wtorek, 25 czerwca 2024

,,Kod kapitalizmu" Marcin Napiórkowski


 Trochę mi się ta książka zlała w jedną całość z poprzednią przeze mnie czytaną czyli ,,Rytuałami". Tamtą pochłonęłam i była dla mnie prostym i przejrzystym spojrzeniem na coś co jest nieodłączną i nieuświadamianą częścią naszego życia. Podobnie jest z kapitalizmem. Napiórkowski próbuje pokazać w swojej książce mechanizmy jakie rządzą współczesnym światem. Nie jest to jednak lektura popularnonaukowa. To zdecydowanie mocniej zanurzona w naukowe schematy praca, która pod wieloma względami będzie zrozumiała dla specjalisty, a nie typowego laika jak ja.

Mimo, że dużo miejsca zajmuje naukowe podejście do tematu oraz bardzo socjologiczne podejście nie można przejść obojętnie obok wielu zaskakujących przykładów jakie pojawiają się w tej pracy. Zdecydowanie zaskoczyło mnie podejście do patriotyzmu rozpatrywane z perspektywy Stanów Zjednoczonych i Polski. W tych pierwszych patriotyzm jest przezroczysty - symbole i znaki są tak naturalne, że ich już się nie zauważa oraz jest też w pewien sposób marką samą w sobie. Zdecydowanie odmienne oblicze patriotyzmu mamy w Polsce gdzie ubranie koszulki czy wywieszenie flagi jest pewną deklaracją i nie jest tak naturalne.

Praca Napiórkowskiego ma już kilka lat i zdecydowanie nie nadążyła za tym co stało się na świecie. Podczas gdy autor snuje refleksje o tym czy ciało ludzkie może być przestrzenią marketingową, kolejni ,,influencerzy"udowadniają nam, że granica nie istnieje i w każdy możliwy sposób można reklamować produkty. Tak samo zastanowił mnie podrozdział o tym dlaczego wybieramy oryginalne produkty i co to właściwie o nas mówi i jak bardzo ogranicza przestrzeń do kreatywności,.

,,Kod kapitalizmu" ma kilka bardzo ważnych przemyśleń o współczesnym świecie. Jak bardzo daliśmy się podporządkować z góry narzuconych schematom a przez to sami staliśmy się przestrzenią marketingową. Współczesność nie istnieje bez marek, nie istnieje bez form narzuconych przez późny kapitalizm, który próbuje udawać realność. Chcemy czy nie, od tego nie ma odwrotu ale można trochę się zastanowić zanim dokona się wyboru przed półką w sklepie czy podczas zakupów w internecie. Warto zwrócić uwagę na tę pracę i spróbować wyrobić sobie własne zdanie.

niedziela, 23 czerwca 2024

,,Rytuały" Dimitris Xygalatas

Tytuł oryginału: Ritual: how seemingly senseless acts make life worth living

 Zastanawialiście się kiedyś jaką rolę w naszym życiu odgrywają rytuały? Po co właściwie organizuje się chrzciny, wesela? Po co urządzamy przyjęcia z okazji urodzin? Uroczystości na zakończenie roku szkolnego? Pozornie spokojnie można by się bez tego obejść co doskonale pokazał rok pandemiowy 2020. Wszystko sprawnie działało, dzieci się rodziły, małżeństwa były zawierane, młodzież zaliczała kolejne stopnie edukacji jednak każdy miał poczucie, że jest to jakieś niepełne. Czegoś zabrakło, czegoś zostaliśmy pozbawieni. No właśnie, zabrakło rytuału, który temu powinien towarzyszyć.

Autor już na samym początku pracy poświęconej rytuałom, podkreśla, że właściwie są one bez sensu. Nie wnoszą nic nowego, nie zmieniają okoliczności i spokojnie można by się bez ich obejść ale paradoksalnie społeczeństwo (żadne) nie umie bez nich egzystować. Wcześniej przywołałam przykłady związane z moim kręgiem kulturowym czyli polsko-katolickim, jednak autor idzie znacznie dalej i pokazuje przykłady z różnych kultur zarówno z tych pierwotnych jak i rozwiniętych. I wnioski są jednoznaczne - potrzebujemy rytuałów, czyli czegoś co porządkuje nasze życie, wprowadza stałe powtarzalne elementy, określa tożsamość i przynależność do grupy. I paradoksem jest, że im bardziej skomplikowany czy wymagający rytuał tym buduje on większe poczucie zależności. Autor odwołuje się tutaj głównie do tradycji wielu krajów związaną z chodzeniem po ogniu. Ten bolesny i wymagający rytuał prowadzi do szokujących wniosków - reakcja organizmu nie jest zgodna z reakcją mózgu. Mózg czuje spokój, odprężenie podczas gdy całe ciało szaleje ze stresu. Paradoks.

Nie da się żyć bez rytuałów. I nie ważne czy to jest coś związane z religią, kulturą, społeczeństwem czy czymś zdecydowanie mniejszym jak symboliczny kopniak od przyjaciela przed egzaminem, potarcie talizmany przed stresującą rozmową kwalifikacyjną czy ... nawet wspólna zespołowa kawa w pracy. Tak, to wszystko rytuały i mają one ogromne znaczenie. Przede wszystkim wprowadzają rutynę i spokój do naszego zagonionego świata, identyfikują jako członków określonej społeczności, nadają znaczenie i wartościują zachowania, są takim placebo dla mózgu i punktami kontrolnymi. Nie da się od nich uciec a jeśli jakieś nawet próbuje się wyrugować to na ich miejsce pojawiają się nowe (np. festiwal The Burning Man w Stanach czy zastąpienie uroczystości chrztu przez baby shower). Te pozornie bezsensowne, nieuporządkowane, czasem bezcelowe działania są podwaliną cywilizacji i wbrew pozorom od nich bardzo, bardzo dużo zależy a odebranie ich powoduje niepokój, stres i zakłóca naturalny porządek. Dlatego polecam lekturę ,,Rytuałów" bo to fascynująca praca uświadamiająca rzeczy pozornie oczywiste i w bardzo przystępny sposób je wyjaśniająca. 

 p.s. WYZWANIE 2024 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 62,3 cm  - 1,9  cm = 60,4 cm. 

piątek, 21 czerwca 2024

,,Potwór z Florencji" Douglas Preston, Mario Spezi

 

Tytuł oryginału: The Monster of Florence

Seryjny mordercy i ich zbrodnie od dawna rozpalają wyobraźnię. Nie jedna książka, film czy serial bazuje na ich historii i morderczej działalności. Wielu zapisało się nawet w historii popkultury, otaczając się mgiełką tajemnicy, lęku i długotrwałej bezkarności. Kuba Rozpruwacz, Ted Bundy to już nie tylko synonimy zła ale także społeczne magnesy, które przyciągają połączeniem fascynacji i przerażenia. Podobno każdy kraj ma swojego seryjnego mordercę, która jest sprawdzianem dla służb oraz barometrem społecznym. Dla Włoch kimś takim stał się ,,Potwór z Florencji".

Douglasa Prestona właściwie nie trzeba przedstawiać. To autor bestsellerowych serii kryminalno-przygodowych, żeby tylko wspomnieć o ostatniej wydawanej w Polsce, serii o archeolożce Norze Kelly. Ale to także świetny dziennikarz sprawozdawczy (kto nie zna polecam ,,Zaginione Miasto Boga Małp").  Na początku XXI wieku na jakiś czas przeprowadził się do Włoch z zamiarem napisania kolejnego thrillera. Miał już plan ale rzeczywistość okazała się bardziej interesująca. To wtedy spotkał Mario Speziego, włoskiego dziennikarza śledczego. Spezie poświęcił lata na gromadzenie i publikowanie artykułów o kolejnych atakach ,,Potwora". Morderca ten mordował pary, uprawiające seks na obrzeżach Florencji. Przez prawie dziesięć lat od 1974 roku siał strach i wodził skutecznie za nos śledczych. Kilkunastu mężczyzn było podejrzanych o bycie Potworem. Wielu spędziło wiele miesięcy w areszcie, wytoczono im sprawy ale w żadnym przypadku jednoznacznie nie udowodniono niczyjej winy.

Jednak książka ,,Potwór z Florencji" to nie tylko relacja z kolejnych zbrodni, nie tylko zapis śledztwa. To znacznie więcej. Te zbrodnie i połączone z nimi działania policji i karabinierów obnażają słabość służb i prawdziwą naturę społeczeństwa włoskiego. To wędrówka przez drogę usianą paranoją, spiskami, urażoną dumą oraz zupełną bezsilnością. Właściwie na żadnym etapie nie było prowadzone metodyczne śledztwo, raczej więcej tam chaosu, irracjonalnych teorii czy działań mających na celu dopasowanie dowodów do z góry narzuconej tezy. To śledztwo ciągnęło się przez dziesięciolecia i tylko ośmieszało i podważało kompetencje służb. Pełne jest wątków satanistyczny, masońskich, teorii, które wrzucone w jakąkolwiek powieść, potraktowalibyśmy z przymrużeniem oka, natomiast tutaj były z pełną powagą rozpatrywane na sali sądowej. Ale to też opowieść o włoskim społeczeństwie, pełnym podziałów, klas i zwyczajów. Tu rządzi nieustanne dopatrywanie się czegoś więcej oraz strach o utratę ,,twarzy".

Ten reportaż czyta się lepiej niż nie jedną powieść. To nie tylko mrożąca krew w żyłach opowieść o prawdziwych zbrodniach i mordercy, który nigdy nie został schwytany ale także opowieść o ludziach i mieście. To Florencja obok Potwora jest głównym bohaterem. To ona pokazuje swoje odmienne, mniej spektakularne oblicze. To ona stała się barometrem poprzez który widać stan włoskich służb, ich bezsilność i szaleństwo, które rodzi się w samym ich centrum. Miała to być prosta powieść non-fiction, jest bardzo celny i zdumiewający reportaż o tym jak swobodnie można manipulować faktami i nigdy nie dojść do prawdy. Polecam!

 p.s. WYZWANIE 2024 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 65,6 cm  - 3,3  cm = 62,3 cm. 

środa, 19 czerwca 2024

,,Zauroczenie" Margit Sandemo

Tytuł oryginału: Trollbundet

 Od dosyć dawna chodziła za mną myśl, żeby wrócić do ,,Sagi o Ludziach Lodu", którą po raz pierwszy czytałam prawie dwadzieścia lat (!!!) lat temu jako nastolatka. Nawet kiedyś zaczęłam czytać ponownie sagę (dziesięć lat temu !!!) ale w sumie nie wiem dlaczego przerwałam po kilku tomach. Teraz mam plan rozłożony na dłuższy czas i ambitny cel przeczytać ponownie całość i sprawdzić jak dziś, jako dorosły człowiek, odbieram ten najbardziej kultowy przejaw popkulturowy początków lat 90tych. Bo co tu dużo mówić! Kiedyś Sagę czytały miliony. Sama pamiętam mamę i ciocię, które czekały na kolejne tomy w kiosku a potem tomiki wędrowały z rąk to rąk. Bo mimo, że ten cykl to ,,disco polo literatury" to jednak ma to coś, a przynajmniej miał w latach 90tych gdy rozpalał wyobraźnię.

Pierwszy tom zaczyna się jesienią 1581 roku gdy młodziutka, wygłodniała i zmęczona Silje znajduje dwójkę dzieci. Przygarnia je i zapewnia opiekę, nie zdając sobie sprawy, że to odmieni jej życie. Wkrótce także napotyka tajemniczego mężczyznę. Zanim otoczy ją opieką, oczekuje że dziewczyna wyświadczy mu przysługę i uratuje skazanego na śmierć młodzieńca. Ten splot wydarzeń otwiera Silje drogę do tajemniczego świata ludzi wyklętych i zapomnianych przez świat - Doliny Ludzi Lodu. Jednak to zaledwie wstęp do poznania historii Tengela Złego i jego potomków.

,,Zauroczenie" otwiera cały cykl i zaledwie delikatnie nakreśla mitologię, która stanie u podstaw całej historii. Tutaj mamy głównie historię rodzącego się uczucia pomiędzy Silje i Tengelem Dobrym. Jego walkę z samym sobą aby nie ulec i nie złamać przysięgi, którą złożył sam przed sobą. W tym tomie jeszcze nie dzieją się rzeczy dziwne ani tajemnicze ale już czuć ich przedsmak. Umiejętnie nadawany jest klimat i rozbudzana ciekawość tego co dopiero ma nadejść. Bardzo pobieżnie nakreślony jest kontekst, bo patrzymy na świat oczami Silje a ona jeszcze nie poznała prawdziwych zagrożeń jakie niesie ze sobą dziedzictwo Ludzi Lodu. Póki co jest zaledwie młodziutką, rezolutną, odważną dziewczyną, która dzielnie mierzy się z przeciwnościami oraz walczy o miłość ukochanego. 

1. Zauroczenie

 p.s. WYZWANIE 2024 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 67,3 cm - 1,7  cm = 65,6 cm.

poniedziałek, 17 czerwca 2024

,,Róże i fiołki" Gry Kappel Jensen

Tytuł oryginału: Roser og violer

 Akademia Rosenholm to nietypowa szkoła. Nie uczą tam języków obcych, algebry czy typowej historii. To miejsce gdzie trafiają cztery młode dziewczyny po to by rozwijać ukryte w nich talenty. Dla Kristine, jednej z nich miejsce to będzie szokiem bo wychowana przez bardzo konserwatywnych rodziców, odkrywa świat, który jest zaprzeczeniem tego co przekazywano jej przez lata. Tylko Kamille, kolejna z czwórki, dorastała u boku matki, która sama była absolwentką Rosenholm. Jednak akademia to nie tylko miejsce gdzie zdobywają magiczną, pradawną wiedzę i rozwijają swoje wewnętrzne talenty. Dziewczęta szybko odkryją, że przed laty doszło w murach szkoły do tragedii a one spróbują odkryć co dokładnie się wydarzyło i zapobiec temu co się zbliża.

Początkowo gdy zaczęłam czytać ,,Róże i fiołki" miałam silne poczucie, że ta historia mocno przypomina ,,Gothikanę", którą czytałam rok temu. Ten sam motyw wyobcowanej dziewczyny wkraczającej w mury gotyckiej twierdzy, pełnej tajemnic by poznać świat z zupełnie innej strony. Podobny motyw zakazanego związku pomiędzy uczennicą a nauczycielem (tutaj jednak w wersji bardzo delikatnej i raczej romantycznej niż erotycznej) oraz zło czające się od lat w murach akademii, które powróci. Jednak to tylko pierwsze wrażenie bo ,,Róże i fiołki" to zdecydowanie lżejsza i bardziej młodzieżowa opowieść. Tak, przesycona magią i tajemnicą oraz czającym się w tle nadprzyrodzonym zagrożeniem opowieść ale także historia rodzących się przyjaźni, pierwszych zauroczeń i szukania własnej tożsamości. Jej dodatkowym walorem jest ukierunkowanie na mitologię skandynawską co nadaje jej mroczniejszy, bardziej dziki klimat.

,,Róże i fiołki" to opowieść skierowana do nastolatek i trochę żałuję, że nie było takich opowieści gdy sama miałam 15-16 lat. Ma ona wszystko by wpasować się w gust tej grupy. Każda z bohaterek jest inna i prezentuje inną postawę ale zdecydowanie wpisuje się w nastoletnie schematy, jednak razem mogą wszystko. Nieuniknione jest skojarzenie z ,,Pretty Little Liars" jednak w otoczce czarnej magii i tajemnic, które zdecydowanie nie są z tego świata. Motyw dark academy rozgościł się na dobre w literaturze i w sumie się nie dziwię. ,,Róże i fiołki" mają w sobie to coś. Mogą rozbudzić wyobraźnie, wywołać dreszczyk emocji, odkryć zupełnie inne oblicze magii oraz finalnie zupełnie zaskoczyć. I nawet ja, mimo, że widziałam mnóstwo schematów i nawiązań, bawiłam się świetnie i o to przede wszystkim przecież chodzi. 

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Books4Ya!

 

 

 p.s. WYZWANIE 2024 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 69,8 cm - 2,5  cm = 67,3 cm.

wtorek, 11 czerwca 2024

,,The Spanish Love Deception" Elena Armas

Tytuł oryginału: The Spanish Love Deception

 Catalina ma problem! Spory problem! Za miesiąc leci do Hiszpanii na ślub siostry. Świadkiem pana młodego jest jej były, szczęśliwie świeżo zaręczony. Dlatego Catalina dumnie oświadczyła rodzinie, że ona też przyjedzie z chłopakiem, którego ... nie ma. Przypadek sprawia, że całą rozmowę słyszy Aaron, jej pracowe nemesis. Od dwóch lat drą nieustannie koty i oficjalnie wszyscy wiedzą, że oni za sobą nie przepadają i różnią się jak dzień i noc. Wspólna wyprawa na wesele wydaje się być zapowiedzią totalnej katastrofy. Jednak nie byłby to dobry romans, gdyby coś się nie zmieniło. Trzy dni wesela wywrócą do góry nogami ich relację i ujawnią wiele nieoczekiwanego i zaskakującego.

Jako dziecko początku lat 2000 wychowane na komediach romantycznych Susan Elizabeth Phillips, Meg Cabot i innych spod znaku starego Ambera mam jeden najważniejszy zarzut. Czemu to jest takie rozwleczone i przegadane? Ta komedia ma w sobie wiele uroku, momenty lekkości i humoru oraz spore pokłady romantyczności, którego są tłumione przez miliony zupełnie bezsensownych, rozdmuchanych przemyśleń, powtarzających się w kółko co kilka stron. Domyślam się, że miało to pogłębić warstwę psychologiczną, próbować pokazać że nie jest to kolejna głupiutka historia oparta na motywie ,,od nienawiści do miłości" ale także opowieść poruszająca m.in temat seksizmu w pracy czy nierówności w ocenie zachowań mężczyzn i kobiet. I to jest fajne, jednak można by to zrobić prościej, łatwiej i bardziej naturalnie. Przez ponad sto stron czekałam na coś co mnie przekona do tej historii a miała to być odskocznia i pozytywna opowieść na weekend. I taka w końcu była, chociaż rozkręcanie trwało zdecydowanie za długo.

Finalnie odbieram ,,The Spanish Love Deception" pozytywnie. Ta historia ma potencjał. Gdy już się rozkręci jest zabawna, romantyczna, okraszona idealną ilością pikanterii i seksowności bez przekraczania granicy erotyku, mimochodem dotyka ważnych problemów społecznych ale przede wszystkim pokazuje rodzącą się relację między dwojgiem pozornie różnych ludzi. To może być opowieść, która wywoła uśmiech na twarzy (o ile najpierw nie zaśniecie) i dreszczyk emocji oraz ekscytacji. W sumie tego się oczekuje od takich książek więc jest prawie idealnie. 

 

 p.s. WYZWANIE 2024 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 73,3 cm - 3,5  cm = 69,8 cm.

niedziela, 9 czerwca 2024

,,Jak się nie nudzić na emeryturze?" Stanisław Mędak


 Przyznam, że sięgnęłam po tę książkę trochę w ramach żartu bo jednak do emerytury jeszcze mi daleko. Jednak ostatnio mam spory kryzys pracowniczy i myśl, że zamiast pracować mogłabym już mieć to za sobą pojawia się coraz częściej. Dlatego w ramach zaklinania rzeczywistości zdecydowałam się przeczytać znaleziony na Legimi poradnik ,,Jak się nie nudzić na emeryturze?".

Przyznam, że było to ciekawe doświadczenie. Podzielona na jedenaście króciutkich rozdziałów praca bardziej przypomina referat pisany trochę na odczepnego na studia niż rzeczywistą książkę. Jednak autor podsuwa szereg aktywności, które mogą zainteresować osobę, która pożegnała się już z pracą zawodową. Jest i wolontariat, i klub seniora, Uniwersytet Trzeciego Wieku, promuje aktywność fizyczną - tutaj pod postacią tai-chi czy proponuje alternatywne formy uzupełnienia budżetu jak odwrócona hipoteka, zachęca do korzystania z internetu oraz podkreśla że emerytura to nie koniec życia. Są to z pewnością istotne punkty wyjścia dla kogoś, kto radykalnie musi przeorganizować swoje życie i znaleźć alternatywę dla pracy, która jeszcze chwilę temu zajmowała mu cały czas.

Poradnik ma sporo zalet i w pewien sposób spełnia swoją funkcję - daje wskazówki i pokazuje możliwości, co nie zmienia faktu, że jest bardzo powierzchowny i już trochę widać na nim upływ czasu. Napisany pod koniec pierwszej dekady XXI wieku ma zupełnie inną perspektywę jeśli chodzi między innymi o korzystanie z Internetu czy podejście do finansów. Niektóre pomysły zawarte w pracy mogą być inspiracją ale wydaje mi się, że i tak sporo brakuje. Mam wrażenie, że praca kierowana jest do zdecydowanie starszej grupy społecznej niż obecni 60latkowie, którzy z wieloma aktywnościami są już całkiem nieźle zaznajomieni (co może potwierdzić przykład moich rodziców, którzy właśnie wchodzą w wiek emerytalny). Tak naprawdę tej pracy brakuje jakiejś innowacyjności czy pomysłowości, jest zebraniem najbardziej oczywistych pomysłów, pozbawioną czegoś głębszego i bardziej personalnego.

sobota, 8 czerwca 2024

,,Zaginiony sztetl" Max Gross

 

Tytuł oryginału: The Lost Shtetl

W pewnym żydowskim sztetlu, gdzieś na obrzeżach Polski, Pasza Lindauer podejmuje jednoznaczną decyzję. Chce rozwodu! Nie było to coś nowego w Kreskolu, ale jednak mimo wszystko małżeństwo trzeba ratować. Jednak młoda kobieta jest nieprzejednana i finalnie do rozwodu doprowadza. Jednak jej mąż nie jest tym, delikatnie mówiąc, zachwycony. Gdy zaraz po rozwodzie znika Pasza, a zaraz po niej Ismael, społeczność Kreskolu jest pewna - doszło do zbrodni i potrzebna jest policja. Starszyzna wysyła młodego chłopaka, Jankiela, z ważna misją dotarcia do najbliższego miasta i zawiadomienia odpowiednich służb. Jakaż jest konsternacja gdy chłopak dotrze do miasta bo ... Kreskol nie istnieje, a przynajmniej nikt przez ostatnie ponad sto lat nie wiedział o jego istnieniu. Ostatni żydowski sztetl, ocalony od Zagłady, staje się szybko sensacją a jego mieszkańcy nadzwyczaj szybko będą musieli zderzyć się z XXI wiekiem.

,,Zaginiony sztetl" to pełna humoru opowieść o Żydach, pozwalająca zerknąć za zasłonę i zobaczyć zupełnie inny, obecnie już nie istniejący świat. Zderzenie mieszkańców Kreskolu z współczesnością, wbrew pozorom przeszło całkiem bezboleśnie jednak wywołało całą lawinę zdarzeń, która odmieniła życie kilku z nich. Autor z lekkością opowiada o tradycjach i mentalności żydowskiej, jednak z pewnym rozczulającym sarkazmem. Z humorem pokazuje tradycyjny, zamknięty sztetl, pełen reguł, hierarchii i utartych przekonań, który nagle zostaje postawiony na głowie a jego najważniejszym bohaterem, zostanie chłopak, znajdujący się na końcu drabiny społecznej, mamzer (bękart). Jest absurdalnie, śmiesznie ale i dramatycznie oraz ... romantycznie. Współczesny świat stanie się dla mieszkańców Kreskolu źródłem zachwytu, zachłyśnięcia się nieoczekiwaną sławą i chwilowym bogactwem ale i rozczarowania.

Powieść Maxa Grossa ma w sobie ogromne pokłady humoru ale i refleksji nad tym, jak mógłby wyglądać świat, gdyby nie doszło do Holokaustu. Pod przykrywką lekkiej, absurdalnej, przygodowej historii, kryje się coś większego - opowieść o tradycyjnym świecie, który zniknął na zawsze. Gross na chwilę, przywraca do Polski żydowską społeczności i w barwny sposób o niej opowiada, co wręcz kipi egzotyką. ,,Zaginiony sztetl" to powieść unikalna, pomysłowa, zabawna i nieoczywista. Polecam!

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Finebooks!

 

 

 p.s. WYZWANIE 2024 - Przeczytaj tyle ile masz wzrostu: 76,2 cm - 2,9  cm = 73,3 cm.