Śledztwo
w sprawie seryjnego mordercy bez wyspecjalizowanej ekipy, bez dokładnej
analizy laboratoryjnej? Obecnie, gdy jesteśmy zalewani filmami i
serialami kryminalnymi, wydaje nam się to nierealne. Podświadomie
wyczekujemy na pojawienie się śledczych zbierających najmniejszy okruch,
ślad odciska palca i dokładnie go badających.
Zupełnie inaczej wyglądało to trochę ponad sto lat temu. Brygady śledcze dopiero się formowały, daktyloskopia nie istniała, nie mówiąc już o precyzyjnym zabezpieczaniu dowodów. I właśnie w takim świecie prowadzi swoje pierwsze londyńskie śledztwo inspektor Day. Już na wstępie ma trudne zadanie - znalezienie zabójcy policjantów w mieście, które nadal żyje w strachu po nie tak odległych zabójstwach Kuby Rozpruwacza.
Od początku wiemy kim jest morderca, śledzimy zarówno jego poczynania, jak i działania policjantów. Mamy i błędne tropy, chwile zwątpienia śledczych, dodatkowe przeszkody i wątki pozornie odciągające od wątku głównego. Wszystko jednak płynnie zmierza do finału.
Książka jest naprawdę dobra, gdy się już zacznie ją czytać nie sposób się oderwać. Będę wypatrywać niecierpliwie kolejnych tomów z serii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz