niedziela, 30 czerwca 2019

,,Zagadka w bieli" J. Jefferson Farjeon


Tytuł oryginału: Mystery in White. A Christmas Crime Story

Akcja ,,Zagadki w bieli" rozgrywa się w okresie świąt Bożego Narodzenia. Pociąg, którym grupka przypadkowych osób podróżuje staje w zaspie. Zdesperowani pasażerowie próbują na własną rękę wydostać się z pułapki i dostać się do najbliższej stacji by móc kontynuować dalszą podróż. Ich plan jednak się nie udaje. Zagubieniu pośród śniegu trafiają do dziwnego, opuszczonego domu, gdzie w kominku pali się ogień, jest świeżo zaparzona herbata ale nie ma żywego ducha. Dziwną, tajemniczą atmosferę potęguje przeczucie, że musiało dojść do zbrodni a wkrótce wychodzi na jaw pierwsze morderstwo.

,,Zagadka w bieli" to kryminał utrzymany w podobnym klimacie jak powieści Agathy Christie. Zresztą powstał w tym samym czasie. Niewielka grupa osób, odcięta od świata, morderstwo i przeświadczenie, że mordercą musi być ktoś z pośród zebranych. Wszystko zaczyna się z przytupem, pierwsze kilka rozdziałów świetnie budują klimat, czuć narastające emocje potęgowane klimatyczną, śnieżną scenerią. Jednak im bardziej akcje zmierza ku rozwiązaniu tym jest gorzej. Nagle wszystko się rozmywa, staje się przegadane, brakuje mocnego suspensu, który mógłby wywrócić wszystko do góry nogami lub przynajmniej logicznie zamknąć całość. Oczywiście, zakończenie pasuje do całej fabuły ale jest ...nudne. Brakło w nim, wręcz na siłę doklejone do tego co na początku próbowano zbudować i niszczące cały potencjał otwarcia.

Bardzo przyjemnie mi się czytało przynajmniej pierwszą połowę książki, szczególnie lubię czuć kontrast tego co za oknem (czerwcowe upały) z tym co na kartach książki (sroga zimowa aura). Z ogromny zaciekawieniem próbowałam wymyślić co dokładnie się stało w Domu w Dolinie i chyba dlatego jestem tak rozczarowana zakończeniem, w którym zabrakło tego początkowego błysku. Jednak trzeba przyznać, że jest to ogromny odskok od współczesnych, nastawionych na szok i makabrę, kryminałów i horrorów. Tutaj raczej chodzi o powolną grę z czytelnikiem, zwracanie uwagi na szczegóły oraz wprowadzanie i prezentację różnych, czasem sprzecznych bohaterów, poprzez których dochodzimy do rozwiązania. I chociaż powieść ta kryminałom Agathy Christie nie dorównuje można z nią przyjemnie spędzić kilka letnich wieczorów. 

p.s. WYZWANIE 2019 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 88,0 cm - 2,2 cm = 85,8 cm.

piątek, 28 czerwca 2019

,,Gambit" Maciej Siembieda


Kolejna powieść udowadniająca, że jednak najlepsze historie pisze samo życie. ,,Gambit" mocno opiera się na prawdziwych ludzkich losach tylko w nieznacznym ale bardzo istotnym elemencie uzupełniany jest o fikcję literacką, która spaja wszystko w jedną logiczną całość i tylko potęguje i tak już mocny sensacyjny wydźwięk.

Powieść podzielona jest na dwie cześci: ,,Czarne" i ,,Białe". Pierwsza koncentruje się na wydarzeniach jakie rozegrały się w trakcie II wojny światowej. Jednak nie opowiada o spektakularnych akcjach zbrojnych ale mozolnej robocie wywiadowczej. Młoda dziewczyna, Wanda Kuryło zupełnie przypadkiem zostaje wciągnięta w sieć spisków i intryg, najpierw w Warszawie, gdzie nieświadomie zostaje wspólniczką hitlerowskiego zbrodniarza a potem na Podkarpaciu dołącza do wywiadu AK. Tam dostaje też szczególne zadanie: ma poznać i ochronić niezwykły sekret, od którego może zależeć układ sił po zakończeniu wojny. Cześć druga powieści rozłożona jest okres powojenny. Wanda, teraz już żołnierz w służbie armii amerykańskiej, dowodzi służbami wywiadowczymi w Berlinie Zachodnim, próbującymi namierzyć ściągających do Niemiec radzieckich szpiegów. Jej uwagę przyciąga szczególnie jeden, zupełnie nieoczekiwany, który mocno wiąże się z jej wojenną przeszłością.

,,Gambit" to rasowa powieść szpiegowska. Trudno oczekiwać tutaj nagłych i nieoczekiwanych zwrotów akcji, chociaż kilka się znalazło. Bardziej koncentruje się na niuansach i cierpliwości. Akcja prowadzona jest niczym partia szachów. Każdy ruch prowadzi do celu, który na razie jeszcze nie jest zrozumiały dla strony przeciwnej. To wyważona rozgrywka pomiędzy siłami Wschodu i Zachodu, w której poszczególne postaci są tylko pionkami, które można poświęcić w jednej chwili. Całość fabuły opiera się na niewiadomych i napięciu jakie one wywołują. Każdy dodany element do tej misternej konstrukcji budzi zaciekawienie, intryguje, sprawia, że napięcie wzrasta, by coraz bardziej elektryzować. Dopiero finał przynosi nieoczekiwane odpowiedzi oraz burzy mur intryg budowanych przez obie strony konfliktu przez wiele lat.

,,Gambit" mnie wciągnął. Nie spodziewałam się, że można w oparciu o realne historie zbudować tak misternie utkaną intrygę szpiegowską. I nawet nie trzeba silić się na niepotrzebne szokowanie czy koloryzowanie. Jest to wbrew pozorom bardzo prosta opowieść, osnuta wokół wojennego dramatu i późniejszego podziału świata ,,Żelazna kurtyną". I chyba w tej prostocie tkwi siła bo ja nie mogłam się oderwać i z niecierpliwością czekałam na moment kiedy poznam finalne rozwiązanie.

środa, 26 czerwca 2019

,,Londyn" Edward Rutherfurd

 Tytuł oryginału: London

Każdy kto choć raz był w Londynie bez wahania przyzna, że jest to miasto wyjątkowe. Z jednej strony tętni nowoczesnością, z drugiej zachwyca tradycją. Jest na wskroś angielskie ale i przepełnione multikulturalną mieszaniną. Zdaje się być tyglem, w którym mieszają się style, historie, zdarzenia. Dlatego oczywistym jest, że i sama opowieść o Londynie musi mieć rozmach, niezwykłość oraz zapierać dech w piersi. I to wszystko zawarł Edward Rutherfurd w swojej kolejnej powieści, której głównym bohaterem jest to właśnie miasto.

Autor sięga głęboko by rozpocząć opowieść, cofając się aż do czasów rzymskich. To wtedy zaczynają się dzieje kilku rodzin, których historię będziemy śledzić przez kilkanaście stuleci. Z ich perspektywy obserwujemy narodziny miasta, kształtowanie się gildii kupieckich, powstawanie teatru Szekspira, rozłam na kościół katolicki i anglikański, a potem kolejno kształtowanie się tego wszystkiego co stanowi o angielskości. Autor skupia się na postaciach i z ich perspektywy prezentuje następujące zmiany i rozwój miasta. Ale to miasto tak naprawdę wpływa na ludzi. Gdy jest w rozkwicie zachwyca, przeobraża się, upada, powstaje nowe lepsze, po to by potem przytłaczać, szkodzić ale mimo wszystko być miejscem, które nie chce się opuszczać i które staje się miejscem do życia.

O ile w ,,Nowym Jorku" autor za główny punkt odniesienia przyjął rozwój handlu i giełdy, to tutaj takim wyznacznikiem jest powstanie kościoła anglikańskiego i to jak moralność purytańska wpływała na miasto, gospodarkę i politykę a przede wszystkim na ludność. Kwestie religijne przez wiele wieków decydowały o tym kto był królem, kto mógł awansować, kto się bogacił i kto odnosił sukces. Podporządkowanie wszystkich aspektów życia społecznego oraz radykalna wrogość do katolików była cech, tworzącą państwowość angielską i dużo mówi o samych Anglikach.

Rutherford w tak monumentalnej książce jaką jest ,,Londyn" próbował zawrzeć to co dla niego jest kwintesencją miasta. Uchwycił wszystko po trochę, tworząc barwną, pasjonującą, momentami wręcz zaskakującą opowieść. Trochę tylko szkoda, że tak mało miejsca poświęcił XX wiekowi, skupiając się głównie na okresie XVI-XVIII stulecia. Wiem, że nie da się opisać kompleksowo takiego miasta jak Londyn ale czuję niedosyt, chciałabym więcej, żeby się jeszcze nie kończyło. Chciałabym dalej obserwować losy Doggetów, Ducketów, Bullów, Pennych. Ale to chyba tylko świadczy o tym, że ,,Londyn" to powieść, od której ciężko się oderwać.

wtorek, 25 czerwca 2019

,,Wszystko za życie" Jon Krakauer

 Tytuł oryginału: Into The Wild

Wcześniej czytałam debiut Tomasza Organka, w którym główny bohater to człowiek, który tkwi w martwym punkcie swojego życia i zupełnie nie wie co ze sobą zrobić. Jego życie to pusta egzystencja. Taka postawa zestawiona z autentyczną historią Chrisa McCandlessa szokuje, poraża i onieśmiela. Chris - amerykański dwudziestolatek żyjący w drugiej połowie zeszłego stulecia jest totalnym przeciwieństwem fikcyjnego bohatera Organka. Wręcz ma się wrażenie, że zaszła jakaś pomyłka bo Borys ma tak nudne życie, że wydaje się, że żyje gdzieś obok a Chris - sprawia wrażenie przeidealizowanej postaci z kart powieści bo to nie może być prawda, że on naprawdę żył. Jednak to życie napisało tę historię, możemy jej nie rozumieć, możemy jej nie akceptować, ale wydarzyła się rzeczywiście i stała się dla niektórych wyznacznikiem i wzorem.

Chris McCandless na początku lat 90-tych XX wieku, krótko po ukończeniu studiów, rozdał swoje pieniądze, resztkę gotówki spalił i wyruszył na niezwykłą podróż ku wolności. Przyjął imię Alexandra Supertrampa i wędrował po Stanach Zjednoczonych, zmierzając ku jedynemu celu jaki obrał - Alasce. Tam chciał doświadczyć prawdziwej wolności, oddzielony to wszystkiego co cechuje współczesność - bez pieniędzy, telefonów, ludzi. Tylko on i pierwotna natura, ograniczenie się do tych najprostszych elementów, które był w stanie zdobyć własnymi rękami. Dotarł na Alaskę, zakosztował swojego wymarzonego prawdziwego życia ale cena marzeń była wysoka bo zmarł z głodu tak gdzie zawsze chciał dotrzeć.

Ceniony dziennikarz Jon Krakauer idzie śladami Chrisa i próbuje jak najlepiej je udokumentować, szukając motywacji oraz wcześniejszych wzorców, które wyjaśniłyby działanie chłopaka. Bo jak to jest, że wybitny student, zdolny i kreatywny młody człowiek, przed którym rozpościera się przyszłości porzuca wszystko i wybiera życie włóczęgi. Czy to szaleństwo? A może pasja, dzika potrzeba wolności, przygody, doświadczenia czegoś więcej, wykroczenia poza zwyczajny, szary, pełen konsumpcji świat? Krakauer dokonuje wręcz tytanicznej pracy próbując prześwietlić i odtworzyć najważniejsze chwile z życia Chrisa. Podąża jego śladami, zbiera głosy osób, które się z nim spotkały. I widzi dwa obozy: tych którzy widzieli w nim szaleńca, zupełnie nieprzygotowanego do wyprawy, której się podjął oraz tych, których zainspirował i na których w pośredni sposób wpłynął i zachęcił ich do zmian. Bo on kipiał energią, pasją, przekonaniem co tego co zamierza, miał cel i nie wahał się go realizować. Żadna cena nie była dla niego zbyt wysoka.

Wiele można powiedzieć o samym reportażu Krakauera: że za krótki, zbyt rzeczowy, że chaotyczny ale jednak cały czas w nim na pierwszym miejscu jest Chris. Cały czas widać tę postać i chociaż trudno zrozumieć i zaakceptować jego motywacje, to on tam jest. Zupełnie niepasujący do rzeczywistości, niedzisiejszy, wręcz nieprawdziwy ale przez to bardziej inspirujący dla niektórych. Stał się współczesnym symbolem poszukiwacza wolności, odwrócenia się od zdobyczy cywilizacji, odrzucający całą współczesną kulturę. Kimś, kto idzie pod prąd by realizować swoje własne pragnienia i dąży za wszelką cenę do spełnienia marzeń, nawet jeśli ma to przypłacić to życie.

Próbuję to zrozumieć ale nie umiem. Jest to dla mnie zupełnie przeciwny biegun światopoglądowy. Może nie ma we mnie już tej duszy odkrywcy, może jestem za rozsądna? Gdzieś po cichu podziwiam Chrisa ale nie umiem go zrozumieć.

poniedziałek, 24 czerwca 2019

,,Teoria opanowywania trwogi" Tomasz Organek

 
Absurd czasem najlepiej się sprawdza. Dzięki niemu rzeczywistość się wyostrza, pewne cechy stają lepiej widoczne a inne nabierają zupełnie nowego znaczenia. Cała otaczająca rzeczywistość nagle ulega zupełnemu przewartościowaniu, można na nią popatrzeć z oddalenia i próbować znaleźć w niej nowe rozwiązania.

Tomasza Organka znam i cenię jako muzyka. Dlatego podeszłam do jego debiutu powieściowego z dużym dystansem i niepewnością. Zdaję sobie sprawę, że nie jest łatwo przejść od krótkiej formy do czegoś znacznie większego, czym niewątpliwie jest pełnowymiarowa powieść i udźwignąć ten ciężar, próbując od początku do końca zachować jej formę i nadać jej odpowiedni wydźwięk.

Trzydziestodziewięcioletni Borys z dnia na dzień traci pracę i spotyka swoją dawno niewidzianą miłość, Anetę. Kobieta prosi go o nieoczekiwana przysługę - chce by pojechał z nią na pogrzeb ojca, z którym od wielu lat nie utrzymywała kontaktu. Bohaterowie ruszają w drogę z Warszawy na wyspę Wolin. Nie będzie to jednak łatwa trasa. Muszą zmierzyć się ze swoją przeszłością, własnymi uczuciami i emocjami, spróbować ogarnąć to co długo odkładali na bok. Poważny wydźwięk okraszony jest absurdalnymi przygodami z lokalnymi, małomiasteczkowymi gangsterami.

Narratorem jest sam Borys. To specyficzny typ, a jego przemyślenia i refleksje zajmują wiele miejsca. Dorosły ale nie dojrzały. Człowiek, który ma pełną świadomość, że coś w jego życiu nie wyszło. Podczas gdy wszyscy na około ruszyli do przodu, dorośli, zrobili kariery, założyli rodziny, on tkwi na obrzeżach życia, trzymając się jakichś namiastek. Przez to staje się symbolem pokolenia ludzi, którzy tak jak on stanęli, pozwalając by życie płynęło obok nich. Tragizm ich losów polega na tym, że mają pełną świadomość tego co przegapili ale nie umieją już sami wykonać żadnego ruchu aby to zmienić. Pod wpływem strachu, adrenaliny próbują kompulsywnie działać ale gdy tylko zagrożenie mija wracają do punktu zero, ponownie pogrążając się w marazmie jakim jest cała ich egzystencja.

Powieść Organka jest nie tyle powieścią drogi co strumieniem refleksji, celnych przemyśleń i obserwacji. Gada i opowiada by śmiechem zagłuszyć dramat, czasem irytuje a czasem intryguje, zmusza do zatrzymania, pomyślenia a w pewnej chwili po prostu wkurza. Jest to powieść zmienna i taka, która z pewnością nie do wszystkich przemówi. Mówi jednak w prostych słowach o zagubieniu, wyobcowaniu, poplątaniu się w życiu, o nieumiejętności porozumienia się z najbliższymi. Po prostu o życiu i ludziach. Nie daje żadnych rad i dobrze ale próbuje chociaż opanować trwogę.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu W.A.B!

p.s. WYZWANIE 2019 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 90,8 cm - 2,8 cm = 88,0 cm.

piątek, 14 czerwca 2019

,,Anatomia konfliktu" Tadeusz Pabjan


Praca Tadeusza Pabjana ,,Anatomia konfliktu" to próba naukowego podejścia do jednego z najbardziej fundamentalnych ludzkich konfliktów: rozdźwięku pomiędzy wiarą religijną (w tym przypadku autor głównie koncentruje się na wierze chrześcijańskiej, czy szerzej judeochrześcijańskiej) a ateizmem, pojmowanym jako przeświadczenie, że świat naturalny jest tak dobrze poznany, że nie ma już tam miejsca na Boga. Bóg - jako wyjaśnienie wszystkiego co niewytłumaczalne nie pasuje do racjonalnej, naukowo uporządkowanej rzeczywistości. Wiara w Boga traktowana jest jako przestarzały zabobon, relikt z czasów gdy nie dokonał się aż tak znaczący postęp w nauce.

Tadeusz Pabjan próbuje zebrać kolejne wszystkie najważniejsze aspekty tego pozornego konfliktu i wskazać zarówno miejsca spójne jak i sprzeczności a poprzez to wykazać, że tak konflikt jest tylko pozorny a obie postawy mają rację bytu a nawet są w stanie wzajemnie się uzupełniać.

Autor wychodzi od najbardziej ogólnych zagadnień jak same pojęcia ateizmu naukowego i rozróżnienie religii od teologii, by przejść przez najbardziej newralgiczne stanowiska jak powstanie świata, istotę człowieczeństwa i humanizacji czy teorię ewolucji, następnie koncentrując się na ingerencji i egzystowaniu Boga w świecie. Posiłkując się największymi teologicznymi autorytetami chrześcijańskimi w prosty i przystępny ale nie pozbawiony naukowej powagi wyjaśnia kolejne zagadnienia, starając się pokazać, jak ważne jest miejsce Boga w otaczającej nas rzeczywistości.

,,Anatomia konfliktu" to ważny głos, pozwalający uporządkować sobie wiedzę oraz dający racjonalne uzasadnienie wiary czy odwoływania się nadal do Istoty Boga. Pokazuje, że nauka i religia mogą istnieć i wzajemnie prężnie działać, wzajemnie się uzupełniając.

wtorek, 11 czerwca 2019

,,Dziewczęta wygnane" Maria Paszyńska


Letnie wieczory, pełne beztroski, młodzieńczych marzeń, pierwszych miłości i pierwszych zazdrości. Świat, który wydaje się trwać w swoim spokoju i niespiesznej codzienności. Świat, na który patrzy się jak na sen. Jak łatwo go zniszczyć, jak łatwo brutalnie wyrwać z niego człowieka? II wojna światowa nie pytała o pozwolenie gdy na zawsze wywróciła do góry nogami spokojne życie rodziny Łukowskich: ojciec został powołany do wojska, a rodzina, która miała być bezpieczna w wiejskim dworku została wysłana bydlęcym transportem na Syberię. Zaczął się koszmar przy którym letnie wieczory wydawały się odległym majakiem.

,,Owoc Granatu: Dziewczęta wygnane" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marii Paszyńskiej. Spotkanie zachwycające i zachęcające do dalszego kontynuowania poznawania tułaczych losów bliźniaczek Elżbiety i Stefanii. Dziewczęta fizycznie bardzo podobne, psychicznie i mentalnie dzieli przepaść by następnie jeszcze bardziej rozdzieliły je wojenne doświadczenia. Elżbieta w najbardziej brutalny i bezwzględny sposób doświadcza całego zła jakim jest zsyłka na Sybir. Robi wszystko by w imię przysięgi złożonej ojcu, ochronić siostry. To na niej kumuluje się całe cierpienie i pełna świadomość okrucieństwa świata w jakim przyszło im się znaleźć. Stefania natomiast żyje pod płaszczykiem siostrzanej troski, zupełnie nie zdając sobie sprawy z ceny jaką przyszło płacić Elżbiecie. Uparcie pielęgnuje w sobie nieistotne i naiwne krzywdy, to siebie uważając za ofiarę. Kontrast między bohaterkami jest ogromny ale dzięki temu widać szerszą perspektywę oraz można dostrzec jak różne doświadczenia wynieśli ludzie skazani na piekło na ziemi przez Stalina.

,,Dziewczęta wygnane" to pasjonujące i porywające otwarcie sagi, która przybliża mało znane losy wojenne Polaków, szczególnie tych pochodzących z Kresów Wschodnich. Trudna droga, która zaczyna się w okolicach Borysławie by ciągnąć się przez Syberię i dotrzeć do Persji to wręcz samonapędzający się temat, z którego autorka wyciągnęła jak najwięcej i zbudowała przede wszystkim opowieść o ludziach i człowieczeństwie. Skumulowała taką ilość uczuć i emocji, że współcześnie wręcz nieprawdopodobnym wydaje się by można było to udźwignąć. A tutaj tylko dodaje to autentyczności i sprawia, że wszystko staje się bardziej rzeczywiste. Dzięki czemu powieść staje się jedną z tych, od których ciężko się oderwać.

p.s. WYZWANIE 2019 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 93,2 cm - 2,4 cm = 90,8 cm.

poniedziałek, 10 czerwca 2019

,,Bogaty ojciec, biedny ojciec" Robert T. Kiyosaki, Sharon L. Lechter


Tytuł oryginału:  Rich Dad, Poor Dad

Przeczytałam i wiem jedno: milionerem raczej nie zostanę. Brakuje mi przede wszystkim odwagi by kierować się wskazówkami jakie zaproponował Robert Kiyosaki. A i to co on proponuje w wielu kwestiach nie przekonuje mnie. Mimo to jest to książka po którą warto sięgnąć i z którą warto się zapoznać.

,,Bogaty ojciec, biedny ojciec" to książka zawierająca zbiór wskazówek, porad, doświadczeń jakie w trakcie swojego życia zebrał znany amerykański inwestor Robert Kiyosaki. Wszystko to ubrane jest w kontrowersyjne, wręcz szokujące słowa, mające tak naprawdę jeden cel - zmienić nasze podejście do pieniądza i pracy. I nie wierzę, że inwestowanie, wyszukiwanie okazji jest tak proste jest autor to przedstawia, i nie wierzę że każdy może się radykalnie wzbogacić nawet gdy zdobędzie odpowiednią ,,inteligencję finansową". Ale w tej książce doceniam odmienny od tradycyjnego sposób patrzenia na pieniądze, zwrócenie uwagi na coś, co szczególnie obecnie gdy z każdej strony atakowani jesteśmy reklamami kredytów pozwalającym zapewnić sobie ,,przyjemne" życie, jest spychane na dalszy plan - najpierw trzeba MIEĆ pieniądze albo inwestycje. Trzeba dążyć do tego by uwolnić się od nadmiernych zobowiązań lub inteligentnie przerzucić je na kogoś innego. Trzeba myśleć o tym co ,,wkłada pieniądze nam do kieszeni" i ,,o tym co je stamtąd wyciąga" i umieć obie te sytuacje rozróżniać. Nie trzeba od razu stać się milionerem aby osiągnąć pewien spokój finansowy, pod warunkiem, że zachowuje się rozsądek.

Książka Kiyosakiego powstała w 1997 roku, ja czytałam wydanie z 2002 roku (nie wiem czy te nowsze różnią się treścią, i czy są bardziej aktualne) i z ogromnym zainteresowaniem czytałam jak Kiyosaki widzi świat i przewiduje, w którym kierunku pójdzie nasza działalność. Tak jak uważał, już widać odchodzenie od klasycznego modelu wykształcenia, bo to co kiedyś nazywane było solidnym zawodem (lekarz, nauczyciel, urzędnik państwowy) nie przynosi dochodu, który zapewniłby możliwość życia na godziwym poziomie. Sami ludzie zostali zmuszeni do szukania szans, tak jak radzi Kiyosaki.

W książce, tak jak zawsze jest to ze wszystkimi poradnikami, znaleźć można kilka celnych i wartych uwagi rad, trochę bzdur i całe mnóstwo lania wody po to by wychodzić na bardziej inteligentnego. Ale chyba najważniejszą uwagą jest to, że cały czas trzeba pogłębiać swoją wiedzę, niekoniecznie tą stricte akademicką ale trzeba obserwować rzeczywistość i próbować ją wykorzystywać dla swoich celów. 

p.s. WYZWANIE 2019 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 94,4 cm - 1,2 cm = 93,2 cm.

sobota, 8 czerwca 2019

,,Stambuł, Stambuł" Burhan Sönmez

 Tytuł oryginału: Istanbul, Istanbul

Stambuł, Stambuł - miasto niejednoznaczne, niczym starożytny bożek pokazujące swoje odmienne oblicze. Jest i śmiechem, krotochwilą, banałem ale i jest łzami, cierpieniem, krwią. Oblicza pojawiają się naprzemiennie, zmieniają się w mgnieniu oka, zacierają się między nimi granice. Co jest prawdą a co złudzeniem?

W więzieniu w Stambule siedzi kilku bohaterów, wspólnie czekają na kolejne przesłuchania, które stają się coraz brutalniejsze i bardziej bezwzględne. Aby zapełnić czas w celi opowiadają sobie historie: zabawne anegdoty, przypowieści, zagadki. Niczym w ,,Dekameronie" przez dziesięć dni próbują zagłuszyć strach i przerażenie śmiechem, zabić czas historiami, które poruszają umysł, przypowieściami, których sens sięga znacznie głębiej. Jednak rezultat tego jest odmienny. Zamiast zatuszować brutalność świata obok nich, poprzez głęboki rozdźwięk widać jak straszna jest rzeczywistość, która ich otacza. Widać jak złudne są marzenia, jak silna miłość, że nawet najpiękniejsze wyobrażenia nie wygrają z okrutną siłą.

,,Stambuł, Stambuł" to jedna z tych książek, której siła i wymowa tkwią w jej uniwersalizmie. Stambuł - podzielony na dwa kontrastowe obrazy staje się metaforą całego świata, w którym śmiech i radość próbują zatuszować to co złe i straszne. To pomaga na chwilę ale zawsze nadchodzi moment, kiedy trzeba stanąć twarzą w twarz z zagrożeniem. Również opowieści, które snują bohaterowie dużo mówią - są śmieszne, lekkie ale tylko pozornie, bo one też coś tuszują. Są maską, którą pokazujemy innym wtedy gdy nie chcemy pokazać prawdziwego oblicza.

,,Stambuł, Stambuł" to opowieść, którą można odebrać na wielu płaszczyznach i w której każdy znajdzie coś co go poruszy, zaciekawi, wzruszy ale i zaszokuje. To opowieść o sile wyobraźni w świecie, który próbuje odrzeć ze wszystkiego. Polecam!