Przyznaję, że w trakcie czytania miałam kilka chwil zwątpienia gdy chciałam odłożyć książkę na bok i nigdy do niej nie wracać. A wszystko spowodowane było tym, że nie udało mi się uniknąć spoilerów zalewających internet. Po części wiedziałam czego mogę się spodziewać w tej części. Przeczytałam jednak. I cóż? Mam ochotę podejść do pana Martina i powiedzieć mu: ,,Chrzań się!". Kolejne śmierci nie są już tak zaskakujące i wstrząsające jak śmierć Neda czy Robba. Teraz już chyba z pewnym przyzwyczajeniem na to patrzę i staram się nie przywiązywać do postaci bo za chwilkę znikną.
Na pewno ta część jest dużo lepsza niż pierwsza cześć ,,Tańca ze smokami". Postacie trochę się ogarnęły i zaczęły walczyć o swoje. Cóż różnie im to wychodzi ale przynajmniej nie czekają już na znak z nieba. Jak zawsze na koniec tomu, sytuacja zostaje totalnie odwrócona. Nic nie jest takie jak było i nikt nie pozostaje bezpieczny. Ręce swędzą aby sięgnąć po kolejny tom a tu pustka... Pozostaje tylko cierpliwość i nadzieją, że Martin zaskoczy wszystkich i szybko wyda ,,Wichry zimy".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz