poniedziałek, 30 grudnia 2024

,,Na zawsze w sercu" Gry Kappel Jensen

Tytuł oryginału: Forglem mig ej

 Po wakacyjnej przerwie cztery przyjaciółki wracają do Akademii Rosenholm. Dramatyczne wydarzenia jakie rozegrały się w poprzednim roku szkolnym położyły się cieniem na ich życiu. Obietnica złożona duchowi zamordowanej Trine bardzo im ciąży i z większym zaangażowaniem spróbują odkryć co wydarzyło się przed laty. Jednak drugi rok nauki w akademii to czas gdy muszą podjąć pierwsze decyzje co do swojej przyszłości. Zaczynają się ukierunkowywać ich zdolności, jednak nie wszystko przebiega tak jak to zostało zaplanowane.

,,Na zawsze w sercu" to tom lepszy niż ,,Róże i fiołki". Mocniej skoncentrowany na głównym wątku, którym jest poszukiwanie zabójcy Trine. To właśnie na śledztwie skupi się cała uwaga, szczególnie, że dziewczyny wpadną na ważny trop. Nie ma tutaj też aż tylu romantycznych zawirowań, chociaż to co wydarzyło się wcześniej zaważy na rodzącej się przyjaźni. Odkryte zostanie kilka sekretów oraz do głosu dojdą tłumione pragnienia, szczególnie, że dostaną wsparcie z nieoczekiwanej strony. Jak wcześniejszy tom koncentrował się głównie na Kristine, to teraz na pierwszy plan wysuwa się Malou - bohaterka najbardziej niejednoznaczna, zadziorna i zdeterminowana. To ona będzie siłą napędową całej opowieści i nada jej charakter.

Trzeba przyznać, że robi się ciekawiej w tym tomie. Po pierwszym uważałam, że jest to tylko miła historyjka, lekka, łatwa i przyjemna do czytania ale równie szybko uciekającą z pamięci. I tak w sumie było, bo gdy zaczynałam czytać ten miałam problem żeby się połapać. Jednak ta część mnie wciągnęła. Jest mroczniejsza, bardziej skupiona na wątku kryminalnym, ujawnia kilka zaskakujących sekretów, które zmieniają perspektywę a przede wszystkim ma zakończenie, które woła: ja chcę ostatni tom! Warto dać tej serii szansę, bo zdecydowanie pierwszy tom nie zapowiadał tego co dzieje się później. I tak,nadal jest to opowieść dla młodszych czytelników, więc mimo wszystko całość  jest w wersji soft, ale nadal wciąga. 

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Book4Ya!

niedziela, 29 grudnia 2024

,,Grzech śmiertelny" Margit Sandemo

 Tytuł oryginału: Dödssynden


,,Grzech śmiertelny" rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, gdzie zakończyła się ,,Tęsknota". Cecylia Meiden wraca do Danii po wizycie w domu rodzinnym. Zdaje sobie sprawę, że to co zrobiła było błędem ale jeszcze nie wie jakie wywoła to konsekwencje. Szybko orientuje się, że jest w ciąży co może grozić całkowitą kompromitacją. Jednak w znacznie gorszej sytuacji jest jej przyjaciel, Alexander Paladin. Dlatego postanawiają pomóc sobie nawzajem i zawrzeć małżeństwo. Nikogo to zbytnio też nie dziwi pośpiech bo wojna trzydziestoletnia puka do bram. I to właśnie wojna wyzwoli coś, co Tengel Dobry tylko podejrzewał.

Historia Cecylii i Alexandra ma w sobie dużo uroku. Dwoje bardzo dobrych przyjaciół, których okoliczności zmusiły do małżeństwa i którzy powoli odkrywają, że jednak łączy ich coś więcej. Ale to nie tylko opowieść o miłości ale także o zagrożeniu jakim był w XVII wieku homoseksualizm. Alexander mimo, że był dobrym, mądrym i wrażliwym człowiekiem oraz zdolnym żołnierzem jako homoseksualista mógłby ponieść najsurowszą karę. Jego wątek, trochę dziwny ze współczesnej perspektywy, jest mimo wszystko bardzo pozytywny. Alexander to jest postacią, którą czytelnik może polubić i ją wspierać. Razem z Cecylią muszą pokonać wiele przeszkód, czasem nawet uciec się do kłamstw, by finalnie móc osiągnąć szczęście.

Oprócz wątku Cecylii i Alexandra, którzy dominują w tym tomie, na scenie pojawiają się synowie Arego. To ich oczami obserwujemy przerażającą rzeczywistość żołnierską. Tarjei jako utalentowany medyk będzie miał ważną rolę do odegrania, również Trond i Brand przekonają się, jak walka i zabijanie mogą zmienić człowieka.

,,Grzech śmiertelny" można pochłonąć na raz. To historia wciągająca i zaskakująca. Może mniej w niej fantastyki a więcej prawdziwej historii i obserwacji społecznych, jednak nadal mocno czuć klimat sagi. 

1. Zauroczenie

2.Polowanie na czarownice 

3.Otchłań

4. Tęsknota

5. Grzech śmiertelny

piątek, 27 grudnia 2024

,,Rozdroże kruków" Andrzej Sapkowski


Nigdy nie byłam wielką fanką cyklu wiedźmińskiego Andrzeja Sapkowskiego, chociaż wszystkie tomy kiedyś przeczytałam. Niektóre nawet kilkakrotnie np. ze względu na studia. Nie trzeba być fanem, żeby jednak wiedzieć, że Wiedźmin zajmuje specjalne miejsce w polskiej literaturze fantastycznej. Dlatego zrozumiałe jest, że pojawienie się kolejnego tomu cyklu będzie WYDARZENIEM. To nie jest kolejna, przypadkowa książka. To nie Mróz, Puzyńska czy Twardoch. To coś, obok czego nikt, nie przejdzie obojętnie. I chyba najlepiej widać to w ocenach bo jedno się zachwycają a inni nie pozostawiają suchej nitki.

Dla mnie ,,Rozdroże kruków" to świetna przygodówka. Obserwujemy młodziutkiego Geralda, który wyrusza w swoją pierwszą misję i to od początku trochę pechową. Broniąc honoru młodej dziewczyny zabija bandytę, za co zostaje uwięziony. Bo przecież wiedźmin ma zabijać potwory a nie ludzi. Na ratunek przychodzi mu tajemniczy, starszy wiedźmin Preston Holt, który ratując Geralda wydaje się jakiś cel. Dopiero kierując się radami Prestona dla młodego wiedźmina zaczyna się prawdziwa przygoda, która doprowadzi go do nieoczywistych wniosków i w pewien sposób określi całe jego przyszłe życie.

,,Rozdroże kruków" może jest bardziej oszczędne jeśli chodzi o klimat ale jest pełne zwrotów akcji, ma lekki styl i odkrywa przed czytelnikiem początek drogi Geralda. Doskonale czuć młodość, niedoświadczenie i sztubacką lekkomyślność. Nie ma może wielkiej polityki i wielkich intryg, są jednak te mniejsze, w których środek młody wiedźmin się wpakuje , stając się narzędziem w rękach innych. Czuć specyficzny humor Sapkowskiego, podparty paroma celnymi ripostami. Pewnym jest, że ten tom nie jest przełomowym. Nie dokłada żadnej istotnej cegiełki do wiedźmińskiego świata ale się przyjemnym powrotem i idealną lekturą pod choinkę. Ja bawiłam się świetnie.

poniedziałek, 23 grudnia 2024

..Mrok jest miejscem" Ariadna Castellarnau

Tytuł oryginału: La oscuridad es un lugar

Gdy weźmiemy do ręki zbiór opowiadań ,,Mrok jest miejscem" zabaczymy lekką, cieniutką książkę. Szybkie kartkowanie i wydaje się, że to będzie króciutka lektura, w sam raz na popołudnie. Jednak już pierwsze opowiadanie zburzy spokój. Historia uciekającej rodziny nie jest czymś czego się spodziewałam. Jest mroczna, niepokojąca, niszcząca ustalony porządek i pokazująca świat od tej gorszej, ciemniejszej strony. I dokładnie takie jest każde kolejne opowiadanie. To nie jest świat, który chcemy znać.

Motywem przewodnim zbiorku jest rodzina, relacja na linii rodzice i dzieci. Jednak nie ma tutaj uczuć i emocji, których się spodziewamy. Nie ma ciepła, opiekuńczości, bliskości. Jeśli jest miłość to chorobliwa, zaborcza, dysfunkcyjna. Jest miłość opętana szaleństwem lub cierpieniem. Opowiadania są króciutkie, wydają się być zaledwie szkicem jednak ujęte w nich jest tak wiele niepokoju. Idealnie trafiają w punkt, wyciągają esencję po to by pokazać to co najmroczniejsze, by odsłonić to co chowa się gdzieś w oddali.

Żadne z opowiadań nie daje jasnej odpowiedzi. Zostają przerwane zanim padnie wyjaśnienie. Dają dużo pola do własnej interpretacji, która wyzwala coś niepokojącego. Są niczym mroczna baśń, gdzie brakuje tego sztampowego ,,i żyli długo i szczęśliwie". Tu wszystko jest odwrócone, wynaturzone, złe. Brakuje poczucia bezpieczeństwa. Jest tylko mrok, który z każdym kolejnym opowiadaniem staje się coraz bardziej namacalny.

,,Mrok jest miejscem" to z pewnością zbiór opowiadań, wobec których trudno przejść obojętnie. Bardzo oszczędna forma, pozostawia dużo miejsca na własną interpretację. Jedno opowiadanie, jedna scena. Trochę bez szerszego kontekstu, sprowadzona do wyciągnięcia esencji i wywołania niepokoju. Bo brakuje fundamentalnych odpowiedzi na pytania ,,dlaczego?" i ,,co dalej?". Może to tylko koszmar, który zaraz zniknie? Baśniowy, oniryczny klimat jeszcze dodatkowo potęguje to wrażenie.


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego bo.wiem!

piątek, 20 grudnia 2024

,,Leśna obietnica" Patrycja Żurek


 Zdecydowanie odkryciem tego roku są dla mnie książki wydawnictwa Dragon. Różna tematy, różny poziom ale dotychczas miałam wrażenie, że to takie ciepłe, pozytywne, czasem bardziej poruszające, czasem bardziej życiowe książki, które są idealną odskocznią od rzeczywistości. Po ostatnich kilku bardzo dobrych spotkaniach, trafiłam na coś co mi nie zagrało.

,,Leśna obietnica" to opowieść, która wpisuje się w modny ostatnio motyw słowiańszczyzny. Żaneta wraz z matką ukryły się w lesie przed okrucieństwem wojny. Tam właśnie matka dziewczyny zawarła okrutny układ z leśnym bóstwem Dziewanną. Od tego momentu męski potomek musi być oddany w ręce bogini. Żaneta dopiero gdy spotka na swojej drodze drwala Jaromira dowie się, że obietnicę złożoną Dziewannie trudno jest zerwać.

,,Leśna obietnica" to powieść bardzo chaotyczna i z ogromnym zmarnowanym potencjałem. Zaczyna się ciekawie jednak szybko okazuje się, że właściwie z podejmowanych wątków nic nie wynika. Historia relacji matki z córką, miłości Żanety i Jaromira zanim się na dobre rozkręcą już się skończyły. Opowieść o dzieciach z niepełnosprawnościami, która miałam nadzieję, że będzie potężną lekcją wrażliwości i tolerancji, ogranicza się tylko do rzucenia kilku skomplikowanych nazw i właściwie nie dowiadujemy się dlaczego. Nawet samej mitologii słowiańskiej jest tutaj jak na lekarstwo.

Denerwowało mnie też zagubienie faktograficzne. Teoretycznie akcja powieści zaczyna się pod koniec II wojny światowej czyli ok 1945 roku i wtedy Żaneta jest młodą wchodzącą w życie dziewczyną. Po czym chwilę później, gdy nadal jej dzieci są małe dowiadujemy się, że nastały rządy Gierka. Zaskakująco szybko minęło ćwierć wieku. Jakoś też ciężko mi uwierzyć, że dziewczyna wychowana  w środku lasu, tuż po wojnie rzuca pojęciami jak gen i mutacja genu. I przymknęłabym oko na wszystkie babole gdyby z tej historii coś wynikało. Jest tylko zlepek luźnych pomysłów ubrany w lekką historyjkę. Chyba największym plusem jest lekki styl pisarki bo da się to doczytać do końca.

Miałam ogromne oczekiwania wobec tej książki i chyba dlatego mocniej czuje się rozczarowana. Tutaj nie ma nic z tego na co liczyłam. Nie ma ciepła, mądrości, emocji. Nie ma słowiańskiego, baśniowego klimatu. Jest piękna okładka. Przykro mi to pisać  ale jestem zdecydowanie na ,,nie" jeśli chodzi o tę książkę ale mam nadzieję, że to tylko wypadek przy pracy.


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Dragon!

poniedziałek, 16 grudnia 2024

,,Uranova" Lenka Elbe

 

Tytuł oryginału: Uranova

Narzeczona Henry'go przed trzydziestu laty zapadła się pod ziemię (dosłownie). Teraz on, w ramach terapii, jedzie do małej miejscowości gdzieś w Czechach bo podobno wykrzyczenie się dokładnie tam może mu pomóc poradzić sobie z problemami. I tak Henry wraz z obecną żoną trafia do Jachymowa a zaraz potem do hotelu Skłodowska. Kiedyś w tej mieścinie wydobywano uran. Dziś kopalnia jest już zamknięta jednak to właśnie hotel zdaje się być miejscem gdzie dochodzi do dziwnych zdarzeń. Już jego mieszkańcy są nietuzinkowi, a gdy jeszcze doda się pięciu fizyków z Heidelbergu, tajemniczego Chuchina oraz Henry'ego i jego neurotyczną żoną, zdecydowanie coś się zdarzy.

,,Uranova" to powieść, z którą mam problem. Miałam ochotę na absurdalny czeski humor i w sumie na początku trochę tego jest. Zaintrygował mnie też opis i do samego końca czekałam na jakieś wow, które nie bardzo nadeszło. Powieść opiera się na ciekawym koncepcie. Jest zderzenie trochę nauki, trochę fantastyki z absurdami życia oraz przemyconą w tle trudną historią z czasów komunizmu. Początkowo próbuje powieść udawać horror, szczególnie przez kreację kilku postaci ale szybko się to rozwiewa, bo nie do końca wykorzystany zostaje potencjał.

Bardzo długo czytałam ,,Uranovą" ale mimo wszystko miałam nadzieję na wielkie spektakularne rozwiązanie wszystkich wątków. Czy nadeszło? Cóż, w pewien sposób nadeszło i wpisało się w czeski humor. Z pewnością jest to powieść zaskakująca i nieoczywista. Trochę miszmasz wszystkiego, przez co trudno zaklasyfikować ją do jednego gatunku czy jednoznacznie ocenić. Ma momenty lepsze, ma gorsze. Zaskakuje zwrotami akcji i zupełnie nieoczekiwanymi puentami (nauka Schmitta pamiętamy!). Jest pełna sprzeczności. Z pewnością nie jest to historia dla każdego, a raczej do osób, które lubią absurd, groteskę, przerysowanie pomieszane z lekkim horrorem i powieścią science fiction. Bo dokładnie to tutaj znajdą.

niedziela, 15 grudnia 2024

,,Ludzie na mydło" Tomasz Bonek


 Dorastaliśmy z pełnym przeświadczeniem jak straszliwe i niewyobrażalne były zbrodnie dokonane przez nazistów w trakcie II wojny światowej. Krematoria, Zagłada, wywóz na przymusowe roboty - odczłowieczony świat, w którym życie ludzkie nie było nic warte. I gdzieś pośród całego tego zła krążyły nazwiska takie jak doktora Mengele, który dokonywał przerażających eksperymentów na ludziach, czy oprawców jak Rudolf Hoess. Dodatkowo przebijał się do świadomości ,,fakt" o tym, że naziści przerabiali ludzi na mydło. Tylko czy naprawdę tak było?

Tomasz Bonek przeprowadza reporterskie śledztwo podążając tropem doktora Spannera, patologa i profesora w Instytucie Anatomii w Gdańsku. To właśnie on był oskarżany o przerabianie ludzi na mydło. To właśnie na zapleczu jego instytutu dokonano przerażających odkryć, i to właśnie tam między innymi Zofia Nałkowska wysnuła tezę na temat tej przerażającej działalności. A jak właściwie było? Prawda jest może mniej szokująca ale nadal porażająca i bulwersująca. Może nie było mydła z ludzi ale była fabryka przerabiająca ,,materiał ludzki" na preparaty potrzebne studentom do nauki. Była dehumanizacja zwłok, odbieranie godności zmarłym, traktowanie ich jak przedmiotu oraz oderwanie od najbardziej oczywistych wartości w imię źle pojętej nauki.

,,Ludzie na mydło" przypominają mi książkę, którą czytałam w zeszłym roku ,,Mroczne archiwa". Tam autorka poszukiwała książek oprawionych w ludzką skórę, równocześnie snując opowieść o tym jak łatwo stracić właściwą perspektywę. Dokładnie tak samo jest tutaj. Bonek dokładnie i rzetelnie opisuje zbrodnie hitlerowskie ale równocześnie pokazuje tą zaburzoną perspektywę. Ludzkie ciało straciło swoją godność, stało się materiałem, który bezrefleksyjnie się pozyskiwało z obozów pracy, szpitali psychiatrycznych, więzień, tuż po egzekucji. Wojna była momentem, który zapewniał wręcz niekontrolowany, nieprzerwany dopływ ciał, które nie były ludźmi ale ,,materiałem". Szokujące jest, że w imię nauki i rozwoju medycyny bezrefleksyjnie podchodziło się do ciała ludzkiego po śmierci. Została tylko chora ambicja i pragnienie sławy.

,,Ludzie na mydło" to reportaż w formie krótkich migawek, które dokumentują kolejne szokujące fakty. Pozornie niezwiązane ze sobą. Całościowo budują szokujący obraz. Bo nawet jeśli nie było ludzi na mydło to jednak było szaleństwo, które prowadziło do zachowań, które nie mieszczą się w granicach rozsądku i przyzwoitości. Granica zła została przesunięta bardzo daleko i to co niewyobrażalne się dokonało. I najtragiczniejsze jest, że robiono to w imię nauki. Polecam!

wtorek, 10 grudnia 2024

,,Śmierć w Kornwalii" Daniel Silva

Tytuł oryginału: A Death in Cornwall

 Na kornwalijskim wybrzeżu zostają ujawnione zwłoki znanej i cenionej profesor historii sztuki. Początkowo sprawa zostaje uznana za kolejną napaść nieuchwytnego mordercy Rębajły. Jednak młody policjant nie jest o tym do końca przekonany. Dlatego gdy nadarza się okazja, prosi o pomoc Gabriela Allona -legendarnego szpiega izraelskiego wywiadu, obecnie w stanie spoczynku. Allon szybko odkrywa, że oprócz zaginionego telefonu komórkowego ofiary, interesujący jest także jej zakres zainteresowań. Zamordowana profesor badała sprawę zaginionego obrazu Picassa. Pierwszy trop kieruje Allona do Paryża, gdzie dowiaduje się, że to nie jedyna ofiara powiązana z tym właśnie obrazem. Podążając tropem Picassa wpada na trop afery  o znacznie większym zasięgu, która ma na celu coś znacznie bardziej niebezpiecznego.

Dawno temu czytałam kilka tomów serii o Gabrielu Allonie, więc z ogromną przyjemnością do niej wróciłam. Ten tom zaczyna się pozornie banalnie by potem rozkręcić się na całego. Zdecydowanie na początku nie ma szans by odgadnąć, w którym kierunku podąży intryga. Jest zaskakująca, pełna zwrotów akcji i mocnych odniesień do współczesnych wydarzeń zarówno ze sfery politycznej jak i ekonomicznej czy kulturalnej. Daniel Silva pokazuje ciemną stronę współczesnej finansjery oraz handlu sztuką, który staje się idealnym narzędziem do prania brudnych pieniędzy.

Cała akcja ,,Śmierci w Kornwalii" to jedna wielka jazda bez trzymanki po całej Europie. Czego tam nie ma? Pościgi, kradzieże, ataki hakerskie, przebieranki czy porwania. Nie ma czasu na oddech bo cały czas coś się dzieje. A wszystko okraszone celnymi ripostami, przenikliwymi spostrzeżeniami na temat współczesności oraz niewymuszonym humorem. Daniel Silva daje czytelnikowi prawdziwy, rasowy thriller szpiegowski, który zapewni emocje do samego końca. Polecam!

 

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska!

 

niedziela, 8 grudnia 2024

,,Once Upon a Christmas Eve" Elizabeth Hoyt

 

Tytuł oryginału: Once Upon a Christmas Eve

Kilka lat temu zaczytywałam się w serii romansów historycznych ,,Tajemnice Maiden Lane". W Polsce wydawanie serii zostało przerwane po szóstym tomie a szkoda bo zdecydowanie była to jedna z lepszych. Nieoczywista, bardzo dobrze napisana, pełna wyrazistych bohaterów oraz rozgrywająca się na tle ciemniejszej strony society. Tłem były nie tylko bale i wieczorki ale także ciemne zaułki ubogich dzielnic, gdzie oko sprawiedliwości rzadko zaglądało.  Więc chyba nie jest zaskakujące, że gdy trafiłam na ,,Once Upon a Christmas Eve" koniecznie chciałam jeszcze raz zanurzyć się w świecie bohaterów, których dobrze już poznałam i polubiłam.

,,Once Upon a Christmas Eve" nie jest pełnoprawną powieścią. To zaledwie nowelka będąca uzupełnieniem cyklu. Jej bohaterami są postaci, które pojawiają się na drugim planie w tomie piątym. Sarah St. John to młodsza, uparta i bardzo samodzielna siostra Godricka. Natomiast wicehrabia D'Arque przewijał się przez cały cykl gdzieś w tle i był bardzo niejednoznaczną postacią. W tym tomiku, uszkodzony powóz i choroba ukochanej babki D'Arque sprawiają, że muszą spędzić wspólnie okres świąteczny. Zaczyna się od słownych złośliwości i celnych ripost, jest kilka śmiesznych splotów okoliczności ale finalnie okaże się, że pod powłoką szorstkości, złośliwości kryje się nieodparta chemia i coś znacznie mocniejszego.

Największa zaleta tej historii jest to, że jest króciutka i bardzo lekka. Nie ma tutaj tematów znanych z poprzednich tomów, raczej wszystko koncentruje się wokół świątecznej atmosfery. Jest uroczo, zabawnie ale z lekkim pazurem i szczyptą romantyzmu. Od początku widać, że Sarę i Adama coś łączy, chociaż oni stanowczo temu zaprzeczają. Tylko kto nie ulegnie magii świąt, nie podda się czarowi wieczoru i nie odkryje, że pozory czasem mylą. Trochę szkoda, że Sarah i Adam nie doczekali się prawdziwej powieści bo zdecydowanie ich historia miała potencjał na więcej. Bardzo zostały uproszczone ich postaci. Adam nagle przestał być łajdakiem a Sarah okazała się mieć historię, która aż prosiła się o rozwinięcie. Ale to nic, mimo to spędziłam z nimi cudowne popołudnie i bawiłam się świetnie.

piątek, 6 grudnia 2024

,,Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach" Henryk Biegeleisen


 ,,Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach" to kolejna z publikacji w cyklu ,,Wierzenia i Zwyczaje" od Wydawnictwa Replika, które sięga do korzeni polskich badań nad ludowością. Tym razem jest to klasyczna praca wybitnego badacza etnografii Henryka Biegeleisena poświęcona śmierci. Praca powstawała w 1930 roku i jest zbiorem wierzeń dotyczących śmierci, jednak nie odwołuje się tylko do tradycji polskich ale przywołuje przykłady z całego świata. Praca  ta jest fascynującym kompendium wiedzy o dawnych, zapomnianych wierzeniach.

Zaczyna się od symboli i znaków które uprzedzały przodków o nadchodzącej lub możliwej śmierci. Dokładnie opisuje wszystkie jej elementy oraz oznaki. Potem przywołane jest pojęcie duszy i to jak ona jest pojmowana oraz co może dziać się z nią po śmierci. Sporo miejsca poświęcone jest właśnie życiu pozagrobowemu - wierze w powroty zmarłych pod różnymi postaciami oraz jak sobie z tym radzić. To zarówno przykłady upiorów, duchów pokutujących oraz tych skazanych na wędrówkę po ziemi przez żywych, którzy nie dopełnili pewnych rytuałów. Bo świat dawnych wierzeń dotyczących śmierci pełen był określonych zachowań, znaczeń. Miał swój rytm i przebieg, którego zakłócenie mogło sprowadzić cierpienie i potępienie. Dawne obcowanie ze śmiercią nie kończyło się na cmentarzu w trakcie pogrzebu. Był to punkt kulminacyjny ale poprzedzony wieloma obrzędami, nie kończący się też w momencie umieszczenia ciała w grobie.

Gdy czytałam pracę Henryka Biegeleisena cały czas towarzyszyło mi poczucie, jak biedne są współczesne zwyczaje związane ze śmiercią. Wyrugowaliśmy wszelkie zapowiedzi śmierci jako zabobony, o duszy nie myślimy, nasi bliscy odchodzą w bezosobowo w szpitalu, pogrzeb ogranicza się do szybciej ceremonii, czasem poprzedzonej jakimś czuwaniem. Odhaczamy bezrefleksyjnie kolejne punkty równocześnie nie umiejąc sobie radzić z żałobą. Natomiast cały dawny ceremoniał, wszystkie zwyczaje, wierzenia i obrzędy przygotowywały i oswajały ze śmiercią. Nie odcinały drastycznie więzi, raczej tworzyły poczucie sprawczości wśród żyjących. Oni nadal mieli swoje zadanie wobec zmarłego, które równocześnie mogły ich uchronić przed śmiercią. Śmierć paradoksalnie nie była tabu, była obecna, była znajoma, można było sobie z nią radzić (a przynajmniej mieć takie poczucie). Była nieuchronna ale spersonifikowana.


,,Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach" to pozycja ciekawa ale równocześnie bardzo trudna. Już pierwszą przeszkodą jest archaiczny język, do którego trzeba się przyzwyczaić bo początkowo mocno utrudnia odbiór. Nie jest to też publikacja popularnonaukowa ale naukowa, co doskonale widać w konstrukcji czy obszernej bibliografii. Mimo tych trudności zachwyca ogromem zgromadzonego materiału źródłowego, bogactwem anegdot, zebranych autentycznych wierzeń i obrzędów. Jest cennym zabytkiem opisującym jak postrzegano śmierć i rytuały z nią związane jeszcze na początku XX wieku. Polecam!

wtorek, 3 grudnia 2024

,,Uciekająca narzeczona" Denise Hunter

 

Tytuł oryginału: The Goodbye Bride

Lucy budzi się na podłodze w łazience w przypadkowej knajpce. Jest w sukni ślubnej a przecież ślub z ukochanym Zakiem ma odbyć się za miesiąc. Dziewczyna jest zdezorientowana i zagubiona, nie wie czemu znajduje się w mieście oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów od miejsca jej zamieszkania. Wie tylko, że kocha Zaka i tylko on może jej pomóc. Więc będzie w szoku gdy dowie się, że rzuciła ukochanego siedem miesięcy temu a obecnie miała wyjść za kogoś innego. Tylko, że ona nie umie przypomnieć sobie ostatnich miesięcy a wszystko co dzieje się wokół niej jest jej obce. Jedyną spokojną przystanią jest Zac i Summer Harbor. Jest tylko jeden problem, on jej nie wierzy a powrót do stanu sprzed miesięcy nie jest możliwy.

,,Uciekająca narzeczona" to drugi tom serii o trzech braciach mieszkających w malowniczym miasteczku Summer Harbor. Dawno temu czytałam pierwszą część, więc gdy na półce w bibliotece wypatrzyłam tę, wiedziałam, że chcę wrócić do tego cyklu i się nie rozczarowałam. Denise Hunter kolejny raz serwuje nam ciepłą, mądrą opowieść w duchu romansu chrześcijańskiego o dwojgu zagubionych, rozdartych ludzi. Amnezja jaka dopada Lucy nie jest jej największym problemem. Dużo bardziej ciążą jej przeżycia i doświadczenia ciągnące się za nią od lat, z którymi nie umie się dzielić i nie umie z nimi walczyć. Z ogromną ciekawością obserwujemy jak dziewczyna uparcie walczy o to by Zac ponownie jej zaufał ale równocześnie próbuje ona zrozumieć samą siebie i odtworzyć brakujące siedem miesięcy. Co sprawiło, że z dnia na dzień opuściła ukochanego?

,,Uciekająca narzeczona" wnosi dużo ciepła. To dobra, pozytywna opowieść. Może i momentami naiwna ale pełna uroku. Z  zainteresowaniem i sympatią śledzi się perypetie pary głównych bohaterów, którzy próbują naprawić to co wydawało się już, że przepadło. To też opowieść o walce z własnym strachem, poczuciem odrzucenia i zagubieniem. Kolejny raz Denise Hunter udowadnia, że da się napisać mądrą powieść romantyczną bez popadania w banał czy moralizowania. Jest zwyczajnie, pozytywnie i kojąco, wręcz idealna opowieść na szare listopadowe wieczory.Polecam!

niedziela, 1 grudnia 2024

,,Katedra" Ben Hopkins

Tytuł oryginału: Cathedral

 Początek XIII wieku, Hagenburg. Urzędujący biskup podjął się karkołomnego zadania przebudowy tamtejszej katedry Najświętszej Marii Panny. Ma ona stać się symbolem miasta i jego panowania. Jednak to nie sama katedra jest najważniejsza. Ona jest tylko tłem dla toczącego się w jej cieniu. To u jej stóp skrywa się skarbnik biskupi, dwaj bracia, którzy wyrwali się ze wsi i próbują zmienić swoje życie, mistrz kamieniarski, rodzące się gildie kupieckie. Na tle powstającej katedry doskonale widać spiski, intrygi i podziały. To tutaj zapalają się stosy, na których giną ci, których oskarżono o bycie heretykami, to tutaj rozgrywają się dramaty, tu powstają i upadają fortuny, tu widać kiedy pycha, chciwość, pragnienie władzy dochodzi do głosu.

,,Katedra" jest powieścią monumentalną tak jak budowla, która stała się jej punktem wyjścia. Przepełniona szczegółami, barwnie i bardzo detalicznie opisuje tło historyczne. Jest pełna niuansów, polityki, rozgrywek, mniejszych i większych intryg. Skupiona na losach wielu bohaterów daje ogląd na prawie każdą z warstw średniowiecznego społeczeństwa. Jednak takie rozdrobnienie powoduje też chaos i nie pozwala się dobrze skupić na fabule. Cały czas trzeba przeskakiwać pomiędzy postaciami i próbować spamiętać ich wzajemne koligacje. Trudno jest zidentyfikować bohaterów ale myślę, że jest to celowy zabieg, trochę zgodny z duchem epoki. W średniowieczu jednostka nie była istotna, indywidualizm dopiero miał nadejść. W średniowieczu liczyło się całe społeczeństwo a dokładnie to też widać z perspektywy monumentalnej katedry. Bohaterowie nie są ważni jako oni sami ale jako przykład czegoś większego. Stają się symbolem wydarzeń, ich jednostkowe losy nie mają większego znaczenia bo równowaga sił się nie zmienia. Władza zostaje tam gdzie była, zakulisowe rozgrywki są takie same jak zawsze. A katedra trwa i nie ważne co zmienia się u jej stóp.

Przyznam, że miałam obawy ale jednak ,,Katedra" mnie pochłonęła. Ma swój klimat, genialne tło historyczne i mimo, że są momenty gdy można się zgubić w gąszczu postaci to świetnie są uchwycone pewne uniwersalne prawdy. Powieść dotyka najważniejszych problemów epoki: polowania na heretyków, konflikty możnych, rozgrywki na linii państwo-kościół, niezaspokojone pragnienie władzy i bogactwa. A równocześnie świetnie pokazuje, że los ludzki jest ulotny, i o ile katedra trwa, to oni są tylko mgnieniem oka. Polecam!