Tytuł oryginału: Hriech náš každodenný
Zaczynam swoją przygodę z Dominikiem Dánem od ,,Grzech nasz codzienny". Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać po powieści, chociaż zaintrygował mnie już sam wstęp odautorski przestrzegający przed tym co znajduje się pomiędzy okładkami. Zainteresowana coraz bardziej wnikałam w opowieść o śledztwie jakie prowadzi komisarz Krauz razem z zespołem. Ofiarą jest nastoletni chłopiec. Brutalnie okaleczony i skrzywdzony zostaje znaleziony martwy w jednej z najbogatszych dzielnic miasta. Początkowe działania policjantów nie przynoszą żadnych realnych wyników, wręcz wydaje się, że każdy kolejny krok wywołuje lawinę pytań zamiast prowadzić do odpowiedzi. Zaczynają wychodzić na jaw kłamstwa skrywane pod płaszczem codzienności. Policjanci nie tylko odkrywają problemy i nie do końca legalne zajęcia młodzieży ale także odkrywają to czym zajmują się znudzone gospodynie domowe. Misterna intryga wikła się i plącze pokazując całą zbieraninę zaniedbań, znieczulicy i obojętności, które doprowadziły do tragedii. Prawda wyjdzie na jaw ale okaże się być dużo bardziej złożona a ciężar winy spadnie na wiele innych osób.
Dán misternie i skrupulatnie buduje intrygę. Prowadzi powoli policjantów a zarazem też czytelnika od ogólnie, szeroko zakreślonej sytuacji do finału. Stopniowo okrywa prawdę, przy okazji coraz lepiej pozwalając poznać ofiarę i środowisko w jakim się obracał. Mimo, że w trakcie śledztwa wychodzą na jaw brutalne i drastyczne epizody z życia wielu osób, autor stara się łagodzić sytuację prowadzeniem elementów humoru związanych z prywatnym życiem śledczych. Dzięki temu zabiegowi postacie nabierają także realności, nie są tylko dzielnymi herosami walczącymi ze złem ale przede wszystkim ludźmi. Przenikliwi, dociekliwi, dokładni w tym co robią bywają złośliwi i sarkastyczni.
Sam styl kryminału także jest inny od tego do czego przyzwyczaiły nas między innymi skandynawskie powieści. Tutaj jest bardziej oszczędny, surowy, pozbawiony wszelkich ozdobników. Nie ma bogatej narracji, wręcz koncentruje się na dialogach i to one są sporym walorem powieści. Cięte riposty, precyzyjny język, surowość policyjnego, głównie męskiego świata. Początkowo trudno się to tego przyzwyczaić ale już po chwili docenia się jego zalety. Dzięki temu bardziej koncentrujemy się na śledztwie, nie rozpraszając się niepotrzebnymi szczegółami.
Chociaż to było moje pierwsze spotkanie z kryminałem słowackim, na pewno nie ostatnie. Z pewnością będę wracać.
Dán misternie i skrupulatnie buduje intrygę. Prowadzi powoli policjantów a zarazem też czytelnika od ogólnie, szeroko zakreślonej sytuacji do finału. Stopniowo okrywa prawdę, przy okazji coraz lepiej pozwalając poznać ofiarę i środowisko w jakim się obracał. Mimo, że w trakcie śledztwa wychodzą na jaw brutalne i drastyczne epizody z życia wielu osób, autor stara się łagodzić sytuację prowadzeniem elementów humoru związanych z prywatnym życiem śledczych. Dzięki temu zabiegowi postacie nabierają także realności, nie są tylko dzielnymi herosami walczącymi ze złem ale przede wszystkim ludźmi. Przenikliwi, dociekliwi, dokładni w tym co robią bywają złośliwi i sarkastyczni.
Sam styl kryminału także jest inny od tego do czego przyzwyczaiły nas między innymi skandynawskie powieści. Tutaj jest bardziej oszczędny, surowy, pozbawiony wszelkich ozdobników. Nie ma bogatej narracji, wręcz koncentruje się na dialogach i to one są sporym walorem powieści. Cięte riposty, precyzyjny język, surowość policyjnego, głównie męskiego świata. Początkowo trudno się to tego przyzwyczaić ale już po chwili docenia się jego zalety. Dzięki temu bardziej koncentrujemy się na śledztwie, nie rozpraszając się niepotrzebnymi szczegółami.
Chociaż to było moje pierwsze spotkanie z kryminałem słowackim, na pewno nie ostatnie. Z pewnością będę wracać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz