Przyznaję, że w ten weekend nie istniałam dla świata i nawet nie wiem jak to się stało. Otworzyłam książkę w autobusie a potem świat wykreowany przez Carlę Montero tak bardzo mnie pochłonął, że gdy skończyłam zorientowałam się, że jest niedziela.
Początek XX wieku, tak do wybuchy I wojny światowej zawsze mnie
fascynował. Miał swój niepowtarzalny urok, otoczkę romantyczności,
galanterii przetykaną nowoczesnością i przebłyskami ogromnym zmian jakie
zaczną zachodzić w świecie. Autorce całkiem zgrabnie udało się to
wszystko uchwycić w powieści ,,Wiedeńska gra" - dodała aferę
szpiegowską, szczyptę Orientu, wątek miłosny i powstała lektura, którą
się pochłania. Przyznaję, że w pewnym momencie zwroty akcji mnie
zaskoczyły. Tak samo jak wzajemne relacje między bohaterami. Cóż,
stanowi to tylko plus.Oprócz zalet, niestety w niektórych momentach widać, że jest to debiutancka powieść: za szybkie przejścia między wątkami, w pewnych momentach nie do końca wiedziałam o co chodzi, pewna naiwność fabularna. Ale nie jest to jakieś bardzo rażące. Mimo wszystko polecam, szczególnie gdy szuka się lekkiej lektury na weekend.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz