wtorek, 21 lutego 2017
,,Ekspozycja" Remigiusz Mróz
Taa... dotarłam do końca. Nie było łatwo. W trakcie lektury chyba z dziesięć razy zmieniałam zdanie co do oceny. Ale coś pchało mnie do kontynuowania czytania więc z całą uczciwością nie mogę powiedzieć, że było źle. Było ... różnie. A zaczęło się od zgrzytu.
Gdy otwierałam książkę byłam przekonana, że mam do czynienia ze zwykłym kryminałem. Gdzieś podświadomie zaczęłam porównywać do rewelacyjnej ,,Ślebody" Kuźmińskich i cały czas czułam dyskomfort bo to nie to. Chciałam kolejny kryminał w góralskich klimatach a tu lipa. Zacznijmy od tego, że to nie kryminał, co najwyżej powieść Mroza obok niego stała. Chciałabym to jakoś sensownie podsumować tak aby nic nie zdradzać ale chyba się nie da. Bo w ,,Ekspozycję" zostało wepchnięte wszystko. Absolutnie wszystko.
Ja wiem, że rocznik 1987 jest specyficzny. Wychodzi, że nie tylko ja mam chaos w głowie ale Remigiusz Mróz też. Za jednym zamachem chciał stać się polskim Johnem Grishamem, Danem Brownem, Jamesem Rollinsem i strach pomyśleć kim jeszcze (btw. czekam na powieść ala Nicholas Sparks :)). Ale tak się nie da. Niby nieźle się to czyta, zaskoczenie goni zaskoczenie, z jednego nieprawdopodobnego zwrotu akcji wpadamy w kolejny, pędzimy jak szaleni przez lądy i oceany ale przy takiej wariackiej jeździe łatwo stracić sens, poczucie realizmu i w rezultacie całość staje się absurdalna. A tutaj w pewnym momencie fabuła zaczyna trąci absurdem. Przyznaję, że jak w trakcie oglądania komedii albo horroru siedział i czekałam co jeszcze da się upchnąć w ten bigos. Dało się wcisnąć zabójstwa, pościgi, pobyt w więzieniu, proces, tajemnice starsze i nowsze, trochę fanatyzmu religijnego, samosąd... i się zgubiłam. Niby to wciąga ale jak się odłoży to wcale nie chce się wracać. To taka lekka opowieść na podróż, którą spokojnie można zostawić na siedzeniu dla kolejnej osoby.
p.s. Będzie, że się czepiam ale dwa razy w powieści zaświeciła mi rażąca czerwona żarówa. Raz podarowałam ale recydywy to dla mnie za dużo. Może się mylę, może przez jedenaście lat żyłam w błędzie, w końcu studiowałam tylko na Pedagogicznym i AGH. Ale zawsze wydawało mi się, że Uniwersytet Jagielloński to UJot albo po prostu Jagielloński. A Jagiellonka to biblioteka. Gdy czytałam, że ,,wykładał na Jagiellonce" to nasuwa się co? Książki na półkę? Niby niuans ale denerwujący.:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo ciekawa opinia. Jeszcze nie czytałam żadnej książki tego autora, więc łyżka dziegciu do szklanki miodu się przyda.(zapomniałam w czym był ten miód w powiedzeniu...)
OdpowiedzUsuń:) chyba beczki ale głowy nie dam sobie uciąć :))
UsuńDzięki za opinię! Zawsze podkreślam, że to mocna sensacja niemająca nic wspólnego z kryminałem – dopiero "Przewieszenie" i "Trawers" były pisane w tej drugiej konwencji. :)
OdpowiedzUsuńObiecuję, że sprawdzę... tylko trochę później:)
Usuń