Tytuł oryginału: Come Sundown
Już chyba kiedyś mówiłam, że rok bez Nory Roberts to rok stracony. Lubię jej styl, lubię to w jaki sposób buduje kreacje bohaterów i ich związki z otoczeniem. Często czytając mam wrażenie, że sama przeniosłam się do świata jej powieści i sama krzątam się w gdzieś w tle: gotując, przekomarzając się, obserwując. I chyba dlatego, że lubię autorkę i przeczytałam sporo jej powieści lepiej i wyraźniej widzę, że powoli staje się takim wężem zjadającym swój ogon. Na potęgę kopiuje swoje wcześniejsze pomysły, miesza dobrze znane wątki i zamiast nowej, lekkiej opowieści otrzymujemy trochę nużący zbitek wszystkiego.
Jedna z ostatnich jej powieści jakie się ukazały ,,Przed zmierzchem" jest opowieścią o młodej kobiecie Bodine, która odpowiada za prowadzenie rodzinnej firmy. Po latach nieobecności na jej drodze staje młodzieńcza miłość, kowboj Callen. Bohaterowie dosyć szybko dostrzegają łączącą ich nić uczucia i zaczyna rozwijać się ich związek, który bardzo szybko przeskakuje fazę zauroczenia a wręcz ekstremalnie szybko staje się dojrzałym, poważnym związkiem. Jedyną perturbacją jaka w niewielkim stopniu zakłóca sielankę jest odnalezienie zaginionej przed wielu laty ciotki Bodine, która była przetrzymana przez psychopatę. W tym samym czasie również ktoś zabija dwie młode kobiety.
Nora Roberts przedobrzyła. W standardowej długości powieści upchnęła całe może wątków, problemów i bohaterów. Spłyciła i potraktowała po łebkach to co zawsze było największym atutem jej powieści. Zmieściła całe morze bzdurnych niepotrzebnych i nic nie wnoszących dialogów, za bardzo skupiła się na detalach tła zapominając o tym co ma być kwintesencją powieści (przykład: doskonale wiemy czym zajmują się bohaterowie w sensie zawodowym, znamy ich plan dnia ale pary rodzą się od pstryknięcia palcem i totalnie niezrozumiałe jest czemu za kilka stron są już oświadczyny). Nie wspomnę już, że stworzyła trzy pary ale każdą historię zupełnie przeskoczyła, ledwie tylko sygnalizując początek i koniec. I może przeżyłabym jeszcze bardzo, bardzo słaby wątek obyczajowy gdyby chociaż kryminalno-sensacyjny był lepszy. Każdy kto choć trochę ma wyczucia od razu domyśli się co się stanie a finał jest po prostu żenująco słaby.
Jest mi smutno bo lubię Norę. Jej książki towarzyszą mi od wielu lat i zawsze sprawiały, że gubiłam przy nich poczucie czasu oraz były relaksem idealnym. Ta jest jednak totalnym niewypałem. Słaba, przegadana, nudna i bez pomysłu.
Jedna z ostatnich jej powieści jakie się ukazały ,,Przed zmierzchem" jest opowieścią o młodej kobiecie Bodine, która odpowiada za prowadzenie rodzinnej firmy. Po latach nieobecności na jej drodze staje młodzieńcza miłość, kowboj Callen. Bohaterowie dosyć szybko dostrzegają łączącą ich nić uczucia i zaczyna rozwijać się ich związek, który bardzo szybko przeskakuje fazę zauroczenia a wręcz ekstremalnie szybko staje się dojrzałym, poważnym związkiem. Jedyną perturbacją jaka w niewielkim stopniu zakłóca sielankę jest odnalezienie zaginionej przed wielu laty ciotki Bodine, która była przetrzymana przez psychopatę. W tym samym czasie również ktoś zabija dwie młode kobiety.
Nora Roberts przedobrzyła. W standardowej długości powieści upchnęła całe może wątków, problemów i bohaterów. Spłyciła i potraktowała po łebkach to co zawsze było największym atutem jej powieści. Zmieściła całe morze bzdurnych niepotrzebnych i nic nie wnoszących dialogów, za bardzo skupiła się na detalach tła zapominając o tym co ma być kwintesencją powieści (przykład: doskonale wiemy czym zajmują się bohaterowie w sensie zawodowym, znamy ich plan dnia ale pary rodzą się od pstryknięcia palcem i totalnie niezrozumiałe jest czemu za kilka stron są już oświadczyny). Nie wspomnę już, że stworzyła trzy pary ale każdą historię zupełnie przeskoczyła, ledwie tylko sygnalizując początek i koniec. I może przeżyłabym jeszcze bardzo, bardzo słaby wątek obyczajowy gdyby chociaż kryminalno-sensacyjny był lepszy. Każdy kto choć trochę ma wyczucia od razu domyśli się co się stanie a finał jest po prostu żenująco słaby.
Jest mi smutno bo lubię Norę. Jej książki towarzyszą mi od wielu lat i zawsze sprawiały, że gubiłam przy nich poczucie czasu oraz były relaksem idealnym. Ta jest jednak totalnym niewypałem. Słaba, przegadana, nudna i bez pomysłu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz