Wszystko co związane jest z Krakowem oraz okresem Belle Epoque jest bliskie mojemu serduchu. A gdy do tego dodać jeszcze intrygującą zagadkę kryminalną, to z powstaje pozycja obok, której jest mi ciężko przejść obojętnie. Wszystkie te elementy sprawiły, że z ogromnym zainteresowaniem podeszłam do powieści ,,Najdłuższa noc".
Spokojnym Krakowem początku XX wieku wstrząsa seria brutalnych zbrodni. Na Plantach zostają znalezione brutalnie potraktowane zwłoki młodej kobiety, a w niedługim czasie zostają odkryte kolejne zbrodnie. Niedługo po tym po długiem nieobecności wraca Jan. Chcąc, nie chcąc trafia w sam środek śledztwa, przy okazji próbując uporządkować swoje życie i pogodzić się z utratą dawnej miłości.
Pomysł na zagadkę kryminalną jest ciekawy ale strasznie mało widoczny w całej powieści. Dużo więcej miejsca zajmuje nie do końca zrozumiałe zachowanie Jana oraz opis Krakowa i jego mieszkańców na początku XX wieku. Detale społeczno-obyczajowe spychają bardzo mocno kryminał na drugi plan, sprawiając, że staje się trochę oderwany od całości akcji. Pojawia się i znika, brakuje ciągłości fabularnej, która mogłaby w finale poskutkować wielkim rozwiązaniem. Zamiast tego zupełnie nie wiadomo z czego, w jednej sekundzie pojawia się rozwiązanie - wprowadzone za szybko i zbyt łatwo. Brakowało mi bardzo powolnego budowania napięcia i stopniowego przygotowania czytelnika na to co ma nastąpić lub przynajmniej zabawy domysłami oraz podsuwania nowych tropów. Nic takiego tutaj nie ma. Właściwie gdy zaczyna być ciekawie, powieść się kończy.
Chociaż nie jest to czysta powieść sensacyjna czy kryminalna, czytało mi się do dobrze chyba tylko za sprawą niesamowitego, mrocznego i tajemniczego klimatu samego miasta jako tła. Przyznam, że dziś jak jechałam tramwajem po Planach trochę inaczej spojrzałam na okolice Rynku, na nowo widząc krajobraz, do którego tak mocno przywykłam. To zaważyło bardzo mocno na mojej ocenie, bo panowie Bukowski i Dancewicz umieją ciekawie opowiadać ale kryminał to im nie wyszedł.
Spokojnym Krakowem początku XX wieku wstrząsa seria brutalnych zbrodni. Na Plantach zostają znalezione brutalnie potraktowane zwłoki młodej kobiety, a w niedługim czasie zostają odkryte kolejne zbrodnie. Niedługo po tym po długiem nieobecności wraca Jan. Chcąc, nie chcąc trafia w sam środek śledztwa, przy okazji próbując uporządkować swoje życie i pogodzić się z utratą dawnej miłości.
Pomysł na zagadkę kryminalną jest ciekawy ale strasznie mało widoczny w całej powieści. Dużo więcej miejsca zajmuje nie do końca zrozumiałe zachowanie Jana oraz opis Krakowa i jego mieszkańców na początku XX wieku. Detale społeczno-obyczajowe spychają bardzo mocno kryminał na drugi plan, sprawiając, że staje się trochę oderwany od całości akcji. Pojawia się i znika, brakuje ciągłości fabularnej, która mogłaby w finale poskutkować wielkim rozwiązaniem. Zamiast tego zupełnie nie wiadomo z czego, w jednej sekundzie pojawia się rozwiązanie - wprowadzone za szybko i zbyt łatwo. Brakowało mi bardzo powolnego budowania napięcia i stopniowego przygotowania czytelnika na to co ma nastąpić lub przynajmniej zabawy domysłami oraz podsuwania nowych tropów. Nic takiego tutaj nie ma. Właściwie gdy zaczyna być ciekawie, powieść się kończy.
Chociaż nie jest to czysta powieść sensacyjna czy kryminalna, czytało mi się do dobrze chyba tylko za sprawą niesamowitego, mrocznego i tajemniczego klimatu samego miasta jako tła. Przyznam, że dziś jak jechałam tramwajem po Planach trochę inaczej spojrzałam na okolice Rynku, na nowo widząc krajobraz, do którego tak mocno przywykłam. To zaważyło bardzo mocno na mojej ocenie, bo panowie Bukowski i Dancewicz umieją ciekawie opowiadać ale kryminał to im nie wyszedł.
p.s. WYZWANIE 2018 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 91,1 cm - 2,4 cm = 88,7 cm,
A ja zamierzałam czytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńZawsze możesz :) Klimat jest fajny a może akurat Ciebie przekona zagadka
OdpowiedzUsuń