niedziela, 15 września 2019

,,Kod Kathariny" Jørn Lier Horst

 Tytuł oryginału: Katharinakoden

Zbliża się dwudziesta czwarta rocznica zaginięcia Kathariny Haugen. Od prawie ćwierćwiecza ta sprawa wisi w pamięci Williama Wistinga. Co roku wyciąga on karton z dokumentami, przegląda, myśli i ma nadzieję, że znajdzie coś co wcześniej przegapił i w końcu pozna odpowiedź na pytanie co dokładnie stało się z kobietą. Co roku też spotyka się z jej mężem. Wieloletnie spotkania zmieniły się już w coś na kształt przyjaźni pomiędzy dwoma boleśnie doświadczonymi, dojrzałymi mężczyznami. Tegoroczna rocznica jest jednak inna - Wisting nie zastaje mężczyzny w domu, wydaje się że on też zniknął. A wkrótce potem pojawia się młody śledczy z nowej komórki Kripos, który twierdzi że ma nowe dowody i potrafi połączyć sprawę Kathariny z inną sprawą sprzed lat, która także wisi jako nierozwiązana.

Horst to dla mnie klasa sama w sobie. Nie sili się na szokowanie, nie ma rozlewu krwi, nie ma trupów ścielących się gęsto. Są tylko dwa tajemnicze zniknięcia sprzed ponad dwudziestu lat i dwaj uparci ludzie, którzy chcą poznać prawdę. I chociaż akcja jest trochę statyczna, napięcie i tak rośnie. Prowadzona jest wojna nerwów, delikatne podchody aby w końcu złamać przeciwnika i by w końcu prawdziwe wydarzenia wyszły na światło dzienne. Horst tak prowadzi akcję, że chociaż wszystkiego domyślamy się od początku to do samego końca tkwimy w niepewności. Bo nawet w tym co oczywiste, jest ziarno niepokoju, niepewność, ale przede wszystkim bardzo istotny element ludzki. Bohaterzy Horsta to nie demony zła, ale zwykli ludzie, którymi targają emocje, wątpliwości, którzy nie do końca wiedzą jak zachować się w sytuacjach w jakich postawił ich los. To decyduje o sile tych kryminałów i sprawia, że chętnie po nie sięgam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz