,,Skrzydlata trumna" to moje czwarte spotkanie z komisarzem Zygmuntem Maciejewskim ale chyba pierwsze, które pochłonęło mnie bez reszty. Siedziałam i czytałam, czytałam aż w końcu, w rekordowym tempie dotarłam do końca.
Tym razem Marcin Wroński zaserwował nam nietypową opowieść. Obserwujemy Maciejewskiego na dwóch płaszczyznach: przedwojennej i tuż po zakończeniu II wojny światowej. Płaszczyzny połączone są osobą współwięźnia. Budzi on wspomnienie niedokończonej sprawy z 1936 roku, która rozpoczęła się od pozornie łatwego do wyjaśnienia samobójstwa stróża w fabryce samolotów. Instynkt nie pozwala jednak bohaterowi odłożyć tego na półkę. Zaczyna drążyć, pytać aby odsłonić zaskakujący finał.
Równocześnie jest to też historia Maciejewskiego-więźnia. Uwięziony na Zamku, przesłuchiwany, torturowany przez komunistycznego majora Grabarza w niczym nie przypomina postaci, którą poznaliśmy we wcześniejszych tomach. Jest wyniszczony, pozbawiony informacji o najbliższych, odarty z człowieczeństwa a mimo to nie gdzieś jeszcze kołacze się jego inteligencja i upór.
W ,,Skrzydlatej trumnie" dostajemy naprawdę mocną i momentami brutalną historię. Jednak w pewien sposób fascynującą. Znowu spotykamy ulubionych bohaterów - fakt, większość w retrospekcji z 1936. Jak zawsze są wyraziści i pełnokrwiści. Cóż, nie trzeba też powtarzać, że świetnie wtapiają się w dobrze znane nam już tło społeczne. Po raz kolejny Lublin staje się miastem złym, mrocznym oraz pełnym tajemnic nad którym, na szczęście, czuwa komisarz Maciejewski z Zielnym, Fałniewiczem i Kraftem.
Już nie mogę doczekać się kiedy sięgnę po kolejną część aby poznać losy bohaterów w trudnej powojennej rzeczywistości.
p.s. WYZWANIE 2015 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 40,5 cm - 2,1 cm = 38,4 cm
Ja oczywiście uwielbiam tego pisarza.
OdpowiedzUsuń