Ten weekend jest dla mnie weekendem ,,kończenia książek". Przyznaję, że posiadam bardzo niedobry nawyk czytania kilku pozycji na raz. A że czytam absolutnie wszędzie i na różne sposoby (bo zarówno na komputerze, komórce, w wersji papierowej w domu, autobusie, stojąc w kolejce) to zawsze trochę się tego na zbiera.
Książka ,,Małżeńska fuzja" była moją książką autobusową. Dlaczego? Bo idealnie nadawała się do tego celu. Zacznę od strony graficznej - moja książka do czytania w trakcie podróży musi mieć stosunkowo dużą czcionkę oraz nie za dużą objętość. Zdecydowanie mniej się wtedy wzrok męczy.
Fabuła też idealna: mało skomplikowana historia dwojga ludzi - Julietty i Sawyera, zmuszonych przez nadgorliwą mamę do małżeństwa. Od początku wiemy jak to się skończy, ba nawet możemy bez pudła określić przebieg zdarzeń. Schemat jaki wykorzystała autorka spotykany jest dosyć często. Na plus zdecydowanie lekki styl pisarstwa pani Probst, który czyta się całkiem przyjemnie, spora dawka humoru oraz całkiem sympatyczne postacie.
Wprost idealna książka do czytania w autobusie - można przerwać w dowolnym momencie, odłożyć na dłużej a gdy później do niej się wraca doskonale orientuje się w fabule.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz