poniedziałek, 30 października 2017

,,Drzewa szumiące nadzieją" Edyta Świętek


Trzeci tom opowieści o rodzinie Szymczaków przypada na trudny przełom lat 50-tych i 60-tych XX wieku. Pozornie wydaje się, że w rodzinie zapanował spokój. Ciężko doświadczony przez los Bronek w końcu odnalazł swoje szczęście u boku ukochanej w Bogusi a i reszta rodziny w pełni osiedliła się już w Nowej Hucie. Nawet do Julii los się uśmiecha i pozwala jej pokonać trudne wspomnienia. Jednak licho nie śpi i nie pozwala o sobie zapomnieć. Okres ten dla mieszkańców Nowej Huty to walka o możliwość budowy kościoła. Początkowe nadzieje i plany zostają zniszczone przez partyjną politykę. Wydarzenia jakie rozegrają się na osiedlu Teatralnym po raz kolejny boleśnie naznaczą rodzinę. Wystawią na ciężką próbę ich wzajemną solidarność i jedność.

,,Drzewa szumiące nadzieją" zaczynają się bardzo optymistycznymi akcentami. Można mieć poczucie, że wreszcie nadszedł koniec na pasmo plag jakie dosięgają Szymczaków. Czuć powiewy wiosny a z nią radości, miłości i rodzącego się życia. Zresztą Szymczaki w pełni to wykorzystują - rodzina się powiększa o kolejne dzieci. Większość małżeństw boryka się z swoimi problemami. Pokazane są chyba najczęstsze bolączki z jakimi związki muszą się uporać: alkoholizm, zdrada, bierność, zazdrość, problemy mieszkaniowe. I o ile większość wątków poprowadzona jest bardzo rzetelnie w możliwie jak największym stopniu oddającym realizm okresu to nie można nie zauważyć, że dwa bardzo się wyróżniają: cukierkowo-romantyczny Julii i trochę absurdalny Andrzeja.

W tym tomie znów dosyć mocno zaznacza swoją obecność historia. Nowa Huta się rozrasta, nabiera kształtów zarówno fizycznych jak i światopoglądowych. Wielu mieszkańców deklaruje swój ateizm tak jak powieściowi Leszek i Kazimiera ale wielu jest też takich, który nadal pozostają wierni wierze i Kościołowi. Uparcie upominają się o swoją świątynię. To właśnie walka o nowohucki kościół stanie się osią tej części. Wszystkie najważniejsze momenty będzie można obserwować oczami Szymczaków, którzy znajdą się w centrum zdarzeń.

,,Drzewa szumiące nadzieją" nie ustępują poprzednim tomom. Wiele wątków znajduje tutaj swój koniec ale na ich miejscu pojawiają się nowe, nie mniej skomplikowane. Pozostaje tylko czekać na kolejny tom by znaleźć w nim odpowiedzi. Polecam!

sobota, 28 października 2017

,,Spisane własną krwią" Diana Gabaldon

 Tytuł oryginału: Written in My Own Heart's Blood

Akcja ósmego tomu cyklu ,,Obca" wkracza powoli w swoją środkową fazę. Zawirowania dziejowe sprawiają, że Claire i Jamie znajdują się w samym centrum zdarzeń. Jamie, nie do końca z swojej woli zostaje mianowany generałem a Claire, jako wykwalifikowany lekarz będzie uparcie kroczyć u jego boku. Zanim jednak do tego dojdzie muszą zostać wyjaśnione pewne kwestie małżeńsko-rodzicielskie.

Dużo czasu zajęło mi dotarcie do ostatniej strony. I chyba wyjątkowo nie wynikało to z drobiazgowego stylu pisarstwa Diany Gabaldon. Bardziej spowodowane było to raz, że zawsze coś mi przeszkodziło a dwa nie chciałam się jeszcze rozstawać z bohaterami. W tym przypadku akcja to od pierwszych stron petarda. Sporo się wyjaśnia ale jeszcze więcej komplikuje. Paradoksalnie życie w XVIII wieku, na ogarniętym wojną kontynencie jest spokojniejsze niż to prowadzone współcześnie przez Briannę i Rogera. To ich dramatyczne okoliczności zmuszą do kolejnej podróży w czasie, która nie do końca przebiegnie tak jak powinna. Pojawią się nowi i starzy znajomi. Wierny czytelnik może w końcu być usatysfakcjonowany cały potencjał jaki skrywała fabuła został wykorzystany, przy okazji zostawiając wiele otwartych furtek dla kolejnego tomu.

,,Spisane własną krwią" to powrót do dobrego stylu i świetnej przygody. Gabaldon znalazła chyba złoty środek łączony jej pasję do szczegółów z budowaniem wciągającej, pełnej zwrotów akcji historii. Pełna dramatycznych momentów, chwil radości i wzruszenia, błysków chwały i różnych obliczy gniewu, zemsty, namiętności. Każdy z bohaterów jest postacią z krwi i kości, pełną sprzeczności, kłębiących się myśli i nie zawsze będącą w stanie kontrolować swoje odruchy. Jamie i Claire nadal są centrum i sercem wykreowanego świata ale coraz wyraźniej do głosu dochodzą inni, dzięki czemu opowieść tylko zyskuje.

Teraz gdy już zamknęłam i odłożyłam na półkę ósmy tom, pozostaje mi tylko uzbroić się w cierpliwość oczekując na tom dziewiąty.

  p.s. WYZWANIE 2017 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 35,1 cm - 5,9 cm = 29,2  cm                  

wtorek, 24 października 2017

,,Krzyżyk niespodziewany" Bartłomiej Kuraś, Paweł Smoleński


Mimo, że góralszczyzna jest mi bliska, pierwszy raz z tematem Goralenvolk zetknęłam się kilka lat temu w trakcie lektury ,,Ślebody" Kuźmińskich. Wcześniej nie do końca zdawałam sobie sprawę jak bardzo skomplikowane relacje panowały na Podhalu w trakcie II wojny światowej.

Goralenvolk cały czas budzi kontrowersje. To jeden z tych tematów, który z pełną premedytacją zamieciono pod dywan i pozwolono aby o nim zapomnieć. Górale nie chcą aby przypominać im, że około dwadzieścia procent z nich przyjęło kenkartę ,,G" - równoznaczne to było z zadeklarowaniem współpracy z okupantem. I chociaż motywy takiego czynu są różne - jedni przyjmowali z fascynacji nazizmem, inni z głupoty, pragnienia odwrócenia od siebie uwagi władz, ze strachu, z biedy - to jednak jedno jest niepodważalne - dwadzieścia siedem tysięcy górali oficjalnie dopuściło się kolaboracji.

Reportaż B.Kurasia i P.Smoleńskiego w dużym stopniu koncentruje się na inicjatorach i przywódcach Goralenvolku: Wacławie Krzeptowskim, Henryku Szatkowskim i Witalisie Wiederze. To ich działalność jest głównym wątkiem. Jednak sięga też głębiej: szuka przyczyn, motywów, daje odczuć pewne delikatne napięcia jakie panowały na Podhalu. Reportaż nie koncentruje się na szczęście tylko na jednej stronie medalu: równie ważna jest opowieść o kurierach, partyzantach i zwykłych ludziach. Autory próbują choć w przybliżeniu nakreślić obraz Podhala okresu II wojny światowej. Pokazać zarówno hańbę jak i chwałę. Zło i dobro. Bo wszystko to składa się na skomplikowaną mozaikę gdzie jedno z drugim się przeplata, łączy, współistnieje.

,,Krzyżyk niespodziewany" wydaje mi się, że jest dobrym wstępem do dalszego zgłębiania wiedzy o tym trudnym zjawisku jakim był Goralenvolk. Nakreśla główne wątki ale daje też dużo przestrzeni, które trzeba uzupełnić i zweryfikować. Stawia pytania i czeka na odpowiedzi. Nie jest to łatwe ale kiedyś trzeba będzie się z tym zmierzyć.

  p.s. WYZWANIE 2017 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 36,5 cm - 1,4 cm = 35,1  cm                  

piątek, 20 października 2017

,,Mroczny spadek" Małgorzata Mossakowska-Górnikowska


Młoda dziewczyna, Maja, zostaje nagle obarczona całą lawiną spraw. Śmierć ojca i nieuregulowane sprawy majątkowe sprawiają, że staje się główną osobą odpowiedzialną za pewne stare mieszkanie. Nic nie zapowiada tego co dopiero ma się wydarzyć: mieszkanie obarczone jest tajemnicą sięgającą lat powojennych i tylko przypadek sprawia, że to Mai dane jest poznać jego sekrety. Zostaje obarczona spadkiem, którego ciężar znacznie przewyższa jej możliwości. Na szczęście lub nieszczęście zaczyna kręcić się koło niej kilka osób, których cele nie od razu są wystarczająco czytelne.

Autorka nie ułatwia czytelnikowi zadania. Pierwsze ok. 100 stron to bariera, którą zdecydują się pokonać tylko najbardziej wytrwali. Obawiam się, że spora cześć rzuci książkę w kąt i szybko o niej zapomni. Autorka zafundowała na wstępie dokładną i bardzo szczegółową batalię z polską biurokracją. Gdyby ktoś potrzebował przewodnika co robić w przypadku śmierci krewnego, który pozostawia po sobie tylko długi - na kartach powieści znajdzie przewodnik gdzie się udać, o jakie drugi się starać oraz ile wynosi taksa urzędowa. Był taki moment, że odkładałam powieść umęczona na równi z główną bohaterką.

A dopiero po mniej więcej ogarnięciu spraw urzędowych zaczyna się prawdziwa akcja. Wtedy wszystko wreszcie nabiera tempa. Pojawia się tajemnica, niebezpieczeństwo, całe morze domysłów, gdzieś w tle przebłyskuje wątek romansowy, który ma sporo zawirowań i odcieni. Sprawia to, że trudno się oderwać. Powieść nabiera życia, emocji. Pojawia się napięcie i oczekiwania na właściwe rozwiązanie. Sami bohaterowie także zaczynają nabierać głębi, pogłębia się ich rysunek, są niejednoznaczni i stają się trochę mniej przewidywalni. Pikanterii całości dodają umiejętnie wprowadzane motywy sensacyjne.

,,Mroczny spadek" jest powieścią nierówną. Początek przegadany, nużący i nudny. Na szczęście im dalej tym lepiej. Pojawiają się elementy jakie lubię. Wątki zaczynają się komplikować i wciągają czytelnika coraz bardziej. Snuje on domysły i próbuje rozgryźć co właściwie stoi u podstaw całej zagadki oraz jak może się skończyć. I chociaż sam finał jest szokujący to właściwe zakończenie jest proste. Autorka prowadziła fabułę po linii sinusoidy - w dół, w górę, potem znów w dół, żeby trochę uspokoić nerwy a na koniec gwałtowny wystrzał w górę. Pozostawia to tylko czytelnika z głupią miną i pytaniem: ale jak to? Mam nadzieję, że to jeszcze nie ostatnie słowo w tym temacie, bo tak się nie robi czytelnikowi.

wtorek, 17 października 2017

,,Makuszyński" Mariusz Urbanek

W jego książkach było słońce i radość. Przypominał, a może raczej wydobywał ponownie to co tkwiło w każdym człowieku odsunięte i trochę zapomniane - beztroskie dzieciństwo, radość, prostota. Sam też taki był: nikogo nie chciał naprawdę zranić, widział wszędzie dobro, rozdawał humor i uśmiech. Jego życie mogłoby przebiegać prosto, równą, spokojną drogą... Życie jednak takie nie jest. Ucina, odwraca wszystko o 180 stopni i każe się na nowo dostosować. Tylko co jeśli nowa rzeczywistość przerasta i przytłacza?

Biografia Kornela Makuszyńskiego to gotowy scenariusz na bardzo przejmujący film. Film początkowo pełen słońca, ciepłych barw, będących tłem dla drogi usłanej sukcesami oraz społecznym uznaniem. Bo niewielu udaje się tak jak Makuszyńskiemu wyrwać z biedy, zdobyć poparcie Jana Kasprowicza już w momencie debiutu a potem tylko sukcesywnie zdobywać uwielbienie czytelników. Nie ważne co pisał: wiersze, powieści, felietony, opowieści dla dzieci i młodzieży - był czytany i rozpoznawany. Prawdziwy celebryta, pomimo mało spektakularnej fizjonomii. Wszystko to jednak się urywa. Nadciąga II wojna światowa, a po niej Rzeczpospolita Ludowa gdzie nie ma miejsca dla kogoś, kto przynosi ,,tylko" rozrywkę. Obraz zasnuwają ciemne chmury, staje się mroczny, trudny, wręcz bolesny do zaakceptowania. Legendę pochłoną mrok.

Mariusz Urbanek po raz kolejny wykonał kawał dobrej roboty. Stworzył realistyczny, mocno oparty na faktach ale również bardzo bliski obraz Kornela Makuszyńskiego. Pisarz ożył na kartach powieści. Nie tylko śledziliśmy koleje jego życia ale i poznawaliśmy najważniejszych bohaterów jego powieści. Wszystko świetnie zostało wkomponowane w realia historyczno-społeczne. Po równo także rozłożone są akcepty, powoduje to, że biografia nie ma jednak pesymistycznej wymowy. Bije z niej mnóstwo optymizmu tak charakterystycznego dla Makuszyńskiego, który do ostatnich chwil stara się trzymać prosto i nie poddawać przeciwnościom.

piątek, 13 października 2017

,,Król Lear nie żyje" Maria Bojarska


Na zawsze dla mnie pan Wołodyjowski będzie miał twarz Tadeusza Łomnickiego. Jednak Tadeusz Łomnicki to nie Jerzy Michał Wołodyjowski. Tadeusz Łomnicki był perfekcjonistą, mistrzem, wielkim aktorem teatralnym, nauczycielem, rzemieślnikiem ... potworem. A nikt tego lepiej nie wiedział niż jego ostatnia żona, z którą spędził prawie dwadzieścia ostatnich lat życia - Maria Bojarska.

,,Król Lear nie żyje" to wspomnienia Marii Bojarskiej o mężu (lub jak ona mówi byłym narzeczonym) w formie swobodnego strumienia myśli. Obrazy, myśli, wspomnienia, anegdoty wychodzą z jednego wspólnego punktu jakim jest ostatnia rola Łomnickiego - wymarzony, upragniony król Lear. Roli, która miała być zwieńczeniem i ukoronowaniem aktorskiej drogi a stała się finiszem. W trakcie próby, jednej z ostatnich, przed premierą Tadeusz umiera. Bojarska próbuje pokazać, że tak na prawdę aktor całe życie przygotowywał się do roli Leara. Każde, kolejne wydarzenie w jego niejednoznacznie odbieranym życiu przybliżało i coraz bardziej uwiarygodniało go jako tego szekspirowskiego bohatera.

Jednak nie jest to tylko biografia. To też niezwykły, czasem gorzki i pełen goryczy obraz światka aktorskiego. Niejednoznacznego, mściwego, pełnego fałszu i obłudy. Autorka wyciąga na światło dzienne mnóstwo bolesnych, wręcz intymnych szczegółów. Otwarcie mówi o początkach swojego romansu, wtedy jeszcze z urzędującym rektorem PWST, o kłótniach, rozstaniach, o aborcji. Nie ucieka od trudnych i kontrowersyjnych wątków w życiu Łomnickiego - był w końcu członkiem KC PZPR. Jednak próbuje z tego wyciągnąć zalety i pokazać, że jednak nie był on typowym partyjniakiem. Podkreśla, że swoją pozycję chciał wykorzystać dla dobra studentów i sztuki.

Jest jeszcze jeden ważny aspekt tej biografii. Ten, który szczególnie mnie uderzył. Nie jest to wątek historyczny czy biograficzny. Niezwykły i chyba trochę odmienny od współczesnego jest odbiór teatru. Jego znaczenia, wpływu na ludzi. Rozumienia prawdziwej Kultury. Przekładania jej na codzienne życie i współczesne sytuacje. Łomnicki tak żył, był perfekcjonistą w każdym calu i jak nieliczni rozumiał i wcielał w życie prawdziwe powołanie aktora. Miał być lustrem, w którym widz dostrzeże prawdę o sobie samym i swoim życie, dlatego tak wielką wagę przykładał do każdego gestu czy słowa. Jako aktor, rektor, nauczyciel chciał to przekazać innym.

Nie czyta się tego łatwo. Styl pisarstwa: piękny, dojrzały, pełen subtelnych niuansów, anegdot, wielokrotnie przegadanych i przemyślanych prawd znacznie odbiega od tego co obecnie jest popularne. Jednak warto się wgryźć i rozsmakować by później dostrzec jak bardzo jest ona uniwersalna. Bo natura ludzka pozostaje niezmienna.

p.s. Zachęcam do oglądnięcia.


czwartek, 5 października 2017

,,Dziennik z podróży do Rosji" John Steinbeck

 Tytuł oryginału: A Russian Journal

,,Nie mamy żadnych wniosków poza jednym. Rosjanie nie różnią się niczym od reszty populacji świata. Oczywiście, są wśród nich źli ludzie, ale ogromna większość to dobrzy ludzie."

Gdy John Steinbeck wyruszał na wyprawę do Rosji (a raczej Związku Radzieckiego) świat dochodził do siebie po II wojnie światowej. Żelazna Kurtyna dopiero się kształtowała ale było już czuć w powietrzu rodzący się podział na Zachód i Wschód. Ludzie obawiali się tych ,,złych sowietów". Dociekliwy, reporterski instynkt Steinbecka zmusił go do zadania sobie pytania jacy właściwie są ci Rosjanie. Czym się różnią? I dlaczego trzeba się ich obawiać? Zdawał sobie sprawę, że w Stanach nie odnajdzie odpowiedzi na te pytania więc wraz z fotografem Robertem Capą wyrusza na dwumiesięczną wyprawę po Rosji.

Z taką samą dociekliwością z jaką dokumentował Amerykę teraz patrzy na Związek Radziecki. Przemierza kolejne republiki: Ukrainę, Gruzję, podziwia Moskwę, wędruje po zrujnowanym Stalingradzie i wszędzie wychwytuje to co je charakteryzuje i wyróżnia. Wyciąga to co jest inne, nowe, zaskakujące dla przeciętnego Amerykanina. Nie ocenia, nie szkaluje, nie szuka na siłę potknięć ale też nie koloryzuje. Z reporterską rzetelnością notuje pozwalając sobie jedynie na okraszanie obrazu subtelną nutą humoru i ironii. Jego Rosja jest inna, egzotyczna ale przez to fascynująca. Pełna smaków, zapachów,zraniona ale z dumą podnosząca się ze zgliszcz. Pobrzękują nuty panujące komunizmu ale są tak łagodne, że nie są w stanie zakłócić pozytywnego wydźwięku reportażu.

Steinbeck w Związku Radzieckim był turystą, oprowadzanym przez wysłannika urzędującej władzy. Widział to co pozwolono mu zobaczyć, doświadczył to co pozwolono mu doświadczyć. Nie drążył, nie wnikał zbyt głęboko ale wcale tego nie chciał. Chciał zobaczyć przeciętność i pozorną zwyczajność. I to zobaczył oraz uchwycił na kartach tego reportażu. Nie chciał gnębić politycznymi wydźwiękami oczywistych różnic. Rosja wywarła na nim dobre wrażenie. Zapamiętał miejsce pełne normalnych, zwykłych ludzi i to chciał przekazać swoim rodakom 70 lat
temu.

*Steinbeck w reportażu używa nazwy Rosja. Ja ją powtarzam jako odnoszącej się do całego Związku Radzieckiego. 

  p.s. WYZWANIE 2017 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 38,1 cm - 1,6 cm = 36,5  cm                  

wtorek, 3 października 2017

,,W krainie białych obłoków" Sarah Lark

 Tytuł oryginału: Im Land der Weissem Wolke

,,W krainie białych obłoków" to wciągająca powieść rozgrywająca się w Nowej Zelandii na przestrzeni ponad dwudziestu lat.

Dwie młode kobiety spotykają się na statku płynącym z Anglii do Nowej Zelandii. Obie mają tam zawrzeć małżeństwa z mężczyznami, których nigdy wcześniej nie spotkały. Żadna z nich nie zdaje sobie, że wyprawa, która początkowo jawi się jako niezwykła przygoda, stanie się początkiem trudnego i pełnego wyzwań życia. Nowa ojczyzna, pozornie przypominająca raj, staje się miejsce gdzie przyjdzie doświadczyć im bólu, cierpienia, okrucieństwa i osamotnienia. Na szczęście ich wzajemna przyjaźń stanie się opoką, na której zawsze będą mogły się oprzeć by z dumą przeć do przodu i liczyć, że wreszcie przez obłoki przebije się słońce.

Od powieści Sarahy Lark nie można się oderwać. Pasjonująca, interesująca i dobrze opowiedziana historia rodzinna zachwyca. Zarówno tło społeczne i historyczne jak i warstwa obyczajowa są bardzo dobrze zbudowane. Z niecierpliwością obserwuje się kolejne zwroty w życiu bohaterów. Raz ich bardziej nie lubimy, by za chwilę im współczuć. Cieszymy się z małych sukcesów i cierpimy gdy dotyka ich kolejna tragedia. Nie można przejść obok obojętnie. Problemy są zarówno bliskie i znajome ale równocześnie tchną też egzotyką, odległymi podróżami. Sprawiają, że widać co naprawdę stało u podstaw kolonizacji i w jakim trudzie, pocie oraz bólu rodziło się społeczeństwo nowozelandzkie.

Ja jestem zachwycona i z pewnością będę wypatrywać kolejnych tomów.