niedziela, 15 listopada 2015

,,Trzewiczki Matki Boskiej" Joanna Sokolińska

Czasem gdy jestem w domu u rodziców, mój szesnastoletni brat stwierdza, że powinien uświadomić mnie co w internetach się dzieje i serwuje mi całą serię filmików. Większość z nich jest tak absurdalna, bezsensowna, kiczowata i zahaczająca o głupotę, że w którymś momencie stają się śmieszne. Dlaczego o tym piszę? Bo to jest akurat moje pierwsze skojarzenie bo skończeniu ,,Trzewiczków Matki Boskiej".

Dorota jednego dnia dostaje ofertę pracy marzeń i dowiaduje się, że jest w ciąży - zagrożonej. Wracając od lekarza jest świadkiem potrącenia starszej pani. To nakręca fantazję naszej bohaterki, która uziemiona w domu nagle staje się domorosłym detektywem. A że ma jeszcze męża pracującego w zakładzie pogrzebowym i gosposię wszystkowiedzącą, więc kolejne tropy same pchają się do jej rąk.

Szczerze, nie umiem wyjaśnić sobie sensu powstania tej książki. Chyba w zamiarze miała to być parodia ale jakoś średnio to wyszło. Absurd goni absurd, mnóstwo dziwnych zachowań, główna bohaterka zupełnie bezbarwna, jej mąż też taki... bezpłciowy. W sumie przez całą książkę coś się dzieje ale nie do końca wiadomo co. Ktoś chodzi, mówi, robi. Ale po co? I jaki to ma mieć cel? Ja jakoś nie mogłam tego złapać.
W paru miejscach się uśmiechnęłam ale było to raczej z zażenowania i politowania niż prawdziwej zabawy.

Cóż, książka do mnie nie trafiła. Jak dla mnie brakło tutaj jakiegoś błysku, który byłby w stanie uciągnąć całość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz