Dawno temu, w 1914, pewnej ciemnej grudniowej nocy do klasztoru zostaje przyniesiona nowo narodzona dziewczynka. Tajemniczy mężczyzna nie chce wyjawić jej pochodzenia. Przez zakonnice zostaje nazwana Rosą. Dziewczynka mieszka i uczy się w klasztorze do piętnastego roku życia. Potem musi wyruszyć w świat. Nie zdaje sobie sprawy jak niezwykła będzie jej droga. Brzmi jak początek fascynującej baśni, której nie powstydziliby się bracia Grimm czy H.Ch. Andersen, prawda?
,,Toskańska róża" to tak na prawdę taka baśń. Jest mocno osadzona w konkretnym kontekście społeczno-kulturalno-historycznym ale to baśń. Nie ma co się oburzać, że naiwna, że za dużo oczywistych zbiegów okoliczności, że trochę nierealna - taka ma być i taka jest. Jest główna bohaterka - piękna sierotka, są dobre zakonnice, jest idealny kochający ,,książę", jest dzielny bohater, znajdziemy także złą ,,wiedźmę", zmęczonego ,,króla" oraz ogromne zło. Dodatkowo podarowano nam rodzinną tajemnicę i klątwę ciążącą nad bohaterami. Wszystko zaserwowane w takich proporcjach, że nie sposób się nudzić. Przewracamy kolejne strony zastanawiając się co jeszcze przytrafi się Rosie i jak sobie z tym poradzi. Szczególnie, że rzeczywistość faszystowskich Włoch jest momentami straszliwa.
Kto lubi takie romantyczne bajki będzie zadowolony. Autorce udało się stworzyć powieść, która nie nuży ale fascynuje. Szybkie tempo w jakim przeskakuje fabuła, pomimo dużej rozpiętości czasowej, barwne grono bohaterów, ciekawe tło - potęgują przyjemność czytania. Nieważne co się dzieje, do ostatnich stron ma się nadzieję, że dobro zwycięży. Bo cóż by to była za baśń?
Ładna okładka, szkoda, że zdublowana. Co do samej książki, mam na nią wielką chrapkę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/