piątek, 3 października 2014

Stary Ekspres Patagoński



,,Wsiąść do pociągu byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet. Ściskając w ręku kamyk zielony patrzeć jak wszystko zostaje w tyle..”

Ten fragment piosenki wyjątkowo dobrze oddaje klimat powieść ,,Stary Ekspres Patagoński” Paula Theroux. Książka zaczyna się nad wyraz zwyczajnie: ot, wychodzi facet z domu i wsiada do metra w Bostonie. Jednak metro, którym tysiące ludzi  zdąża do pracy dla niego jest dopiero wstępem do wielkiej podróży wzdłuż obu Ameryk. Paul wybiera przede wszystkim pociągi: czasem stare, zdezelowane, poruszające się ślimaczym tempem po niestabilnych torach w jeszcze bardziej niestabilnych krajach. Jego zachowanie w nich nie różni się bardzo od tego co znamy: pije, śpi, czyta i obserwuje krajobraz za oknem oraz współtowarzyszy podróży.

Akcja tak jak stary pociąg posuwa się powoli. Za oknem zmieniają się krajobrazy. Od zasypanego śniegiem Bostonu, tropikalną Amerykę Środkową, górzyste Andy aż po upragniony ,,koniec świata” – Patagonię. Zmieniają się otaczający go ludzie: jedni są dowcipni, dumni ze swego pochodzenia i kraju, inni – sterani życiem biedacy, nie oczekujący od życia już niczego więcej. Spotyka też innych podróżników – czasem naiwnych, czasem głupich, czasem podróżujących bez celu. Jest to świetne studium antropologiczno - społeczne Ameryk końca lat siedemdziesiątych.

Ostatnio zdarzało mi się kilkakrotnie sięgać po powieści podróżnicze, które miały opowiadać o niezwykłych miejsca i ludziach tam żyjących. Ta akurat powieść niespecjalnie wpisuje się w te ramy. Szczerze, opis Patagonii jest chyba najkrótszy w całej ponad 500-stronnicowej powieści. A tytuł sugeruje, że akurat to miejsce będzie kluczowe dla całej akcji. I w pewnym sensie tak jest.
             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz