Tytuł oryginału: Miracle Cure
,,Klinika śmierci" to pierwszy thriller medyczny w dorobku Harlana Cobena i równocześnie jedna z wczesnych jego książek. Sam w przedmowie tłumaczy, że obecnie widzi jej braki i niedociągnięcia ale nie chce jej poprawiać, bo straciłaby swój klimat. Przyznam, że coś w tym jest bo powieść mimo swojej prostoty i przewidywalności ma to ,,coś" co sprawia, że trudno się od niej oderwać.
Początek lat 90-tych XX wieku. AIDS nadal istnieje jako choroba, która jednoznacznie kojarzy się z homoseksualizmem. Żadne rządowe agencje nie chcą być z nią kojarzone oraz co za tym idzie, nie chcą przekazywać środków na badania nad wirusem HIV. Jednym z nielicznych miejsc gdzie leczy się zakażonych jest klinika stworzona przez Harveya Rikera. Sam lekarz wkrótce ma ogłosić niezwykły medyczny przełom - znalazł lek na AIDS. Jednak ktoś nie chce aby do tego doszło - pacjenci i jeden ze współpracowników giną w dziwnych okolicznościach. Gdy pacjentem kliniki zostaje znany koszykarz, jego żona, uznana dziennikarka zaczyna własne śledztwo by odkryć spisek, którego osią jest właśnie ta klinika.
W ,,Klinice śmierci" chyba najlepszym elementem jest tło społeczne. Wyraźnie czuć klimat lat 90-tych, gdy słowo AIDS było postrachem ale i czymś co szeroko kojarzyło się z homoseksualizmem i było potępiane przez ogól społeczeństwa. Coben uchwycił ten tragiczny podział i świetnie nakreślił świat, który piętnował i nie rozumiał istoty tej choroby. W centrum tego świata, trochę przypadkowo znajdują się bohaterowie, który zdają się być marionetkami sterowanymi i kierowanymi przez kogoś innego. Dramatyczne zdarzenia następują po sobie w szybkim tempie, zaskoczenie goni zaskoczenie, nic nie jest oczywiste ani jednoznaczne ale jak już trochę zna się twórczość Cobena można bez pudła przewidzieć zakończenie.
,,Klinika śmierci" to powieść, która się już trochę zestarzała ale mimo to jeszcze dzielnie się broni przed definitywnym odstawieniem na półkę. Z pewnością nie można w niej oczekiwać na efekt wow, ale mimo wszystko sprawny warsztat Cobena zapewnia trochę emocji i zaskoczeń.
Początek lat 90-tych XX wieku. AIDS nadal istnieje jako choroba, która jednoznacznie kojarzy się z homoseksualizmem. Żadne rządowe agencje nie chcą być z nią kojarzone oraz co za tym idzie, nie chcą przekazywać środków na badania nad wirusem HIV. Jednym z nielicznych miejsc gdzie leczy się zakażonych jest klinika stworzona przez Harveya Rikera. Sam lekarz wkrótce ma ogłosić niezwykły medyczny przełom - znalazł lek na AIDS. Jednak ktoś nie chce aby do tego doszło - pacjenci i jeden ze współpracowników giną w dziwnych okolicznościach. Gdy pacjentem kliniki zostaje znany koszykarz, jego żona, uznana dziennikarka zaczyna własne śledztwo by odkryć spisek, którego osią jest właśnie ta klinika.
W ,,Klinice śmierci" chyba najlepszym elementem jest tło społeczne. Wyraźnie czuć klimat lat 90-tych, gdy słowo AIDS było postrachem ale i czymś co szeroko kojarzyło się z homoseksualizmem i było potępiane przez ogól społeczeństwa. Coben uchwycił ten tragiczny podział i świetnie nakreślił świat, który piętnował i nie rozumiał istoty tej choroby. W centrum tego świata, trochę przypadkowo znajdują się bohaterowie, który zdają się być marionetkami sterowanymi i kierowanymi przez kogoś innego. Dramatyczne zdarzenia następują po sobie w szybkim tempie, zaskoczenie goni zaskoczenie, nic nie jest oczywiste ani jednoznaczne ale jak już trochę zna się twórczość Cobena można bez pudła przewidzieć zakończenie.
,,Klinika śmierci" to powieść, która się już trochę zestarzała ale mimo to jeszcze dzielnie się broni przed definitywnym odstawieniem na półkę. Z pewnością nie można w niej oczekiwać na efekt wow, ale mimo wszystko sprawny warsztat Cobena zapewnia trochę emocji i zaskoczeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz