Ostatnio pojawiło się wiele publikacji, których akcja rozgrywa się w
obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Z półek w księgarniach wręcz
krzyczą tytuły zawierające słowo ,,Auschwitz". Z pewnością dobrym i
ważnym jest aby pamiętać i szanować ludzi, którzy cierpieli i tam
zginęli. W ,,Kołysance z Auschwitz" zostaje przywołana autentyczna
postać niemieckiej pielęgniarki Helene Hannemann, która znalazła się w
obozie wraz z piątką swoich dzieci, które nosiły w sobie krew zarówno
niemiecką jak i cygańską. Helene, w obozie została oddelegowana przez
doktora Mengele do stworzenia przedszkola. Jej cele były odmienne od
tego czym kierowali się naziści, ona w nieludzkim świecie chciała
zapewnić wszystkim dzieciom trochę normalności i sprawić by poczuły
chociaż okruchy radości dzieciństwa.
Chociaż powieść ,,Kołysanka z Auschwitz" powstała na kanwie autentycznych zdarzeń i autentycznych postaci mam do niej mieszane uczucia. Z pewnością postacie takie jak Helene zasługują by o nich mówić i pamiętać ale sposób w jaki została przedstawiona ona oraz rzeczywistość z jaką przyszło jej się zderzyć budzi moje wątpliwości. Mam poczucie, że chcąc opowiedzieć dobrze tą historię należałoby się bardziej pochylić zarówno nad historią niemieckich Cyganów, obozu jak i poszczególnych postaci. Wiem, że głębokie wejście w ten świat mogłoby przytłoczyć i przerazić bo zamiast wzruszającej opowieści powstałby dramat i horror, którego przeciętny czytelnik nie byłby w stanie udźwignąć. Dlatego wyraźnie widać w powieści łagodzenie przekazu: obóz jest straszny ale panuje w nim względna normalność, ludzie giną ale jacyś, gdzieś, kiedyś, SS-mani są straszni ale nie do końca wiadomo dlaczego, doktor Mengele ma ludzką twarz. Nie kwestionuję, że z pewnej perspektywy taki mógł być widoczny obraz obozu, w końcu w każdym piekle można wypracować coś co nazwie się ,,normalnością" ale czasem mam poczucie, że takie książki robią więcej krzywdy historii niż pożytku. Łagodzą wydźwięk największej tragedii ostatniego stulecia, umniejszają winy i przyzwyczają zamiast wywoływać szok, oburzenie, niezgodę i w ten sposób utrwalając pamięć.
,,Kołysanka z Auschwitz" to niestety tylko czytadło. Trochę wzruszające, leciutko dające poczuć dreszcz niepokoju. Ale generalnie mdłe i nijakie. Szkoda bo bohaterowie powinni zostać zapamiętani.
Chociaż powieść ,,Kołysanka z Auschwitz" powstała na kanwie autentycznych zdarzeń i autentycznych postaci mam do niej mieszane uczucia. Z pewnością postacie takie jak Helene zasługują by o nich mówić i pamiętać ale sposób w jaki została przedstawiona ona oraz rzeczywistość z jaką przyszło jej się zderzyć budzi moje wątpliwości. Mam poczucie, że chcąc opowiedzieć dobrze tą historię należałoby się bardziej pochylić zarówno nad historią niemieckich Cyganów, obozu jak i poszczególnych postaci. Wiem, że głębokie wejście w ten świat mogłoby przytłoczyć i przerazić bo zamiast wzruszającej opowieści powstałby dramat i horror, którego przeciętny czytelnik nie byłby w stanie udźwignąć. Dlatego wyraźnie widać w powieści łagodzenie przekazu: obóz jest straszny ale panuje w nim względna normalność, ludzie giną ale jacyś, gdzieś, kiedyś, SS-mani są straszni ale nie do końca wiadomo dlaczego, doktor Mengele ma ludzką twarz. Nie kwestionuję, że z pewnej perspektywy taki mógł być widoczny obraz obozu, w końcu w każdym piekle można wypracować coś co nazwie się ,,normalnością" ale czasem mam poczucie, że takie książki robią więcej krzywdy historii niż pożytku. Łagodzą wydźwięk największej tragedii ostatniego stulecia, umniejszają winy i przyzwyczają zamiast wywoływać szok, oburzenie, niezgodę i w ten sposób utrwalając pamięć.
,,Kołysanka z Auschwitz" to niestety tylko czytadło. Trochę wzruszające, leciutko dające poczuć dreszcz niepokoju. Ale generalnie mdłe i nijakie. Szkoda bo bohaterowie powinni zostać zapamiętani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz