Tytuł oryginału: The Lost City of the Monkey God
Skończyłam. I zostałam z poczuciem jakbym czytała dwie zupełnie różne książki, połączone w jeden tom.
Pierwsza połowa książki to reporterska relacja z poszukiwań owianego legendom, zaginionego miasta, które miało być siedzibą zapomnianej cywilizacji. Od wieków w Hondurasie znana była legenda o mieście poświęconym Bogu małp, nad którym rzekomo ciąży klątwa. Przez stulecia śmiałkowie wyruszali na wyprawy w jego poszukiwaniu ale nigdy jednoznacznie nie dało się zidentyfikować. Dopiero rozwój techniki w XXI wieku pozwolił przy użyciu skanowania lidarowego zlokalizować nie jedno ale dwa porzucone siedliska. Z zapartym tchem czytałam tę relację. Wręcz miałam wrażenie, że sama jestem jeszcze jednym uczestnikiem wyprawy, krok za krokiem dochodząc do prawdy i odsłaniając tajemnice jakie skrywa dżungla. Preston tak opowiada o tym co się działo, że wszystko staje się namacalne a emocje jakie towarzyszyły badaczom jeszcze raz odżywają i udzielają się czytelnikowi.
Słabiej, a nawet ludno jest w drugiej połowie książki, która nagle z niezwykłej przygody staje się nudnym traktatem o chorobach by potem stać się manifestem społeczno-polityczno-ekologicznym. Racjonalizm, przyziemność i realne problemy zabijają pasje i chłodzą entuzjazm. Odzierają mit z jego niezwykłej otoczki i pozostawiają to co zawsze: zniszczenia, choroby oraz borykanie się z brakiem funduszy.
Pomimo słabego zakończenia warto sięgnąć po tę książkę. Dzięki niej choć na chwilę przypominamy sobie, że świat może zadziwiać i skrywać niezwykle tajemnice. Chociaż białych plam na mapie nie zostało zbyt wiele zawsze jest coś do odkrycia i zbadania. Nawet zwykły laik przez moment poczuje jaka siłę ma prawdziwa pasja badacza i odkrywcy a przy okazji zetknie za kulisy wyprawy badawczej by zobaczyć zarówno dobre jak i złe czy wręcz niebezpieczne jej strony.
Pierwsza połowa książki to reporterska relacja z poszukiwań owianego legendom, zaginionego miasta, które miało być siedzibą zapomnianej cywilizacji. Od wieków w Hondurasie znana była legenda o mieście poświęconym Bogu małp, nad którym rzekomo ciąży klątwa. Przez stulecia śmiałkowie wyruszali na wyprawy w jego poszukiwaniu ale nigdy jednoznacznie nie dało się zidentyfikować. Dopiero rozwój techniki w XXI wieku pozwolił przy użyciu skanowania lidarowego zlokalizować nie jedno ale dwa porzucone siedliska. Z zapartym tchem czytałam tę relację. Wręcz miałam wrażenie, że sama jestem jeszcze jednym uczestnikiem wyprawy, krok za krokiem dochodząc do prawdy i odsłaniając tajemnice jakie skrywa dżungla. Preston tak opowiada o tym co się działo, że wszystko staje się namacalne a emocje jakie towarzyszyły badaczom jeszcze raz odżywają i udzielają się czytelnikowi.
Słabiej, a nawet ludno jest w drugiej połowie książki, która nagle z niezwykłej przygody staje się nudnym traktatem o chorobach by potem stać się manifestem społeczno-polityczno-ekologicznym. Racjonalizm, przyziemność i realne problemy zabijają pasje i chłodzą entuzjazm. Odzierają mit z jego niezwykłej otoczki i pozostawiają to co zawsze: zniszczenia, choroby oraz borykanie się z brakiem funduszy.
Pomimo słabego zakończenia warto sięgnąć po tę książkę. Dzięki niej choć na chwilę przypominamy sobie, że świat może zadziwiać i skrywać niezwykle tajemnice. Chociaż białych plam na mapie nie zostało zbyt wiele zawsze jest coś do odkrycia i zbadania. Nawet zwykły laik przez moment poczuje jaka siłę ma prawdziwa pasja badacza i odkrywcy a przy okazji zetknie za kulisy wyprawy badawczej by zobaczyć zarówno dobre jak i złe czy wręcz niebezpieczne jej strony.
p.s. WYZWANIE 2018 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 66,3 cm - 2,9 cm = 63,4 cm,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz