Tytuł oryginału: On the road
Nie tak dawno temu czytałam fabularyzowany reportaż Johna Krakauera ,,Wszystko za życie" poświęcony Chrisowi McCandlessowi. Chłopak porzucił zwyczajne życie by ŻYĆ. Wtedy pisałam, że reprezentuje on postawę, której nie rozumiem chociaż po cichu podziwiam. Powieść ,,W drodze" Jack Kerouaca wpisuje się w podobny schemat, także opowiada o szaleńczej pogoni za wolnością, szczęściem, przygodą, miłością.
Główny bohaterem, początkujący pisarz Sal Paradise razem z przyjacielem Deanem Moriarty'm przemierza Stany Zjednoczone w latach tuż po zakończeniu XX-ej wojny światowej. Świat i Stany dochodzi do siebie a bohaterowie wyruszają w szaleńczą eskapadę, która tak naprawdę nie ma jednoznacznego celu. Chcą przeżyć przygodę, doświadczyć czegoś innego, łapać dzień, bawić się i gonić za złudnymi uczuciami. Ich wyprawa to jedno wielkie szaleństwo, dyktowane przez impulsy i nagle podrygi, nacechowane brakiem odpowiedzialności, lekkomyślnością i zupełnym egoizmem. Bohaterowie pakują się w kłopoty, szaleją, piją i kochają do upadłego nie zwracając zupełnie uwagi na innych ani na to, że ich działania mogą ranić innych.
W pewien sposób rozumiem, dlaczego ta powieść cieszy się statusem kultowej. Mówi o czymś, co gdzieś podskórnie tkwi w każdym z nas. Nie ważne jak odpowiedzialni jesteśmy, jak terminowo płacimy rachunki, jak regularnie odwiedzamy lekarza, jak dokładnie planujemy przyszłość. W każdym z nas tkwi pragnienie by choć raz rzucić wszystko za siebie, wsiąść w samochód i nie oglądać się na nic. Każdy choć przez chwilę chciałby poczuć wiatr we włosach, wierzyć że zawsze znajdzie się miejsce gdzie można się przespać i coś zjeść. Po prostu żyć i nic nie planować, bawić się i wiecznie szukać swojego miejsca na ziemi. Ta powieść obrazuje te naiwne marzenia w najbardziej pierwotnej formie. Można nad nimi tylko uśmiechnąć się z politowaniem lub zdenerwować, że ktoś pozwala na wydawanie takich bzdur. Ale można też z perspektywy fotela przez chwilę poczuć ten zew, który pcha szaleńczych marzycieli w świat a potem po prostu otulić się kocem i pomyśleć, że zwykłe, proste życie też ma swoje plusy.
Główny bohaterem, początkujący pisarz Sal Paradise razem z przyjacielem Deanem Moriarty'm przemierza Stany Zjednoczone w latach tuż po zakończeniu XX-ej wojny światowej. Świat i Stany dochodzi do siebie a bohaterowie wyruszają w szaleńczą eskapadę, która tak naprawdę nie ma jednoznacznego celu. Chcą przeżyć przygodę, doświadczyć czegoś innego, łapać dzień, bawić się i gonić za złudnymi uczuciami. Ich wyprawa to jedno wielkie szaleństwo, dyktowane przez impulsy i nagle podrygi, nacechowane brakiem odpowiedzialności, lekkomyślnością i zupełnym egoizmem. Bohaterowie pakują się w kłopoty, szaleją, piją i kochają do upadłego nie zwracając zupełnie uwagi na innych ani na to, że ich działania mogą ranić innych.
W pewien sposób rozumiem, dlaczego ta powieść cieszy się statusem kultowej. Mówi o czymś, co gdzieś podskórnie tkwi w każdym z nas. Nie ważne jak odpowiedzialni jesteśmy, jak terminowo płacimy rachunki, jak regularnie odwiedzamy lekarza, jak dokładnie planujemy przyszłość. W każdym z nas tkwi pragnienie by choć raz rzucić wszystko za siebie, wsiąść w samochód i nie oglądać się na nic. Każdy choć przez chwilę chciałby poczuć wiatr we włosach, wierzyć że zawsze znajdzie się miejsce gdzie można się przespać i coś zjeść. Po prostu żyć i nic nie planować, bawić się i wiecznie szukać swojego miejsca na ziemi. Ta powieść obrazuje te naiwne marzenia w najbardziej pierwotnej formie. Można nad nimi tylko uśmiechnąć się z politowaniem lub zdenerwować, że ktoś pozwala na wydawanie takich bzdur. Ale można też z perspektywy fotela przez chwilę poczuć ten zew, który pcha szaleńczych marzycieli w świat a potem po prostu otulić się kocem i pomyśleć, że zwykłe, proste życie też ma swoje plusy.
Bardzo się cieszę, że mogę podzielić się z nami swoimi doświadczeniami. Nazywam się Brenda i byłam szczęśliwa. Dopóki mój mąż nie powiedział, że go zdradzam, wtedy oboje zostaliśmy dokuczliwymi parami, nie mógł w to uwierzyć, ani nie zaufał moim słowom, więc złożyliśmy wniosek o rozwód, później zostaliśmy rozdzieleni i ślubowaliśmy, że nigdy się nie pogodzimy. Długo próbowałem iść dalej, ale nie mogłem pozostać bez niego, więc zacząłem poszukiwania powrotu męża, a potem skierowano mnie do Dr.IZOYA. Świetny człowiek, którego spotkałem, rzucił zaklęcie miłosne i zmusił mojego męża do powrotu w ciągu 24 godzin. dzięki temu jestem tutaj, aby udostępnić kontakt dr IZOYA, skontaktować się z nim poprzez drizayaomosolution@gmail.com. Jest naprawdę potężny i specjalizuje się w następujących sprawach ...
OdpowiedzUsuń(1) Kochaj zaklęcia wszelkiego rodzaju. (2) Przestań rozwodzić się. (3) Zakończ jałowość. (4) Potrzebujesz pomocy duchowej.