Nie jest tajemnicą, że epoką, która mnie najbardziej fascynuje jest Dwudziestolecie Międzywojenne. To epoka, gdy zmiany zachodziły bardzo szybko, wszystko było intensywniejsze, nowsze, zaskakujące. Kino, rodzący się fenomen, przeszedł od fazy niemych filmów do filmów dźwiękowych w zaskakująco szybkim tempie. A co za tym idzie rosła jego popularność. Nie jest więc chyba żadnym zaskoczeniem, że aktorzy pojawiający się w kolejnych produkcjach stawali się coraz bardziej rozpoznawalni a niektórzy zyskali nawet miano amantów kina.
Praca Marka Telera przybliża sylwetki kilku największych bożyszczy kina przedwojennego. O ile Aleksander Żabczyński i Kazimierz Junosza-Stępowski to postaci, których nie trzeba przedstawiać to inni bohaterowie książki, trochę rozmyli się w mrokach dziejów. A zupełnie niesłusznie. Wybrane przykłady ,,amantów" są pretekstem do opowiedzenia historii o kinie, społeczeństwie, popularności (zachwyty pensjonarek i ich pomysły by okazać sympatię swojemu idolowi niewiele różnią się od współczesnych fandomów) ale to też pretekst by pokazać, że popularność i uwielbienie ze strony tłumów nie stanowi gwarancji bezpieczeństwa czy nie jest wieczna. Losy wielu są tragiczne - osobiste problemy, kłopoty w związkach czy finalnie dramatyczna sytuacja w trakcie II wojny światowej. Losy niektórych to gotowy materiał na poruszający, wbijający w fotel film.
Czytałam ,,Amantów II Rzeczpospolitej" z ogromnym zaciekawieniem. Tych historii nie da się sprowadzić do wspólnego mianownika. Każda ma w sobie coś innego, coś poruszającego, wstrząsającego lub zaskakującego. Ale przede wszystkim są opowieściami o niezwykłych ludziach, o których nie powinno się zapominać.
wtorek, 26 sierpnia 2025
,,Amanci II Rzeczpospolitej" Marek Teler
niedziela, 24 sierpnia 2025
,,Masz się łasić" Katarzyna Bednarczykówna
Bardzo długo żyłam w naiwnym przeświadczeniu, że mobbing to coś, co zdarza się gdzieś, komuś i rzadko. Jednak rok temu odeszłam z firmy, w której pracowałam tylko 11 miesięcy właśnie przez mobbing. Mówię o tym otwarcie, otwarcie opowiadam o sytuacjach, które miały miejsce bo uważam, że trzeba na to zwracać uwagę i nie można zamiatać tego pod dywan. Ja jednak miałam dużo szczęścia, mieszkam w dużym mieście i pracuję w branży gdzie, jak na razie, nie ma problemów ze zmianą. Odeszłam i nie traktuję tego jak przegraną, raczej doświadczenie, które nauczyło mnie, że jeśli pierwszego dnia w pracy firma chwali się polityką ,,zero tolerancji dla mobbingu" to uciekaj. Smutne bo doskonale pokazuje stan ogólnej sytuacji jaka panuje w całym kraju.
Bo mobbing to nie jest chwytliwe hasło. To zjawisko, z którym mierzy się codziennie wielu pracowników. Ilu? Nie wiadomo, bo nie ma kompletnych badań a i sam mobbing jest bardzo trudny do udowodnienia i osądzenia. Państwowa Inspekcja Pracy nad tym nie panuje. Ona tylko sprawdza czy firma ma wdrożone odpowiednie procedury. Ofiara musi iść do sądu ale i tu , absolutny paradoks, większe prawdopodobieństwo jest, że nic nie osiągnie a finalnie sama skończy z wyrokiem o zniesławienie. Straszne i przerażające jest jak niewydolne jest nasze państwo.
I takie też straszne, przytłaczające i nie napawające optymizmem są historie przytoczone w reportażu. Mobbing może zdarzyć się wszędzie - w szpitalu, na uczelni, w urzędzie gminy, w szkole, w redakcji gazety, w korporacji. Nie ma schematu. Nie ma bezpiecznej branży. Jest tylko ofiara i mobber. W tych historiach poraża ciężar obciążenia psychicznego, celowych ataków - mniejszych, czasem niewidocznych dla osób postronnych lub większych łączących się w bezpośrednimi wyzwiskami czy atakami. Nie ma też jednej sylwetki mobbera - może nim być wykształcona pani profesor jak i szef-prywaciarz po zawodówce.
Reportaż Katarzyny Bednarczykówny, u mnie osobiście, uporządkował emocje i odczucia. Utwierdził mnie w tym, że dobrze zrobiłam odchodząc ale jednocześnie zaskoczyła mnie skala problemu i to jak trudno jest z nim walczyć. Historie z reportażu są dramatyczne i celowo skrajne bo tylko w ten sposób dosadnie można pokazać to co na co dzień się ignoruje. Nie znajdziecie tu gotowego rozwiązania czy nawet jednoznacznej diagnozy, jest tylko początek dyskusji i otwartego przyznania, że problem mobbingu istnieje i jest większy niż nam się wydaje.
wtorek, 19 sierpnia 2025
,,Done and Dusted" Lyla Sage
Przez ostatnie kilka lat omijałam szerokim łukiem wszystko to co reklamowane było jako ,,najlepszy romans". Jednak ostatnio szukam rzeczy lżejszych bo czuję lekkie zmęczenie kryminałami, thrillerami, reportażami. I to właśnie skłoniło mnie by sięgnąć po ,,Done and Dusted".
To schematyczna, typowa opowieść o rodzącym się uczuciu pomiędzy Emmy i Lukiem. Ona po latach nieobecności wraca na rodzinne rancho. Ma za sobą traumatyczny wypadek, który przerwał jej błyskotliwą karierę. On jest najlepszym przyjacielem jej brata i ma reputację ,,niegrzecznego chłopca". Kiedyś się nie cierpieli a każde ich spotkanie kończyło się kłótnią lub wzajemnymi złośliwościami. Teraz jest jednak inaczej. Nadal jest pomiędzy nimi iskra ale już zdecydowani o innym charakterze. Oboje wiedzą, że nie powinni ale coś ich ciągnie do siebie i tylko patrzeć kiedy wybuchnie.
,,Done and Dusted" to sympatyczny romans. Przewidywalny, schematyczny ale uroczy. Próbuje być czymś więcej - porusza temat zadawnionych traum i lęków ale robi to powierzchownie i tak na prawdę najwięcej tu romansu. Ale w sumie o to właśnie chodzi. Ma być wyczuwalna od pierwszych stron chemia między bohaterami i jest. Mają być emocje - i są. Jest trochę humoru. Jest nieudolnie ukrywana tajemnica. Czegóż chcieć więcej by się dobrze bawić. Ja bawiłam się świetnie, nawet jeśli nie znalazłam tu nic nowego czy odkrywczego.
p.s. WYZWANIE 2025 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 42,7 cm - 2,2 cm = 40,5 cm
niedziela, 17 sierpnia 2025
,,Korzenie" Alex Haley
Gdy słyszę hasło ,,Wielka powieść amerykańska" od razu widzę ,,Grona gniewu", ,,Na wschód od Edenu", ,,Przeminęło z wiatrem". Monumentalne, epickie powieści, przepełnione emocjami oraz opisujące bohaterów niejednoznacznych i zdeterminowanych. Wspomniane przeze mnie przykłady mają też tą wspólną cechę, że pokazują historię Stanów Zjednoczonych z perspektywy białego człowieka. A to tylko część obrazu. Zupełnie inną perspektywę ma powieść Alexa Haleya ,,Korzenie".
W małej wiosce gdzieś w Gambii, w połowie XVIII wieku rodzi się chłopiec Kunta Kinte. Rośnie, dorasta, otoczony rodziną, zdobywa kolejne umiejętności by kiedyś przejść wtajemniczenie i stać się mężczyzną. I tak też się staje. Jednak gdy ma 17 lat zostaje schwytany przez łowców niewolników i wysłany statkiem do Ameryki. Ten moment stanie się przełomem i podwaliną pod losy rodziny niewolników.
,,Korzenie" to pasjonująca, epicka opowieść, w której mieszają się całe gamy uczuć. Zaczyna się sielankowo, pokazując bogactwo kultury i tradycji plemienia Mandinka, po to by nagle przemienić się w horror odczłowieczenia. Odsłania bestialstwo białego człowieka, który traktował Afrykańczyków jak bydło odmawiając im prawa do godności i wolności. Ale to także opowieść o człowieku, który w opresyjnej rzeczywistości dbał by zachować swoją godność i pamięć o przodkach. Pomimo pozbawienia wolności, sprowadzenia do roli narzędzia oparcie powtarza, że nazywa się Kunta Kinte, przekazując tą wiedzę swojej córce.
Może w tej powieści nie ma aż tak brutalnych scen jak na przykład w ,,Północ i Południe" ale tutaj dehumanizacja Afrykańczyków jest bardziej widoczna. To cały system skoncentrowany wokół ignorowania, podporządkowania, odbierania prawa do głosu, imienia, odgórnego decydowania o życiu, śmierci, zakładaniu rodziny. Niewolnik był przedmiotem. Kolejne rodzące się dzieci w rodzinach niewolniczych stawały się dodatkowym, darmowym narzędziem. Odmawiano im inteligencji, odbierano prawo do myślenia. Panowie może i są ,,dobrzy" bo nie biją, nie maltretują ale i tak nie widzą w niewolniku człowieka.
Rzeczą, która najbardziej uderzyła mnie w trakcie czytania ,,Korzeni" była prosta, liniowa struktura powieści. Po porwaniu Kunta Kinte obserwujemy już tylko jego tragiczne losy, nie dowiemy się co działo się w wiosce, jak go opłakiwano, co stało się z rodziną. Linia życia zostaje przerwana, rodzina rozbita i zatracono ciągłość. I tak jest za każdym razem. To także podkreśla okrucieństwo jakiego dopuszczano się wobec czarnych Amerykanów. Bez wahania ich sprzedawano, niszcząc więzi, ograbiając z rodziny, poczucia przynależności czy bezpieczeństwa. Gdy tracono kogoś z oczu, tracono go na zawsze. Znikała jakakolwiek szansa by dowiedzieć się co było dalej. Znikała nadzieja. Potomkowie Kunta Kinte mieli jednak w sobie dużo determinacji, szczęścia, zaszczepionej przez protoplastę godności, dzięki czemu zbudowali coś większego, coś mocniejszego - wytworzyli świadomość tego kim są i skąd pochodzą. Zachowani w ustnej tradycji pamięć o przodkach a poprzez to swoją tożsamość.
,,Korzenie" to powieść, którą trzeba przeczytać. Momentami zabawna, czasem nostalgiczna, ale najczęściej bolesna i realistyczna. Ma w sobie wszystko - ogrom uczuć i emocji, pełnokrwistych, mocnych bohaterów, historię Stanów Zjednoczonych ale opowiedzianą z nowej, zaskakującej perspektywy. Ma w sobie to co wzniosłe ale i najgorsze ludzkie postępki i zachowania. Pokazuję prawdziwą siłę, która może przetrwać wszystko. To poruszająca saga rodzinna, o której nie łatwo będzie zapomnieć.
p.s. WYZWANIE 2025 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 47,9 cm - 5,2 cm = 42,7 cm
czwartek, 14 sierpnia 2025
,,Wotum" Maciej Siembieda
Zdziwienie prokuratora Jakuba Kanii chyba nie może być większe, gdy dostaje kolejne zlecenie. Ten zaprawiony w tropieniu sekretów przeszłości śledczy ma tym razem ustalić czy za zamachem na obraz Matki Boskiej Częstochowskiej stoi tajemnicza sekta. Kania początkowo podchodzi do sprawy sceptycznie ale dosyć szybko wpada na zaskakujący trop. Nie tylko istnieje ktoś komu bardzo przeszkadza monetaryzacja miejsc kultu ale sama częstochowska ikona wydaje się skrywać własne sekrety. Ślady prowadzą upartego prokuratora od Częstochowy, przez Paryż aż po małą wioską gdzieś na Opolszczyźnie, gdzie w miejscowym kościółku znajduje się coś, co nie powinno wyjść na widok publiczny.
,,Wotum" to kolejny tom przygód Jakuba Kanii, który absolutnie wciąga. Intryga, której punktem wyjścia są autentyczne wydarzenia, koncentruje się wokół największej polskiej świętości - ikony Czarnej Madonny. Obraz staje się narzędziem, które ktoś próbuje wykorzystać do swoich celów. I to pozwoli wysnuć opowieść o religii, materializmie i punktach gdzie te dwa obszary się łączą. Siembieda sprawnie serwuje dynamiczną akcję, pełną zaskoczeń, zawirowań i sekretów, równocześnie rozprawiając się z narodowymi mitami.
Czy obrona Jasnej Góry, tak malowniczo opisana przez Sienkiewicza, naprawdę była aż tak bohaterska? Co król Jan Kazimierz ma wspólnego z klasztorem? I w jaki sposób cudowna ikona została uratowana przed potopem? Oczywiście, nie znajdziemy tu poważnych historycznych dowodów, jednak te pytania stają się idealnym gruntem do zbudowania pasjonującej historii, którą czyta się z zapartym tchem. A jeśli jeszcze w tle dodamy czający się w tle czarny charakter to przepadliście na całe popołudnie.
,,Wotum" to też opowieść o polskiej religijności, trochę dewockiej, trochę zabobonnej, opowiedzianej z perspektywy sceptyka. I o ludziach, bezwzględnie to wykorzystujących w imię chciwości lub realizacji własnych celów.
Trzeci tom serii właściwie sam się czyta. A jeśli jeszcze nie znacie, to zachęcam nadrobić. Ja przynajmniej taki mam zamiar.
p.s. WYZWANIE 2025 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 50,3 cm - 2,4 cm = 47,9 cm
czwartek, 7 sierpnia 2025
,,Medea z Wyspy Wisielców" Magda Knedler
Mada Steinbart nie miała łatwego życia. Osierocona w dramatycznych okolicznościach, tułała się z kąta w kąt. Pracowała jako służąca, krawcowa w podrzędnym zakładzie, znosiła okrucieństwo, pogardę, upokorzenie. Jej świat nie oferował nic pozytywnego. Szansa pojawiła się gdy dostała propozycję od majętnego Andreasa by pracować jako służąca w jego rodzinnym domu na wyspie nieopodal Breslau. Doskonale zdaje sobie sprawę z czym może wiązać się ta praca ale podejmuje ryzyko. Od teraz jej dni to codzienna harówka i znoszenie niechcianego zainteresowania ze strony Andreasa. Wszystko zmienia się gdy na Wyspę Wisielców przybywa nowy ogrodnik, Johan.
,,Medea z Wyspy Wisielców" to epicka opowieść napisana w duchu greckiej tragedii. Od pierwszych stron czuć wibrujące emocje, duszną, klaustrofobiczną atmosferę i wiszącą nad głowami zapowiedź katastrofy. Tu nie ma dobrych, niewinnych bohaterów, zamiast tego są zdesperowane ofiary, które zostają zmuszone przez los, okoliczności, innych do podjęcia decyzji, po których nie ma już odwrotu. Jest zło czyhające nieustannie i uderzające w tych nielicznych chwilach gdy pojawia się przebłysk nadziei. Jest też niesprawiedliwość społeczna, tym bardziej bolesna, że oczywista, rażąco widoczna ale i tak akceptowana. A pomiędzy tym wszystkim są kobiety takie jak Mada - młode, ładne, biedne i pozbawione jakiejkolwiek opieki, skazane na poniewierkę i z góry przypisywanie im wszelkim grzechów.
Dotychczas tylko raz spotkałam się z książkami Magdaleny Knedler i miałam raczej średnie o nich zdanie. Jednak ,,Medea..." to zupełnie inna liga. Mocna, dosadna opowieść o kobiecie, która zostaje postawiona wobec wyborów, które mogą ją zniszczyć. Zdesperowana, walczy o przetrwanie każdego dnia, równocześnie próbując przekroczyć granice, które narzucił jej świat. Zbyt inteligentna, jak na prostą służącą i tak daje się złapać w pułapkę szalonej, namiętnej miłości, budowanej od początku na dramacie. Ta historia tez bez ogródek, z brutalną szczerością i bezpośredniością mówi o sytuacji kobiet - ich tragizmie, beznadziei, codziennym okrucieństwie, stających się oczywistością gwałtach i molestowaniu. Może przytłaczać ogrom nieszczęść skumulowanych w losach Mady, jednak jest coś hipnotyzującego w jej sile przeżycia i podobieństwie do mitycznej Medei z Kolchidy. Polecam!
poniedziałek, 4 sierpnia 2025
,,Gra w kości" Elżbieta Cherezińska
W tym roku, 2025, świętowaliśmy tysiąclecie koronacji Bolesława Chrobrego na króla Polski, co równoznaczne jest z z tysiącleciem polskiej państwowości. Tylko zanim Bolesław Chrobry mógł się koronować musiało wydarzyć się coś innego. Najpierw musiał być Otton III i musiał być zjazd w Gnieźnie. I właśnie wokół tych wydarzeń osnuta jest epicka, monumentalna i majestatyczna powieść Elżbiety Cherezińskiej.
,,Gra w kości" rozpoczyna się od śmierci Wojciecha-Adalberta. Tragiczna misja nawracania pogan stanie się elementem intryg, środkiem który ma doprowadzić do znacznie większych celów. Dwutorowa narracja koncentrująca się wokół tronu cesarsko-papieskiego oraz na dworze piastowskiego księcia pokazuje moment, gdy każda ze stron uświadamia sobie wagę wydarzenia i postanawia grać va banque. Ciało świętego Wojciecha okaże się idealnym pretekstem i podwaliną, na której każdy chce zbudować swoje imperium i umocnić władzę.
Powieść Cherezińskiej zachwyca każdym elementem. Jest misternie skonstruowana, z ogromną dbałością o detale historyczne, które uzupełnia fikcją literacką sprawiając, że czcigodne figury Ottona III i Bolesława Chrobrego ożywają. Stają się postaciami z krwi i kości, ogarniętymi wątpliwościami ale i dążącymi do zamierzonych celów. Autorka zbudowała głównych bohaterów na zasadzie kontrastu. Delikatny, otoczony aurą cudowności i wyjątkowości Otton na przeciw którego staje pełen witalnej siły, żywiołowy Piast. Ich światy się stykają i wszystko wskazuje, że razem mogą osiągnąć wszystko bo mimo przeciwności, razem są dopełniającą się całością. Tylko czy to prawda, a może polityka? Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na religijne uniesienia a gdzie na chłodną kalkulację? Czy wszystko da się zaplanować i przewidzieć? Jedno jest pewne, gdy już się zacznie czytać ,,Grę w kości" można przepaść. Powieść pochłania i zachwyca, udowadniając, że Elżbieta Cherezińska ma wyjątkowy dam przywracania głosu postaciom historycznym.
p.s. WYZWANIE 2025 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 53,0 cm - 2,7 cm = 50,3 cm
piątek, 1 sierpnia 2025
,,Agencja" Eva Minge
Stella prowadzi wyjątkową agencję modelek. Jej podopieczne nie tylko prezentują kreacje na najlepszych wybiegach ale są kimś znacznie więcej. Mają dotrzymywać towarzystwa bogatym i znaczącym mężczyznom, hipnotyzować ich swoim urokiem, zachwycać obyciem i wiedzą a czasem po prostu być kimś więcej niż dziewczyna na jedną noc. Wyjątkowe, specjalnie przygotowane, wykształcone i ukształtowane dziewczyny z agencji Stelli są przeznaczone do specjalnych zadań - one mają stać się żonami, które błyszczą u boku męża. Taką właśnie podopieczną była Angela. Jednak tuż przed ślubem dziewczyna znika a równocześnie w światku towarzyskim zaczynają pojawiać się niepokojące plotki, które rujnują reputację dziewczyny ale mogą też zagrozić całej działalności Stelli.
,,Agencja" to bardzo ciekawie skonstruowany thriller. Prowadzony dwutorowo pokazuje zarówno całą drogę jaką musiała przejść Stella by znaleźć się w tym miejscu, w którym jest ale równocześnie odsłania misterną pułapkę, którą ktoś zastawił by ją zrujnować. Żeby dotrzeć do źródła problemu, Stella musi zmierzyć się z demonami przeszłości oraz wystawić się na cel. Powieść odsłania również mroczne, niewygodne tajemnice świata bogatych. Pokazuje zdegenerowany świat nastawiony na przyjemności i najlepiej im bardziej perwersyjne i ekstrawaganckie tym lepiej. To świat gdzie wszystko jest na sprzedaż, a szczególnie młoda, piękna kobieta. Tylko inteligencja, spryt oraz bezwzględne wykorzystywanie pojawiających się okazji może sprawić, że ofiara stanie się głównym graczem.
Cóż, chyba wszyscy mamy w sobie coś co sprawia, że z wypiekami ciekawości zaglądamy za zasłonę świata normalnie niedostępnego. A gdy ten świat okazuje się mroczniejszy, bardziej zgniły i niebezpieczny to nie da się ukryć, że nasza ciekawość wzrasta dwukrotnie. Eva Minge dała czytelnikom taką okazję. Zbudowała wciągający thriller o najciemniejszych sekretach bogatych, trzymający w napięciu do samego końca. To gra, w której tylko jedna strona może wyjść cało.
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka!







