że ma jeszcze męża
pracującego w zakładzie pogrzebowym i gosposię wszystkowiedzącą, więc
kolejne tropy same pchają się do jej rąk.
Szczerze, nie umiem wyjaśnić sobie sensu powstania tej książki. Chyba w
zamiarze miała to być parodia ale jakoś średnio to wyszło. Absurd goni
absurd, mnóstwo dziwnych zachowań, główna bohaterka zupełnie bezbarwna,
jej mąż też taki... bezpłciowy. W sumie przez całą książkę coś się
dzieje ale nie do końca wiadomo co. Ktoś chodzi, mówi, robi. Ale po co? I
jaki to ma mieć cel? Ja jakoś nie mogłam tego złapać.
W paru miejscach się uśmiechnęłam ale było to raczej z zażenowania i politowania niż prawdziwej zabawy.
Cóż, książka do mnie nie trafiła. Jak dla mnie brakło tutaj jakiegoś błysku, który byłby w stanie uciągnąć całość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz