piątek, 12 sierpnia 2016
,,Góra Tajget" Anna Dziewit-Meller
Słyszysz płacz dziecka? Jeśli krzyczy przeraźliwie to słyszą je wszyscy wokół. A co w sytuacji gdy dziecko jest słabe, chore i tylko cicho klili? Czy zwrócisz uwagę na jego ból? Podejdziesz? A może miniesz i za rogiem ulicy zapomnisz, bo rachunki, obiad, szef... To tylko jedno dziecko, na pewno ma rodziców. A co w sytuacji gdyby takich dzieci było kilkadziesiąt? I były ukryte za murem? Co gdyby żyły dziesięć, dwadzieścia, siedemdziesiąt lat temu?
,,Góra Tajget" to powieść, do której nie powinno podejść się lekko. Pomimo niewielkich rozmiarów niesie w sobie ogromny ciężar. Zaczyna się banalnie. Młodemu małżeństwu rodzi się pierwsze dziecko. Pojawienie się córki stanie się punktem zwrotnym z życiu Sebastiana - dopiero wtedy zagości w nim strach. Zacznie się bać o życie dziecka. Każda mała rzecz będzie naznaczona lękiem przed śmiercią. Równocześnie pozna też historię budynku sąsiadującego z jego apteką - w czasie wojny prowadzone były tam eksperymenty na dzieciach. To jednak początek. Powoli wnikamy w przeszłość by poznawać kolejne przerażające i tragiczne wydarzenia i coraz mocniej uświadamiać sobie jak mało wiemy i jak mało chcemy wiedzieć.
Anna Dziewitt-Meller spokojnie odkrywa kolejne fakty. Ale ten spokój jest pozorny, sztuczny, podszyty dziesiątkami różnych emocji. Ten spokój skrywa nigdy nie wypowiedziany ból, cierpienie, lęk oraz.. wstyd. Wstyd bo zapomnieliśmy, bo odwróciliśmy się, bo nigdy ich nie opłakaliśmy. Nie da się zamknąć tej książki bezrefleksyjnie i odłożyć na półkę. Trzeba samemu zmierzyć się z tym, o czym dawno zapomniano. Polecam!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz