czwartek, 21 stycznia 2021

,,Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety" Jacek Piekara


Wieki minęły od momentu, kiedy po raz ostatni miałam do czynienia z cyklem inkwizytorskim Jacka Piekary. Wspomnienia miałam dobre, więc byłam pełna nadziei na przyzwoitą rozrywkę w mrocznym, alternatywnym świecie, gdzie Chrystus nie zmartwychwstał ale zszedł z krzyża i wyrżnął w pień wrogów. Liczyłam na mroczną, przewrotną, pełną czarnego humoru intrygę a dostałam zaledwie cień tego z czym cykl mi się kojarzył.

Inkwizytor Mortimer Medderin zostaje wysłany na Ruś, krainę przeklętą, pełną lokalnych konfliktów i pierwotnej, nieujarzmionej magii. Na razie brzmi nieźle, prawda? Takie tło kryje w sobie niesamowity potencjał do wykorzystania w opowieści ze świata fantasy. Cóż, niestety tylko to takie sprawia wrażenie. Tom ,,Przeklęte kobiety" koncentruje się na intrygach w jakie zostaje wplątany Mortimer a których inicjatorkami są otaczające go kobiety: księżna Ludmiła, kochanka Natasza, była towarzyszka podróży na Ruś, czarownica Nondle a na koniec wiedźma Mateczka Olga. Inkwizytor sprytnie między nimi lawiruje ale tak naprawdę nic to nie wnosi ciekawego.

Tom jest rozwleczony, przegadany, brakuje w nim typowego dla Piekary cynizmu, czarnego humoru ocierającego się o bluźnierstwo. Mortimer sprawia wrażenie ciepłych kluch, łatwo poddających się pod naciskiem otoczenia i sam sobie jeszcze tłumaczący, że jednam ma (przepraszam za sformułowanie) jaja. A i intrygi jakieś słabe, zupełnie nie wciągające, typowe gonienie w piętkę i łapania wiatru w środku pola.

Może już wyrosłam z Piekary i literatury jaką reprezentuje? Może sam cykl inkwizytorski się zestarzał i skończyły się pomysły żeby tak długo prowadzoną serię odświeżyć i tchnąć w nią nowego ducha? Może ten tom to tylko wypadek przy pracy? Nie wiem. Z pewnością nie było w nim nic co zachęcałoby mnie do kontynuowania i nadrabiania pominiętych tomów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz