
Wróciłam obecnie sięgając po powieść ,,Wszyscy mamy tajemnice". Jak na ironię jest to wieńcząca cykl książka. Czytając z pewnej perspektywy widzi się schematyzm, zagrania pod czytelnika, pewien komercjalizm. Myron i Win są jak stary wujkowie, który za każdym razem opowiadają te same kawały i serwują te same dobrze znane opowieści, ich działania są przewidywalne i nie bardzo widać aby coś się w ich rzeczywistości zmieniło. Ale wiecie co? Chrzanić to wszystko.
Coben to przede wszystkim świetna rozrywka. I nawet gdy podąża schematem od A do Z, udaje mu się wcisnąć coś co sprawia, że szczęka nam opada. Bohaterowie się nie zmieniają? Po co? Najlepsi są tacy jacy są. Już zaczynając czytać wiemy, że wszystko w jakiś sposób się rozwiąże. Poobijani dotrą do końca. Zleją złych i uratują dobrych. To jest najlepsze.
Trochę inaczej jest tutaj. Po raz pierwszy chyba wchodzimy tak głęboko w życie Myrona. Nic nie jest proste i logiczne. Wychodzą na jaw skrywane rodzinne tajemnice i sprawa bardzo mocno zaważy na życiu wielu osób. Dużo się dzieje i do końca nie wiadomo jak to się skończy. Zaserwowano nam bardzo mocny finał w ostatnim tomie.