,,Mortem" to debiut Łukasza Jarosza. Książka ma zarówno dużo wad jak i zalet ale z pewnością wyróżnia ją styl w jakim została napisana. Już początek jest inny, żeby nie powiedzieć dziwny. Psychodeliczna atmosfera, wręcz narkotyczny sen. Z tej szalonej atmosfery wyłania się postać głównego bohatera, policjanta śledczego Łukasza Kowalczyka zwanego Nietzsche. Kowalczyk nie jest lubiany przez współpracowników ale ma instynkt i potrafi dotrzeć do sprawcy. Za sobą ma trudne dzieciństwo i tragiczny wypadek, które są blokadami w kontaktach międzyludzkich. A kontakt z innymi będzie bardzo ważny gdy przyjdzie mu prowadzić śledztwo w sprawie Przystojniaka, brutalnego zabójcy mordującego kobiety.
,,Mortem" nie jest łatwą lekturą. Przede wszystkim autor za bardzo miesza style językowe (ja jestem na tym punkcie bardzo przewrażliwiona i czasem za bardzo działa mi to na nerwy) - raz próbuje prowadzić narrację wysokim stylem, po to by za chwilę skoczyć do kolokwializmów czy wulgaryzmów a potem wrócić na poziom standardowej polszczyzny. O ile są momenty kiedy ma to swoje uzasadnienie, to niestety więcej jest takich kiedy wprowadza to tylko niepotrzebny chaos do historii, w której i tak już dużo się dzieje.
Fabuła to w rzeczywistości kilka spraw prowadzonych równocześnie z główną wycelowaną w Przystojniaka. I o ile ta rozciąga się na całą książkę, pozostałe są tylko wypełniaczami miejsca oraz pokazują brutalne oblicze rzeczywistości. Bo brutalność, makabra, czyste zło przebija się przez całą historię. Wręcz ma się wrażenie, że nie ma dobra, piękna, wrażliwości bo gdy tylko pojawiają się jakieś ich przebłyski, szybko zostają stłumione przez ciemność. Zaciera się granica między dobrem i złem. Policjanci tutaj to nie ci, zwalczający zło ale zmęczeni, skorumpowani, zniechęceni ludzie, którzy już za bardzo nie wiedzą co i po co robią.
,,Mortem" nie jest powieścią, która zapadnie w pamięć. Nie ma w niej też nic co sprawiałoby, że chętnie bym ją innym polecała. Jest brutalna, makabryczna, przesycona złem, psychodeliczna, budząca zniechęcenie. Chyba tylko chęć poznania finalnego rozwiązanie kierowała mną, że ją dokończyłam.
,,Mortem" nie jest łatwą lekturą. Przede wszystkim autor za bardzo miesza style językowe (ja jestem na tym punkcie bardzo przewrażliwiona i czasem za bardzo działa mi to na nerwy) - raz próbuje prowadzić narrację wysokim stylem, po to by za chwilę skoczyć do kolokwializmów czy wulgaryzmów a potem wrócić na poziom standardowej polszczyzny. O ile są momenty kiedy ma to swoje uzasadnienie, to niestety więcej jest takich kiedy wprowadza to tylko niepotrzebny chaos do historii, w której i tak już dużo się dzieje.
Fabuła to w rzeczywistości kilka spraw prowadzonych równocześnie z główną wycelowaną w Przystojniaka. I o ile ta rozciąga się na całą książkę, pozostałe są tylko wypełniaczami miejsca oraz pokazują brutalne oblicze rzeczywistości. Bo brutalność, makabra, czyste zło przebija się przez całą historię. Wręcz ma się wrażenie, że nie ma dobra, piękna, wrażliwości bo gdy tylko pojawiają się jakieś ich przebłyski, szybko zostają stłumione przez ciemność. Zaciera się granica między dobrem i złem. Policjanci tutaj to nie ci, zwalczający zło ale zmęczeni, skorumpowani, zniechęceni ludzie, którzy już za bardzo nie wiedzą co i po co robią.
,,Mortem" nie jest powieścią, która zapadnie w pamięć. Nie ma w niej też nic co sprawiałoby, że chętnie bym ją innym polecała. Jest brutalna, makabryczna, przesycona złem, psychodeliczna, budząca zniechęcenie. Chyba tylko chęć poznania finalnego rozwiązanie kierowała mną, że ją dokończyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz