Leciwa już para, Grażyna i Ludwik świętują pięćdziesiątą rocznicę swojego ,,pierwszego razu". Romantyczny wieczór, który zaczyna się w ten sam sposób jak co roku nagle zmienia się w coś zupełnie innego. Nagle małżonkowie, zamiast w 2013 roku budzą się w 1963. Znów wkraczają w swoje najlepsze lata, ponownie mają młode ciała i nowe perspektywy, szczególnie że powrót do przeszłości nie pozbawił ich pamięci o tym co było. Ich nowy początek dodatkowo rozgrywa się w zupełnie nowej, polskiej rzeczywistości. W nowym 1963 roku Polska nie jest pod jarzmem ZSRR ale w unii z Francją. Jest całkiem przyjemnie, gdyby nie kilka ,,ale", które mogą sprawić, że będzie jak zawsze.
Zygmunt Miłoszewski to dla mnie w pierwszym skojarzeniu trylogia o Szackim ale to nie jest aż taki mocny wyznacznik, który sprawiłby, że nie sięgnęłabym po nową powieść. A mimo niespecjalnych ocen czytelników sięgałam z ciekawością. Historia przedstawiona w ,,Jak zawsze" jest całkiem niezła. Rozpoczyna się trochę rubaszną komedią romantyczną, w której romantyzm i niedopowiedzenia zostały zastąpione dosadnością i wałkowanie na każdy możliwy sposób tematu seksu. Potem niezauważalnie wszystko to przechodzi w opowieść o wszystkich możliwych wadach narodowych Polaków. Ich wiecznym niezadowoleniu, szukaniu dziury w całym i wywracaniu wszystkiego na lewą stronę. Niestety, nie widać w tym żadnej pozytywnej wizji na przyszłość. Mimo, że inną drogą wszystko dąży do tego samego końca.
Nie jest to zła powieść ale nie trafi w gusta tak szerokiego grona jak opowieść o Szackim. Jest ironiczna, bezpośrednia, doprawiona szczyptą rubasznego, pełnego seksualnych podtekstów humory, łamie utarte schematy patrzenia na przeszłość i próbuje udowodnić, że Polakom to przede wszystkim źle samym z sobą. Cóż, ja raczej pozytywnie, mimo wszelkich zawirowań politycznych, patrze na nasz kraj i wierzę, że nie jest z nami jeszcze tak źle więc ,,Jak zawsze" traktowałam z dużym przymrużeniem oka. Jak utopijną opowieść czytaną do poduszki a nie cenzurkę wydawaną państwu i obywatelom i mimo, że Miłoszewski dobrze się spisał kreując rzeczywistość oraz bohaterów jakoś nie widzę go akurat w tym gatunku.
Zygmunt Miłoszewski to dla mnie w pierwszym skojarzeniu trylogia o Szackim ale to nie jest aż taki mocny wyznacznik, który sprawiłby, że nie sięgnęłabym po nową powieść. A mimo niespecjalnych ocen czytelników sięgałam z ciekawością. Historia przedstawiona w ,,Jak zawsze" jest całkiem niezła. Rozpoczyna się trochę rubaszną komedią romantyczną, w której romantyzm i niedopowiedzenia zostały zastąpione dosadnością i wałkowanie na każdy możliwy sposób tematu seksu. Potem niezauważalnie wszystko to przechodzi w opowieść o wszystkich możliwych wadach narodowych Polaków. Ich wiecznym niezadowoleniu, szukaniu dziury w całym i wywracaniu wszystkiego na lewą stronę. Niestety, nie widać w tym żadnej pozytywnej wizji na przyszłość. Mimo, że inną drogą wszystko dąży do tego samego końca.
Nie jest to zła powieść ale nie trafi w gusta tak szerokiego grona jak opowieść o Szackim. Jest ironiczna, bezpośrednia, doprawiona szczyptą rubasznego, pełnego seksualnych podtekstów humory, łamie utarte schematy patrzenia na przeszłość i próbuje udowodnić, że Polakom to przede wszystkim źle samym z sobą. Cóż, ja raczej pozytywnie, mimo wszelkich zawirowań politycznych, patrze na nasz kraj i wierzę, że nie jest z nami jeszcze tak źle więc ,,Jak zawsze" traktowałam z dużym przymrużeniem oka. Jak utopijną opowieść czytaną do poduszki a nie cenzurkę wydawaną państwu i obywatelom i mimo, że Miłoszewski dobrze się spisał kreując rzeczywistość oraz bohaterów jakoś nie widzę go akurat w tym gatunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz