wtorek, 9 stycznia 2018

,,Moje córki krowy" Kinga Dębska


Ta powieść to gorzka ale bardzo prawdziwa opowieść. Czasem tragiczna, pełna rozpaczy, żałości, bólu a czasem śmieszna, wręcz komiczna.

Dwie siostry, które nigdy nie umiały ani nie chciały się zrozumieć nagle muszą wspólnie zmierzyć się z chorobami rodziców. Cios spada znienacka. Miały swoje popaprane życie, każdej z nich wydawało się, że ta druga ma lepiej ale dopiero tragedie rodzinne pokazały, że tak różne są jednak bardzo podobne. 

Powieść Kingi Dębskiej wyciąga na światło dzienne małostkowe, skrywane oblicze ludzi. Pokazuje ich prawdziwe problemy, różne oblicza radzenia sobie z dramatami, odsłania wady i głośno mówi o tym co wszyscy znamy. Z jednej strony jest aspirujący, racjonalny, miejski i nowoczesny wielki świat a obok niego kościelno - pogańskie zabobony. Jest nadzieja ale i zniechęcenie. Jest chęć przerzucenia odpowiedzialności na innych i stawianie czoło problemom. Jest dyrygowanie i działanie. Ucieczka i obecność. Wszystko zebrane i zestawione w osobach Marty i Kasi. Wszystkie te postawy cały czas, kłócą się że sobą, przeciwstawiają się i wzajemnie zwalczają. Ale mimo wszystko idą wspólnie do przodu.

Rzadko trafiam na tak mądrze napisana historię o współczesnej Polsce, gdzie mimo że temat przewodni to choroba znalazło się miejsce na pokazanie czegoś więcej a główny temat nie przytłacza. Jest smutno ale ten smutek zmusza do zastanowienia. Jest też śmiech trochę szalony, z nas samych, naszych głupich wojenek i bzdurnego rozczulania się nad sobą. Jest też nadzieja, że da się udźwignąć nawet największe cierpienie o ile uda się otworzyć na innego człowieka.

1 komentarz: