piątek, 20 października 2017

,,Mroczny spadek" Małgorzata Mossakowska-Górnikowska


Młoda dziewczyna, Maja, zostaje nagle obarczona całą lawiną spraw. Śmierć ojca i nieuregulowane sprawy majątkowe sprawiają, że staje się główną osobą odpowiedzialną za pewne stare mieszkanie. Nic nie zapowiada tego co dopiero ma się wydarzyć: mieszkanie obarczone jest tajemnicą sięgającą lat powojennych i tylko przypadek sprawia, że to Mai dane jest poznać jego sekrety. Zostaje obarczona spadkiem, którego ciężar znacznie przewyższa jej możliwości. Na szczęście lub nieszczęście zaczyna kręcić się koło niej kilka osób, których cele nie od razu są wystarczająco czytelne.

Autorka nie ułatwia czytelnikowi zadania. Pierwsze ok. 100 stron to bariera, którą zdecydują się pokonać tylko najbardziej wytrwali. Obawiam się, że spora cześć rzuci książkę w kąt i szybko o niej zapomni. Autorka zafundowała na wstępie dokładną i bardzo szczegółową batalię z polską biurokracją. Gdyby ktoś potrzebował przewodnika co robić w przypadku śmierci krewnego, który pozostawia po sobie tylko długi - na kartach powieści znajdzie przewodnik gdzie się udać, o jakie drugi się starać oraz ile wynosi taksa urzędowa. Był taki moment, że odkładałam powieść umęczona na równi z główną bohaterką.

A dopiero po mniej więcej ogarnięciu spraw urzędowych zaczyna się prawdziwa akcja. Wtedy wszystko wreszcie nabiera tempa. Pojawia się tajemnica, niebezpieczeństwo, całe morze domysłów, gdzieś w tle przebłyskuje wątek romansowy, który ma sporo zawirowań i odcieni. Sprawia to, że trudno się oderwać. Powieść nabiera życia, emocji. Pojawia się napięcie i oczekiwania na właściwe rozwiązanie. Sami bohaterowie także zaczynają nabierać głębi, pogłębia się ich rysunek, są niejednoznaczni i stają się trochę mniej przewidywalni. Pikanterii całości dodają umiejętnie wprowadzane motywy sensacyjne.

,,Mroczny spadek" jest powieścią nierówną. Początek przegadany, nużący i nudny. Na szczęście im dalej tym lepiej. Pojawiają się elementy jakie lubię. Wątki zaczynają się komplikować i wciągają czytelnika coraz bardziej. Snuje on domysły i próbuje rozgryźć co właściwie stoi u podstaw całej zagadki oraz jak może się skończyć. I chociaż sam finał jest szokujący to właściwe zakończenie jest proste. Autorka prowadziła fabułę po linii sinusoidy - w dół, w górę, potem znów w dół, żeby trochę uspokoić nerwy a na koniec gwałtowny wystrzał w górę. Pozostawia to tylko czytelnika z głupią miną i pytaniem: ale jak to? Mam nadzieję, że to jeszcze nie ostatnie słowo w tym temacie, bo tak się nie robi czytelnikowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz