poniedziałek, 4 marca 2019

,,We własnym gronie" Mari Jungstedt


Tytuł oryginału: Den inre kretsen

,,We własnym gronie" to kryminał, który już zaczyna się nietypowo. W prawdzie jest morderstwo ale początkowo nie takie jak można by się spodziewać. Na Gotlandii, w pełni lata dwie małe dziewczynki znajdują bestialsko okaleczonego kuca. Ktoś odciął mu głowę, którą zabrał wraz z całą krwią. Śledczy z komisarzem Knutasem są bezsilni i kluczą w miejscu. Nie wiedzą jednak, że to zaledwie preludium do czegoś znacznie większego i bardziej wstrząsającego. Wkrótce pojawią się kolejne zwłoki, tym razem ludzkie a trop jaki się pojawi będzie kierował w zupełnie nieoczekiwaną stronę.

Kryminał, jak na typowego przedstawiciele skandynawskiego odłamu, powoli się rozwija. Długo przychodzi czekać na właściwą zbrodnię i właściwe śledztwo ale dzięki temu poznajemy dosyć dobrze całe tło. Autorka buduje główne postaci mocno sięgając w ich życie prywatne - szczególnie w przypadku dziennikarza Johanna. Obserwujemy zwyczajne małomiasteczkowe życie. Na tym tle zbrodnia wygląda znacznie bardziej rażąco i wydaje się burzyć to co ułożone. Samo śledztwo prowadzone jest w prawdzie powoli ale skutecznie, co rusz dochodzą nowe elementy wskazujące na motyw ale na samo rozwiązanie trzeba czekać praktycznie do ostatnich stron. Przyznam, że trochę mnie zaskoczyło ale tylko w kwestii personalnej bo podwaliny pod  sam motyw bardzo dobrze rozłożono w trakcie prowadzenia akcji.

,,We własnym gronie" dobrze się czyta. Ciekawe śledztwo, które zmierza w nieoczekiwaną stronę, bohaterowie, którzy niestety momentami przesłaniają to co powinno być najważniejsze ale generalnie wnikliwi, dociekliwi i uparcie dążący do poznania prawdy i przede wszystkim senna, letnia, małomiasteczkowa Gotlandia. Idealna powieść na relaks.

p.s. WYZWANIE 2019 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 135,4 cm - 2,1 cm = 133,1 cm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz